Samotnost w sieci
Samotnost w sieci читать книгу онлайн
[email protected]?? w Sieci – powie?? tak wsp??czesna, ?e bardziej nie mo?na: z Internetem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia mi?osna. Powie?? o mi?o?ci w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o kt?rej si? marzy, takiej, «aby si? pop?aka? i aby dech zapar?o».
Wi?niewski analitycznie i urzekaj?co relacjonuje t? mi?o??, wprowadzaj?c na przemian nastr?j niemal uroczystej czu?o?ci, aby kilka linijek dalej zadziwi? odwa?nym erotyzmem. [email protected]??... to tak?e ho?d sk?adany m?dro?ci i wiedzy. Splecione kunsztownie z w?tkiem mi?osnym fascynuj?ce historie o moleku?ach emocji, o tym, kto tak naprawd? odkry? DNA, i o tym, co po ?mierci sta?o si? z m?zgiem Einsteina. Przeczytawszy [email protected]??... wie si?, ?e wirtualno?? Internetu to tylko umowa i ?e e-mail – tak naprawd? – nie musi si? r??ni? od listu przys?anego przez pos?a?ca.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nie umiem opisać Ci tego koloru. Jest na pograniczu oliwkowej zieleni i turkusu. Właśnie zdjęłam stanik i włożyłam do koperty. Sam zobaczysz, jaki to kolor.
Cztery dni później znalazł małą paczuszkę w skrzynce pocztowej. Pamięta doskonale, że ciągle czuł zapach perfum, gdy dotknął jej oliwko-woturkusowego stanika ustami. Pamięta też, jak bardzo był podniecony.
Tak, to biuro już było jego drugim domem. Poza tym to tutaj najczęściej bywała ona. Chociaż nie tylko tutaj. Ale jedynie w biurze miał uczucie, gdy byli razem w Internecie, że zaprosił ją do siebie do domu. Przy czym «bywać», znaczy rozmawiać z nią na ICQ, otwierać z nią chat, a także pisać do niej lub otrzymywać od niej e-maile. Jej obecność w jego życiu związana była z komputerem. Umiał połączyć konkretny komputer z konkretnymi wspomnieniami. Na tym laptopie z zapchanym do granic możliwości dyskiem, podłączonym do Internetu w pokoju hotelowym w Zurychu, napisała po raz pierwszy: Tęskniłam za Tobą i nie mogłam doczekać się poniedziałku. Z tego kolorowego Macintosha w Internet Cafe w Berlinie dowiedział się, że ona najbardziej ostatnio boi się słów «nigdy» i «zawsze», a zaraz potem «nic» i «nikt», z kolei w tym ogromnym superkomputerze Cray na uniwersytecie w Stuttgarcie odebrał e-mail, w którym po raz pierwszy pisała: Jeszcze raz dziękuję Ci za wszystko, przede wszystkim za to, że jesteś.
Wspomnienia wirtualnych spotkań z nią to głównie wspomnienia emocji. Ale także zapisy w pamięci charakterystyk klawiatur, monitorów lub programów, za pomocą których wymieniał z nią informacje. Czasami uśmiechał się do siebie, zdając sobie sprawę, że ich wspomnienia to takie na przykład hipotetyczne pytanie:
– A pamiętasz, jak czule pisałaś do mnie wtedy pod wieczór, gdy byłem na tym szarym komputerze z poplamioną kawą klawiaturą, na której brakowało klawisza «z» w siedzibie IBM w Heidelbergu? Ten komputer miał taki stary monitor z nostalgicznym ekranem w bursztynowym kolorze i umówiliśmy się, że «z» będziemy zastępować cyfrą 8. Teraz już nie robią takich monitorów.
– Pamiętasz?
Czy takie będą zawsze ich wspomnienia? Klawiatur, monitorów, prędkości modemów, programów pocztowych czy nazw serwerów, które pozwalały im otwierać chat?
W zasadzie dlaczego nie? Czy ławka pod rozłożystym kasztanem musi być bardziej romantyczna od komputera bez litery «z» w klawiaturze, za szklaną ścianą w zaciemnionym centrum komputerowym?
Zależy, co wydarzyło się na ławce i co wydarzyło się dzięki temu komputerowi.
Przewaga ławki nad komputerem dla większości ludzi jest oczywista i niekwestionowana. Głównie ze względu na bliskość, zapach i dotyk. Słowa na ławce schodzą na drugi plan. Nie kwestionował tego. Uważał jednak, że słowami można zastąpić zapach i dotyk. Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi. Zapach można tak opisać, że nabierze smaku i kolorów. Gdy już jest czule od słów i pachnie od słów, to wtedy... wtedy trzeba najczęściej wyłączyć modem. Na ławce wtedy przeważnie wyłącza się rozsądek.
Wolałby po stokroć być na tej ławce.
Chardonnay było wspaniałe. Referat do Genewy może trochę poczekać – pomyślał, napełniając drugi kieliszek. Usiadł wygodnie w swoim obrotowym krześle i założył nogi na biurko. Zamknął oczy. Zegar na wieży kościoła wybijał północ. Pomyślał, że właśnie minął, w pewnym sensie, przełomowy dzień. Od dzisiaj będzie inaczej. Nie wiedział jeszcze jak inaczej, ale wiedział, że coś się zmieni. Ten e-mail o Natalii...
Nigdy dotąd nikomu nie opisał tylu szczegółów tego cierpienia. Nie chciał. I nie potrzebował. Jego ojciec i tak wiedział bez słów, a inni? Inni byli nieistotni. Jej chciał opowiedzieć wszystko. Każdy szczegół. Każdą łzę. I zrobił to. Dlaczego? Bo jest daleko i nie zobaczy tych łez? Bo po prostu nie ma nikogo innego, aby to opowiedzieć, a bardzo chciał? A może to czysty egoizm? Podzielić się z kimś smutkiem przeszłości i zmniejszyć go w ten sposób? A może ona jest teraz tak istotna, tak ważna, tak odpowiednio wrażliwa, tak godna zaufania, że nie obawia się aż takiej bliskości? Też. Ale to chyba nie wszystko.
Wstał z krzesła i podszedł z kieliszkiem do okna. Oparł czoło o zimną powierzchnię szyby. Stał tani przez chwilę, przypatrując się poruszającym się aureolom samochodowych świateł rozproszonych na mgle zasnuwającej autostradę pod oknem.
– Opowiedziałem jej, bo chciałem dzielić z nią także swoją przeszłość – powiedział głośno do swojego odbicia w szybie. – Najważniejsze kobiety mojego życia zawsze znały moją przeszłość.
Tak! Ona przecież była ostatnio najważniejsza. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie umiał przeżyć niczego istotnego, aby nie pomyśleć, że chciałby jej o tym natychmiast opowiedzieć. To wkradło się w jego życie tak cicho i niepostrzeżenie. I zawładnęło nim. Zmieniało go. Wywoływało w nim zupełnie nowe uczucia. Jak na przykład to, jak gdyby motyle miał w brzuchu, gdy rano włączał komputer. Albo to pragnienie wzruszeń na tyle silne, aby wygonić go po północy z ciepłego łóżka do piwnicy i kazać ze starych kartonów wyciągać tomiki poezji Jasnorzewskiej.
Wiedział, że pragnienie wzruszeń nie jest trwałym stanem. Jak on to dobrze wiedział! Po śmierci Natalii, gdy już wrócił do świata, nie był zdolny do wzruszeń. Jego serce było jak zamrożony kawał mięsa. Kiedyś nawet widział je w przerażającym śnie. Pomarszczone i sine, jak kawałek wołowiny wyjęty z zamrażalnika. Ogromne, ledwie mieszczące się w ciemnej dziurze między kością miednicy a obojczykiem. Twarde, pokryte gdzieniegdzie lodem, owinięte foliowym workiem, poprzerywanym w kilku miejscach. Ten zamarznięty worek wypełniony jego sercem poruszał się. Regularnie kurczył się i rozszerzał. Przez dziury w folii wypychały się bąble sinoczerwonego mięsa. Obudził się z krzykiem, gdy worek pękł z hukiem. Ten sen wracał jeszcze wiele razy. To trwało około dwóch lat.
Kobiety różniły się dla niego w tym czasie od mężczyzn tylko tym, że miały piersi, nie musiały się golić i można było na nich bardziej polegać. Dopiero po paru latach zaczął ponownie odczuwać coś w rodzaju pociągu seksualnego. Ale to było, jak wtedy mówił, «prosta(t)ckie». Od prostaty. Ale i od prostaka. Obudzone hormony zdominowały jego postrzeganie kobiet. Chciał tylko rozładować napięcie, pozostawić gdzieś swoją spermę i wrócić do książek. Nic więcej. Robił to sobie głównie sam. Ale nie zawsze.
Kiedyś, jeszcze jako student ostatniego roku, pilotował wycieczkę Almaturu do Amsterdamu. Miejscowy przewodnik na prośbę uczestników zaprowadził ich nad słynne kanały w znanej, szczególnie marynarzom, dzielnicy Zeydak. Wieczorem, zupełnie sam, pod jakimś pretekstem wyszedł z hotelu. Wrócił nad te kanały. Kupił w małym sklepiku przy jednym z mostów marihuanę. To było i ciągle jest zupełnie legalne w Amsterdamie. Usiadł na ławce i palił. Spędził tak kilka godzin. Wracając już po północy wzdłuż kanału, mijał kamienice z przeszklonymi frontonami. Za szybami siedziały prostytutki i zachęcały do wejścia. W pewnym momencie zatrzymał się. Pamięta, że nawet nie myślał długo. Wszedł. Dziewczyna była z Węgier. Młoda brunetka w jedwabnym szlafroku, paląca cygaro.
Przy szampanie umówili się co do ceny. Zasłoniła żaluzje. Rozebrała go. Zapaliła wonne świece. Włączyła muzykę. Rozpoznał Locomotive GT. Podała mu rękę i podeszła z nim do marmurowej czarnej umywalki przy drzwiach. Zdjęła szlafrok. Stała przed nim zupełnie naga.
Przysunęła go biodrami do krawędzi umywalki, nachyliła się i zaczęła go myć. Był tak podniecony, że zejakulował do umywalki, gdy tylko dotknęła jego prącia. Nie wiedział, co zrobić. Było mu tak ogromnie wstyd. Zamknął oczy, aby nie patrzeć na nią. Przez chwilę nie mówiła nic. Potem zaczęła go delikatnie gładzić po włosach i po policzku, szepcząc coś po węgiersku. Przyniosła kieliszek z szampanem, zapaliła papierosa i wetknęła mu go do ust. Posadziła go na skórzanym krześle. Zaczęła delikatnie masować mu plecy i kark. Po godzinie wyszedł. Dziewczyna wzięła tylko połowę sumy, na którą się umówili. Podając jej rękę na pożegnanie, czuł, że ma znowu erekcję.