Szmira
Szmira читать книгу онлайн
Siedzia?em, patrzy?em na czerwonego mercedesa i duma?em o Cindy. I ?wierzbi?o mnie, ?eby wzi?? si? do dzia?ania. Pomy?la?em, ?e mo?e warto zakra?? si? do domu. Mo?e zdo?am pods?ucha?, jak Cindy rozmawia przez telefon? Mo?e wpadn? na jaki? trop? Pewnie, ?e by?o to niebezpieczne. Sam ?rodek dnia. A ja uwielbiam ryzyko. Sprawia, ?e uszy mi dzwoni?, a zwieracz w ty?ku mocniej si? ?ciska. ?yje si? raz, no nie? Chyba ?e jest si? ?azarzem. Biedny skurwiel, musia? zdycha? 2 razy. Ale ja jestem Nick Belane. Po jednej kolejce zsiadam z karuzeli. ?wiat nale?y do odwa?nych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Czy to jakiś żart, Grovers? Jeśli tak, to bardzo kiepski. Wcale nie zabawny.
Mężczyzną leżącym w trumnie byłem ja. Trumna była wyłożona aksamitem, a ja miałem na ustach woskowy uśmiech. Ubrany byłem w wymięty ciemnobrązowy garnitur, a w skrzyżowanych na piersi dłoniach trzymałem białego goździka.
Odwróciłem się do Groversa.
– Co tu jest grane, koleś? Skąd go wytrzasnąłeś?
– Co? To jest pan Andrew Douglas, zmarł nagle na zawał.
Od kilkudziesięciu lat był jednym z filarów miejscowej społeczności.
– Nie wciskaj mi ciemnoty, Grovers. Ten sztywniak to ja! Ja!
– Nonsens – rzekł Grovers. Podszedł bliżej i zajrzał do trumny.
– To pan Douglas.
Zerknąłem jeszcze raz. W trumnie leżał stary, siwy facet – mógł mieć 70, 80 lat. Wyglądał całkiem nieźle, bo pokryli mu różem policzki i pociągnęli szminką usta. Skóra lśniła mu jak nawoskowana. Nie, to nie byłem ja.
– Jeannie Nitro znów zrobiła mnie w konia – powiedziałem.
– Chyba coś się panu miesza w głowie, panie Belane.
– Zamknij się pan.
Potrzebowałem się zastanowić. To wszystko musiało mieć jakiś sens. Jakoś do siebie pasować.
W drzwiach stanął nie znany mi mężczyzna.
– Przygotowałem zwłoki, Hal ~ oznajmił.
– Dziękuję, Billy. Możesz iść.
Billy French odwrócił się i wyszedł.
– Chryste, Grovers, on nawet nie umył rąk!
– Co takiego?
– Widziałem na jego rękach krew!
– Nonsens.
– Widziałem krew.
– Panie Belane, chce pan zajrzeć do trzeciej trumny? Pewien klient zamówił ją z góry.
Wbiłem w nią wzrok.
– I leży w niej? – zapytałem.
– Nie, wciąż żyje. Trumna jest pusta. Kupił ją na zapas. Jeśli ktoś kupuje trumnę za życia, dostaje 10% rabatu. Może miałby pan ochotę skorzystać z naszej oferty? Posiadamy naprawdę wspaniały asortyment.
– Dzięki, Grovers, ale muszę pędzić… Skontaktuję się z panem.
– Czy to jakiś żart, Grovers? Jeśli tak, to bardzo kiepski. Wcale nie zabawny.
Mężczyzną leżącym w trumnie byłem ja. Trumna była wyłożona aksamitem, a ja miałem na ustach woskowy uśmiech. Ubrany byłem w wymięty ciemnobrązowy garnitur, a w skrzyżowanych na piersi dłoniach trzymałem białego goździka.
Odwróciłem się do Groversa.
– Co tu jest grane, koleś? Skąd go wytrzasnąłeś?
– Co? To jest pan Andrew Douglas, zmarł nagle na zawał.
Od kilkudziesięciu lat był jednym z filarów miejscowej społeczności.
– Nie wciskaj mi ciemnoty, Grovers. Ten sztywniak to ja! Ja!
– Nonsens – rzekł Grovers. Podszedł bliżej i zajrzał do trumny.
– To pan Douglas.
Zerknąłem jeszcze raz. W trumnie leżał stary, siwy facet – mógł mieć 70, 80 lat. Wyglądał całkiem nieźle, bo pokryli mu różem policzki i pociągnęli szminką usta. Skóra lśniła mu jak nawoskowana. Nie, to nie byłem ja.
– Jeannie Nitro znów zrobiła mnie w konia – powiedziałem.
– Chyba coś się panu miesza w głowie, panie Belane.
– Zamknij się pan.
Potrzebowałem się zastanowić. To wszystko musiało mieć jakiś sens. Jakoś do siebie pasować.
W drzwiach stanął nie znany mi mężczyzna.
– Przygotowałem zwłoki, Hal – oznajmił.
– Dziękuję, Billy. Możesz iść.
Billy French odwrócił się i wyszedł.
– Chryste, Grovers, on nawet nie umył rąk!
– Co takiego?
– Widziałem na jego rękach krew!
– Nonsens.
– Widziałem krew.
– Panie Belane, chce pan zajrzeć do trzeciej trumny? Pewien klient zamówił ją z góry.
Wbiłem w nią wzrok.
– I leży w niej? – zapytałem.
– Nie, wciąż żyje. Trumna jest pusta. Kupił ją na zapas. Jeśli ktoś kupuje trumnę za życia, dostaje 10% rabatu. Może miałby pan ochotę skorzystać z naszej oferty? Posiadamy naprawdę wspaniały asortyment.
– Dzięki, Grovers, ale muszę pędzić… Skontaktuję się z panem.
Obróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi. Wyszedłem do hallu, a następnie na świeże powietrze. Świeże, przyjemne powietrze. Każdy palant, który za życia kupuje sobie trumnę, trzepie konia 6 razy w tygodniu.
Wsiadłem do garbusa, zapaliłem silnik i włączyłem się w ruch. Jakiemuś gościowi w furgonetce wydawało się, że zajechałem mu drogę. Puknął się w czoło. Ja również.
Zaczęło padać. Podkręciłem do góry szybę po prawej – po lewej brakowało korbki – i włączyłem radio.
25
Wjechałem windą na 5 piętro. Psychiatra nazywał się Seymour Dundee. Otworzyłem drzwi i wszedłem do poczekalni pełnej czubków. Jeden gość czytał gazetę, trzymając ją do góry nogami. Reszta facetów i facetek siedziała bez ruchu. Wyglądali tak, jakby nawet nie oddychali. W poczekalni panował ciężki, ponury nastrój. Podałem recepcjonistce swoje nazwisko, po czym usiadłem. Facet obok miał jeden but czarny, drugi brązowy.
– Hej, koleś! – zagadał.
– No?
– Rozmieniłbyś mi centa?
– Nie, nie mogę – odparłem.
– A jutro mi rozmienisz?
– Jutro? Może.
– Ale jutro możemy się nie spotkać – powiedział smętnie.
Mam nadzieję! – pomyślałem.
Czekaliśmy i czekaliśmy. Wszyscy. Czy ten łapiduch nie wie, że od czekania ludziom odbija szajba? Ludzie czekają przez całe życie. Czekają na lepsze czasy, czekają na śmierć. Czekają w kolejce, żeby kupić papier toaletowy. Czekają w kolejce po pieniądze. A jak nie mają szmalu, to czekają w jeszcze dłuższych kolejkach po zasiłek. Człowiek czeka, żeby położyć się spać, i czeka, żeby się obudzić. Czeka, żeby się ożenić, i czeka, żeby się rozwieść. Czeka na deszcz, czeka, aż przestanie padać. Czeka na posiłek, a kiedy go zje, czeka na następny. Czeka w poczekalni u psychiatry razem z bandą pomyleńców i sam nie wie, czy jest jednym z nich.
Czekałem tak długo, że wreszcie zapadłem w drzemkę. Obudziła mnie recepcjonistka.
– Panie Belane, panie Belane, teraz pana kolej! – powiedziała potrząsając mnie za ramię.
Była stara i brzydka, jeszcze brzydsza niż ja. Podskoczyłem na widok jej twarzy tuż przy swojej. Tak musi wyglądać śmierć, pomyślałem, właśnie tak jak to stare pudło.
– Słyszę, laluniu, słyszę.
– To proszę za mną – poleciła.
Wyszliśmy z poczekalni na niewielki korytarz. Recepcjonistka otworzyła drzwi. Zobaczyłem siedzącego przy biurku gościa w ciemnozielonej koszuli i luźnym, rozpiętym pomarańczowym swetrze. Na nosie miał ciemne okulary, palił papierosa w cygarniczce i wyglądał na niezmiernie zadowolonego z siebie.
– Proszę usiąść. – Wskazał mi krzesło.
Recepcjonistka zamknęła drzwi i oddaliła się.
Dundee zaczął coś mazać piórem po papierze.
– Biorę 160 za godzinę – oznajmił, nie podnosząc wzroku.
– Pieprzę pana – powiedziałem.
Spojrzał na mnie.
– Ha! To mi się podoba! – Znów coś maznął. – Więc dlaczego pan do mnie przyszedł?
– Nie wiem, od czego zacząć.
– To niech pan zacznie odliczać od 10.
– Pieprz pan swoją mamuśkę!
– Ha! A pan miał stosunki ze swoją? – spytał.
– Jakie stosunki? Przyjazne? Duchowe? Wyrażaj się pan jaśniej.
– Dobrze pan wie, co mam na myśli.
– Nie, nie wiem.
Zrobił kółko, stykając kciuk z palcem wskazującym lewej ręki, po czym zaczął wsuwać w nie palec serdeczny prawej.
– O takie – rzekł. – Takie.
– Jasne – powiedziałem. – Zrobiła kiedyś takie kółko jak pan, a ja wsunąłem w nie palec.
– Przyszedł pan tu po to, żeby ze mnie żartować? – spytał Dundee. – Nie lubię, jak ktoś robi sobie ze mnie jaja!
Pochyliłem się w jego stronę i oświadczyłem:
– Masz szczęście, koleś, że tylko robię sobie z ciebie jaja!
– Tak? Doprawdy? – spytał, odchylając się w fotelu.
– Taa. Nie wkurwiaj mnie, koleś, bo może się to źle skończyć.
– Spokojnie, panie Belane, spokojnie. Po co właściwie pan przyszedł?
Walnąłem pięścią w sam środek biurka.
– POTRZEBUJĘ FACHOWEJ POMOCY, DO KURWY NĘDZY!
– Oczywiście, panie Belane, oczywiście. Ale dlaczego zgłosił się pan akurat do mnie?