PS Kocham Cii
PS Kocham Cii читать книгу онлайн
?ycie Holly i Gerry`ego by?o idealne – szcz??liwe ma??e?stwo, dom w Dublinie, oddani przyjaciele, wspania?a rodzina. Mieli ?wiat u swych st?p. Tak przynajmniej s?dzili. Dlatego gdy Gerry niespodziewanie umiera, ?ycie Holly rozpada si? na kawa?ki. I oto okazuje si?, ?e jej dowcipny m?? zostawi? dziesi?? list?w, a w nich dziesi?? polece?, kt?re Holly musi wykona?. Z pomoc? zwariowanych przyjaci?? i kochaj?cej, cho? nieco ekscentrycznej rodzinki, Holly przekonuje si?, ?e los szykuje dla niej jeszcze wiele niespodzianek.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Holly wzniosła oczy do nieba.
– W takim razie do zobaczenia.
Po przyjeździe do „Hogana” Holly weszła na górę do „Klubu Diwa”. Dochodziło pół do ósmej, klub nie był jeszcze oficjalnie otwarty. Przyszła pierwsza i zajęła miejsce przy stole naprzeciwko wielkiego ekranu.
Aż podskoczyła na brzęk tłuczonego szkła. Zobaczyła za barem Daniela z szufelką i zmiotką w ręce.
– O, cześć, Holly. – Patrzył na nią ze zdziwieniem. – Nie słyszałem, żeby ktoś wchodził.
– To tylko ja. Przyjechałam trochę wcześniej. Podeszła, żeby się przywitać.
– Nawet nie trochę, a bardzo – zauważył, spoglądając na zegarek.
– Reszta towarzystwa zejdzie się najwcześniej za godzinę.
Holly zmieszała się.
– Przecież program zaczyna się o ósmej.
– Mnie powiedziano, że o dziewiątej, ale mogę się mylić. – Sięgnął po gazetę. – Tak, dwudziesta pierwsza, Kanał Czwarty.
– Och, przepraszam. Przejdę się po mieście.
– Nie wygłupiaj się. Dotrzymasz mi towarzystwa. – Uśmiechnął się.
– Czego się napijesz?
Miał zaraźliwy uśmiech.
– No dobrze. W takim razie poproszę mineralną.
Sięgnął za siebie do lodówki po wodę w butelkach. Holly zastanawiała się, na czym polega zmiana w jego wyglądzie. Tym razem nie był ubrany jak zwykle w czerń. Miał na sobie spłowiałe niebieskie dżinsy i jasnoniebieską koszulę barwy jego błyszczących oczu. Rękawy podwinął do łokci. Pod cienką tkaniną rysowały się muskuły. Holly szybko odwróciła wzrok, kiedy podawał jej szklankę.
– A czy ja mogłabym ci postawić drinka? – spytała.
– O nie. Tym razem ja stawiam.
– Proszę cię, robiłeś to już tyle razy. Chciałabym się odwdzięczyć.
– No dobrze. Napiję się budweisera.
Przechylił się przez kontuar, nie odrywając od niej wzroku.
– Co? Ja mam ci nalać? – Roześmiała się i zeskoczyła ze stołka.
– W dzieciństwie marzyłam o pracy za barem – dodała, biorąc duży kufel i naciskając kurek.
– Gdybyś szukała pracy, mam nawet wolny etat – zaoferował.
– Nie, dziękuję. Chyba lepiej mi pójdzie z drugiej strony baru – powiedziała ze śmiechem i napełniła kufel. Wyjęła portmonetkę, wręczyła mu pieniądze. – Reszty nie trzeba – droczyła się z nim.
– Dziękuję. – Odwrócił się do kasy. – I znów mąż zostawił cię dziś samą? – zapytał.
Holly zastanowiła się, jak mu odpowiedzieć.
– Danielu, nie chciałabym cię wprawiać w zakłopotanie, ale mój mąż nie żyje.
Lekko się zaczerwienił.
– Przepraszam, nie wiedziałem.
– Nie szkodzi. Wiem, że nie wiedziałeś. – Uśmiechnęła się na znak, że jej nie uraził. – Gerry umarł w lutym.
– Bo ostatnio chyba mówiłaś, że tu jest.
– A tak. – Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. – Niby go tu nie było – odparła cicho, rozglądając się po klubie – ale jest tutaj.
Położyła rękę na sercu.
– Rozumiem. W takim razie jeszcze bardziej doceniam twoją odwagę tamtego wieczoru – powiedział delikatnie. Holly była zdziwiona, że tak dobrze się z nim czuje. Odprężyła się i mogła rozmawiać szczerze, bez obawy, że zaraz się rozpłacze. Opowiedziała mu w skrócie o liście.
– Dlatego wtedy wybiegłam zaraz po występie Declana.
– A więc nie dlatego, że tak strasznie grali – zażartował Daniel. – Już rozumiem. Był trzydziesty kwietnia.
– Bingo! – zawołała ze śmiechem.
– Jestem! – ogłosiła Denise, wparowując do klubu. Wystroiła się w suknię, którą miała na balu w zeszłym roku. Za nią wszedł Tom. Nie odrywał oczu od dziewczyny.
– Aleś się odstawiła – zauważyła Holly. Sama w końcu postanowiła włożyć dżinsy, czarne botki i bardzo prostą czarną bluzkę. Nie miała ochoty się stroić.
– Nie codziennie miewa się własną premierę, prawda? Tom i Daniel przywitali się męskim uściskiem.
– Kochanie, poznaj mojego przyjaciela, Daniela – dokonał prezentacji Tom.
Daniel i Holly unieśli brwi i uśmiechnęli się. Oboje zwrócili uwagę na słowo „kochanie”.
– Cześć, Tom. – Holly uścisnęła mu rękę, a on cmoknął ją w policzek.
– Przepraszam za tamten wieczór. Nie byłam wtedy w pełni panią siebie.
– Nie ma sprawy. – Tom skwitował jej przeprosiny uśmiechem.
– Gdybyś się nie zgłosiła, nie poznałbym Denise. Jestem twoim wielkim dłużnikiem.
Holly ze zdumieniem odkryła, że dobrze się bawi i wcale nie musi udawać. Była naprawdę szczęśliwa. Poza tym cieszyło ją, że Denise w końcu się zakochała.
Niedługo potem zjawiła się reszta rodziny Kennedych, a wraz z nimi Sharon i John. Holly wybiegła im na spotkanie.
– Ludzie, słuchajcie! – Declan stanął na stołku. – Ponieważ Ciara nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć, spóźniliśmy się, a lada chwila puszczą mój dokument. Dlatego błagam was, siadajcie.
– Och, Declan – fuknęła mama.
Holly roześmiała się i posłusznie usiadła. Kiedy spiker zapowiedział film, wszyscy zaczęli klaskać.
Na tle pięknego widoku Dublina nocą ukazał się napis „Dziewczęta w wielkim mieście”, a następnie zdjęcie Sharon, Denise, Abbey i Ciary ściśniętych na tylnym siedzeniu taksówki. Przemówiła Sharon:
– Witajcie! Ja jestem Sharon, a to są Abbey, Denise i Ciara.
Dziewczęta pozowały kolejno w zbliżeniu.
– Jedziemy do naszej przyjaciółki Holly, która ma dziś urodziny. Urządzamy babski wieczór, zero facetów.
W następnej scenie krzyczały do Holly zaskoczonej w drzwiach: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”.
– Och, dziś nie będziemy oszczędzać na piciu.
Kamera ukazała Holly otwierającą szampana, a po chwili dziewczęta spełniające toast. Na końcu Holly, z przekrzywioną tiarą na głowie, piła szampana przez słomkę z butelki.
– Idziemy powłóczyć się po klubach.
Kolejne ujęcie przedstawiało dziewczęta, szalejące w „Boudoir”. Od czasu do czasu któraś wykonywała bardzo nieprzystojne ruchy. Potem Sharon zapowiedziała otwarcie:
– Żebyśmy tylko nie przesadziły. Dziś mamy być grzeczne!
W następnej scenie dziewczęta gwałtownie protestowały, kiedy trzech ochroniarzy wyprowadzało je z klubu.
Holly patrzyła wstrząśnięta na Sharon. Przyjaciółka zastygła w bezruchu. Mężczyźni zaśmiewali się i poklepywali Declana po plecach. Holly, Sharon, Denise, Abbey, a nawet Ciara, skuliły się na krzesłach, upokorzone. Co ten Declan narobił!
Holly wstrzymała oddech. Co tak naprawdę wymazały z pamięci? Aż ścierpła na myśl, co ujrzą za chwilę.
Na ekranie pojawił się kolejny napis: „Wypad na miasto”. Dziewczęta jechały siedmioosobową taksówką. Holly wydawało się, że jeszcze wtedy była trzeźwa.
– Och, John – żaliła się kierowcy z tylnego siedzenia. – Dziś kończę trzydziestkę, wyobrażasz sobie?
John obejrzał się i roześmiał.
– Świetnie się trzymasz.
Kamera najechała na twarz Holly, która aż się skuliła, widząc siebie na ekranie. Miała taką smętną minę.
– I co ja teraz zrobię? – wyła. – Nie mam pracy, męża ani dzieci, a już stuknęła mi trzydziestka! Mówiłam ci, ile mam lat?
– Skarbie, zostaw zmartwienia na jutro.
Wystawiła głowę przez okno i nie zważając na wiatr jechała tak, zatopiona w myślach. O Boże, jak samotnie wyglądam, skonstatowała Holly. Co za okropny widok! Rozejrzała się speszona po pokoju, ale w porę zwróciła oczy na ekran. Pohukiwała właśnie dziarsko na koleżanki, stojąc na O’Connell Street.
– Dobra, dziewczyny. Szturmujemy „Boudoir”. I nikt nas nie powstrzyma, a już na pewno żadne kretyńskie goryle, którym wydaje się, że trzęsą klubem.
Z tymi słowy pomaszerowała, jak jej się wówczas zdawało, prosto przed siebie. Koleżanki przyklasnęły i ruszyły za nią.
Następne ujęcie przedstawiało dwóch bramkarzy przed „Boudoir”, którzy kręcili głowami.
– Przykro nam, moje panie, ale nie dzisiaj.
– A wy wiecie – spytała bez zmrużenia powiek Denise – z kim macie do czynienia?
– Nie.
Obaj patrzyli w przestrzeń, lekceważąc starania dziewcząt.
– No właśnie! – Denise ujęła się pod boki. – A to jest bardzo znana księżniczka Holly z fińskiej rodziny królewskiej.