Prawiek i inne czasy
Prawiek i inne czasy читать книгу онлайн
Obsypana nagrodami powie?? Olgi Tokarczuk. Za Prawiek i inne czasy wyr??niono autork? Nagrod? Fundacji im. Ko?cielskich (1997), Nike '97 – Nagrod? Czytelnik?w, Paszportem "Polityki" (1997) oraz Machinerem (1996).
"Prawiek jest jedn? z najambitniejszych powie?ci, jakie powsta?y w ci?gu ostatnich lat. Gdyby wi?c zas?ugi mierzy? ambicjami, by?aby ta powie?? wielkim wydarzeniem. Ale ksi??ka Tokarczuk nie potrzebuje takiej miary. Broni si? bowiem czym innym. Pi?knem wsp??odczuwania z natur?, umiej?tno?ci? znajdywania dramatyzmu w ka?dej szczelinie istnienia, frapuj?c? refleksj? egzystencjaln?".
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Czas Michała
Latem czterdziestego czwartego roku z Taszowa przyszli Rosjanie. Cały dzień ciągnęli Gościńcem. Wszystko pokryte było kurzem: ich ciężarówki, czołgi, działa, furgony, karabiny, ich mundury, włosy i twarze – wyglądali, jakby wyszli spod ziemi, jakby powstało uśpione w krainach władcy wschodu baśniowe wojsko.
Ludzie ustawiali się wzdłuż drogi i radośnie witali czoło kolumny. Twarze żołnierzy nie odpowiadały. Spojrzenia obojętnie przesuwały się po twarzach witających. Żołnierze mieli dziwaczne mundury, postrzępione na dole płaszcze, spod których migotały czasami zaskakujące kolory – amarantowe spodnie, wieczorowa czerń kamizelek i złoto zdobycznych zegarków.
Michał wyprowadził na ganek fotel na kółkach, w którym siedziała Genowefa.
– Gdzie dzieci? Michał, zabierz dzieci – powtarzała Genowefa niewyraźnie.
Michał wyszedł za płot i chwycił kurczowo ręce Antka i Adelki. Serce mu waliło.
Widział nie tę, lecz tamtą wojnę. Znowu miał przed oczami ogromne połacie kraju, które kiedyś przemierzył. To musiał być sen, bo tylko w snach wszystko powtarza się niby refren. Śnił mu się ten sam sen, rozległy, milczący, straszny, jak kolumny wojsk, jak przytłumione bólem wybuchy.
– Dziadku, kiedy będzie polskie wojsko? – zapytała Adelka i podniosła do góry chorągiewkę zrobioną z patyka i szmatek.
Zabrał ją wnuczce i rzucił w bez, a potem zawrócił dzieci do domu. Usiadł w kuchni przy oknie i patrzył na Kotuszów i Papiernię, gdzie wciąż stali Niemcy. Zdał sobie sprawę, że wolska droga jest teraz linią frontu. Dokładnie.
Do kuchni wpadł Izydor.
– Tato, chodź! Zatrzymali się jacyś oficerowie i chcą rozmawiać. Chodź!
Michał zesztywniał. Dał się Izydorowi sprowadzić ze schodów, przed dom. Zobaczył Misie, Genowefę, sąsiadów Krasnych i grupkę dzieci z całego Prawieku. W środku stał otwarty wojskowy samochód, w którym siedziało dwóch mężczyzn. Trzeci rozmawiał z Pawłem.
Paweł, jak zwykle, robił wrażenie, że wszystko rozumie. Kiedy zobaczył teścia, ożywił się.
– To nasz ojciec. Zna wasz język. Walczył w waszej armii.
– W naszej armii? – zdziwił się ruski.
Michał zobaczył jego twarz i zrobiło mu się gorąco. Serce biło mu gdzieś w gardle. Wiedział, że powinien teraz coś powiedzieć, ale jego język zamarł. Obracał go w ustach jak gorący kartofel. Próbował ukształtować nim jakieś słowo, choćby najprostsze, ale nie umiał, zapomniał.
Młody oficer przyglądał mu się z ciekawością. Spod żołnierskiego szynela wystawały czarne poły fraka. W skośnych oczach pojawił się błysk radości.
– Nu, otiec, czto s wami? Czto s wami? Michał miał wrażenie, że to wszystko, ten skoś-
nooki oficer, ta droga, te kolumny zakurzonych żołnierzy, że to wszystko już się kiedyś zdarzyło, że zdarzyło się już kiedyś nawet to czto s wami. Wydało mu się, że czas zakręcił młynka. Ogarnęło go przerażenie.
– Mienia zowut Michait Józefowkz Niebieski – powiedział drżącym głosem.