Seven Up
Seven Up читать книгу онлайн
Zadanie odnalezienia gangstera Eddiego DeChoocha nie jest ?atwe – zw?aszcza gdy w spraw? wci?gni?ci s? dwaj sympatyczni nieudacznicy: Walter "Ksi??yc" Dunphy i Dougie "Diler" Kruper. Okazuje si?, ?e chodzi o co? wi?cej ni? tylko o przemyt papieros?w i kiedy obaj znikaj?, Stephanie Plum prosi o pomoc Komandosa. Ten za? stawia warunek: sp?dzenie nocy z nasz? bohaterk?. Gdy Eddie uprowadza babci? Stephanie, ?adn? przyg?d, energiczn? starsz? pani?, sytuacja komplikuje si? coraz bardziej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wybuchnęłam śmiechem. Naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Morelli zawsze lekko traktował groźby i przepowiednie swej babki.
Obejrzeliśmy Rangersów, wyprowadziliśmy Boba i wpełzliśmy do łóżka.
Trach. Szur, szur. Trach.
Popatrzyliśmy po sobie. To Bob buszował, zrzucając z szafki talerze i szukając resztek jedzenia.
– Jest głodny – zauważył Morelli. – Może trzeba by go zamknąć z nami w sypialni, żeby nie zżarł krzesła.
Morelli wstał z łóżka i po chwili wrócił z Bobem. Zamknął drzwi na klucz i wskoczył z powrotem do łóżka. Bob wskoczył razem z nim, okręcił się wokół własnej osi pięć czy sześć razy, podrapał pazurami kołdrę i poobracał się jeszcze trochę, wyraźnie zbity z tropu.
– Cwaniak z niego – powiedziałam. – W sensie prehistorycznym.
Bob wykonał jeszcze kilka obrotów, a następnie wpakował się klinem między mnie a Morellego. Złożył swój wielki łeb na rogu poduszki Joego, westchnął z zadowoleniem i natychmiast zasnął.
– Musisz załatwić sobie większe łóżko – zauważył Morelli.
Nie musiałabym też martwić się zbytnio o antykoncepcję.
Morelli zlazł z łóżka o bladym świcie.
Otworzyłam oko.
– Co robisz? Ledwie świta.
– Nie mogę spać. Bob się rozpycha. Przyrzekłem poza tym weterynarzowi, że zmuszę go do wysiłku, idziemy więc pobiegać.
– To miłe.
– Wstawaj.
– Nie ma mowy.
– To ty mi załatwiłaś tego psa. I teraz ruszysz tyłek z łóżka i pobiegasz z nami.
– Nie zrobiłabym tego, nawet gdyby zajęło się ogniem.
Morelli złapał mnie za kostkę i ściągnął z łóżka.
– Nie zmuszaj mnie do brutalności – ostrzegł.
Staliśmy oboje, patrząc na Boba. Tylko on został jeszcze w łóżku. Wciąż trzymał łeb na poduszce, ale nie wyglądał na zadowolonego. To nie był ranny ptaszek. Ani typ atlety.
– Wstawaj – nakazał Morelli.
Bob zacisnął powieki, udając głęboki sen. Morelli spróbował wyciągnąć Boba z łóżka i Bob zawarczał głucho. Widać było, że nie żartuje.
– Cholera – zaklął Morelli. – Jak mam sobie z nim poradzić? Jak mam go zmusić, żeby narżnął o tej porze na trawnik Joyce?
– Wiedziałeś o tym?
– Gordon Skyer mieszka naprzeciwko. Grywam z nim w squasha.
– Ja przekupuję Boba żarciem. Morelli poszedł do kuchni i wrócił z torebką marchewki.
– Zobacz, co znalazłem – powiedział. – Masz w lodówce zdrową żywność. Jestem pod wrażeniem.
Nie chciałam psuć mu dobrego nastroju, ale marchewki były dla Reksa. Osobiście lubię marchewki tylko wtedy, kiedy są przysmażone w cieście naleśnikowym albo stanowią składnik ciasta z mnóstwem kremu.
Morelli podsunął marchewkę Bobowi, a Bob spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: Chyba żartujesz.
Zrobiło mi się żal Joego.
– No dobra, ubierzmy się i zacznijmy przestawiać garnki w kuchni – zaproponowałam. – Bob się nie oprze.
Pięć minut później byliśmy gotowi do wyjścia, a Bob miał na szyi obrożę z przypiętą smyczą.
– Zaczekaj – powiedziałam. – Nie możemy wyjść i zostawić serca na pastwę losu. Ludzie regularnie się do mnie włamują.
– Jacy ludzie?
– Przede wszystkim Benny i Ziggy.
– Ludzie nie mogą ot, tak sobie, wchodzić do twojego mieszkania. To niezgodne z prawem. To włamanie i naruszenie terenu prywatnego.
– Nic wielkiego – uspokoiłam go. – Na początku człowiek jest trochę zaskoczony, ale potem się przyzwyczaja. A serce zostawimy u pana Morgensterna. To ranny ptaszek.
Wyjęłam serce z lodówki i poszliśmy do pana Morgensterna.
– Moja zamrażarka coś szwankuje – poinformowałam go. – Nie chcę, żeby się rozmroziło. Może pan to przechować do obiadu?
– Pewnie – odparł. – Wygląda jak serce.
– Nowa dieta. Raz na tydzień trzeba zjeść całe serce.
– Coś podobnego. Może też powinienem tak robić. Ostatnio czułem się nieco ociężały.
Morelli czekał już na parkingu. Biegał w miejscu. Bob zaś miał zadowoloną minę i cieszył się, że jest na świeżym powietrzu.
– Ma pusty brzuch? – spytałam.
– Dopilnowałem tego.
Morelli i Bob ruszyli żwawo do przodu, a ja powlokłam się za nimi. Mogę przejść pięć kilometrów w szpilkach i zamęczyć Morellego na śmierć podczas zakupów, ale nie biegam wyczynowo. Może gdyby chodziło o sprint do sklepu, gdzie wyprzedają torebki damskie…
Powoli zostawałam w tyle. Kiedy Morelli i Bob zniknęli za rogiem, udałam się do piekarni Ferraro. Kupiłam sobie ciastko zbożowe z migdałami i ruszyłam leniwym krokiem w stronę domu, jedząc po drodze. Byłam już prawie na parkingu, kiedy zobaczyłam Joego i Boba, jak cwałują wzdłuż St. James. Natychmiast zaczęłam biec i ciężko dyszeć.
– Gdzie się podziewaliście, chłopaki? – spytałam. – Zgubiłam was.
Morelli pokiwał z obrzydzeniem głową.
– Jakie to smutne. Masz cukier puder na koszuli.
– Musiał spaść z nieba.
– Żałosne – oświadczył Morelli.
W holu natknęliśmy się na Ziggy'ego i Benny'ego.
– Widzę, że uprawiacie jogging – zauważył Ziggy. – To bardzo zdrowe. Wszyscy ludzie powinni to robić.
Morelli położył dłoń na piersi Ziggy'ego, by go zatrzymać.
– Co tu robicie?
– Przyszliśmy zobaczyć się z panną Plum, ale nie zastaliśmy jej.
– Stoi teraz przed wami. Chcecie z nią pogadać?
– Pewnie – odparł Ziggy. – Smakował ci dżem?
– Jest doskonały. Dzięki.
– Nie włamaliście się przed chwilą do jej mieszkania, prawda? – upewnił się Morelli.
– Nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili – oświadczył uroczyście Benny. – Mamy dla niej zbyt wiele szacunku. Prawda, Ziggy?
– Tak, zgadza się – potwierdził Ziggy. – Ale moglibyśmy, gdybyśmy tylko chcieli. Dłonie mam nadal sprawne.
– Miałeś okazję rozmawiać z żoną? – spytałam Benny'ego. – Jest w Richmond?
– Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem. Jest teraz w Norfolk. Powiedziała, że wszystko się dobrze układa. Rozumiesz, że cała ta historia jest bardzo kłopotliwa dla wszystkich zainteresowanych.
– Prawdziwa tragedia. Jeszcze jakieś nowiny z Richmond?
– Niestety, nie.
Benny i Ziggy podreptali do windy, a ja i Morelli ruszyliśmy za Bobem do mojej kuchni.
– Byli tu, co? – domyślił się Morelli.
– Tak. Szukali serca. Żona Benny'ego robi mu z życia piekło.
Morelli odmierzył porcję żarcia dla Boba. Bob ją pochłonął i poprosił wzrokiem o więcej.
– Przykro mi, kolego – rozłożył ręce Morelli. – Tak to jest, kiedy się tyje.
Wciągnęłam brzuch, odczuwając wstyd z powodu ciastka. W porównaniu z Morellim byłam krową. Morelli miał mięśnie brzucha jak deska. Morelli mógł robić pompki. Mnóstwo pompek. W wyobraźni też mogłam robić pompki. W rzeczywistości pompki plasowały się tuż za rozkoszą joggingu.