-->

Mistrz i Malgorzata

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Mistrz i Malgorzata, Булгаков Михаил-- . Жанр: Советская классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Mistrz i Malgorzata
Название: Mistrz i Malgorzata
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 229
Читать онлайн

Mistrz i Malgorzata читать книгу онлайн

Mistrz i Malgorzata - читать бесплатно онлайн , автор Булгаков Михаил
Michai? Bu?hakow zacz?? pisa? Mistrza i Ma?gorzat? w 1928 roku,uko?czy? w roku 1940, na kilkana?cie dni przed ?mierci?. Ksi??ka ukaza?a si? w druku po 40 latach i rzecz niespotykana - natychmiast sta?a si? ?wiatowym bestsellerem! Do dzisiaj i ?miech, i ?zy towarzysz? lekturze Mistrza i Ma?gorzaty. Bu?hakow opisa? ?wiat sobie wsp??czesny szyderczo i bez lito?ci, nie pozostawiaj?c czytelnikom szczeg?lnej nadziei; na pociech? zostawi? nam obietnic?, ?e "r?kopisy nie p?on?", ?e cz?owiek jest, a mo?e raczej bywa dobry. Nawet szatan w Mistrzu i Ma?gorzacie okazuje si? w ko?cu przyzwoitym facetem. W Polsce powie?? Bu?hakowa niezmiennie cieszy si? ogromnym powodzeniem. W rankingu czytelnik?w i ekspert?w"Rzeczpospolitej" w 1999 roku zosta?a uznana za najwa?niejsz? powie?? XX wieku. Niniejsza edycja ilustrowana jest oryginalnymi gwaszami Iwana Kulika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 50 51 52 53 54 55 56 57 58 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

“Oto masz przykład — mówiła w myśli Małgorzata do tego, do którego należała. — Dlaczego właściwie przepłoszyłam tego mężczyznę? Nudzi mi się, a ten lowelas w niczym nie jest gorszy od innych, no, może tylko to głupie “jednakowoż”… Dlaczego siedzę jak sowa, sama jedna pod murem? Dlaczego wyrwano mnie z życia?”

Zwiesiła głowę i pogrążyła się w smutku. Ale nagle ta sama co rano fala wzburzenia i oczekiwania uderzyła ją w pierś: “Tak, coś się dziś wydarzy!” Fala napłynęła po raz drugi i wtedy Małgorzata zrozumiała, że jest to fala dźwięków. Przez hałas miasta coraz wyraźniej przedzierał się głos bębna i dźwięki nieco fałszujących trąb.

Pierwszy ukazał się przejeżdżający stępa obok parkowego ogrodzenia konny milicjant, za nim maszerowali trzej piesi. Następnie ukazała się jadąca powoli ciężarówka z orkiestrą. Wreszcie wolno posuwający się otwarty nowy samochód — karawan, na nim trumna pokryta wieńcami, obok trumny w rogach platformy stało czworo ludzi — trzech mężczyzn i kobieta.

Małgorzata odprowadziła kondukt wzrokiem, wsłuchała się w zacichający w dali smętny głos wielkiego bębna, powtarzający ciągle jedno i to samo “bums, bums, bums” i myślała: “Jaki dziwny pogrzeb… i jaki smutek ogarnia od tego “bumsa”. Ach, doprawdy zaprzedałabym duszę diabłu, żeby się tylko dowiedzieć, czy on żyje?… Ciekawe, czyj to pogrzeb?”

— Michała Aleksandrowicza Berlioza — usłyszała obok siebie męski, nieco nosowy głos — przewodniczącego Massolitu.

Małgorzata odwróciła się zdziwiona i zobaczyła na ławce obok siebie obywatela, który musiał przysiąść się bezszelestnie, kiedy Małgorzata — zapatrzywszy się na żałobną procesję — ostatnie swoje pytanie przez roztargnienie wypowiedziała widocznie na głos.

Tymczasem kondukt zwolnił, najwidoczniej wstrzymywały go światła na skrzyżowaniu.

— Tak — mówił dalej niewiadomy obywatel — panuje wśród nich doprawdy niespotykany nastrój. Wiozą nieboszczyka, a myślą o tym, gdzie też się mogła zapodziać jego głowa.

— Jaka głowa? — zapytała Małgorzata wpatrując się z uwagą w niespodziewanego rozmówcę. Sąsiad jej, jak się okazało, był niewielkiego wzrostu, płomiennie rudy, posiadał wielki kieł, zaś na sobie miał wykrochmaloną koszulę, pasiasty garnitur w dobrym gatunku, na nogach lakierki, a na głowie melonik. Krawat jaskrawy. Zdumiewające było to, że z kieszonki, w której zwykle mężczyźni noszą chusteczki lub wieczne pióra, wystawało mu ogryzione kurze udko.

— Proszę tylko pomyśleć — wyjaśniał rudy — dziś rano z sali u Gribojedowa ktoś gwizdnął z trumny głowę nieboszczyka.

— Jak to się mogło stać? — machinalnie zapytała Małgorzata wspominając jednocześnie szepty w trolejbusie.

— A diabli wiedzą jak! — nonszalancko odpowiedział rudy. — I co najważniejsze, to niepojęte, komu i do czego może być potrzebna taka głowa!

Chociaż Małgorzata była bardzo zajęta swoimi sprawami, to jednak zadziwiły ją dziwaczne łgarstwa nieznanego obywatela.

— Chwileczkę! — zawołała nagle. — Jakiego Berlioza? Tego, co to dzisiaj w gazetach…

— A tak, tak…

— To znaczy, że za trumną idą literaci? — zapytała Małgorzata.

— No jasne, że literaci!

— A pan ich zna?

— Wszystkich co do jednego — odpowiedział rudy.

— Proszę mi powiedzieć — wyrzekła Małgorzata, a głos jej stał się głuchy — czy nie ma wśród nich krytyka Łatuńskiego?

— Jakże go może nie być? — odpowiedział rudy. — Ten w czwartym rzędzie z samego brzegu to właśnie on.

— Ten blondyn? — mrużąc oczy zapytała Małgorzata.

— Z popielatymi włosami… o, wzniósł oczy do nieba!

— Podobny do pastora?

— O to, to!

O nic więcej Małgorzata nie spytała — zapatrzyła się na Łatuńskiego.

— Jak widzę — z uśmiechem powiedział rudy — nienawidzi pani tego Łatuńskiego, Małgorzato Nikołajewna!

Małgorzata zdziwiła się.

— Pan mnie zna?

Zamiast odpowiedzi rudy zamaszyście skłonił się melonikiem.

“Wypisz wymaluj — morda rozbójnika!” — pomyślała Małgorzata wpatrując się w ulicznego przybłędę.

— A ja pana nie znam — odpowiedziała oschle.

— Skąd mnie pani może znać? A nawiasem mówiąc, to przysłano mnie do pani z interesem. Małgorzata odsunęła się gwałtownie i zbladła.

— Nic nie rozumiem, z jakim interesem?

Rudy obejrzał się i powiedział tajemniczo:

— Polecono mi, żebym na dziś wieczór panią zaprosił.

— Co pan bredzi? Do kogo?

— Do pewnego bardzo ważnego cudzoziemca — przymrużając oko znacząco powiedział rudy. Małgorzata bardzo się rozgniewała.

— Jak widzę, rodzi się nowa profesja — uliczny stręczyciel! — powiedziała wstając z ławki, aby odejść, i usłyszała wtedy głos rudego:

— Ciemność, która nadciągnęła znad Morza Śródziemnego, okryła znienawidzone przez procuratora miasto. Zniknęły wiszące mosty, łączące świątynią ze straszliwą wieżą Antoniusza, otchłań zwaliła się z niebios i pochłonęła skrzydlatych bogów ponad hipodromem… Niech panią piekło pochłonie razem z tym nadpalonym brulionem i z zasuszoną różą! Niech sobie pani siedzi samotnie na ławce i błaga go, żeby wypuścił panią na wolność, pozwolił pooddychać powietrzem, zniknął z pamięci!

Małgorzata ze zbielałą twarzą wróciła na ławkę. Rudy popatrzył na nią spod przymrużonych powiek.

— Nic nie rozumiem — powiedziała cicho. — O bibułce to jeszcze można się dowiedzieć… podejrzeć, podpatrzyć… Ale jak pan poznał moje myśli? — cierpienie zbruździło jej czoło i dodała: — Niech mi pan powie, kim pan jest?

— To ci utrapienie… — wymruczał rudy. — Niech pani usiądzie.

Małgorzata usłuchała bez sprzeciwu, ale siadając zapytała jednak jeszcze raz:

— Kim pan jest?

— No, niech już będzie, nazywam się Asasello, ale przecież to i tak nic pani nie mówi.

— Ale pan coś o nim wie — błagalnie wyszeptała Małgorzata.

— Powiedzmy, że wiem.

— Błagam, niech mi pan powie tylko jedno… żyje? Niech mnie pan nie męczy!

— No żyje, żyje — niechętnie odrzekł Asasello.

— O Boże!

— Tylko proszę bez histerii — nachmurzył się Asasello — Przepraszam, przepraszam — szeptała pokorna teraz Małgorzata — Oczywiście, rozgniewałam się na pana. Ale, zgodzi się pan chyba, że kiedy na ulicy ktoś nagle zaprasza kobietę… nie mam przesądów, zapewniam pana — Małgorzata uśmiechnęła się niewesoło — ale ja nigdy nie widuję się z cudzoziemcami i nie mam ochoty nawiązywać z nimi stosunków towarzyskich… a przy tym mój mąż… na tym polega mój dramat, że żyję nie z tym, którego kocham… ale uważam, że byłoby podłością zmarnować mu karierę… Z jego strony spotkało mnie tylko dobro…

Asasello z widocznym znudzeniem wysłuchał tego niezbyt jasnego przemówienia i powiedział surowo:

— Poproszę, aby pani na chwilę przestała mówić.

Małgorzata pokornie zamilkła.

— Cudzoziemiec, do którego panią zapraszam, jest całkowicie niegroźny. I żywa dusza nie będzie wiedziała o pani wizycie. Za co jak za co, ale za to mogę pani ręczyć.

— Co to za cudzoziemiec?! — tak głośno zawołała poruszona do głębi Małgorzata, że zwróciła na siebie uwagę mijających ławkę przechodniów. — I po co miałabym iść do niego?

Asasello pochylił się ku niej i szepnął znacząco:

— No, powiedzmy, że ma pani w tym interes… skorzysta pani z okazji…

— Co? — zawołała Małgorzata i oczy jej zrobiły się okrągłe. — Jeśli pana dobrze rozumiem, oznacza to, że będę się tam mogła czegoś o nim dowiedzieć?

Asasello w milczeniu skinął głową.

— Jadę! — z mocą zawołała Małgorzata i chwyciła go za rękę. — Jadę, dokąd pan tylko chce!

Asasello posapując z ulgą opadł na oparcie ławki zakrywając plecami wyskrobane wielkimi literami słowo “Niura” i powiedział z ironią:

— Ciężka sprawa z tymi kobietami! — wepchnął ręce w kieszenie i wyciągnął nogi przed siebie. — Dlaczego akurat mnie do tego oddelegowali? Niechby jechał Behemot, Behemot ma wdzięk…

Małgorzata zaczęła mówić z ironicznym i gorzkim uśmiechem:

— Niech pan przestanie mnie mistyfikować i zamęczać zagadkami. Jestem przecież bardzo nieszczęśliwa i pan to wykorzystuje… Pakuję się w jakąś dziwną historię, ale przysięgam, robię to tylko dlatego, że pan o nim wspomniał! Kręci mi się w głowie od tych wszystkich niepojętych rzeczy…

1 ... 50 51 52 53 54 55 56 57 58 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название