-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 175
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– To wykluczone! – zerwał się Grandel. Po chwili powoli opadł na swoje krzesło. Ukrył twarz w dłoniach.

– Ufam moim ludziom – powiedział cicho, ale z jego tonu Kloss wywnioskował, że konsul już wierzy.

– Należałoby powiedzieć: ufałem. Stwierdziliśmy z całą pewnością, że agent działa właśnie tutaj. Nie będę pana informował, w jaki sposób do tego doszliśmy. Agent działa u pana, w pobliżu pana albo… – zawiesił głos.

– Albo… – powtórzył jak echo Grandel.

– Albo brytyjskim agentem jest pan – powiedział i widząc gwałtowne zmiany w twarzy konsula, zląkł się, że Grandel dostanie ataku serca. Jeszcze mu tego brakowało! Roześmiał się. – Proszę się uspokoić, panie konsulu, to był tylko żart. Wróćmy do sprawy najważniejszej. Wiem, raczej domyślam się, kto jest brytyjskim agentem. Nie mam jeszcze kompletu dowodów, ale to sprawa najbliższych dni.

– Proszę mi szybko powiedzieć. Peters czy Witte? A może radca Beitz? – powiedział z nadzieją w głosie.

– Radca Beitz od trzech miesięcy przebywa w szpitalu, a działalność angielskiego agenta trwała jeszcze dwa tygodnie temu.

– Więc który z nich dwóch? – zapytał konsul.

– Którego by pan wolał? – odpowiedział pytaniem, ponieważ chciał zyskać na czasie. Po pożyczce udzielonej mu przez Wittego, która tak znakomicie wyjaśniała sytuację, nie miał zbyt wielkiego wyboru. Kompromitacji Grandela, który może mieć mocne plecy w Berlinie u Ribbentropa, mogliby nie przełknąć. Zostawała więc dwójka: Peters i sekretarka. W pierwszej chwili kusiła go kandydatura Petersa – jednego gestapowca mniej. Jednak na jego obronę przemawiała nieudolność. Peters będąc na miejscu nie wpadł na ślad agenta. Ktoś przysłany zamiast niego mógłby swoją robotę wykonywać inteligentniej, a to niebezpieczne. A więc ona.

– Niechże pan mówi – w głosie Grandela było już zniecierpliwienie.

– Dobrze. Żaden z nich. Agentem brytyjskim jest według wszelkiego prawdopo-dobieństwa pańska sekretarka.

– Pan bredzi – odpowiedział spokojnie Grandel. – Czy zdaje pan sobie sprawę, że rzucając to idiotyczne podejrzenie na pannę von Tilden, uderza pan we mnie? Czy naprawdę pan nie wie, że od półtora roku, to znaczy od śmierci mojej żony Matyldy, ja i panna von Tilden… -Przysłoniwszy sobie usta zaczął kasłać.

Tego Kloss nie wiedział. Wyznanie konsula psuło mu szyki. Oczywiście można zawsze starszego pana nieco postraszyć, ale nie znajdują się w Niemczech, tylko w neutralnym kraju, w którym niemiecki urzędnik, nawet taki, jak Grandel, poddany wieloletniej tresurze, może me uwierzyć.

– Nie muszę panu mówić, panie konsulu, że mimo bliskich stosunków z tą kobietą, nie wolno panu niczym dać poznać, że wie pan o moim podejrzeniu. Bo to jest jedynie podejrzenie. Mam pewne powody sądzić, że jest tak, jak powiedziałem. Ale być może zostałem wprowadzony w błąd. Sprawdzę to z całą sumiennością i jeśli okaże się, że popełniłem błąd, będę pierwszą osobą, która panu to powie. Obiecuję też panu, że jeśli się pomyliłem, w moim sprawozdaniu skierowanym do właściwych władz nie wspomnę słówkiem o moich wcześniejszych przypuszczeniach. Ale jeśli moja pierwsza wstępna ocena znajdzie mocne, niepodważalne potwierdzenie, mimo przyjaźni, jaką żywię do pana konsula…

– Musi się pan mylić, Kloss. Ona przewodniczy naszej narodowosocjalistycznej organizacji w konsulacie. Przedtem była zaufaną osobą naszego ambasadora w Ankarze. Od trzydziestego czwartego roku w służbie zagranicznej, wielokrotnie sprawdzana przez służby bezpieczeństwa… Pan się musi mylić, Kloss.

– Chciałbym się mylić – odparł. – Chciałbym ze względu na pana.

Ktoś zapukał do drzwi, uchyliły się, stanęła w nich panna von Tilden.

– Panie konsulu, inspektor policji chciałby się z panem widzieć.

– Już idę – zerwał się. Powoli podeszła do biurka, usiadła w fotelu swego szefa. Wyjęła z kasetki papierosa, zapaliła.

– Szykuje nam się wesoła noc – powiedziała do Klossa. – Inspektor naczytał się romansów kryminalnych i ma ochotę szukać motywów. Motywów zamordowania szefowej tego… – zmełła w ustach jakieś słowo – tego wesołego lokalu w Istambule w tysiąc dziewięćset czterdziestym trzecim roku. Trzeba być kompletnym idiotą.

– Wszyscy policjanci szukają motywów.

– Niechże pan nie udaje naiwnego, Kloss. Jest pan tu wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że „Cafe Rosė" to centrum tutejszego szpiegostwa. Czy trzeba więcej? Im wcześniej ten policjant to zrozumie, tym lepiej. Ale, ale… chciałam pana o coś zapytać. Czy ten żółty papier, który pan podniósł w altance, to była koperta? Koperta z nadrukiem banku? – głęboko zaciągnęła się papierosem.

– Nie rozumiem, o czym pani mówi. Jeśli sądzi pani, że zamierzam ukrywać jakieś dowody rzeczowe, proszę zameldować o tym inspektorowi.

– Och – obruszyła się – nie sądzi pan chyba, że będę nasze niemieckie sprawy wynosiła na ten wschodni jarmark. Widzi pan, tę kopertę szefowa wesołego domku, zwanego „Cafe Rosė", miała w torebce, kiedy przyszła na przyjęcie. Poprawiała makijaż przed lustrem, torebka stała otwarta obok. Znam takie koperty, dlatego rzuciło mi się to w oczy. Kiedy potem zaglądaliśmy do jej torebki, koperty nie było.

– Kto jeszcze prócz pani mógł widzieć tę kopertę?

– Jak na przedstawiciela ministerstwa gospodarki -uśmiechnęła się kpiąco – jest pan dość ciekawy. – Spoważniała. – Wszyscy. Peters był w szatni, odbierał okrycia od gości. Pan konsul komplementował piękną panią. Radca Witte razem ze swym przyjacielem zatrzymali się przy niej chwilę. I jeszcze kilkanaście innych osób, których nie zna pan nawet z nazwiska, bo mademoiselle Rosę dużo czasu poświęciła temu makijażowi. Może to ją zgubiło. A propos, czy zauważył pan, że radca Witte był nie w humorze dzisiejszego wieczoru? Ze nie oglądał pasjonujących wyczynów Paulego?

– Pani także nie oglądała. Poza tym pani pierwsza znalazła zwłoki.

– Tak, byłam pierwsza. Parę minut po mordercy. A sztuczki Paulego widziałam wielokrotnie. Nie bawią mnie tanie emocje.

– Umie pani obserwować, panno von Tilden.

– To nawyk starej sekretarki, panie Kloss. Uchodzę za bardzo dobrą sekretarkę. Aha, jeszcze jedno. Uzgodniłam z konsulem, żeby nie wymieniać pańskiego nazwiska wśród gości dzisiejszego wieczoru. Osoby posiadające immunitet dyplomatyczny już wyszły. Tymi drzwiami – wskazała małe drzwiczki koło biblioteki – wyjdzie pan z konsulatu niepostrzeżenie. Dobranoc, Kloss.

7

Pomyliłem się, popełniłem błąd. – Ta myśl przyszła Klossowi do głowy po raz pierwszy w gabinecie Gran-dela. Oczywiście nie była to myśl sformułowana tak kategorycznie, był to raczej stan jakiegoś niepokoju, cień przypuszczenia. Dziwna rozmowa z panną von Tilden i jej propozycja, żeby opuścił konsulat niepostrzeżenie, unikając zetknięcia z inspektorem tureckiej policji, który mógłby przecież bez trudu pokrzyżować plany Klossa, odbierając mu po prostu jako niepożądanemu cudzoziemcowi prawo pobytu – wszystko to razem pogłębiło niepokój Klossa. Przez żelazne sztachety ogrodu zobaczył zaparkowany wóz policyjny i swego anioła stróża opartego o podmurówkę płotu.

Wrócił i skryty w cieniu domu ruszył ku przeciwległemu skrajowi ogrodu znaną już sobie drogą. Wychylił się, ale tam też zobaczył policjanta opartego o słupek z tablicą oznajmiającą, że miejsce to przeznaczone jest na postój taksówek. Więc jeszcze raz zawrócił, przeszedł koło dębu, przy którym kilka godzin temu stała malutka, śliczna żona tłustego Chińczyka. Dalekim łukiem ominął altankę, przy której dostrzegł sylwetkę umundurowanego funkcjonariusza. Znalazł się przed wysokim, ceglanym płotem. Jeden skok, mocne odbicie i już był na górze. Po tamtej stronie także był ogród, ale zapuszczony, nie pielęgnowany.

Zorientował się, że jeśli pójdzie na lewo, dojdzie do uliczki z postojem taksówek, ale w punkcie dostatecznie odległym od tamtego policjanta. Skoczył i upadł jak długi. Zawadził nogą o jakiś przewód biegnący tuż przy murze. Na szczęście nie złamał ani nawet nie zwichnął nogi.

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название