-->

Panna Nikt

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Panna Nikt, Tryzna Tomek-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Panna Nikt
Название: Panna Nikt
Автор: Tryzna Tomek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 260
Читать онлайн

Panna Nikt читать книгу онлайн

Panna Nikt - читать бесплатно онлайн , автор Tryzna Tomek

Ksi??ka zaczyna si? od pierwszego krwi p?ynienia, ale seksu w niej niezbyt du?o, du?o natomiast nami?tno?ci, pot??nych i niszcz?cych. Bo wcale nie potrzeba szekspirowskich kr?l?w, w?adczy? ze sztyletem i r?kami we krwi, zazdrosnych dusicieli, ?eby takie nami?tno?ci pokazywa?, wystarczy podstaw?wka w niedu?ym mie?cie i kilka dziewcz?tek. Zreszt? wiadomo, ?e z si?? m?odocianych uczu? ?adne p??niejsze ?ary nie mog? si? r?wna?, ?e to w?a?nie jest wiek przysi?g, rozczarowa?, rozpaczy i dramat?w.

W?a?ciwie to nie tyle trzy bohaterki, ile jedna, dwa razy pogr??ona w zakochaniu i nie rozumiej?ca, co si? z ni? dzieje. Inaczej mo?na to uj?? jako perypetie zamaskowane urokiem i s?odycz?. Bo utw?r ten jest i powie?ci?, i ?redniowiecznym moralitetem, ognie piekielne buchaj? co chwila z gruntu wstrz?sanego podziemnym dr?eniem, szybuj? w powietrzu demony i odprawiaj? ca?e przedstawienia w snach. Czes?aw Mi?osz

Legendarna PANNA NIKT, debiut powie?ciowy Tomka Tryzny, scenarzysty i re?ysera filmowego, ukaza?a si? w w roku 1994. Wysoko oceniona przez Czes?awa Mi?osza, przeniesiona na ekran przez Andrzeja Wajd?, wesz?a na listy bestseller?w w Polsce, Holandii, Belgii i Niemczech. Przet?umaczona na 14 j?zyk?w zosta?a wydana w ca?ej zachodniej Europie, Skandynawii, na Wyspach Brytyjskich, w USA, Kanadzie, Nowej Zelandii, Australii, Brazylii.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Przebacz mi Boże, nie mogłam dłużej.

Najpierw siadłam na piętach, a zaraz potem na bok się przewróciłam. Teraz siedzę na posadzce i chcę kolana rozprostować, a nie mogę.

Powolutku trzeba. Ten kamyczek taki malutki jak u zapałki główka, a może nawet trochę mniejszy. Wydłubuję go z kolana, w chusteczkę od nosa zawijam, za pasek spódniczki chowam.

Wszystko przepadło, teraz Pan Bóg już mnie nie wysłucha. Obiecałam i nie dotrzymałam.

Ała…

Jak mi się dziwnie idzie. Jakbym patyki miała, a nie nogi.

Siadam z trudem w ławce. Nogi mam wielkie, nadmuchane jak balony i pełno w nich mrówek, choć wyglądają normalnie. Na drugi raz na pewno mi się uda.

Na tym samym kamyczku uklęknę i zobaczysz Boże, że wytrzymam dwie godziny. W moim pokoiku uklęknę dziś w nocy, jak już Tadziu zaśnie. Bądź cierpliwy, Panie Boże. Przysięgam, teraz już wytrzymam. Dziś w nocy. Tylko trochę odpocznę, a w nocy…

Kasia urywa grę w pół taktu i mówi ze złością:

– Co się tak na mnie bez przerwy gapisz!

– Dopiero co spojrzałam – mówię. – Bo nie wiedziałam, jak to rozwiązać, więc się zamyśliłam i podniosłam oczy…

– Już dobrze, cicho!

Znów zaczyna grać. Aż huczy w pokoju od muzyki, aż czuję ją na swoim ciele, jakby wichrem wiało z głośników. Pochylam się nad zeszytem Kasi. Swoje lekcje odrobię później, w domu. Od początku tygodnia Kasia zupełnie nie ma głowy do nauki. W poniedziałek dostała dwóję z matematyki. Chyba znów by przestała przychodzić do szkoły, gdybym nie odrabiała za nią lekcji i gdybym jej ciągle nie prosiła, żeby przychodziła. Obiecałam jej mamie, że ją przypilnuję. To robię, co mogę. W szkole muszę na nią bez przerwy uważać, żeby się nie pokłóciła z nauczycielami, bo ciągle jest rozdrażniona i o byle co robi mi awantury. Wczoraj pani od fizyki wywołała ją do tablicy, a ja dobrze wiedziałam, że akurat nic nie umie, i strasznie się bałam, że się zaraz z panią pokłóci, bo i pani Zelenow jest okropnie nerwowa. Więc nagle zaczęłam jęczeć, złapałam się za brzuch i upadłam na podłogę. Tak strasznie jęczałam i zwijałam się z bólu, że pani chciała lecieć dzwonić po pogotowie, ale na szczęście zadzwonił dzwonek i zaraz mi przeszło, i Kasia na ten raz była uratowana. Nauczyłam się podrabiać charakter jej pisma. To było bardzo trudne, bo ja, jako ja, to stawiam równiutkie literki, a Kasi każda literka inna, raz pochylona w lewo, raz w prawo, raz duża, a raz taka malutka, że nie wiadomo, czy to literka, czy może kropka. Ale w końcu się nauczyłam i to tak, że nawet Kasia nie wie, co ona pisała, a co ja.

Za to teraz ja, gdy odrabiam swoje lekcje, to ciągle się zapominam i nieraz zdarzy mi się, że postawię na kartce takiego kulfona, że aż wstyd.

Do końca roku szkolnego już niewiele dni. Niektórzy nauczyciele już machnęli ręką i wystawili nam stopnie, ale inni cisną do końca, jak na przykład pani od fizyki i pan od matematyki. O niektórych rzeczach człowiek już zapomniał, a tu trzeba się ich uczyć na nowo.

Mamusia już kilka razy pytała mnie o te próby do akademii, ale zawsze coś tam wymyśliłam i opowiadałam różne głupoty. Raz chciała, żebym powiedziała ten wiersz, co mam mówić na akademii. Na szczęście przypomniałam sobie ten o tym, że, już płuca wyplute nie bolą”., i głośno go zarecytowałam. Mamusi bardzo się spodobało i powiedziała, że nawet nie przypuszczała, że ma taką zdolną córkę. Dziewczynkom i Tadziowi też się podobało, tylko że potem Zosia przez pół dnia pluła i pluła, a jak się jej spytałam, czemu tak pluje, to powiedziała, że płuca wypluwa. A ja już zapomniałam o tym wierszu i przestraszyłam się, że może jest chora, ale ona powiedziała, że wcale nie, że pluje tak na wszelki wypadek, bo jak je wypluje, to już nigdy jej nie zabolą. Strasznie się śmiałam i powtórzyłam jej słowa mamusi, a mamusia na to: – Patrzcie, jaka spryciula. Tadziu powiedział, że tata to całe płuca ma chyba czarne, bo jak pluje, to czarną śliną. Wtedy Zosia sobie przypomniała, jak kiedyś gotowałam zupę raj stopową, która była czarna, i powiedziała, że może tata się pomylił, najadł się jej i do teraz nią pluje. Ale mamusia powiedziała, że to przez kopalnię, że to węglem tata pluje. To Tadziu powiedział, że jak dorośnie, to też będzie pracował w kopalni i zapluje na czarno cały balkon sąsiadki z dołu, która ciągle nas się czepia, że stukamy i przez to dziewczynki boją się biegać po mieszkaniu.

Mamusia nie wypuszcza ich na dwór, bo niedawno jedną dziewczynkę z naszego osiedla przejechał samochód i umarła. To dziewczynki przysięgają, że będą się bawiły tylko koło trzepaka, ale mamusia boi się, no bo teraz tak jeżdżą tymi samochodami, że co to dla nich na trzepak najechać. Jest bardzo niezadowolona, że tu mieszkamy. Mówi, że gdyby pani Marysia z panem Krzyśkiem nie przebili już drzwi od swojego mieszkania do naszego, to najchętniej spakowałaby manatki i wróciła do Jawiszowa, bo choć tam było ciasno i niewygodnie, to jakoś inaczej. Już się cieszy na wrzesień, gdy pojedziemy całą rodziną wykopywać z naszego pola ziemniaki. Tata był tam raz rowerem i mówił, że w porządku, że rosną.

O, jaka cisza się zrobiła. Kasia na taką ciszę mówi zawsze: „ta słynna, brzęcząca cisza”.

Kasia cofa taśmę w magnetofonie, puszcza ją od początku i klap, siada obok mnie, na kanapie.

– Uwaga – mówi. To odkładam długopis, który i tak tylko gryzłam przez ten czas, i siadam wygodnie. Z głośników wylatuje muzyka, a my siedzimy i słuchamy.

– I jak? – pyta Kasia.

– Bardzo ładnie – mówię.

– To słuchaj, zaraz zepsuję – mówi i krzywi się. Nagle się uśmiecha. – Nie, bardzo dobrze. Nawet fajnie wyszło to zafalowanie. Słyszałaś?

– Yhm.

Muzyka się kończy, Kasia leci zastopować taśmę.

– To może obiad teraz odgrzeję? – mówię.

– Nie, nie, nie chce mi się jeść – odpowiada Kasia. – Odgrzej tylko sobie.

Włącza magnetofon na nagrywanie i siada za syntezatorem. Znowu muzyka.

Jestem głodna, ale nie będę odgrzewała tylko dla siebie. Najwyżej zjem coś, jak przyjdę do domu. Trochę mi szkoda, bo dzisiaj panna Zenobia miała dobry humor, a jak ma dobry humor, to obiad jest fantastyczny. Dostała list od syna z RFN – u. Pisał, że już dostał kartę pracy i że wnuczka panny Zenobii już siada. Wnuczka ma na imię Greta. Panna Zenobia trochę się martwi, że od maleńkiego będzie szwargotać po niemiecku.

O, herbata wystygła.

Pójdę, zrobię nowej. Wstaję i wychodzę. Kiedyś to bałam się ruszyć, gdy Kasia nagrywała, ale teraz wiem, że magnetofon nagrywa bezpośrednio z syntezatora i można wrzeszczeć i skakać, a nagra się tylko muzyka.

Robię w łazience siku, myję ręce pachnącym mydełkiem. Idę do kuchni. Nastawiam wodę na herbatę. Zaglądam do garnków. Podkradam jednego zimnego kartofelka z koperkiem. Potem drugiego. I jeszcze jednego. A na patelni są kotlety. Jakie mięciutkie. Bardzo smaczny, zjadłam już całego. Biorę chochlę, zanurzam w zupie. A to chłodnik. Pyszny. Zjadam dwie wielkie chochle. W ten sposób jestem już po obiedzie. A tu już się woda gotuje. Robię dwie szklanki herbaty, stawiam je na tacy. Miały być desery… Zaglądam do lodówki. Są. Galaretki z wiśniami i bitą śmietaną. Stawiam je na tacy i idę ostrożnie do pokoju.

Wchodzę. Cisza. Kasia leży na kanapie i patrzy w sufit. Stawiam tacę na stoliku obok niej.

– Może chociaż galaretkę zjesz? – pytam.

– Dawaj.

Podaję jej salaterkę i łyżeczkę. Nie wstaje, je na leżąco.

– Dobra?

– Może być.

To ja też zaczynam jeść. Bardzo dobra. Kasia odstawia na stolik pustą salaterkę i mówi:

– Doszłam do potwornego wniosku. Jestem zbyt inteligentna na to, żeby zostać wielkim kompozytorem.

– Dlaczego?

– Bo dlatego. Za dużo myślę, a za mało czuję. I nawet nie mam o tym z kim pogadać. Szkoda, że Mateusz nie żyje. Albo żebyś ty się choć trochę znała, ale ty ciągle sobie coś wyobrażasz. Łąki, kwiatki, aniołki i ptaszki…

– A ty sobie niczego nie wyobrażasz, jak grasz? – pytam.

– Jeszcze by tego brakowało! – oburza się Kasia. Bierze łyżeczkę, uderza nią w salaterkę. – Dźwięk to dźwięk. Mało ci?

Rzuca łyżeczką w kąt i zaczyna jęczeć. Często tak kaprysi. Leży, patrzy w sufit i jęczy. I tak dobrze, że dzisiaj nie rzuca się po tapczanie, ani nie tarza się po dywanie.

Nie odzywam się, siedzę cichutko. Najczęściej to jej kapryszenie kończy się tak, że przychodzi do mnie, przytula się i muszę ją głaskać.

– Nie mogę, nie mogę – mówi. – Nie mogę!… Minka, co ja mam zrobić, no powiedz, co ja mam zrobić?!

– Nie wiem.

– To pokrzycz trochę, co?

– Dobrze – mówię i zaczynam krzyczeć.

Krzyczę głośno, coraz głośniej. Mój krzyk też jej czasem pomaga.

Krzyczę, a ona patrzy na mnie. Już nie mam siły.

O, jaka miła cisza.

Kasia siada, podwijając nogi pod siebie. Chyba jej przeszło.

– Bo widzisz – mówi – treścią muzyki jest jej forma. Forma opowiada formę. I cześć, to wszystko. Kryształowa próżnia. Rozumiesz?

– To dlaczego – pytam – jak grasz, to niekiedy mi smutno, a innym razem wesoło?

– To sprawa percepcji. Impulsy dźwiękowe wpadają przez ucho do mózgu i zależnie od swoich właściwości pobudzają tam różne ośrodki. Proste?

Wzruszam ramionami.

– Jejku, jak ty dzisiaj ślicznie wyglądasz – mówi nagle Kasia.

– Naprawdę? – mówię i uśmiecham się.

– Naprawdę, to jak zezowata ropucha w sosie z rozgniecionych karaluchów.

– Wcale nie jestem zezowata. Kasia śmieje się.

– Pokazałam ci tylko działanie impulsów na korę mózgową – mówi. – Mówienie to takie naciskanie klawiszy, jak w muzyce. Co zdanie, to inny klawisz. Z tym, że droga impulsów słownych jest pośrednia, a więc trochę dłuższa. Słowo musi najpierw trafić do intelektu, a dopiero intelekt porusza tony uczuciowe. A muzyka obywa się bez pośredników.

Kasia ziewa.

– Czemu ja się nie urodziłam głucha – mówi żałośnie. Kładzie się na kanapie. – Chciałabym być głucha, ślepa, niema i sparaliżowana.

– Wypluj te słowa.

– Nie mam siły nawet splunąć. Chyba pójdę spać…

– To ja już pójdę do domu – mówię.

– Yhm – mruczy Kasia sennie.

– Ale nie skończyłam jeszcze odrabiać twoich lekcji. To nic, wezmę i przyniosę ci jutro do szkoły.

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название