Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 177
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Książę czeka na pana – powiedział tamten, jakby zobaczył Klossa pierwszy raz w życiu.

Mżawanadze stał w drzwiach swego gabinetu w narzuconym na frakową koszulę kwiecistym szlafroku. Bez słowa przepuścił Klossa przodem, bez słowa wskazał mu głęboki fotel pod dużą lampą, w tej chwili zgaszoną. Starannie zamknął za sobą drzwi, nalał do dwóch szklanek ze stojącej opodal butelki i dopiero wtedy usiadł naprzeciw Klossa.

– Zapraszając pana, nie przypuszczałem, że dojdzie do tej wizyty tak prędko. – Wzniósł szklankę.

– Przepraszam, że pora nie jest zbyt stosowna na wizytę – odpowiedział mu unosząc swoją.

– Cieszę się, że Paulemu nie udało się pana zabić.

– Zęby pan wiedział, jak ja się cieszę.

Roześmieli się równocześnie.

– Obu nas poniosły nerwy – powiedział Mżawanadze.

– Omal drogo nie zapłaciłem za swoją pomyłkę. O mały włos, a pański Pauli przygwoździłby mnie do ściany, bo pan odpowiedział błędem na mój błąd. Sądziłem, że to Witte jest pańskim człowiekiem, więc żeby go osłonić…

– Kiedy pan przyjechał, kiedy dostałem to – rozsypał przed Klossem plik fotografii; wszystkie przedstawiały Klossa przed istambulskim dworcem – znałem tylko połowę pańskiej roli. Domyślałem się, że nie jest pan tym, za kogo chce uchodzić, ale też nie mogłem wiedzieć -uśmiechnął się – że ma pan osobowość tak skomplikowaną. Skąd mogłem wiedzieć, że pan zamierza osłaniać mojego człowieka.

– Jeden do jednego – zgodził się Kloss. -Jesteśmy na remis. Oczywiście wycofam wszystkie oskarżenia pod adresem panny von Tilden, doszedłem bowiem do wniosku, że osobą, która znacznie lepiej nadaje się na angielskiego agenta, jest radca Witte. Ale panna von Tilden musi zamilknąć. Przynajmniej na jakiś czas. Po prostu centrala w Berlinie musi zrozumieć, że zniknięcie Wittego oznacza koniec agentury w konsulacie.

– Rozumiem – powiedział książę. – Zabawne jest jedynie to, że panna von Tilden od bardzo długiego czasu nie zameldowała mi niczego, o czym bym sam nie wiedział. Nie zdziwiło pana, skąd tak szybko dowiedziałem się o pańskiej rozmowie z Grandelem, w której padło nazwisko panny von Tilden?

– Podsłuchiwała?

– Ona? Nie. Szkoda, że jest już za późno, ale spróbujemy. – Podszedł do wyłącznika, przekręcił go. Zapłonęła stojąca obok fotela Klossa duża lampa. Równocześnie Kloss usłyszał jakieś dźwięki, których pochodzenia nie potrafił sobie wyjaśnić. Jakieś skrzypy, jakby odgłosy kroków, coś, co przypomina ciężki oddech człowieka.

– Pan konsul jest zdenerwowany, nie może spać i to wszystko przez pana. – A potem tonem wyjaśnienia dodał: -W sumie jedenaście mikrofonów, trzy w samym gabinecie konsula. Rozumie pan teraz?

– Kiedy to zrobiliście?

– Och, jeszcze przed wojną. W całej dzielnicy montowano instalacje gazowe. Proste, prawda? Oczywiście urządzenie ma swoje wady, ponieważ konsul Grandel nie ma zwyczaju odczytywania na głos ściśle tajnych dokumentów. Dlatego potrzebujemy także panny von Tilden.

– Urządzenie ma jeszcze jedną wadę – uzupełnił Kloss. – Omal przez nie nie złamałem nogi. Jeśli nie każe pan zakopać przewodów w swoim ogrodzie, może je znaleźć nawet głupi Peters.

Dopiero przed chwilą Kloss uświadomił sobie, skąd wydał mu się znajomy ten dom w pseudoorientalnym stylu.

Dzisiejszej nocy przechodził koło niego dwukrotnie. Był jedynym budynkiem po prawej stronie w uliczce obok postoju taksówek. Tylko zapuszczony ogród dzielił go od konsulatu.

– Zabijecie Wittego? – zapytał Mżawanadze.

– Jestem tu sam – powiedział z naciskiem.

– Więc dobrze, zamierza go pan zabić?

– Czyżby miał pan coś przeciwko temu?

– Nie – odparł. – Chcę panu oddać przysługę. Po prostu zwykły handel. Pan zostawia w spokoju pannę von Tilden, a w zamian otrzyma pan kompletne dossier Wittego. Pańscy szefowie otrzymają kompletny materiał. Wtedy jego śmierć będzie miała jakiś sens. Nie pytam, kim pan jest naprawdę. Chcę tylko mieć gwarancję, że panna von Tilden…

– Drogi książę, człowiek, który przywiózł mnie do pana samochodem, a przedtem zapowiedział moją wizytę, wie o panu tyle, że…

Książę nie pozwolił mu skończyć.

– Zapomniał się pan. Przecież pan jest tutaj sam, zupełnie sam – roześmiał się głośno, potem wzniósł swoją szklankę. – Za sojusz, aliancie!

Wypili. Książę podszedł do okna, spojrzał na jaśniejące niebo.

– Długo pan zabawi w Istambule?

– Kilka dni. Moja misja jest właściwie skończona. Muszę tylko kupić kilogram kawy dla standartenfuehrera Resmanna, może nawet kupię mu dwa kilogramy…

KUZYNKA EDYTA

1

Koła pociągu stukały monotonnie. Niebieskawy odblask lampy zachęcał do spania, ale sen nie przychodził. Edyta zamknęła oczy udając, że śpi. Może młody porucznik przestanie nareszcie mówić? Przerzucają go na front wschodni i teraz gadulstwem usiłuje zagłuszyć swój strach przed niedługim już spotkaniem z „Iwanem".

– Zapali pani? – zapytał nie zrażony jej milczeniem. Widocznie jednak dostrzegł, że nie śpi.

– Dziękuję – powiedziała Edyta i czym prędzej przymknęła powieki, otuliła się szczelnie czarnym płaszczem wojskowego kroju. Wiedziała już, dlaczego nie ma ochoty rozmawiać z miłym przecież, dość przystojnym nawet chłopakiem, siedzącym naprzeciw w przedziale pierwszej klasy pociągu Berlin-Lwów. Berlin-Lwów – powtórzyła w myślach, bo taka nazwa nadal figuruje na tablicach zawieszonych na każdym wagonie. Ale pociąg już dawno nie dojeżdża do Lwowa. Została tylko nazwa stacji docelowej, która od kilku miesięcy jest przecież w rękach wroga. Edyta zrozumiała w tej chwili, że podobnie jak młody leutnant – boi się, zwyczajnie się boi.

Dopadł ją ten lęk, kiedy dwa tygodnie temu szef, urzędujący w pomieszczeniu zawiadowcy na maleńkiej stacyjce niedaleko Wiednia, wręczył jej zalakowaną kopertę.

– Musimy się rozstać, Edyto – powiedział. Obleczoną w brązową rękawiczkę protezą prawej ręki podrapał się po nie golonym dawno policzku. – Bardzo żałuję; jedzie pani na wschód, do GG. – Zaczerwienione od niewyspania, bladoniebieskie oczy wyrażały naprawdę smutek.

– Rozkaz jest rozkazem – powiedziała wtedy Edyta, rozerwała kopertę, znalazła nazwę miasta w samym środku Polski, gdzie dnia tego a tego ma się zgłosić w charakterze telefonistki sztabu zgrupowania. I wtedy zaczęła się bać. Był to strach dość irracjonalny. Co prawda Rosjanie oparli się już o prawy brzeg Wisły, ale Edyta Lausch wierzyła, że po niepowodzeniach ostatnich miesięcy znowu przyjdą chwile radośniejsze. Edyta Lausch nie bała się frontu. Kiedy w tysiąc dziewięćset czterdziestym roku zgłaszała się do służby pomocniczej, chciała być właśnie bliżej frontu. Zmroziła ją nazwa tego miasta. Bo Edyta Lausch była już w tym mieście blisko cztery lata temu.

Nagle zobaczyła to jeszcze raz: wchodzi w ciemną bramę jednego z najelegantszych domów w mieście. Polaków wysiedlono stąd dawno, w kamienicy mieszkają tylko Niemcy. Edyta jest niskim funkcjonariuszem, zajmuje niewielki pokoik na trzecim piętrze, prawdopodobnie jakąś dawną służbówkę. Tej nocy wracała ze służby, była zmęczona, chciała jak najprędzej położyć się do łóżka. To najgorsze zdarzyło się, gdy skręciła z bramy w prawo na klatkę schodową, wyłożoną sztucznym marmurem, z pretensjonalnymi figurami gipsowych kobiet na podestach. Zrobiła krok w kierunku schodów i usłyszała strzały. Na pierwszym piętrze ktoś trzasnął drzwiami i wtedy rozległ się drugi strzał. Instynktownie przywarła do muru. Dostrzegła cień mężczyzny, zmierzającego wielkimi susami w jej stronę. Wyszarpnęła rewolwer z kabury.

– Ręce do góry! – krzyknęła histerycznie.

Mężczyzna rzucił się w jej stronę. Pchnięta przez niego upadła. Przestraszony, podobnie jak ona, człowiek w jasnym prochowcu zniknął w bramie. Edyta uniosła się na łokciach, chciała biec za tamtym, ale w tym momencie drugi zbiegający ze schodów mężczyzna wytrącił jej broń. Przez ułamek sekundy Edyta widziała jego skrzywioną z wściekłości czy ze strachu twarz; poły ceratowego czarnego płaszcza, takiego, jakie noszą funkcjonariusze SS, chlasnęły ją po twarzy. Chciała sięgnąć po upuszczony rewolwer, ale but mężczyzny przygniótł jej dłoń do schodów. Krzyknęła z bólu i dopiero w długą chwilę po tym, jak mężczyzna zniknął w ciemności, Edyta mogła się podnieść. Chwiejąc się na nogach, przywarła do najbliższych drzwi. Tłukła w nie pięściami. Nie mogła zrozumieć, że człowieka mieszkającego za tymi drzwiami nie zbudziły strzały ani jej krzyk. Dopiero kiedy otworzył jej drzwi, kiedy poznała w zaspanym mężczyźnie w rozchełstanej na piersiach piżamie małego kapitana saperów, Schneidera, dopiero wtedy nerwy odmówiły jej posłuszeństwa. Z płaczem padła mu w ramiona.

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название