Szmira
Szmira читать книгу онлайн
Siedzia?em, patrzy?em na czerwonego mercedesa i duma?em o Cindy. I ?wierzbi?o mnie, ?eby wzi?? si? do dzia?ania. Pomy?la?em, ?e mo?e warto zakra?? si? do domu. Mo?e zdo?am pods?ucha?, jak Cindy rozmawia przez telefon? Mo?e wpadn? na jaki? trop? Pewnie, ?e by?o to niebezpieczne. Sam ?rodek dnia. A ja uwielbiam ryzyko. Sprawia, ?e uszy mi dzwoni?, a zwieracz w ty?ku mocniej si? ?ciska. ?yje si? raz, no nie? Chyba ?e jest si? ?azarzem. Biedny skurwiel, musia? zdycha? 2 razy. Ale ja jestem Nick Belane. Po jednej kolejce zsiadam z karuzeli. ?wiat nale?y do odwa?nych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Szkocka z wodą – powiedziałem.
Nie ruszył się.
– Szkocka z wodą – powtórzyłem.
– Aha – mruknął. Odmaszerował.
Kątem oka zobaczyłem, jak wchodzi. Dlaczego mówi się „kątem oka”? Oczy nie mają kątów. W każdym razie zobaczyłem, jak wchodzi. Stara znajoma. Usiadła na stołku po mojej prawej.
– No i co, cwaniaczku? Stawiasz? – zapytała.
– Pewnie, miła pani.
To była Pani Śmierć.
– Hej, koleś! – zawołałem do barmana. – Podaj pan dwie!
– Hę?
– Podaj pan dwie szkockie z wodą, jak pragnę zdrowia!
– Aha. Dobrze.
– Co porabiasz, grubasku? – spytała Pani Śmierć.
– Rozwiązuję sprawy. Jak zwykle.
– Czyli wolno albo wcale.
– Nie, nie, kochana. Może Pani nie wie, ale jestem najlepszym detektywem w Los Angeles.
– Też mi sztuka.
– Lepsze to niż drapanie się po jajach.
– Nie pozwalaj sobie, grubasie, bo cię zdmuchnę jak świecę.
– Przepraszam, przepraszam. Taki jestem roztrzęsiony, że sam nie wiem, co gadam. Może jak się napiję, to mi przejdzie.
Barman postawił przed nami szklanki.
– Co się stało z twoimi powiekami? – spytała go Pani Śmierć.
– Dziś rano wybuchł mi piecyk…
– Jak będziesz odtąd spał w nocy? – zapytała.
– Owinę sobie głowę ręcznikiem.
– Nie mógłbyś pan zrobić tego teraz? – spytałem.
– Dlaczego?
– Mniejsza… – Zapłaciłem za oba drinki.
Uniosłem szklankę. Pani Śmierć również.
– Za długie życie – powiedziała.
– Pewnie, za długie życie.
Stuknęliśmy się szklankami i wychylili je do dna. Zamówiłem drugą kolejkę…
Siedzieliśmy tam około 30 minut, kiedy znów ktoś pchnął drzwi. Kobieta. Weszła i usiadła na stołku po mojej lewej. 2 kobiety to 2 razy tyle kłopotów. Siedząc między nimi, czułem się jak w imadle. Udupiony.
Drugą kobietą była Jeannie Nitro.
Poleciłem barmanowi, żeby podał jeszcze jedną szkocką z wodą.
– Nick – szepnęła Jeannie – muszę z tobą pogadać. Kim jest ta zdzira, która siedzi obok ciebie?
– Nie zgadniesz – odparłem.
Pani Śmierć też mi zadała szeptem pytanie.
– Kim jest ta zdzira?
Kelner przyniósł szkocką i Jeannie jednym haustem opróżniła szklankę.
– No, chyba czas, żeby panie się poznały… – powiedziałem.
Zwróciłem się do Pani Śmierć.
– Przedstawiam pani Jeannie Nitro…
Zwróciłem się do Jeannie Nitro.
– Przedstawiam ci Panią… Panią…
– Panią Iśćmer – podpowiedziała Pani Śmierć.
Spojrzały na siebie.
Hm, to może być bardzo ciekawe, pomyślałem.
Skinąłem na kelnera, żeby przyniósł nam następną kolejkę…
39
I tak tkwiłem między Kosmosem a Śmiercią. Jedno i drugie pod postacią Kobiety. Jakie miałem szansę? Tymczasem powinienem był szukać Czerwonego Wróbla, który może w ogóle nie istniał. Dziwnie się czułem. Nigdy się nie spodziewałem, że tak się wszystko pokomplikuje. Ledwo rozumiałem, co się dzieje. Jak się miałem zachować?
Idioto, nie trać zimnej krwi! – poradził mi wewnętrzny głos.
Dobra.
Pojawiły się nasze drinki.
– Wasze zdrowie, drogie panie!
Stuknęliśmy się szklankami i pociągnęliśmy po zdrowym łyku.
Dlaczego nie mogłem być zwyczajnym gościem, który ogląda mecz baseballowy? I przejmuje się tylko tym, jaki będzie wynik? Dlaczego nie mogłem być kucharzem i z takim skupieniem smażyć jajecznicy, jakby nie obchodziło mnie nic więcej na świecie? Dlaczego nie mogłem być muchą wędrującą z zainteresowaniem po czyimś nadgarstku? Dlaczego nie mogłem być kogutem dziobiącym w kurniku ziarno? Dlaczego musiałem być tu?
Jeannie stuknęła mnie łokciem i szepnęła:
– Belane, muszę z tobą pogadać…
Położyłem kilka banknotów na barze. Po czym spojrzałem na Panią Śmierć.
– Mam nadzieję, że się pani nie wnerwi, ale…
– Wiem, grubasku, chcesz pomówić z tą panią sam na sam.
Dlaczego miałabym się wnerwić? Przecież nie kocham się w tobie.
– Ale ciągle jest pani przy mnie…
– Jestem przy każdym, Nick, tyle że ty jesteś bardziej wyczulony na moją obecność.
– Aha. Aha.
– Pomogłeś mi z Celine'em…
– Tak, tak…
– Więc zostawię cię samego z tą damą. Ale tylko na jakiś czas.
Mamy jeszcze coś do załatwienia, jednakże niedługo się spotkamy.
– Nie wątpię, pani Iśćmer…
Dopiła szkocką i wstała ze stołka. Po czym odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zabójczo piękna. Po chwili już jej nie było. Barman podszedł po pieniądze.
– Kto to był? – zapytał. – Aż mi się zrobiło słabo, kiedy mnie mijała.
– Ma pan szczęście, że tylko słabo.
– Dlaczego?
– Gdybym panu powiedział, i tak by mi pan nie uwierzył.
– Niech pan powie.
– Nie mam ochoty. Proszę nas zostawić samych, chcę pogadać z tą damą.
– Dobrze. Ale niech mi pan powie jedno.
– Co?
– Jak to się dzieje, że piękne laski lgną do takiego ohydnego tłuściocha?
– To dzięki temu, że zawsze smaruję wafle maślanką. A teraz zmykaj.
– Trochę grzeczniej, koleś – powiedział.
– A twoje pytanie było grzeczne?
– Ale nie tak chamskie jak to „zmykaj”!
– Zmykaj, bo powiem coś takiego, że dopiero się zdziwisz!
– Pierdol się! – zawołał.
– Bardzo ładnie – pochwaliłem. – A teraz szpulaj się, póki jeszcze możesz.
Powoli podreptał na koniec baru, stanął i zaczął drapać się po tyłku.
Zwróciłem się do Jeannie.
– Przepraszam, skarbie, ale jakoś ostatnio wdaję się w nieprzyjemne rozmowy ze wszystkimi barmanami. – Nie przejmuj się, Belane.
Miała smutną minę.
– Belane, muszę cię opuścić.
– Trudno, idź, ale wypij chociaż strzemiennego.
– Chodzi o to, że cała nasza grupa opuszcza Ziemię. Sama nie wiem, jak to się stało, ale cię polubiłam.
– To zrozumiałe. – Zaśmiałem się. – Ale dlaczego opuszczacie Ziemię?
– Długo zastanawialiśmy się nad tym i zdecydowaliśmy, że nie chcemy kolonizować waszej planety. Wszystko jest takie okropne.
– Co jest okropne, Jeannie?
– Ziemia. Smog, morderstwa, zatrute powietrze, zatruta woda, zatruta żywność, nienawiść, beznadziejność, wszystko razem. Jedyne, co tu jest piękne, to zwierzęta, ale je zabijacie, niedługo zostaną tylko oswojone szczury i konie wyścigowe. To takie smutne, nic dziwnego, że tyle pijesz.
– Masz rację, Jeannie. No i nie zapominaj o arsenałach broni jądrowej.
– Tak, wygląda na to, że się z tego nie wykaraskacie.
– Hm. Może szlag trafi ludzkość za 2 dni, a może jeszcze przetrwamy z 1000 lat. Sami nie wiemy, co będzie, i dlatego tak trudno jest nam myśleć poważnie o czymkolwiek.
– Będzie mi cię brakowało, Belane, ciebie i zwierząt…
– Nie dziwię się, że nas opuszczasz, Jeannie…
Jej oczy zaszkliły się.
– Proszę cię, nie płacz, Jeannie, niech to cholera…
Podniosła szklankę, dopiła szkocką i skierowała na mnie oczy, jakich nie widziałem u nikogo innego i nigdy już nie zobaczę. – Żegnaj, grubasku. – Uśmiechnęła się. I znikła.