-->

Mistrz i Malgorzata

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Mistrz i Malgorzata, Булгаков Михаил-- . Жанр: Советская классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Mistrz i Malgorzata
Название: Mistrz i Malgorzata
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 229
Читать онлайн

Mistrz i Malgorzata читать книгу онлайн

Mistrz i Malgorzata - читать бесплатно онлайн , автор Булгаков Михаил
Michai? Bu?hakow zacz?? pisa? Mistrza i Ma?gorzat? w 1928 roku,uko?czy? w roku 1940, na kilkana?cie dni przed ?mierci?. Ksi??ka ukaza?a si? w druku po 40 latach i rzecz niespotykana - natychmiast sta?a si? ?wiatowym bestsellerem! Do dzisiaj i ?miech, i ?zy towarzysz? lekturze Mistrza i Ma?gorzaty. Bu?hakow opisa? ?wiat sobie wsp??czesny szyderczo i bez lito?ci, nie pozostawiaj?c czytelnikom szczeg?lnej nadziei; na pociech? zostawi? nam obietnic?, ?e "r?kopisy nie p?on?", ?e cz?owiek jest, a mo?e raczej bywa dobry. Nawet szatan w Mistrzu i Ma?gorzacie okazuje si? w ko?cu przyzwoitym facetem. W Polsce powie?? Bu?hakowa niezmiennie cieszy si? ogromnym powodzeniem. W rankingu czytelnik?w i ekspert?w"Rzeczpospolitej" w 1999 roku zosta?a uznana za najwa?niejsz? powie?? XX wieku. Niniejsza edycja ilustrowana jest oryginalnymi gwaszami Iwana Kulika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 51 52 53 54 55 56 57 58 59 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Tylko bez dramatów — wykrzywiając się powiedział Asasello. — Trzeba się też postawić i w mojej sytuacji. Dać administratorowi po mordzie albo wyrzucić z domu wujaszka, albo postrzelić kogoś, albo jakiś tam jeszcze drobiazg w tym stylu to moja właściwa specjalność. Ale rozmowy z zakochanymi kobietami — o, dziękuję, pokorny sługa!… Przecież już pół godziny panią namawiam… Więc jedzie pani?

— Jadę — prosto odpowiedziała Małgorzata.

— W takim razie zechce pani przyjąć to — powiedział Asasello, wyjął z kieszeni złote okrągłe puzderko i wręczył je Małgorzacie ze słowami: — Niechże je pani schowa, przecież ludzie patrzą. Ono się pani przyda, Małgorzato Nikołajewna, pani się solidnie zestarzała ze zmartwienia przez ostatnie pół roku. — Małgorzata zaczerwieniła się, ale nie odpowiedziała nic, a Asasello mówił dalej. — Dzisiaj wieczorem, punktualnie o wpół do dziesiątej, będzie pani uprzejma rozebrać się do naga i natrzeć tą maścią twarz i całe ciało. Potem może pani robić, co pani chce, ale proszę nie oddalać się od telefonu. O dziesiątej zadzwonię do pani i powiem wszystko, co trzeba. Zostanie pani dostarczona na miejsce bez żadnych kłopotów i o nic nie będzie się pani musiała troszczyć. Jasne?

Małgorzata milczała chwilę, potem odrzekła:

— Jasne. To pudełko jest ze szczerego złota, widać po wadze. No cóż, świetnie rozumiem, że mnie przekupują i wciągają w jakąś ciemną historię i że drogo za to zapłacę…

— Co to ma znaczyć? — nieomal zasyczał Asasello. — Znowu?…

— Nie, niech pan poczeka!

— Proszę mi zwrócić krem!

Małgorzata mocniej zacisnęła puzderko w dłoni.

— Niech pani odda! — ze złością krzyczał Asasello. — Proszę oddać i do diabła z tym wszystkim! Niech poślą Behemota!

— O nie! — wprawiając w zdumienie przechodniów zawołała Małgorzata. — Zgadzam się na wszystko, zgadzam się na tę komedię z wcieraniem maści, zgadzam się jechać, gdzie diabeł mówi dobranoc! Nie oddam!

— Ba! — nagle wrzasnął Asasello i wytrzeszczając oczy na sztachety parku pokazał coś palcem.

Małgorzata spojrzała w stronę, w którą wskazywał Asasello, ale nic szczególnego tam nie zauważyła. Kiedy odwróciła się znowu do Asasella, chcąc otrzymać wyjaśnienie w sprawie tego idiotycznego,Ba!”, już nie miał kto udzielić jej owego wyjaśnienia — tajemniczy rozmówca Małgorzaty zniknął.

20. Krem Asasella

Poprzez gałęzie klonu widać było wiszący na wieczornym bezchmurnym niebie krągły księżyc. Lipy i akacje rozrysowały ziemię w ogrodzie w zawiły wzór plam światła i cieni. W otwartym, ale zasłoniętym storą półokrągłym oknie w wieżyczce paliło się wściekłe światło elektryczne. W sypialni Małgorzaty paliły się wszystkie lampy oświetlając panujący w pokoju nieopisany bałagan.

Na przykrytym kocem łóżku leżały koszulki, pończochy i świeża bielizna, zmięta zaś bielizna poniewierała się wprost na podłodze obok rozdeptanego w pośpiechu pudełka papierosów. Pantofle stały na nocnym stoliku obok nie dopitej filiżanki kawy i popielniczki, w której dymił niedopałek. Na oparciu krzesła wisiała czarna wieczorowa suknia. W pokoju pachniały perfumy. Przywędrował tu także skądś zapach rozgrzanego żelazka.

Małgorzata siedziała przed lustrem w zamszowych czarnych pantoflach i w płaszczu kąpielowym narzuconym na nagie ciało. Zegarek na złotej bransoletce leżał przed nią obok otrzymanego od Asasella puzdereczka i Małgorzata nie spuszczała oczu z cyferblatu.

Chwilami wydawało się jej, że zegarek się zepsuł i że jego wskazówki nie poruszają się. Poruszały się jednak, acz bardzo powoli, jak gdyby lepiąc się do tarczy, aż wreszcie dłuższa wskazówka osiągnęła dwudziestą dziewiątą minutę po dziewiątej. Serce Małgorzaty załomotało tak strasznie, że nie mogła nawet sięgnąć od razu po puzderko. Kiedy wzięła się w garść i otworzyła je, zobaczyła, że zawiera tłusty żółtawy krem. Wydało jej się, że krem ten ma zapach bagiennego szlamu. Końcem palca Małgorzata nabrała sobie na dłoń odrobinę kremu, a wtedy jeszcze wyraźniej zapachniało lasem i ziołami z bagnisk, po czym zaczęła dłonią wcierać sobie krem w policzki i w czoło.

Krem łatwo się rozsmarowywał i natychmiast się ulatniał, tak przynajmniej wydawało się Małgorzacie. Posmarowawszy się po kilkakroć, spojrzała w lustro i upuściła puzderko prosto na szkiełko zegarka, które promieniście pękło. Zasłoniła oczy dłonią, potem spojrzała raz jeszcze i roześmiała się niepohamowanie.

Brwi wyszczypane w sznureczki zagęściły się i równymi czarnymi łukami legły nad pozieleniałymi oczyma. Delikatna pionowa zmarszczka u nasady nosa, która pojawiła się wtedy, w październiku, kiedy mistrz zaginął, zniknęła bez śladu. Zniknęły także żółtawe cienie na skroniach i ledwie zauważalne kurze łapki przy zewnętrznych kącikach oczu. Skóra na policzkach równomiernie poróżowiała, czoło stało się białe i jasne, a trwała ondulacja również zniknęła bez śladu.

Na trzydziestoletnią Małgorzatę patrzyła z lustra kędzierzawa kruczowłosa dwudziestoletnia dziewczyna.

Naśmiawszy się do woli Małgorzata jednym susem wyskoczyła ze szlafroka, zaczerpnęła więcej tłustego pienistego kremu i zaczęła mocno wcierać go sobie w skórę. Ciało jej natychmiast poróżowiało, rozgrzało się. Potem w jednej chwili, jak gdyby ktoś wyciągnął igłę z mózgu, znikł ból w skroni, doskwierający cały wieczór po spotkaniu w ogrodzie Aleksandrowskim, w mięśnie rąk i nóg wstąpiła siła, a potem ciało Małgorzaty stało się nieważkie.

Podskoczyła i zawisła w powietrzu nieco ponad dywanem, potem coś ją powolutku zaczęło ściągać na ziemie, opadła.

— To mi krem! To mi krem! — zawołała rzucając się na fotel.

Krem zmienił ją nie tylko zewnętrznie. Teraz w Małgorzacie, w każdej cząstce jej ciała, kipiała radość, którą odczuwała tak, jak gdyby w całym jej ciele kipiały maleńkie pęcherzyki. Małgorzata poczuła się wolna, wyzwolona ze wszystkiego. Poza tym było teraz zupełnie jasne, że stało się to, o czym już z rana powiedziało jej przeczucie, że opuszcza willę i porzuca swoje dotychczasowe życie na zawsze. Ale oto od tego dotychczasowego życia oddzieliła się myśl o tym, że zanim rozpocznie się to nowe, niezwykłe, to, co pociąga ją ku górze, w powietrze, ma do spełnienia jeszcze jeden, ostatni obowiązek. I tak jak stała, naga, co chwila wzbijając się w powietrze pobiegła z sypialni do gabinetu męża, zapaliła tam światło, podbiegła do biurka. Na wyrwanej z notesu kartce napisała ołówkiem szybko, bez skreśleń, dużymi literami:

“Przebacz mi i zapomnij o mnie jak najszybciej. Opuszczam cię na zawsze. Nie szukaj mnie, to się na nic nie zda. Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą. Czas na mnie. Żegnaj.”

Małgorzata poczuła ogromną ulgę, przeleciała do sypialni, a zaraz za nią wbiegła tam obładowana rzeczami Natasza. I wszystkie te rzeczy, drewniane ramiączko z suknią, koronkowe chusteczki, niebieskie jedwabne pantofelki na prawidłach i pasek, wszystko to natychmiast posypało się na podłogę, a Natasza plasnęła w wolne już teraz dłonie.

— Co, ładna jestem? — ochrypłym głosem głośno krzyknęła Małgorzata.

— Jakże to tak? — szeptała cofając się Natasza. — Jak pani to robi, Małgorzato Nikołajewna?

— To krem! Krem, krem! — odpowiedziała Małgorzata wskazując błyszczące złote pudełeczko i okręcając się przed lustrem.

Ogłupiała Natasza przez chwilę stojąc nieruchomo patrzyła na Małgorzatę, potem rzuciła się jej na szyję i całując ją wołała:

— Jak atłas! Aż jaśnieje! Czysty atłas! A brwi! Jakie brwi!

— Weź sobie wszystkie szmatki, perfumy i schowaj do swojego kuferka — wołała Małgorzata — tylko nie bierz kosztowności, bo cię posądzą o kradzież!

Natasza zgarnęła w tobół wszystko, co jej wpadło w ręce — sukienki, pantofle, pończochy i bieliznę — i wybiegła z sypialni.

Tymczasem gdzieś po przeciwnej stronie zaułka wyrwał się z otwartego okna i wyleciał w świat huraganowy, wirtuozerski walc, do uszu Małgorzaty dobiegł także warkot podjeżdżającego przed bramę samochodu.

1 ... 51 52 53 54 55 56 57 58 59 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название