-->

Szmira

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Szmira, Bukowski Charles-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Szmira
Название: Szmira
Автор: Bukowski Charles
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 280
Читать онлайн

Szmira читать книгу онлайн

Szmira - читать бесплатно онлайн , автор Bukowski Charles

Siedzia?em, patrzy?em na czerwonego mercedesa i duma?em o Cindy. I ?wierzbi?o mnie, ?eby wzi?? si? do dzia?ania. Pomy?la?em, ?e mo?e warto zakra?? si? do domu. Mo?e zdo?am pods?ucha?, jak Cindy rozmawia przez telefon? Mo?e wpadn? na jaki? trop? Pewnie, ?e by?o to niebezpieczne. Sam ?rodek dnia. A ja uwielbiam ryzyko. Sprawia, ?e uszy mi dzwoni?, a zwieracz w ty?ku mocniej si? ?ciska. ?yje si? raz, no nie? Chyba ?e jest si? ?azarzem. Biedny skurwiel, musia? zdycha? 2 razy. Ale ja jestem Nick Belane. Po jednej kolejce zsiadam z karuzeli. ?wiat nale?y do odwa?nych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 32 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

40

Nazajutrz znów siedziałem w biurze. Miałem do rozwiązania już tylko jedną sprawę: musiałem znaleźć Czerwonego Wróbla. Nikt nie dobijał się do moich drzwi, żeby zaproponować mi kolejną robotę. W porządku. Nastał czas na rozrachunek, rozrachunek z samym sobą. W sumie osiągnąłem w życiu to, co zamierzałem. Do czegoś jednak doszedłem. Nie musiałem nocować na ulicy. A wielu wartościowych ludzi nocuje na ulicy. Nie są kretynami, po prostu nie ma dla nich miejsca w maszynerii teraźniejszości. Jej potrzeby zmieniają się ustawicznie. Ponury układ, toteż jeśli wciąż śpisz we własnym łóżku, to już samo w sobie jest dużym sukcesem. Ja miałem szczęście, ale fakt, że do czegoś doszedłem, był nie tylko kwestią szczęścia; był również moją zasługą. W sumie jednak świat jest dość potworny i dlatego zwykle żal mi większości ludzi.

Zresztą, niech to diabli. Wyciągnąłem wódkę i golnąłem sobie.

Często najlepsze chwile w życiu to te, kiedy nic nie robisz, tylko zastanawiasz się nad swoim istnieniem, kontemplujesz różne sprawy. I tak kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens. Rozumiecie, o co mi chodzi? Optymistyczny pesymizm.

Czerwony Wróbel. Czułem się tak, jakbym miał znaleźć świętego Graala. Może to za głęboka woda jak na mnie. I za gorąca.

Łyknąłem jeszcze wódki.

Rozległo się pukanie do drzwi. Zdjąłem nogi z biurka.

– Proszę.

Drzwi otworzyły się i wszedł obdarty gość o drobnej budowie. Śmierdział. Chyba naftą, ale nie byłem pewien. Miał małe oczka, zwężone w szparki. Szedł jakby bokiem. Zatrzymał się przy samym biurku i pochylił nad nim. Głowa lekko mu drżała.

– Belane – rzekł.

– Może – mruknąłem.

– Mam to, czego pan pragnie.

– Świetnie – powiedziałem. – A teraz niech się pan wynosi razem z tym, z czym pan przyszedł.

– Spokojnie, Belane. Zaczekaj pan, aż powiem hasło.

– Taa? Jakie hasło?

– Czerwony Wróbel.

– I co dalej?

– Wiemy, że go pan szuka.

– „Wiemy”? Kto wie?

– Tego nie mogę wyjawić.

Wstałem, obszedłem biurko i złapałem gościa za przód zniszczonej koszuli.

– A jak cię zmuszę do gadania? Jak tak cię kopnę, że wyleci z ciebie wszystko, co wiesz?

– To nic nie da. Niewiele wiem.

Jakoś mu uwierzyłem. Puściłem go. O mało nie upadł. Wróciłem na swoje miejsce.

– Nazywam się Amos – powiedział – Amos Redsdale. Mogę naprowadzić pana na trop Czerwonego Wróbla. Interesuje to pana?

– Co masz?

– Adres. Adres pewnej babki. Wie wszystko o Czerwonym Wróblu.

– Ile chcesz?

– 75 dolców.

– Szpulaj się, Amos.

– Nie chce pan? No to idę. Muszę zdążyć na pierwszą gonitwę.

Mam cynk, jak obstawić porządek.

– 50 dolców.

– 60 – powiedział Amos.

– Dobra, dawaj adres.

Wyciągnąłem 3 dwudziestki, a on podał mi złożoną kartkę. Rozłożyłem i przeczytałem: „Deja Fountain, Rudson Drive 3234 m. 9. Zachodnie Los Angeles”.

– Słuchaj, Amos, mogłeś wyssać ten adres z palca. Skąd mam wiedzieć, czy jest cokolwiek wart?

– Niech pan tam pojedzie, Belane. Sam się pan przekona.

– Dla twojego dobra, Amos, mam nadzieję, że nie robisz mnie w konia.

– Muszę iść, bo się spóźnię – rzekł. Odwrócił się, ruszył do drzwi i wyszedł na korytarz.

A ja zostałem z kartką, uboższy o 60 dolców.

41

Zaczekałem do wieczora, pojechałem pod wskazany adres i zaparkowałem wóz. Ładna dzielnica. Definicja ładnej dzielnicy: taka, na którą cię nie stać. Łyknąłem wódki, wysunąłem się zza kierownicy, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę budynku. Nacisnąłem guzik przy plakietce „Deja Fountain”. Usłyszałem głos, słodki, ale jakby zdenerwowany:

– Tak?

– Do pani Dej i Fountain. W sprawie Czerwonego Wróbla.

Skierował mnie Amos Redsdale. Nazywam się Nick Belane.

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi, do licha.

– Kurwa!

– Słucham?

– Nic, nic. Nabrał mnie…

– Tylko żartowałam. Proszę wejść.

Rozległo się głośne bzyczenie. Pchnąłem drzwi. Otworzyły się. Szedłem po puszystej wykładzinie, aż dotarłem do mieszkania numer 9. Co takiego ma w sobie 9? Zawsze wydawała mi się groźna. Ale też większość cyfr napawa mnie lękiem. Lubię tylko 3, 7 i 8 oraz ich kombinacje.

Zadzwoniłem. Usłyszałem kroki. Po czym drzwi otworzyły się.

Była oszałamiająca. Czerwona sukienka. Zielone oczy. Długie ciemne włosy. Młoda. Z klasą. Zgrabny tyłek. Zapach mięty. Jej wargi ułożyły się w uśmiech.

– Proszę, panie Belane.

Wszedłem za nią do pokoju. Nagle coś twardego wbiło mi się w plecy.

– Stój, białasie! Łapy do góry! Zobacz, czy dasz radę dotknąć nimi sufitu, białasie!

Gość zaczął mnie obmacywać. Znalazł moją spluwę i ją zabrał.

– W porządku, może się pan odwrócić, panie Belane.

Odwróciłem się. Duży facet, ale biały.

– Pan jest biały! – zdziwiłem się.

– Pan też – rzekł.

– No tak, ale tylko czarni nazywają białych białasami.

– Najwyraźniej nie tylko – oznajmił. – Oddam panu spluwę, kiedy będzie pan wychodził.

Udałem się za Deją do następnego pokoju. Wskazała mi fotel. Był to obszerny pokój. Zimny. Tchnęło w nim grozą.

Deja ulokowała się na kanapie, wyjęła z pudełka małe cygaro, zdjęła celofan, polizała je, odgryzła koniec, przytknęła zapałkę, zaciągnęła się, po czym wypuściła seksownie kłąb błękitnego dymu. Wbiła we mnie zielone ślepia.

– Rozumiem, że szuka pan Czerwonego Wróbla.

– Tak, dla klienta.

– Kim jest pański klient?

– Tego nie mogę zdradzić.

– Coś mi się zdaje, że się zaprzyjaźnimy, panie Belane. Bardzo serdecznie zaprzyjaźnimy.

– Naprawdę, hę?

– Na swój sposób jest pan niezwykle przystojnym mężczyzną.

Na pewno pan o tym wie. Widać, że dobrze się pan czuje w swoim ciele. To bardzo pociągające. Większość mężczyzn krępuje się tego, że ich ciało zmienia się z wiekiem.

– Mówi pani poważnie?

– Proszę mi mówić po imieniu.

– Mówisz poważnie, Deja?

– Uhm… może usiądziesz koło mnie?

Podniosłem tyłek i posadziłem obok niej, na kanapie. Uśmiechnęła się.

– Napijesz się?

– Pewnie. Najchętniej szkockiej z wodą sodową.

– Bernie, przynieś, proszę, szkocką z wodą sodową – powiedziała.

Po kilku chwilach zjawił się białas, który zabrał mi spluwę. Na stoliku przede mną postawił szklankę.

– Dziękuję, Bernie.

Odszedł, zostawiając nas samych.

Pociągnąłem haust szkockiej. Niezła. Całkiem niezła.

– Polecono mi, żebym ci przekazała, że masz przestać się interesować Czerwonym Wróblem – oznajmiła Deja.

– Nigdy nie rezygnuję z żadnej sprawy, chyba że na życzenie klienta.

– Z tej zrezygnujesz.

– E tam.

– Przeszkadza ci, że palę cygaro?

– E tam.

– Chcesz pociągnąć?

– Aha.

Deja podała mi cygaro. Zaciągnąłem się głęboko, wypuściłem dym, oddałem je dziewczynie. Przez chwilę wszystko w pokoju wydawało mi się niezwykle wyraźne, po czym nagłe ściany zaczęły się przekrzywiać, dywan uniósł się i opadł. Tuż przede mną błysnęło niebieskie światło. Nagle poczułem jej wargi na swoich. Pocałowała mnie i odsunęła się. Parsknęła śmiechem.

– Jak dawno nie miałeś kobiety, Belane?

– Nie pamiętam…

Znów się roześmiała i znów poczułem jej wargi na swoich. Dawno nie miałem, bardzo dawno. Jej język wślizgnął się w moje usta jak wąż. Jej ciało też wyginało się jak wąż.

Usłyszałem kroki, a następnie głos:

– PRZESTAŃCIE!

Nad nami stał Bernie ze spluwą w każdej dłoni. Poznałem, że jedna ze spluw jest moja.

– Spokojnie, Bernie, spokojnie – powiedziałem.

Bernie oddychał ciężko, jakby w powietrzu brakowało tlenu. Wpatrywał się w Deję. Oczy miał zamglone.

– DEJA, PRZECIEŻ WIESZ, ŻE CIĘ KOCHAM! – zawołał.

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 32 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название