Seven Up
Seven Up читать книгу онлайн
Zadanie odnalezienia gangstera Eddiego DeChoocha nie jest ?atwe – zw?aszcza gdy w spraw? wci?gni?ci s? dwaj sympatyczni nieudacznicy: Walter "Ksi??yc" Dunphy i Dougie "Diler" Kruper. Okazuje si?, ?e chodzi o co? wi?cej ni? tylko o przemyt papieros?w i kiedy obaj znikaj?, Stephanie Plum prosi o pomoc Komandosa. Ten za? stawia warunek: sp?dzenie nocy z nasz? bohaterk?. Gdy Eddie uprowadza babci? Stephanie, ?adn? przyg?d, energiczn? starsz? pani?, sytuacja komplikuje si? coraz bardziej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Trzymałam pojemnik jak coś niezwykle cennego, przyciskając go obiema rękami do piersi. Lula wciąż paradowała w skórzanym rynsztunku. Ja miałam wysokie buty, dżinsy, podbite oko i przenośną lodówkę. Ludzie wpadali na gabloty z towarem i manekiny, gapiąc się na nas.
Pierwsza zasada łowcy nagród… nie rzucać się w oczy.
Kiedy odezwała się moja komórka, omal nie upuściłam pojemnika. To był Komandos.
– Co ty, u diabła, wyprawiasz? Tak się rzucasz w oczy, że łazi za tobą bezustannie ochroniarz. Myśli pewnie, że masz bombę w pojemniku.
– Jestem trochę zdenerwowana.
– Nic dziwnego!
I rozłączył się.
– Posłuchaj – zwróciłam się do Luli. – Może zafundujemy sobie po kawałku pizzy i trochę ochłoniemy przed akcją?
– Dobry pomysł. I tak nie podobają mi się żadne buty. O wpół do siódmej opróżniłam pojemnik z roztopionego lodu i poprosiłam chłopaka w pizzerii o świeży. Dał mi pełen kubek.
– Potrzebuję do lodówki – wyjaśniłam. – Muszę mieć więcej.
Popatrzył na pojemnik.
– Obawiam się, że nie wolno mi dać pani więcej.
– Jak pan nie da nam lodu, nasze serce szlag trafi – oświadczyła Lula. – Musimy utrzymywać je w niskiej temperaturze.
Chłopak znów spojrzał na pojemnik.
– Wasze serce?
Lula zdjęła pokrywę i pokazała mu serce.
– Ja pieprzę – powiedział. – Bierzcie lodu, ile chcecie.
Napełniłyśmy pojemnik do połowy, by serce wyglądało ładnie i świeżo na swym nowym lodowym łożu. Potem poszłam do damskiej toalety i włączyłam nadajnik.
– Próba – powiedziałam. – Słyszysz mnie?
W sekundę później odezwała się moja komórka.
– Słyszę cię – odpowiedział Komandos. – Słyszę też kobietę w kabinie obok.
Zostawiłam Lulę w pizzerii i poszłam pod dom towarowy. Usiadłam na ławeczce z pojemnikiem na kolanach i komórką w kieszeni kurtki, tak żebym mogła bez trudu po nią sięgnąć.
Dokładnie o siódmej usłyszałam jej sygnał.
– Jesteś gotowa na instrukcje? – spytał DeChooch.
– Gotowa.
– Podjedź do pierwszego wiaduktu w kierunku południowym przy trasie numer jeden…
W tym momencie poklepał mnie po ramieniu ochroniarz.
– Przepraszam panią, ale muszę poprosić o ujawnienie zawartości tego pojemnika – powiedział.
– Kto tam jest? – dopytywał się DeChooch. – Kto to jest?
– Nikt – odparłam. – Przekazuj instrukcje.
– Proszę odsunąć się od pojemnika – nakazał ochroniarz. – Natychmiast.
Dostrzegłam kątem oka, że nadchodzi jego kolega.
– Posłuchaj – zwróciłam się do DeChoocha. – Mam tu mały problem. Możesz zadzwonić za dziesięć minut?
– Nie podoba mi się to – rzucił DeChooch. – Koniec. Po sprawie.
– Nie! Zaczekaj!
Rozłączył się.
Cholera.
– Co z wami? – spytałam ochroniarza. – Nie widział pan, że rozmawiam przez telefon? To takie ważne, że nie mogło poczekać dwie sekundy? Czego was uczą na kursach ochrony?
Zdążył już wyciągnąć broń.
– Proszę odsunąć się od pojemnika.
Wiedziałam, iż gdzieś z ukrycia obserwuje nas Komandos i że prawdopodobnie dławi się ze śmiechu. Postawiłam lodówkę na ławce i odsunęłam się.
– A teraz proszę wyciągnąć prawą rękę i zdjąć wieko, żebym mógł zajrzeć do środka – powiedział ochroniarz. Zrobiłam, co kazał. Nachylił się i zajrzał do pojemnika.
– Co to, u diabła, jest?
– Serce. Jakiś problem? To niezgodne z prawem zabierać serce do centrum handlowego?
Stali przy mnie już dwaj ochroniarze. Wymienili spojrzenia. Podręcznik zawodu ochroniarskiego nie przewidywał takiej sytuacji.
– Przepraszam, że panią niepokoiliśmy – tłumaczył się strażnik. – Ale ten pojemnik wyglądał podejrzanie.
– Baran – warknęłam, po czym zatrzasnęłam wieko, chwyciłam lodówkę i wpadłam do pizzerii.
– Oho – przywitała mnie Lula. – Jakim cudem masz jeszcze pojemnik? Miałaś dostać babkę.
– Spieprzyło się.
Komandos czekał przy moim harleyu.
– Jeśli kiedykolwiek trzeba będzie dać za mnie okup, to zrób mi tę przyjemność i nie załatwiaj tego osobiście – powiedział. Potem sięgnął pod moją koszulę i wyłączył nadajnik. – Nie martw się. Oddzwoni. Jak mógłby zrezygnować ze świńskiego serca? – Zajrzał do pojemnika. – To naprawdę świńskie serce.
– To ma być serce Louiego D. – wyjaśniłam. – DeChooch usunął je przez omyłkę. A potem jakoś je zgubił w drodze powrotnej do Richmond.
– A ty próbowałaś mu wcisnąć serce świni – powiedział Komandos.
– Było mało czasu – wyjaśniła Lula. – Chciałyśmy załatwić prawdziwe, ale było tylko na specjalne zamówienie.
– Niezły motor – pochwalił Komandos. – Pasuje do ciebie.
Potem wsiadł do samochodu i odjechał.
Lula zaczęła się wachlować.
– Ten mężczyzna jest taki gorący.
Wróciłam do domu i zadzwoniłam do matki.
– Chodzi o babkę – powiedziałam. – Spędzi noc u zaprzyjaźnionej osoby.
– Dlaczego nie zadzwoniła do mnie?
– Chyba uznała, że wystarczy pomówić ze mną.
– Bardzo dziwne. To mężczyzna?
– Tak.
Usłyszałam trzask tłukącego się talerza, a potem matka odłożyła słuchawkę.
Pojemnik stał na blacie szafki kuchennej. Zajrzałam do środka i nie byłam zadowolona z tego, co ukazało się moim oczom. Lód się topił, a serce nie wyglądało za dobrze. Mogłam zrobić tylko jedną rzecz. Zamrozić to cholerstwo. Wyjęłam bardzo ostrożnie serce i przełożyłam do torebki śniadaniowej. Zakrztusiłam się kilka razy, ale nie puściłam pawia, więc byłam bardzo z siebie zadowolona. Potem wsadziłam pakunek do zamrażarki.
Na sekretarce były dwie wiadomości od Joego. Obie brzmiały jednakowo: “Zadzwoń do mnie".
Nie miałam na to wielkiej ochoty. Wiedziałam, że będzie zadawał pytania, na które nie chciałam odpowiadać. Zwłaszcza że interes z sercem zakończył się całkowitą klapą. Jakiś irytujący glos w mojej głowie szeptał bezustannie: Gdyby zaangażowała się w to policja, mogłoby pójść lepiej.
A babka? Wciąż była z Eddiem DeChoochem. Stukniętym, zdesperowanym Eddiem DeChoochem.
Cholera. Wykręciłam numer Joego.
– Musisz mi pomóc – powiedziałam. – Ale nie możesz być gliną.
– Zechcesz to powtórzyć?
– Chcę ci coś powiedzieć, ale musisz obiecać, że zostanie to między nami, a policja się nie dowie.
– Nie mogę tego zrobić.
– Musisz.
– O co chodzi?
– Eddie DeChooch porwał babkę.
– Bez obrazy, ale będzie miał szczęście, jak przeżyje.
– Potrzeba mi towarzystwa. Możesz zostać na noc?
Pół godziny później zjawili się Joe i Bob. Bob spenetrował całe mieszkanie, wąchając siedziska krzeseł, zaglądając do kosza na śmieci, wreszcie drapiąc drzwi lodówki.
– Jest na diecie – wyjaśnił Morelli. – Był dziś na szczepieniu i weterynarz powiedział, że jest za gruby.
Potem Morelli włączył telewizor i znalazł kanał, gdzie grali Rangersi.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć? – spytał.
Wybuchnęłam płaczem.
– On ma babkę, a ja to schrzaniłam. I teraz się boję. Nie odezwał się. Co będzie, jeśli ją zabił?
Łkałam bez opamiętania. Nie mogłam przestać. Zanosiłam się głupim, rozpaczliwym szlochem, aż zaczęło mi lecieć z nosa, a twarz spuchła i poczerwieniała.
Morelli otoczył mnie ramionami.
– Jak to schrzaniłaś?
– Miałam serce w pojemniku i strażnik mnie zatrzymał, a potem DeChooch się wyłączył.
– Serce?
Pokazałam palcem kuchnię.
– Jest w zamrażarce.
Morelli puścił mnie i podszedł do lodówki. Usłyszałam, jak otwiera drzwi. Upłynęła chwili ciszy.
– Masz rację – powiedział. – W zamrażarce jest serce.
Potem drzwi lodówki zamknęły się cicho.
– To świńskie serce – wyjaśniłam.
– Cóż za ulga.
Opowiedziałam mu wszystko.
Problem z Morellim polega na tym, że trudno go rozgryźć. Najpierw był cwanym dzieciakiem, potem stukniętym nastolatkiem. Przypuszczam, że zgodnie z tradycją. Mężczyźni z rodu Morellich znani są z trudnego charakteru. Ale potem, gdzieś około dwudziestki, Morelli zaczął się wyłamywać z tego schematu. I teraz trudno powiedzieć, kiedy zaczyna się nowy Morelli, a kończy dawny.
Podejrzewałam, że ten nowy uzna pomysł z wciskaniem świńskiego serca Eddiemu DeChoochowi za coś kretyńskiego. Co więcej, podejrzewałam, że cała ta historia rozbudzi tylko jego obawy co do ożenku z absolutną idiotką.
– Sprytnie zagrałaś z tym świńskim sercem – pochwalił Morelli.
O mało nie spadłam z kanapy.
– Gdybyś zadzwoniła do mnie, a nie do Komandosa, mógłbym zabezpieczyć teren.
– Teraz to wiem – kiwnęłam głową. – Nie chciałam zrobić niczego, co mogłoby spłoszyć DeChoocha.
Oboje podskoczyliśmy, gdy zadzwonił telefon.
– Daję ci jeszcze jedną szansę – powiedział DeChooch. – Spieprzysz ją i twojej babki nie ma.
– Nic jej nie jest?
– Doprowadza mnie do szału.
– Chcę z nią pogadać.
– Pogadasz, jak dostarczysz serce. A oto nowy plan. Weź serce i swoją komórkę do baru w Hamilton Town-ship.
– Do Srebrnego Dolara?
– Tak. Zadzwonię jutro o siódmej wieczorem.
– Dlaczego nie możemy dokonać wymiany wcześniej?
– Wierz mi, zrobiłbym to z chęcią, ale nie da rady. Serce w porządku?
– Trzymam je w lodzie.
– W jak dużej ilości lodu?
– Jest zamrożone.
– Tak sobie pomyślałem, że to będzie konieczne. Uważaj, żebyś nie oderwała nawet kawałeczka. Wycinałem je naprawdę ostrożnie. Nie wolno go uszkodzić.
Rozłączył się, a ja poczułam mdłości.
– Fuj.
Morelli objął mnie.
– Nie martw się o swoją babkę. Jest jak ten buick 53. Przerażająco niezniszczalna. Może nawet nieśmiertelna.
Pokręciłam głową.
– To starsza pani.
– Czułbym się znacznie lepiej, gdybym mógł w to uwierzyć – wyznał. – Ale myślę, że mamy tu do czynienia z generacją samochodów i kobiet, które przeczą nauce i logice.
– Masz na myśli swoją własną babkę.
– Nigdy tego nikomu nie powiedziałem, ale czasem się martwię, że ona naprawdę potrafi przenikać ludzi okiem. Czasem przyprawia mnie o śmiertelny strach.