Op?tani
Op?tani читать книгу онлайн
Dla mi?o?nik?w Gombrowicza ta sensacyjna powie?? drukowana przed wojn? w prasie codziennej stanowi mo?liwo?? prze?ledzenia w?tk?w mniej znanych w jego tw?rczo?ci. Jest to pe?ne wydanie utworu, kt?rego zako?czenie – w zwi?zku z wybuchem wojny – uwa?ano d?ugo za zagubione lub w og?le nie napisane.
Kryminalna intryga, w?tek romansowy, zag?szczona atmosfera tajemniczo?ci i dzia?ania si? nadprzyrodzonych podnosz? walor tekstu jako "czytad?a" o znamionach jedynej w swoim rodzaju polskiej powie?ci "gotyckiej".
Sensacyjny romans ??cz?cy wiele w?tk?w spotykanych w powie?ciach gotyckich: tajemniczy zamek, w kt?rym straszy, skandal w ks???cej rodzinie, op?tanie, kl?twa…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział XVII
Maja w napięciu zbliżyła się do drzwi, ażeby skontrolować sen Maliniaka i zapaloną zapałką dać znak Leszczukowi.
Ale w tej samej chwili usłyszała, jak okno zaskrzypiało w jego pokoju, a zaraz potem doszło ją skrzypnięcie podłogi.
Czyżby Leszczuk już wszedł – zanim ona zapaliła zapałkę? Nie chciał dłużej czekać – a może sam, zajrzawszy przez okno, przekonał się, że Maliniak śpi. W każdym razie nie było to dobre. Nasłuchiwała.
Nagle usłyszała łoskot spadającej lampy, który rozległ się po całym domu, a zaraz potem – odgłos jakichś gwałtownych poruszeń.
Rzuciła się do okna i jeszcze dojrzała Leszczuka, uciekającego w popłochu przez furtkę. Po czym wszystko ucichło.
W pokoju Maliniaka panowała cisza.
Maja z pięć minut stała przy drzwiach, zanim zdecydowała się je otworzyć.
I znowu cisza. Bezruch zaiste śmiertelny.
Co się stało?
Maliniak leżał na łóżku, uduszony stryczkiem. Usta miał półotwarte, zsiniałe i czarne. Leszczuk… Zrobiło jej się słabo i usiadła przy łóżku. Myśli jej latały. Co robić?! Leszczuk!
Ukryć?! Przecież nic się nie ukryje!
Ktoś schodził po schodach i delikatnie zastukał do drzwi. Maja nie otwierała. Znowu. Wreszcie zaczęto się dobijać, szarpać klamkę.
Otworzyła.
– Co pani tu robi? – zapytała.
W drzwiach ukazała się markiza di Mildi z zapaloną świecą.
A zbliżywszy się do łóżka krzyknęła i w pięć minut potem cały dom był na nogach. Lokaj, kucharka, stróż nocny. Zapalono światła, puszczono w ruch telefon, zrobił się rejwach.
Maja, osłupiała, chciała wyjść z willi, odetchnąć, ale markiza złapała ją za rękę.
– Proszę nie wychodzić póki nie zjawi się policja.
– Ja będę tutaj, przed domem.
– O, nie! Proszę pozostać z nami.
Maja pobladła.
– Dlaczego?
– Ja nic nie wiem! Zastałam panią przy wuju. Kategorycznie żądam, aby para nie odchodziła nigdzie, póki nie przybędą władze. Proszę niczego nie ruszać! – zwróciła się do służby.
Przed dom zajechał samochód i wkroczył komisarz w asyście kilku policjantów. Usunął wszystkich do sąsiedniego pokoju i zabezpieczywszy ślady, rozpoczął wstępną indagację.
– Kto z państwa odkrył morderstwo? – zapytał.
– Ja – powiedziała Maja.
– Nie pani, a ja – przerwała jej margrabina. – Ja, ja, ja!
„Lwica” wysunęła się naprzód, blada w czerwone plamy, rozczochrana, w potwornym perskim szlafroku, ofiarowanym jej przez nieboszczyka. Na domiar wszystkich ostatnio wycierpianych nieszczęść dostała jęczmienia i lewe oko spuchło jej niemiłosiernie.
– Ja zaalarmowałam dom! Pragnę złożyć zeznania!
– Proszę, niech pani mówi – rzekł komisarz, widząc iż nie pozbędzie się tak łatwo histeryczki.
– Panie komisarzu! – zaczęła pani di Mildi. – Jest to najbardziej zagadkowa zbrodnia, o jakiej kiedykolwiek czytałam!
Komisarz nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Widzę, iż pani naczytała się o zbrodniach niemało – rzekł.
– Nie, nie, nie to chciałam powiedzieć! Jestem taka roztrzęsiona! Panie komisarzu, to jest zagadka! W nocy bolała mnie głowa, nie mogłam spać, ze szłam na dół, ażeby wziąć proszek od mego wuja. Drzwi do jego pokoju były zamknięte na klucz. Zastukałam – nikt nie odpowiedział. Zaczęłam się dobijać a wtedy otworzyła mi ta pani i od razu zobaczyłam, że wuj nie żyje. Jeszcze był ciepły.
– Więc drzwi były zamknięte od wewnątrz?
– Tak.
– A okno? Czy okno było otwarte?
– Zamknięte.
Maja chciała wtrącić, że przecież okno było otwarte, ale zbrakło jej siły.
– Więc tylko z sąsiedniego pokoju był dostęp do pokoju pana Maliniaka?
– Tak.
– A kto zajmował ten pokój?
– Panna Ocho…
Markiza otworzyła usta, wytrzeszczyła oczy, rozłożyła ręce.
– To niemożliwe! – krzyknęła. Może się mylę! Może ktoś przez okno… Proszę, sprawdzić czy są jakie ślady pod oknem. Wpatrywała się w Maję z przerażeniem.
Czy pani potwierdza, że drzwi wiodące do przedpokoju były zamknięte od wewnątrz? – zapytał komisarz Maję.
– Były zamknięte Ale ja…
– Niech pani mówi spokojnie.
– Ja byłam u siebie. Kiedy weszłam do pokoju pana Maliniaka, już zastałam go nieżywego.
– A po co pani wchodziła?
– Bo zdawało mi się, że ktoś tam wszedł przez okno.
– Więc okno było otwarte?
– Otwarte.
– Kłamie – wtrąciła szyderczo markiza – kłamie! Okno było zamknięte. Ale sprawdźcie ślady pod oknem. Gdyby ktoś wchodził przez okno, musiałyby pozostać ślady, bo grunt jest miękki. Przeszukajcie cały ogródek!
Rzuciła się na ciało Maliniaka.
– Zabiła cię! Zabiła! – krzyczała. – O, Boże! Boże! Boże! Od dawna, od dawna wiedziałam, że na tym się skończy!
– Na razie poczekamy do przybycia sędziego śledczego – rzekł komisarz spoglądając na zegarek.
Margrabina osunęła się na kanapę
– Słabo mi – szepnęła.
Lecz policjant, pełniący straż pod oknem, zawołał:
– Tu są wyraźne ślady! Ktoś tędy uciekał!
Komisarz wyszedł na dwór, a po chwili wrócił. Twarz jego zdradzała zdziwienie.
– Są ślady kroków od furtki do okna i z powrotem. Nie może być dwóch zdań! Zupełnie świeże.
Markiza momentalnie powróciła do przytomności.
– Jak to? Są ślady? – zapytała.
– Wyraźne. Od furtki do okna.
– Niemożliwe! Okno było zamknięte! To nonsens!
Wybiegła przed dom, zanim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać. Ale nawet widok wyraźnych odcisków stóp nie przekonał ją.
– Niemożliwe! – krzyczała histerycznie. – Wykluczone! Kiedy mówię wam, że okno było zamknięte! Wuj zawsze zamykał okno na noc. To jakiś zbieg okoliczności! Może wczoraj ktoś tu chodził! Proszę sprawdzić!
Nadjechał sędzia śledczy i ponownie przeprowadził badanie.
– Nie ulega kwestii. Ktoś wszedł przez okno – zadecydował – o, na podłodze także są ślady stóp.
Od tej chwili margrabina zamilkła. Śmierć Maliniaka była dla niej straszliwą katastrofą, wiedziała bowiem, że zmarły nic jej nie zostawił. A do tego Maja, która, zdawało się, już była pogrążona bez nadziei ratunku, znowu wypływała!
Popadła w rodzaj osłupienia i tylko uśmiechała się drwiąco od czasu do czasu, ze swoim spuchniętym okiem i w swoim wzorzystym, żółto – zielonym szlafroku.
Tymczasem sędzia przypatrywał się bacznie poduszce, na której spoczywała głowa Maliniaka i rzekł po cichu:
– Popatrz pan! To dziwne! Widzi pan, jak głowa jest wciśnięta między poduszkę a ścianę? Wygląda jakby morderca ukryty był pod łóżkiem i stamtąd ciągnął stryczek.
– Nonsens! – odparł komisarz i zaraz dodał. – W ogóle to morderstwo jest dziwne. Czy słyszał kto o czymś takim – żeby stryczkiem dusić? A może to samobójstwo?
– Nie! Jego wyraźnie uduszono.
– Spod łóżka?
Usta trupa stawały się coraz bardziej czarne. Obaj odwrócili się od tego widoku. Komisarz zajrzał pod łóżko i wydobył stamtąd chusteczkę do nosa, która spadła z łóżka na podłogę.
– A może ta chusteczka udusiła? – rzekł z ironią. – Ona tylko była pod łóżkiem!
Maje zwolniono po szczegółowym przesłuchaniu. Ale kiedy opuściła willę, nogi się pod nią uginały. Była wyczerpana do nieprzytomności.
Leszczuk? Co się stało z Leszczukiem? Jak on to mógł zrobić? – oto jedna jedyna myśl, która kołatała jej w mózgu.
Po co? Dlaczego? Jak? Ach, więc to potwór! A ona, która mu pomogła? Umożliwiła? Oni razem, razem…
Zobaczyć się z nim! To było niemożliwe! A jednak zrobił! Zrobił!
Lecz nie zastała Leszczuka w pensjonacie. Powiedziano jej, iż nie wrócił na noc.
Pojechała do Warszawy. Nie odnalazła go. Dwa dni szukała bezskutecznie i nawet dowiadywała się dyskretnie w klubie.
W sferach sportowych panowała konsternacja. Organizowano wielki oficjalny mecz z Leszczukiem, a tymczasem nowo odkryty mistrz zniknął, nie pozostawiając adresu.
Na szczęście nikomu nie przyszło do głowy, aby zniknięcie znakomitego tenisisty mogło mieć związek z zabójstwem w Konstancinie. Któż by podejrzewał młodzieńca stojącego na progu świetnej kariery o coś podobnego?
– Co się z nim stało?
Dla Maji odszukanie Leszczuka, zrozumienie, jak on to mógł zrobić, skonfrontowanie się z nim – było kwestią życia i śmierci. Zdawała się bliska obłędu. Ach, ujrzeć go, zrozumieć i przynajmniej dowiedzieć się…
Jechała dziewiątką w stanie zupełnej prostracji, gdy nagle pan siedzący naprzeciwko odezwał się do niej.
– Najmocniej przepraszam, ale czy pani zdaje sobie sprawę, co pani robi?
Zdziwiona, podniosła głowę i ujrzała poważnego szpakowatego pana już po pięćdziesiątce, o niezwykle rozumnej twarzy.
– Co ja robię?
– Jeżeli tak dalej pójdzie, to pani podrze sobie cały rękaw.
Maja spostrzegła, że rękaw był w strzępach. Mechanicznie darła go ze zdenerwowania. Starszy pan uśmiechnął się i uchylił kapelusza.
– Nazwisko moje Hińcz – powiedział.
Drgnęła. Tak nazywał się słynny w Warszawie jasnowidz, który nieraz wprawiał w zdumienie niezwykłymi swymi właściwościami. Odczytywał listy w zapieczętowanych kopertach. Odnajdywał zgubionych ludzi i przedmioty.
Niejednokrotnie zdarzało mu się przepowiadać trafnie przyszłe wydarzenia, chociaż co prawda wiele z tych przepowiedni „nie wychodziło”. Jednakże nie było w tym nic z szarlatanerii i Hińcz rzeczywiście odznaczał się jakimś tajemniczym zmysłem, niedostępnym dla reszty śmiertelników.
A poza tym był człowiekiem ogromnej wiedzy, uczonym, którego prace z zakresu telepatii zyskały wielki rozgłos za granicą.
– Tak, ja właśnie jestem tym Hińczem, o którym pani myśli – odpowiedział żartobliwie na pytające spojrzenie Maji. Ona zaś natychmiast pomyślała, że mógłby jej pomóc w odszukaniu Leszczuka. Nie wiedziała tylko, jak zacząć.
– Śmiało – rzekł Hińcz, ciągle uśmiechając się dobrodusznie.
– Widzę, że pan naprawdę zgaduje myśli.
– Och, nie, tylko długie doświadczenie pozwala mi wyczuć, kto potrzebuje mojej pomocy. Jeżeli mam być szczery, to wyznam, że zacząłem rozmowę ponieważ zdawało mi się, że pani jest w potrzebie.