Pod mocnym anio?em

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Pod mocnym anio?em, Pilch Jerzy-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Pod mocnym anio?em
Название: Pod mocnym anio?em
Автор: Pilch Jerzy
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 447
Читать онлайн

Pod mocnym anio?em читать книгу онлайн

Pod mocnym anio?em - читать бесплатно онлайн , автор Pilch Jerzy

"Pod mocnym anio?em" Jerzego Pilcha: opowie?? o piciu, zakochaniu i otrze?wieniu pisarza-alkoholika Jurusia. Totalnie autobiograficzna, czemu Pilch oczywi?cie ze wszystkich si? zaprzecza, ale czy ma jakie? wyj?cie?

Pocz?tek tej ksi??ki jest inny ni? jej koniec i wi?cej w tym ?yciowych przypadk?w ni? sprawstwa kierowniczego. Kiedy Pilch zacz?? pisa?, mia?o to by? opus magnum, a mo?e nawet ultimum, bo powiedzia? nawet kiedy?, ?e napisze i umrze. Mia?a to by? wreszcie "ca?a prawda o chlaniu" – oczywi?cie ca?a prawda w granicach Pilchowskiego bajeru. Taka weso?o-smutna opowie?? o wiecznych powrotach Jurusia na oddzia? deliryk?w doktora Granady i o jego tamtejszych kompanach, o jego beznadziejnych romansach i o literaturze – czyli o tym wszystkim, do czego Pilch nas od lat przyzwyczai? i za co tak go ca?a Polska kocha…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 37 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– w roku 1985 nikt nie był w stanie kupić żadnej flaszki za pięćdziesiąt złotych – odezwał się w końcu siedzący pod ścianą Don Juan Ziobro, pozornie rozstrzygając spór na korzyść Joanny.

Słuchałem werdyktu ze ściśniętym sercem, nie odezwałem się ani słowem, choć powinienem, niezawodnie powinienem, pod każdym względem powinienem zabrać głos, w końcu to ja byłem autorem obu spornych prac. Kiedy przywieziono mnie na oddział deliryków, miałem na sobie cuchnącą rzygowinami koszulę i nadające się do komisyjnego spalenia w piecu kotłowniczym spodnie. Nie miałem przy sobie ani złotówki, ani jednego papierosa, nie miałem bielizny, mydła, szczoteczki do zębów, nie miałem niczego. Już wszakże po tygodniu, a już z pewnością po dwóch tygodniach, jąłem opływać we wszelkie dobra. Teraz po sześciu miesiącach (odliczając przerwy, po których tu bez pamięci wracałem) mam na sobie wytworny, trawiasty dres. W górnej kieszonce bluzy pobrzękują pięciozłotówki, na stoliku nocnym piętrzą się banany, pomarańcze, czekoladowe cukierki i inne wiktuały. Gdy otworzę szufladę, widzę wprost nieskończone zapasy papierosów. Każda czekolada, każda pięciozłotówka, każda paczka cameli, każda puszka kompotu ananasowego oznacza co najmniej jedną napisaną przeze mnie konfesję deliryczną albo jeden dziennik uczuć.

Gdy po oddziale rozeszła się wieść (a rozeszła się ona jeśli nie lotem błyskawicy, to lotem strzały), iż w cywilu param się pisaniem, mało biegli w pisaniu delirycy jęli gremialnie zwracać się do mnie o, rzecz jasna nie bezinteresowną, pomoc. Pomagałem im wszakże z czystym sumieniem. Ja nie tyle pisałem za nich, co przelewałem na papier ich mówienie. (Oczywiście były przypadki, że trzeba było coś w czyimś imieniu zmienić – na przykład w imieniu Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata trzeba było wszystko napisać od a do z – ale na ogół pisałem pod ich nieświadome dyktanda. Oni opowiadali historie wzięte ze swego życia, ja zaś, nanosząc drobne tylko poprawki stylistyczne, praktycznie słowo w słowo notowałem ich mówienie). W końcu nie jest wielkim sekretem ani literackim, ani egzystencjalnym fakt, iż mówić umieją wszyscy, natomiast zapisać swe mówienie mało kto potrafi. Tak jest – niekiedy stylizowałem ich zbyt gładkie języki, by nabrały niezbędnej i przez to wiarygodnej chropowatości stylu, ale jeśli dla kogoś te stylizacje miały znaczenie i jeśli na kogoś wpływały, tym człowiekiem byłem ja, nie oni.

Nie byłem zatem pisarzem tworzącym na oddziale deliryków podpisywane obcymi nazwiskami fikcje. Byłem sekretarzem ich umysłów. Zarówno Joanna, jak i Marianna podyktowały mi swój nocny koszmar, ja zaś – jestem pewien – oba te koszmary zanotowałem literalnie i jestem pewien, że Marianna z wielkim przejęciem, z wielką pewnością i wciąż jeszcze z wielkim strachem mówiła o wyjętym z kieszeni męża banknocie pięćdziesięciozłotowym.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 37 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название