Samotnost w sieci
Samotnost w sieci читать книгу онлайн
[email protected]?? w Sieci – powie?? tak wsp??czesna, ?e bardziej nie mo?na: z Internetem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia mi?osna. Powie?? o mi?o?ci w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o kt?rej si? marzy, takiej, «aby si? pop?aka? i aby dech zapar?o».
Wi?niewski analitycznie i urzekaj?co relacjonuje t? mi?o??, wprowadzaj?c na przemian nastr?j niemal uroczystej czu?o?ci, aby kilka linijek dalej zadziwi? odwa?nym erotyzmem. [email protected]??... to tak?e ho?d sk?adany m?dro?ci i wiedzy. Splecione kunsztownie z w?tkiem mi?osnym fascynuj?ce historie o moleku?ach emocji, o tym, kto tak naprawd? odkry? DNA, i o tym, co po ?mierci sta?o si? z m?zgiem Einsteina. Przeczytawszy [email protected]??... wie si?, ?e wirtualno?? Internetu to tylko umowa i ?e e-mail – tak naprawd? – nie musi si? r??ni? od listu przys?anego przez pos?a?ca.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nie kocha go przecież! To tylko fascynacja zaniedbywanej mężatki. Poza tym on jest wirtualny. Nie można z nim ot tak, zgrzeszyć. Dzisiaj czuła, że chciałaby mimo to zejść z tej asymptoty i go dotknąć. Czy to byłby już grzech?
Czekała na niego, ale nie wrócił z tego zebrania. Musiała coś zrobić, aby poprawić sobie nastrój. Fryzjer zawsze pomagał. Zadzwoniła do pani Iwony. Miała jeszcze wolny termin. Ale dopiero po dwudziestej. Nigdzie nie musiała się śpieszyć. Jej męża od wczoraj nie ma. Wyjechał gdzieś służbowo. Powiedziała, że chętnie przyjdzie nawet później.
Pani Iwona była właścicielką jednego z najbardziej niezwykłych zakładów fryzjerskich czy – jak wolała je sama nazywać – «studia» w Warszawie. W centrum, blisko politechniki. Na pierwszym piętrze przedwojennej kamienicy. Nowoczesne grafiki na ścianach, skórzane fotele, hostessa przy wejściu, indywidualny zapis w komputerze o «preferowanych» zabiegach na włosach. Wyszukana muzyka w całym «studiu», łącznie z toaletami pachnącymi jaśminowym dezodorantem. Kawałek luksusu na pierwszym piętrze szarego budynku. Pani Iwona wiedziała, że wizyta u fryzjera to przeżycie bardziej intymne niż wizyta u ginekologa. U niej nie tylko układa się włosy. U niej często zaczyna się układać plany życiowe.
Gdy weszła, «studio» jeszcze tętniło życiem. Prawie wszystkie fotele były zajęte. Iwona przerwała układanie włosów klientki i podeszła do niej. Od dawna były na ty. Tylko jej dawała się czesać.
– Jeszcze chwila. Zanim wypijesz kawę, będę wolna.
Usiadła w wolnym fotelu w pobliżu stolika z gazetami. W tym samym momencie praktykantka podała jej na srebrnej tacy filiżankę z kawą.
Poczuła smak ulubionej whisky. Podniosła głowę i uśmiechając się z wdzięcznością, spojrzała na Iwonę.
– Skąd wiedziała? – pomyślała.
Iwona była jedną z najbardziej atrakcyjnych kobiet, jakie znała. Około trzydziestu lat, długie blond włosy, zawsze nienaganny, delikatny makijaż. Na zmianę obcisłe spodnie, minispódniczki, długie spódnice z rozcięciem do pachwin. Prawie zawsze dekolty. Delikatne dłonie z paznokciami obiecującymi ból, gdyby wbić je w plecy. Piersi. Doskonałe piersi.
Iwona doskonale wiedziała, co myślą i czują ci wszyscy mężowie i narzeczem czekający na swoje kobiety, spoglądający na nią łapczywie spoza gazet, którymi maskowali swoje prawdziwe zainteresowanie w tym momencie. Ona zresztą też to wiedziała. Kiedyś, to też było lato, przyszła tutaj zupełnie w ciemno, to znaczy bez umówionego wcześniej terminu. Musiała oczywiście czekać. Miała dwie godziny. Dokładnie przyjrzała się ze swojego fotela tym mężczyznom. Z osuniętymi bardzo w dół mózgami obserwowali każdy ruch Iwony, układającej włosy jakiejś starszej kobiecie. Miała tego popołudnia odsłaniający brzuch pasek oliwkowego materiału na piersiach i czarne, opięte tak, że bardziej się nie da, spodnie. Stała boso na podłodze. W tle śpiewał Bryan Adams. Nachylając się nad głową klientki, wypinała pośladki. Na środku pleców, ponad wąskim paskiem czarnych spodni można było dojrzeć czerwono-granatowy tatuaż. Róża, przykryta w połowie spodniami, a w połowie odsłonięta.
Jak ona rozumiała tych mężczyzn! Ten tatuaż też ją fascynował. Ona, gdyby się już odważyła, zrobiłaby go sobie po drugiej stronie pośladka i byłby mniejszy. Ją samą to podniecało. Kiedyś zapytała męża, czy chciałby, aby miała taki mały delikatny tatuaż na pośladku. Widoczny jedynie dla niego. Wyśmiał ją.
– Takie rzeczy przychodzą do głowy tylko pijanym marynarzom – zakończył pogardliwie.
Było jej tak bardzo przykro. Chciała to przecież zrobić dla niego.
– Skąd wiedziałaś, że potrzebuję dzisiaj whisky w kawie? – zapytała, gdy Iwona zabrała się w końcu do jej włosów.
– Wyglądałaś na to. Kazałam małej wlać podwójną porcję. Wlała?
– Nie jestem pewna. Dzisiaj niczego nie jestem pewna. Ale chyba tak, bo działa genialnie.
Iwona schyliła się i zapytała cicho:
– Ktoś potarga ci włosy dzisiaj w nocy, czy mam robić na dłużej?
– Nie potarga, bo jest bardzo daleko i nawet nie wie, że tego chcę. Ale rób tak, jakby miał potargać.
Iwona nie skomentowała w pierwszej chwili tej odpowiedzi. Układała jej włosy, rozmawiały o modzie, zapchanej, mimo urlopów, samochodami Warszawie i o tym, jak dobrze byłoby gdzieś wyjechać, najlepiej na Majorkę.
W pewnym momencie Iwona ni stąd, ni zowąd powiedziała:
– Powiedz mu, że chcesz. I tak już grzeszysz, bo w ogóle chcesz.
Uśmiechnęła się do odbicia Iwony w lustrze.
Po co ludziom psychoterapeuci – pomyślała rozbawiona. – Powinni po prostu częściej chodzić do fryzjera. Nic dziwnego, że tu są zawsze tłumy.
Miała rację w biurze. Fryzjer zawsze pomaga. Wyszła od Iwony około dwudziestej drugiej. Było bardzo ciepło. Whisky, nowa fryzura, gwiazdy na niebie. Czuła błogość. Trudno opowiedzieć błogość w Internecie. To można byłoby mu tylko pokazać – pomyślała.
W drodze do postoju taksówek mijała któryś z wydziałów politechniki. Z oddali, z jednego z gmachów w głębi parku, spoza oklejonego plakatami parkanu dochodziła głośna muzyka. Przeszła dalej. Muzyka ucichła. Postój taksówek mieścił się w małej zatoczce, dokładnie naprzeciwko szerokich, wysokich schodów prowadzących do głównego gmachu politechniki.
Miała właśnie przejść na drugą stronę ulicy, gdy nagle przystanęła. Chwileczkę – pomyślała – przecież ja już tutaj byłam kiedyś! I też był wieczór. Tak, to tutaj! Przecież stąd wysłałam swój pierwszy w życiu e-mail. Z takiego śmiesznego monitora z pokrętłami. Przy komputerze nie było nawet myszy.
– E-mail!!! – prawie wykrzyknęła.
Odwróciła się i biegiem pokonała wysokie schody. Odemknęła z wysiłkiem ciężkie drzwi. Gęsta mgła papierosowego dymu wypełniała szczelnie rozświetlony jarzeniówkami hol. Obłoki dymu w świetle jarzeniówek były momentami niebieskie, a czasami granatowe. Tak, to tutaj. Na pewno tutaj. Tylko tutaj było zawsze tyle dymu – ucieszyła się.
Pod ścianami na długich, wąskich stołach o metalowych nogach stały monitory komputerów, mrugające bielą, zielenią lub bursztynem tła swoich ekranów. Przed każdym siedziała jedna lub kilka osób. Słychać było miarowe uderzanie w klawiaturę i szmer przyciszonych rozmów.
To było zrządzenie losu. Opisze mu tę błogość. Teraz. Gdy ją czuje. Najlepiej jak umie. Rozejrzała się. Wszystkie komputery były zajęte. Ale to nic. Poczeka. Ma czas. Wybrała monitor w końcu holu, zaraz przy szatni. Podeszła i stanęła za plecami młodego mężczyzny o długich włosach. Zapytała najsłodszym – to przeważnie działało – głosem, na jaki mogła się zdobyć:
– Czy gdyby pan tak bardzo, ale tak naprawdę bardzo bardzo chciał sprawdzić, czy jest e-mail do pana i nie miał dostępu do Internetu, bo nie byłby pan studentem, to czy poprosiłby mnie pan, abym panu udostępniła mój dostęp?
Chłopak odwrócił głowę, popatrzył na nią przez chwilę, roześmiał się głośno i powiedział:
– Panią mógłbym nawet poprosić o rękę. Ale najpierw poprosiłbym oczywiście o dostęp. Do pani. I tak miałem już iść. Niech się pani czuje jak u siebie. Proszę tylko potem nie zapomnieć mnie wylogować.
Wstał z krzesła, robiąc jej miejsce. Był bardzo chudy i bardzo wysoki.
– Czy potrafi pani sama konfigurować serwery swojej poczty komputerowej? Jeśli nie, to chętnie pani pomogę, zanim pójdę. Uśmiechnęła się i poważnym tonem odparła:
– Potrafię sama zrobić wiele rzeczy, ale tego nie. Z czasów, kiedy to umiałam, pamiętam, że to jest koszmarnie trudne i skomplikowane na tych komputerach, które nie mają Windows. To przecież UNIX, prawda?
– Tak. To stary, dobry UNIX. Nie dają nam tutaj w korytarzu nic lepszego. Można tu tylko IRC-ować i wysyłać e-maile. Ale dobre i to. Uniwersytet nie ma nawet takiego korytarza jak ten – odpowiedział. – Niech pani mi poda nazwę komputera poczty wychodzącej i przychodzącej. Skonfiguruję to pani.
Wyciągnęła z torebki mały czarny notes i przedyktowała mu nazwy obu tych komputerów. Jakub miał rację – pomyślała, gdy student wprowadzał dla niej te dane, używając tajemniczych komend. Nazwy serwerów poczty wychodzącej i przychodzącej są jak grupa krwi. Zawsze trzeba mieć to gdzieś zapisane i zawsze przy sobie.