-->

Impresjonista

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Impresjonista, Kunzru Hari-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Impresjonista
Название: Impresjonista
Автор: Kunzru Hari
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 295
Читать онлайн

Impresjonista читать книгу онлайн

Impresjonista - читать бесплатно онлайн , автор Kunzru Hari

Na prze?omie wiek?w, w odleg?ym zak?tku Indii, angielski urz?dnik s?u?by cywilnej poznaje m?od? hindusk? podczas wyj?tkowo ci??kiej ulewy. Dziewi?? miesi?cy p??niej, rodzi si? dziecko. Jego przysz?o?? jawi si? niepewnie. Jasny kolor sk?ry Prana Natha jest odbierany jako symbol szlachetnego urodzenia, jednak?e, gdy jego prawdziwe pochodzenie wychodzi na jaw zostaje wyrzucony z domu ojca. Sprzedany parze eunuch?w, trafia do za?ciankowego Pend?abu i staje si? przyn?t? w dynastycznych intrygach rozwi?z?ego dworu hinduskiego. W ko?cu ucieka do Bombaju, gdzie odnajduje si? w roli Pretty Boba (?licznego Boba), ksi?cia dzielnicy czerwonych ?wiate?. Gdy przypadkiem poznaje pewnego pijanego Anglika, w jego ?yciu dochodzi do niezwyk?ego prze?omu. IMPRESJONISTA jest histori? ch?opca, kt?rego ?ycie zbudowano na k?amstwie. Autor stworzy? niezwykle sugestywn? opowie??, w spos?b mistrzowski operuj?c wyobra?ni?. W swej pierwszej powie?ci przedstawi? bohatera, jakiego mo?na by d?ugo szuka? we wsp??czesnej prozie. (Za t? pozycj?, jej trzydziestoletni autor otrzyma? ju? rekordow? kwot? 1,8 miliona dolar?w.)

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 82 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Charlotte wybrała najlepsze rozwiązanie. Rzuciła się w wir zajęć burra memsahib, terroryzując służbę i dokładnie kontrolując wydatki kucharza. Ogrodnik musiał starać się jeszcze bardziej, by delikatne angielskie kwiaty zechciały rosnąć w gorącym klimacie. Krawiec musiał szyć panu ubranie szew po szwie według starego modelu, zużywając mniej materiału, niż potrzebowałby do przykrycia pleców dziecka.

W miarę upływu lat było coraz gorzej. Mimo braku predyspozycji do tej pracy i powszechnej opinii, że w IPS mogą zabłysnąć tylko najbardziej utalentowani, ciągle była to tylko praca biurowa, w której nadzwyczajna punktualność i imponujący stos dokumentów po jednej i drugiej stronie biurka wystarczyły, by kariera Privett-Clampe’a rozwijała się pomyślnie. Gdyby o tym wiedział, prawdopodobnie zacząłby się celowo spóźniać albo kłaść nogi na biurko za każdym razem, gdy na horyzoncie zjawiał się jego przełożony. Niestety, Privett-Clampe niczego takiego nie zrobił i jego akta personalne pozostały bez zarzutu.

Wreszcie oddelegowano go do jednego z większych radżpuckich księstw. Ku niemiłemu zaskoczeniu brytyjskiej zwierzchności miejscowy maharadża wykazywał szczególne upodobania seksualne. Oskarżono go o serię gwałtów. Privett-Clampe’owi przyszło zgłębiać intymne szczegóły życia władcy, gdzie istotna rola przypadła argentyńskim tancerzom (tango!), chartom rosyjskim i pewnemu pułkowemu rymarzowi z Dżajpuru. gus był wstrząśnięty. Im głębiej kopał, tym gorzej to wyglądało. Angielskie kobiety. Angielskie psy. Musiał mieć pod ręką słownik francuski, bez którego nie byłby w stanie rozszyfrować raportów. Kiedy się zorientował, że zamiast dać facetowi solidną nauczkę, musi załagodzić sprawę, z rozpaczy wziął udział w gigantycznej popijawie.

Być może tak się musiało stać. Charlotte i gus już dawno zaprzestali prawie wszystkich wspólnych przyjemności. Kontener z tuzinem butelek whisky przywiózł jeden z kumpli wprost z Glen-jakiegośtam. Tamtego roku codzienne obowiązki zostawiały Privett-Clampe’owi niewiele czasu na łowy. Z głową pełną cuissade, frottage i soixante-neuf trafił do miejscowego domu publicznego. Spostrzegawcza burdelmama wyczuła jego brak zainteresowania dziewczętami i zaprowadziła go do pokoju z chłopcem.

Nazajutrz, pełen obrzydzenia do siebie, Privett-Clampe złożył prośbę o powtórny przydział do kawalerii. Prośbę oddalono. Regularna gra w tenisa i poranne przejażdżki konno nie tłumiły złowieszczego przeczucia nadchodzącej zguby. Lubieżne myśli, dziwacznie przemieszane ze wspomnieniami z łowów i lat szkolnych, nie dawały mu spokoju. Jedyną rzeczą, która trzymała je w ryzach, było picie. Pewnego wieczora Privett-Clampe wypił jednak za dużo i znów trafił do burdelu. Błędne koło ruszyło. Ostateczny cios dosięgną! Privett-Clampe’a podczas gry w polo. Niefortunny upadek z konia zakończył się złamaniem nogi. Noga zrosła się źle i pozostała sztywna. O powrocie do kawalerii nie mogło być mowy. Trzydziestodziewięcioletni Privett-Clampe uświadomił sobie ze zgrozą, że resztę życia spędzi za biurkiem.

Charlotte zorientowała się, że mąż popija. I szczerze ubolewała, że stary kawalerzysta nie znajduje już takiej radości w konnych przejażdżkach. Sądziła jednak, że nie powinna z nim o tym mówić. Miała swoje życie. Prowadziła dom, działała w towarzystwie dobroczynnym, które ratowało stare kawaleryjskie konie przed żałosnym końcem w fabryce kleju i transportowało je na pastwiska w okolicach Rawalpindi. P.-C. widział w tym jedynie tani sentymentalizm. Ich role ustaliły się raz na zawsze niczym czwartkowy wieczorny posiłek, składający się niezmiennie z jagnięciny i puddingu.

Z wybuchem wojny zaświtała w ich sercach nadzieja. Skoro Ojczyzna jest w potrzebie, może kapitanowi uda się uciec zza biurka? W odpowiedzi na list Privett-Clampe’a, oferującego swoje usługi na scenie teatru działań wojennych w Europie, Londyn awansował go i przeniósł do Fatehpuru. Privett-Clampe podarł notatkę z informacją o awansie i napisał znowu. Tym razem poprosił o wysłanie do Palestyny, co ze względu na jej położenie (w połowie drogi do Ojczyzny) było wyjściem kompromisowym. Ku jego żalowi nadeszło pismo z potwierdzeniem awansu i rozkazem bezzwłocznego stawienia się na nowej placówce.

Dla majora Privett-Clampe’a Fatehpur leży na końcu świata. W miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Jego personel to grupa młodych mężczyzn z Indian Civil Sendce, jak Flowers. Ich arogancja płynąca z zarozumialstwa i zwyczaj posługiwania się w rozmowie łacińskimi sentencjami sprawia, że major czuje się jeszcze bardziej osamotniony niż przedtem. W nakrochmalonych gorsach i nienagannych surdutach bardziej przypominają mu stado brodzących ptaków niż istoty ludzkie. Gdy leczy porannego kaca, sam widok choćby jednego z nich stojącego w drzwiach z papierami pod pachą wywołuje świerzbienie wskazującego palca. Ze swej strony podwładni majora wyraźnie dają do zrozumienia, że ich kwalifikacje (si parna liceret componere magnis) są o wiele wyższe niż kwalifikacje Starego Morsa, i widzą (pro pudor!) wyraźne oznaki delirium tremens, gdy ich szef z trudem zapala fajkę podczas porannej odprawy.

Nasączony miejscową whisky, Mors zrezygnował z walki z własnymi skłonnościami. Sięgnął dna, pozwalając, by Flowers, którego nie znosił i uważał za najgorszy gatunek zniewieściałego gryzipiórka, przedstawił mu ślicznego chłopca. Clive (tak nazwał go na własny użytek) wprowadził istny zamęt w jego myślach i uczuciach. Major zupełnie nie wie, jak sobie z tym poradzić. Jedno nie ulega wątpliwości. Privett-Clampe ma romantyczny stosunek do chłopca. Tłumaczy sobie, że jego pragnienie jest wolne od chęci wykorzystania. Jedna z niewielu rzeczy, jakie zapamiętał o starożytnych Grekach, to ich wspaniała tradycja miłości między dojrzałym mężczyzną a chłopcem. Własny pijacki mozół jawi mu się teraz w lepszym świetle. Wie już na pewno, że w żyłach młodego człowieka płynie angielska krew, co wzmacnia wolę bycia mentorem, przewodnikiem po pułapkach i niebezpieczeństwach życia.

Niechęć Clive’a do rozmowy wprawia majora w zakłopotanie. Privett-Clampe czułby się lepiej, gdyby chłopiec nie robił wrażenia, że jest tutaj, bo musi. Major wyobraża sobie wspólne wypady w góry. Mógłby nawet nauczyć chłopaka strzelać! Przypuszcza, że większość jego młodych podwładnych z IPS i prawie wszystkie osobistości w pałacu wiedzą, co się dzieje, mimo to widzi potrzebę utrzymywania sprawy w tajemnicy. Z upływem tygodni poczucie winy w majorze wzrasta. Tłumione kolejnymi szklaneczkami whisky przekonanie, że robi coś złego, dręczy go coraz bardziej.

Z nastaniem upałów Privett-Clampe rzadziej każe się Clive’owi odwracać, a częściej czytać na głos. Ku swemu zdumieniu, po latach niemal całkowicie pozbawionych lektury chętnie zwraca się ku słowu pisanemu. Tyle że jego wybór nie ma nic wspólnego z nudnymi i bombastycznymi nonsensami (Tołstoj, pożal się Boże! Czysty bolszewizm!), tak lubianymi przez kumpli z IPS. On zdecydowanie woli „Jorrock’s Jaunts and Jollities”. Dobry rym też jest nie do pogardzenia. Wszystko z wyraźnym metrum i poruszającą treścią. Często każe Clive’owi recytować „Gunga Din” albo „Szarżę lekkiej brygady”, gdy sam czyni pedagogiczną powinność w jego spodniach.

W końcu rzeczywistość zaczyna przystawać do szlachetnej fantazji Privett-Clampe’a. Ustaje nawet gmeranie w spodniach. Akcent Clive’a tak bardzo się poprawia, że majora zadowala samo patrzenie na swego protegowanego, gdy ten, wyprostowany, deklamuje wybrane fragmenty.

– O tak – mamrocze wtedy. – Dobitniej. Właśnie tak.

٭

Warkot projektora. Snop białego światła pada na ekran w zaciemnionej sali balowej, rozjaśniając tuzin modnych i pustych głów – gładkich, z trwałą, ostrzyżonych na chłopczycę, wypomadowanych. Książę Firoz i jego wyjątkowi przyjaciele bezwładnie zapadli się w fotelach obitych czerwonym pluszem. Tylko fryzury nie doznały uszczerbku. Wszystko po niedawnych harcach: sporcie i seksie, a może modnej kombinacji obu rozrywek. Jak Riwiera, to Riwiera. Cokolwiek to było, już skończone. Teraz słudzy zbierają rozrzucone staniki i florety, przygotowując salę do jednego z głośnych pokazów filmowych księcia Firoza. Świta w liberii łagodną perswazją rozdziela odurzone tancerki rewiowe i splecionych z nimi w uścisku, wyczerpanych przyjemnością spadkobierców wielkich armatorów, podnosi dziewczyny z podłogi, doprowadza do porządku i holuje w stronę foteli. Mimo niedoskonałości stroju – przekrzywionych opasek na włosach, szali w nieładzie – ciągle są zniewalająco i onieśmielająco ponętne. Właśnie ów dar zachowania pięknego wyglądu, nawet pod wpływem najmocniejszych trunków, na jakie stać Firoza, wyróżnia je spośród tłumu modnych kokietek i to za jego sprawą znalazły się w Fatehpurze. Dziś wieczorem przechodzą same siebie, ponieważ Firoz obiecał specjalny pokaz.

Tak, sir, Cornwell Birch przyjechał. Prosto z Miasta Aniołów. Z najnowszymi dokonaniami przemysłu filmowego. Cornwell Birch w stroju uosabiającym wyobrażenia krawca Angeleno na temat wieczorowego ubrania w tropikach (garnitur z żółtego jedwabiu i zielone kamasze), zaciągający się gigantycznym cygarem. Cornwell Birch, który na Ellis Island zmienił nazwisko z Burcz. Ktokolwiek przedstawił go księciu Firozowi, powinien spalić się ze wstydu. Nie ma jednak wątpliwości, że za ich sprawą coś się zaczęło dziać. Birch przyjeżdża do Fatehpuru pokazać swoje najnowsze dzieło i coś nakręcić, może coś w rodzaju kroniki filmowej dokumentującej sceny z życia w pałacu maharadży. Najczęściej jednak chodzi o wyjątkowe filmy, o których wolałby publicznie nie mówić, chyba że ktoś przy stole poręczyłby za resztę.

Birch pyka cygaro i jednym uchem słucha opowieści wzburzonego Firoza o miejscowej polityce. O polityce w bardzo szczególnym ujęciu. Dla Firoza polityka to po prostu rozdział funduszy, a ściślej rzecz ujmując, jego funduszy (żałośnie niskich w stosunku do rzeczywistych potrzeb), oraz pytanie, czy kiedykolwiek uda mu się dobrać do kapitału zamrożonego w książęcych włościach. Wtedy mógłby zrobić z niego jakiś użytek. Na przykład sprawić sobie spinki do mankietów. Albo akwarium. O wiele łatwiej byłoby mu dostać wszystko, czego potrzebuje (nie wie, co to mogłoby być, wie jednak, że czegoś na pewno mu potrzeba), gdyby został nababem. A jego brat robi trudności. Potężny Miecz i Wielka Tarcza Fatehpuru! Władca Niezdolny do Erekcji Prawdziwie Godzien tego Imienia! Firoz wie to z pewnego źródła. Może jednak nie akwarium. Może jakieś uzdrowisko z gorącymi źródłami i personelem w białych uniformach. Tak czy siak, żeby kiedykolwiek miał szansę na prawdziwe pieniądze, jego brat impotent nie może otrzymać zgody na adopcję dziedzica.

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 82 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название