Szmira
Szmira читать книгу онлайн
Siedzia?em, patrzy?em na czerwonego mercedesa i duma?em o Cindy. I ?wierzbi?o mnie, ?eby wzi?? si? do dzia?ania. Pomy?la?em, ?e mo?e warto zakra?? si? do domu. Mo?e zdo?am pods?ucha?, jak Cindy rozmawia przez telefon? Mo?e wpadn? na jaki? trop? Pewnie, ?e by?o to niebezpieczne. Sam ?rodek dnia. A ja uwielbiam ryzyko. Sprawia, ?e uszy mi dzwoni?, a zwieracz w ty?ku mocniej si? ?ciska. ?yje si? raz, no nie? Chyba ?e jest si? ?azarzem. Biedny skurwiel, musia? zdycha? 2 razy. Ale ja jestem Nick Belane. Po jednej kolejce zsiadam z karuzeli. ?wiat nale?y do odwa?nych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– To ni som bzdury, panie Belane.
– „Ni som”? Skąd się pan wziął, Grovers? Ze wsi?
– A pan nie wygląda jak detektyw, panie Belane.
– Hę? A jak kto?
– No, niech się chwilę zastanowię…
– Tylko nie zastanawiaj się pan, kurwa, za długo. Każda godzina mojego czasu kosztuje pana 6 dolców.
– Hm, wygląda pan jak… hydraulik.
– Hydraulik? Hydraulik. Może być. Nikt się nie potrafi obejść bez hydraulika. Przychodzi panu do głowy ktoś, kto jest ważniejszy niż hydraulik?
– Prezydent.
– Prezydent? Gówno prawda! Myli się pan za każdym razem, kiedy otwiera usta!
– Wcale nie.
– A właśnie że tak! I teraz też się pan myli!
Zgasiłem cygaro i zapaliłem papierosa. Ten facet działał mi na nerwy. Ale był klientem. Przyglądałem mu się uważnie. Wiedziałem, że nie będzie mi się przyjemnie dla niego pracowało. Przestałem mu się przyglądać. Spojrzałem gdzieś nad jego lewym uchem.
– Dobra, co mam zrobić? Z tą kosmitką? Tą Jeannie Nitro?
– Usunąć ją.
– Nie jestem płatnym mordercą, panie Grovers.
– Niech pan ją usunie jakoś z mojego życia.
– Przerżnął pan…
– Co? Moje życie?
– Nie, ją!
– Nie.
– A zna pan adres tej dziwki? Numer telefonu? Zawód? Tatuaże? Hobby? Dziwne zwyczaje?
– Tylko to ostatnie…
– No?
– Lubi znikać przez sufit i tak dalej.
– Grovers, jest pan szurnięty. Nie ja jestem panu potrzebny, tylko psychiatra.
– Odwiedziłem już paru.
– I co powiedzieli?
– Nic. Ale kazali mi bulić więcej niż 6 dolców za godzinę.
– A ile?
– 175.
– To najlepszy dowód, że odbiła panu szajba.
– Dlaczego?
– Bo tylko wariat gotów jest tyle płacić.
Potem siedzieliśmy i gapiliśmy się na siebie. Jak para idiotów. Usiłowałem się skupić. Ale bolały mnie skronie.
Potem drzwi się otworzyły. I weszła laska. Na świecie są miliardy lasek, nie? Niektóre wyglądają w porządku. Niektóre wyglądają całkiem fajnie. Ale raz na jakiś czas przyrodzie wychodzi naprawdę rzadki numer; udaje jej się sklecić zupełnie niewiarygodną, bombową laskę. Człowiek gapi się, gapi, i nie wierzy własnym gałom. Taka babka porusza się jak żywe srebro, jak wąż, cała faluje, widzisz kostkę, łokieć, cycek, kolano, a wszystko łączy się razem w jedną ponętną, doskonałą całość, w dodatku oczy laski tak się iskrzą, a wygięte nieco w podkówkę usta tak układają, jakby zaraz miała parsknąć śmiechem, rozbawiona twoją bezradnością. I wie, jak się ubierać, a jej długie włosy powiewają, kiedy idzie. Aż oczy bolą.
Grovers wstał.
– Jeannie!
Sunęła przez pokój płynnie niczym striptizerka na wrotkach. Zatrzymała się przed nami; nawet ściany drżały z podniecenia. Spojrzała na Groversa.
– Hal, co robisz u tego podrzędnego łapsa?
– Hej, nie pozwalaj sobie, suko! – warknąłem.
– Hm, wiesz, Jeannie, mam pewien drobny problem, z którym sam nie umiem sobie poradzić.
– Problem? Jaki?
– Nie mogę ci powiedzieć. Zapomniałem języka w gębie.
– Hal, dopóki jestem z tobą, nie potrzebujesz zwracać się o pomoc do nikogo innego. Umiem wszystko robić 100 razy lepiej niż ten podrzędny łaps.
Wstałem. Zresztą i tak już stałem.
– Taa, głupia pipo? No to zrób, żeby ci stanęła dłuższa kuśka niż moje 18 centymetrów!
– Skretyniały mizogin!
– A widzisz, a widzisz? Nie potrafisz!
Jeannie przez chwilę krążyła po pokoju, ą nam aż ślina kapała z pysków. Potem odwróciła się nagle. Spojrzała na Groversa.
– Do nogi, psie! Czołgaj się do mnie po podłodze! Szybko!
– Nie rób tego, Hal! – wrzasnąłem.
– Hę?
Ale już się czołgał. Był coraz bliżej. Doczołgał się do stóp Jeannie i znieruchomiał.
– A teraz zacznij lizać moje buty! – rozkazała.
Grovers usłuchał. Wystawił język i lizał. Jeannie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się z wyższością. Z wyższością. Nie wiedziałem, jak zareagować.
Podskoczyłem.
– TY PIERDOLONA DZIWKO! – wrzasnąłem.
Rozpiąłem pasek, wyciągnąłem ze spodni i potrząsając nim, wyszedłem zza biurka.
– Ty pierdolona dziwko – powtórzyłem. – DOBIORĘ CI SIĘ DO TYŁKA!
Rzuciłem się w jej stronę. Resztki mojej duszy drżały z radosnego podniecenia. Cudowne pośladki tej ślicznotki żarzyły mi się w mózgu. Niebo wywróciło się do góry nogami i całe dygotało.
– Rzuć pasek, dupolu – powiedziała, strzelając palcami.
Pasek wypadł mi z dłoni. Znieruchomiałem.
Zwróciła się do Groversa.
– No już, głuptasku, wstawaj. Idziemy z tej dziury.
– Tak, kochanie.
Grovers podniósł się i poczłapał za nią do drzwi. Otworzyły się, zamknęły, i znów byłem sam. Nie mogłem się poruszyć. Ta suka musiała mnie porazić strzałem z miotacza promieni. Nie mogłem ani drgnąć. Może wybrałem sobie zły zawód? Po mniej więcej 20 minutach poczułem w całym ciele mrowienie. Potem stwierdziłem, że mogę poruszyć brwiami. Następnie ustami.
– Kurwa mać! – zakląłem.
Czułem, jak sztywność kolejno opuszcza inne części mojego ciała. Wreszcie udało mi się zrobić krok. Potem drugi. Jeszcze kilka kroków i doszedłem do biurka. Wsunąłem się za nie. Otworzyłem szufladę. Wyciągnąłem półlitrówkę wódki. Zdjąłem nakrętkę. Golnąłem sobie porządnie. Uznałem, że najlepiej będzie dać sobie na ten dzień spokój, a nazajutrz zacząć wszystko od nowa.
19
Nazajutrz miałem w głowie mętlik. Siedziałem w biurze i nie wiedziałem już, kto nadal jest moim klientem i co, kurwa, jest grane. Postanowiłem wyjaśnić parę rzeczy. Miałem numer do pracy Upka. Więc zadzwoniłem do niego.
– Halo – powiedział.
– Upek, mówi Belane.
– Ty skurwielu!
– Spokojnie, Upek. Mam czarny pas.
– Przyda ci się, kiedy następnym razem wparujesz do mojej sypialni.
– Al, widziałem tylko unoszący się tyłek. Nie wiedziałem, że to ty, dopóki nie odwróciłeś głowy.
– A myślałeś, że kto? Myślisz, że jakiś obcy będzie ją posuwał w moim własnym łóżku?
– Takie rzeczy zdarzały się nieraz.
– Co?!
– Nie mówię o twoim łóżku.
– A o czyim?!
– Nieważne.
– Jak to nieważne?!
– Chodziło mi o to, że takie rzeczy zdarzały się innym żonatym gościom. Dzwonię, żeby pogadać.
– O czym?
– Chcesz, żebym dalej pracował dla ciebie, czy nie?
– Na razie daleko się nie posunąłeś, jedynie sfilmowałeś moją dupę.
– Już niedługo uporam się z tą sprawą, Al.
– Gadasz.
– Chyba jestem na tropie poważnej afery.
– Co takiego?
– Mam poszlaki. I swoje domysły.
– Poszlaki? Domysły? Co ty bredzisz?
– Cindy kręci z takim jednym gościem. Znam go. Podejrzany typ. Coś razem knują.
– Nakryłeś ich w łóżku?
– Jeszcze nie.
– Dlaczego?
– Nie chcę się spieszyć. Czekam, aż wpadną w pułapkę.
– Nie możesz ich dopaść natychmiast?
– Nie, muszę czekać, żeby złapać go z grucha w ręku.
– Co takiego?
– Muszę ich złapać na gorącym uczynku.
– Nie wiem, czy do końca wiesz, co robisz, Belane.
– Dobrze wiem, co robię. Dopadnę go, jak. będzie stawiał sztosa.
– Nie lubię, jak tak mówisz.
– Świat to nie przedszkole, Al. Dopieprzę im.
– Dopieprzysz?
– Dobiorę się Cindy do tyłka. Przecież sam tego chcesz, nie?
– Dostarcz mi tylko dowodów.
– Dowody to pestka, Upek.
– Naprawdę jesteś blisko, Belane?
– Czuję ich trop, depczę im po piętach. Znam tego gościa. To Francuz. Wiesz, jacy są Francuzi, no nie?
– Nie. Jacy?
– Jak nie wiesz, Upek, to nie będę ci tłumaczył. Nie mam czasu. No więc jak, do cholery, chcesz, żebym się dalej zajmował tą sprawą?
– Mówisz, że jesteś blisko?
– Depczę Cindy po piętach, dosłownie wtykam nochala między jej pośladki!
– Co takiego?
– Chcesz, żeby dalej pracował, czy nie, Upek? Liczę do 10.
1, 2, 3, 4…
– Dobra, dobra. Rób swoje.
– W porządku, Al. Ale jest jeszcze pewna drobna sprawa…