Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Ręce do góry – powiedział.
Przed nim stała Anna-Maria Elken w płaszczu deszczowym i berecie na głowie. Pomyślał, że spodziewał się jednak kogoś innego, choć właściwie od początku powinien był podejrzewać, że Ring powierzy zadanie strzeżenia archiwum właśnie kobiecie. Panna Elken spoglądała na niego z pogardą i nienawiścią.
– Przypadkowy gość Ringów – szepnęła. – No, strzelaj, na co czekasz?
Kloss wepchnął dziewczynę do pokoju, który przed chwilą opuścił. Oświetlił ją latarką i trzymając ciągle pod pistoletem, podszedł do okna, by zasunąć zasłony. Przekręcił kontakt, zapłonęły żarówki w żyrandolu… Sam był zdziwiony. Elektrownia w Cottbus ciągle działała. Pokój był niewielki i dość przytulny. Pod oknem stało niewielkie biurko, w rogu kanapa i foteliki. Na ścianie wisiał wielki portret Bismarcka.
– Siadaj – powiedział Kloss – i mów. – Był zdecydowany wyciągnąć z niej wszystko. Jeśli zostawił ją Ring, musiała znać miejsce, w którym schowano archiwum. – Zapalisz? – zapytał.
– Zapalę – odpowiedziała, przyglądając mu się uważnie. – Jak na oficera służby Ringa zachowuje się pan dość grzecznie.
– Dziękuję – mruknął. Nie chowając pistoletu, podał jej ogień. -Jeśli powie pani wszystko i prawdę – oświadczył _ istnieje pewna szansa.
Zaciągnęła się dymem i nagle wybuchnęła śmiechem.
– Wszystko i prawdę! Wy nie wypadniecie nigdy z roli! A mogłabym sobie łatwo wyobrazić, że to ja zadawałabym pytania…
Co wie? Czego się domyśla? Za kogo go bierze? Jaką rolę powinien grać, żeby wyciągnąć z niej jak najwięcej?
Strząsnęła ostrożnie popiół.
– Mogłabym – rzekła powoli – spróbować jeszcze gry w ciuciubabkę. Podać panu parę rozmaitych historyjek wyjaśniających, dlaczego wybrałam się na spacer właśnie do zamku Edelsberg. Rezygnuję. Zakładam, że Ring powierza ważne zadania inteligentnym oficerom.
Teraz Kloss był zaskoczony. Bierze go za człowieka Ringa? Prowokuje? Kim jest ta dziewczyna?
– Po co pani tu przyszła?
Wydawała się zniechęcona. Rzuciła papierosa na podłogę.
– Już powiedziałam… Nie mam ochoty na wymyślanie historyjek. Postanowiłam zagrać z panem w otwarte karty. W końcu nie ma innego wyboru, Herr Kloss. Czy uważa się pan za uczciwego Niemca?
– Co to znaczy?
– Proste… Czy postanowił pan być lojalny do końca? A potem zginąć, oddać się do niewoli lub palnąć sobie w łeb?
To zaczynało być interesujące. Kloss już się domyślał, ale jeszcze nie był pewny. Czyżby Fräulein Elken?… Myśl wydała mu się nagle zabawna i z trudem powstrzymał się od śmiechu. Musiała zauważyć…
– Pan się uśmiecha, panie Kloss. Wolałabym, żeby schował pan pistolet, ale pan oczywiście tego nie zrobi. A ja mówię bardzo poważnie. Proszę sobie wyobrazić, że kapitan Hans Kloss, zamiast wykonywać do końca i bez powodzenia zadanie powierzone mu przez Ringa, znajdzie się w przyjemnym, neutralnym kraju z portfelem wypchanym prawdziwymi pieniędzmi…
Zaczynasz dość prymitywnie – pomyślał Kloss.
– Interesujące – mruknął. – Z jakiego to tytułu sturm-fuehrer Elken roztacza przede mną tak zachwycające perspektywy?
Była nawet niebrzydka, ta dziewczyna. I spokojnie patrzyła na pistolet, który ciążył już Kłos sowi w dłoni.
– Wyobraźmy sobie – ciągnęła – że zwróciłby się ktoś z propozycją handlową. Tak to nazwijmy.
– Kto?
– Ktoś, kto kupiłby chętnie trochę papierów, zupełnie w tej chwili bezwartościowych dla Niemiec… i bezwartościowych dla pułkownika Ringa, który je schował w tym zamku.
Intensywnie myślał. Prawdopodobnie pracowała dla Amerykanów lub Anglików. Oczywiście Amerykanów interesowało archiwum Abwehry; chcieliby je mieć i to nie po to, żeby przekazać Polakom. Nie można jednak także wykluczyć prowokacji.
– Dlaczego pani sądzi – zapytał ostro – że archiwum jest tutaj?
– Niech pan nie udaje, kapitanie. Tę informację zawdzięczam głupiej Indze, a pańska obecność na zamku potwierdza ją ostatecznie. Ring zlecił panu pilnowanie archiwum.
Kloss milczał.
– Proponuję transakcję korzystną.
– W mieście są Polacy – powiedział Kloss. Nie zamierzał oczywiście dekonspirować się przed tą dziewczyną. Gra wydawała się zabawna, ale niestety, nie zbliżała go do rozwiązania zagadki. Zdobył tylko jedną dodatkową informację: archiwum Ringa należy strzec także przed wywiadem amerykańskim.
– Wystarczy – ciągnęła – że pan powie, gdzie to jest. Polaków proszę się nie obawiać.
– A skąd wiesz – rzucił ostro – że z tą propozycją handlową zwracasz się do właściwej osoby?
– Wiem. Przybiegł pan tu, bo podejrzewał, że ktoś wykorzysta informację Ingi. Zlikwidował pan już tę kobietę, o której opowiadała?
– Nie masz złudzeń, co?
– Nigdy nie miałam złudzeń – powiedziała obojętnie. – Więc jak? Jaka jest twoja odpowiedź? Tylko bądź tak uprzejmy i oszczędź mi zbytecznego gadania.
Istotnie… nie mieli już o czym rozmawiać. Człowieka Ringa nie było widocznie w zamku. Jeśli nie jest nim Fräulein Elken, to…
– Jazda- rzekł Kloss, starając się nadać swemu głosowi dostatecznie stanowcze brzmienie. – Wracamy.
Anna-Maria spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Co to znaczy?
– Po prostu: wracamy. Szybko. Idź pierwsza.
– Jeżeli chcesz mnie zabić po drodze, zrób to tutaj.
– Idź…
Szła bardzo powoli. Korytarz, potem główny hali… Gdy znaleźli się za drzwiami, Fräulein Elken stanęła.
– Wy lubicie strzelać z tyłu, co?
Czyżby była Amerykanką? – pomyślał Kloss. Walczyli przeciwko wspólnemu wrogowi, a przecież…
– Nie zatrzymuj się – burknął.
– Zastanów się jeszcze. Robisz cholerne głupstwo.
– Idź! – wrzasnął.
Poszła przed siebie dziedzińcem, żwir znowu chrzęścił pod butami. Gdy znaleźli się na drodze, skoczyła nagle w bok, zrobiła to zręcznie, ale nie dość zręcznie, by nie zdążył strzelić, gdyby zechciał; ale on właśnie na to czekał; sądził, że spróbuje ucieczki. Schował spokojnie pistolet do kieszeni i zwolnił kroku. Trzeba jej dać trochę czasu, ciekawe, co teraz zrobi.
Gdyby mógł przewidzieć jej następne posunięcie, nie byłby taki spokojny…
5
Front był coraz bliżej. Gdy Kloss doszedł do domku Ringów, słyszał już bardzo wyraźne serie automatów. Gdzieś niedaleko, na łąkach, wybuchła mina z moździerza; żółty słup ognia piął się wysoko w górę. Pomyślał, że sytuacja musi być istotnie trudna, nie sądził jednak, by Niemcom udało się przedrzeć na północ.
Okno do jego pokoju było uchylone, w domu panowała cisza, ale Kloss nie wierzył tej ciszy. Nie śpią. Czekają. Mają nadzieję raz jeszcze zobaczyć hitlerowski Wehrmacht.
Pomyślał o kobiecie, o której mówiła Inga. Raniono ją na zamku Edelsberg, ale ona widocznie przyczołgała się do miasteczka, skontaktowała z Ingą i ukryła się gdzieś tutaj. Gdzie? Zapewne człowiek Ringa też chciałby to wiedzieć. Może on, Kloss, popełnił błąd, nie każąc Nowakowi przeszukać sąsiednich domów? Należało odnaleźć tę kobietę. Oznaczałoby to jednak dekonspirację, a jeśli Niemcy naprawdę wrócą? Choćby na parę godzin…
Okrążył dom i znalazł się w ogrodzie. Jeszcze tu nie był. Wąska ścieżka prowadziła do altanki. Zajrzał do środka, zapalił na chwilę latarkę. Na ziemi, wśród zeschłych liści, leżała zakrwawiona szmata. Ta kobieta była tutaj? Z altanki ścieżka prowadziła dalej, w głąb ogrodu… gęste krzaki bzu, a gdy je minął, zobaczył ogrodzenie i maleńki domek, zapewne ogrodnika.
W oknie było ciemno. Drzwi otwarte. Kloss wszedł do wnętrza. Światło z okna padało na łóżko, na którym leżała kobieta. Zobaczył szeroko otwarte oczy, twarz zastygłą w grymasie strachu. Kobieta nie żyła; niemiecki bagnet wbito po rękojeść.
Kloss poczuł się nagle winny; nie przewidział. Nie przewidział, że ten człowiek, którego zostawił Ring, będzie szybszy i sprawniejszy. Nie należało chodzić do zamku Edelsberg; należało czekać w domu aptekarza na następny ruch przeciwnika.
Kobieta z zamku domyślała się zapewne, co jej grozi. Przyszła do Ingi i prosiła o zachowanie tajemnicy. Gdyby on, Kloss, zdążył… Ogarnął go ten sam chłodny spokój, który odczuwał zawsze wtedy, gdy czekała go walka ze sprawnym i gotowym na wszystko przeciwnikiem. Teraz nie popełni już błędu.
Opuścił ogród i przez okno wrócił do swego pokoju. Siadł na tapczanie, zapalił papierosa. Nie chciało mu się palić, ale był bardzo zmęczony i czuł, że za chwilę zaśnie. Nie wolno mu było spać. Grzechotały 76-tki, a w domu trwała cisza, ale teraz bardziej niż kiedykolwiek był pewien, że cisza jest tylko złudzeniem.
Co robi Fräulein Elken? Dlaczego zapytała o tę kobietę? Które z nich? Berta? Schenk? A może ktoś zupełnie inny? Powoli mijały minuty; zaczynało już świtać, szarość wypełniała ulice. Zamknął oczy, na chwilę stracił przytomność i zerwał się natychmiast z tapczanu, gdy usłyszał ciche klapnięcie drzwi… Potem znowu cisza… Nad łąkami leżała mgła, bitwa jakby ucichła, mogło to oznaczać, że Niemców odrzucono, ale mogło to także oznaczać, że nasze oddziały opuszczają miasteczko.
Nagle – trzaśniecie drzwiami tak ostre, że musiało zbudzić cały dom, jeśli ktokolwiek spał. Kloss usłyszał krzyk Ingi.
Skoczył natychmiast ku drzwiom, ale stanął w połowie drogi i bez pośpiechu ściągnął marynarkę i rozpiął koszulę. Pistolet wsadził do kieszeni, drugi – maleńkiego waltera – miał w bucie. Usłyszał kroki na korytarzu, po chwili był już na progu, w otwartych drzwiach.
Zobaczył ich wszystkich: Ingę z bladą twarzą i nieprzytomnymi oczyma, Schenka – całkowicie ubranego, Annę-Marię, Bertę, wyglądającą zupełnie zwyczajnie -w sukni i fartuchu.
Inga krzyczała. Gdy Berta chciała do niej podejść, odskoczyła gwałtownie pod ścianę.
– Jesteście wszyscy – powiedziała spokojniej – nikt z was nie spał. – Zwróciła się nagle do Anny-Marii. – To ty! Ty wychodziłaś z domu. Słyszałam!
– Ingo, na miłość boską, co się stało?
– Jeszcze pytacie? A może to pan? Pan nawet nie zdążył się rozebrać?
Oczy Schenka patrzyły chłodno. Wzruszył tylko ramionami.