Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 34 35 36 37 38 39 40 41 42 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Jedyną szansę zdobycia planów von Henninga dawała Benita, brzydka dziewczyna w okularach, której nie należało jednak lekceważyć, bo wiedziała, że jest brzydka i nieczęsto jej oczy traciły wyraz czujności. Przyszła do niego wieczorem, tak jak umówili się telefonicznie, z doskonałą, iście niemiecką punktualnością. Zegar nad tapczanem wybił właśnie ósmą, gdy zastukała do drzwi.

– Ojciec spędzi wieczór u generała von Falkenheima -powtórzyła to samo, co słyszał już przez telefon i na czym opierał cały swój plan. – Mam czas dla ciebie – szepnęła, gdy zdejmował jej płaszcz – ale ciągle trochę się boję.

– Czego się boisz? – zapytał. Wchodzili już do pokoju, na stole stały dwa nakrycia, kieliszki, ogarnęła to jednym spojrzeniem.

– Gdy interesuje się mną ktoś sympatyczny… Czy mógłbyś zapomnieć na ten wieczór, że nazywam się Benita von Henning?

– Nie myślę o tym – powiedział, nie bardzo pewien, czy kłamie dostatecznie przekonująco. – Nie myślę, że jesteś najlepiej strzeżoną dziewczyną w Warszawie.

– To cię podnieca?

– Nie, nie! – zawołał szybko i posadził ją na krześle.

Spojrzała w kierunku otwartych drzwi do sypialni, potem wychyliła pierwszy kieliszek. Kloss nastawił tango. Benita tańczyła rzeczywiście świetnie, czuł, jak powoli ustępuje jej nieufność, jak przytula się do niego coraz serdeczniej… Potem zdjęła okulary i położyła je na stole.

– Świetnie tańczysz, Hans.

– Ty też, Benito – powiedział i tym razem nie kłamał.

– Rzadko tańczę. Na wieczorkach szkolnych siedziałam najczęściej pod ścianą.

– Głupstwo – szepnął Kloss – jesteś śliczną dziewczyną, Benito – chyba trochę przesadził, ale głupio czuł się w tej roli. Odsunęła się od niego.

– Kłamiesz, po co kłamiesz?

– Mówię prawdę – powiedział. – Pomyślałem to już wówczas, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy na dworcu.

– Byłeś na dworcu?

– Przypadkowo – szepnął i zrozumiał, że popełnił znowu błąd. Nie należało tego mówić. W jej wzroku powrócił wyraz czujności.

Napełnił kieliszki, ona piła posłusznie, była już jednak trochę inna, nie zdejmowała okularów i nieustannie czuł na sobie jej uważne spojrzenie.

– Chcesz mnie upić? – zapytała.

– Czy to coś złego?

– Nie, oczywiście nie. Więc pijmy! – znowu przytuliła się do niego. – Tak rzadko bywam pijana, mam mocną głowę. Prawda, że mam mocną głowę?

Potem kazała przynieść sobie szklankę wody. Była to właśnie okazja, na którą czekał, miał już dosyć tego wieczoru i oszukiwania brzydkiej dziewczyny, której nieszczęściem było nazwisko von Henning. Wyszedł do kuchni, napełnił szklankę wodą z kranu i wyjął z kieszeni małą fiolkę. Ten środek usypiający powinien działać natychmiast.

Nie przypuszczał i nie mógł dostrzec, że Benita wstała od stołu i przez otwarte drzwi widziała tę scenę. Była znacznie mniej pijana, niż Kloss sądził, właściwie zupełnie trzeźwa. Zobaczyła go z fiolką w dłoni i zrozumiała. Gdy wrócił do pokoju, siedziała już na swoim miejscu i oglądała pusty kieliszek.

– Nalej mi jeszcze – szepnęła. – Naprawdę chcę się upić.

Kloss podał jej szklankę, ona wzięła ją do ręki i podniosła do ust.

– A teraz nastaw patefon.

Zmieniał płytę. Benita wylała wodę do doniczki z kwiatami i trzymając ciągle pustą szklankę w ręku, udając, że już wypiła, przytuliła się do niego, gdy patefon powtarzał znów sentymentalne tango.

– Naprawdę mi się podobasz – szepnęła: – Podobasz mi się znacznie bardziej niż Ruppert – wybuchnęła śmiechem. -Jesteś przystojniejszy i sprytniejszy. O, Hans, umiesz sobie radzić z dziewczętami!

Zaczęła śpiewać, potem urwała na-;le, Kloss czekał, aż zaciąży mu w ramionach i przymknie oczy. Środek usypiający powinien już działać, ona jednak ciągle mówiła:

– Mam ładny głos, prawda? Wszyscy mówią, że to jedno mam przynajmniej ładne. No, pocałuj mnie… Jesteś jednak nieśmiały, Hans.

Wreszcie opadła na krzesło. Kloss był już pewny, że z trudem pokonuje senność.

– No, nalej jeszcze, nalej swojej brzydkiej dziewczynie, którą tutaj podstępem zwabiłeś.

– Co ty wygadujesz, Benito?

Zanurzyła wargi w kieliszku.

– O Boże, jak mi się kręci w głowie. Hans, nie masz pojęcia, co się dzieje ze światem! Co ty ze mną zrobiłeś?

Odprowadził ją do sypialni, położył na tapczanie. Szepnęła jeszcze: – Chodź do mnie – i przymknęła oczy.

Kloss pochylił się nad nią; oddychała spokojnie i równo, ale wolał odczekać dobrą chwilę, zanim otworzył torebkę Benity i na jej dnie znalazł klucze. Przekonany, że dziewczyna śpi, wrócił do sąsiedniego pokoju. Wówczas Benita otworzyła oczy; z kieszeni sukienki wyjęła mały pistolet typu „Walter". Zawsze nosiła broń, nawet w Berlinie, a tu, w Polsce, nie rozstawała się z nią nigdy. Pojawiła się na progu właśnie w momencie, gdy Kloss podchodził do dużej szafy.

– Stój – powiedziała – nie ruszaj się! Masz jeszcze ochotę na kieliszek koniaku?

Kloss odwrócił się gwałtownie. Zobaczył oczy Benity patrzące chłodno zza okularów i lufę pistoletu.

– Nie należy oszukiwać brzydkich dziewcząt – szepnęła cicho.

– Oszalałaś? – zawołał. – Co ty wyprawiasz? – Uczynił krok w jej kierunku.

– Nie za blisko, mój drogi. Teraz blisko już nie podchodź. Jestem zupełnie przytomna, nie wypiłam twojej mikstury. Byłeś jednak nieostrożny. – I po chwili, gdy Kloss stanął, dodała: – Ojca rzeczywiście nie ma w domu, dobrze to obmyśliłeś, Hans. Dla kogo pracujesz? Dla tych samych, co Ruppert?

– Jesteś idiotką – odpowiedział.

– Przynajmniej nareszcie szczerze – roześmiała się Benita. -Nie zbliżaj się, bo zacznę krzyczeć. Ktoś z twoich sąsiadów usłyszy… Posłuchaj uważnie. Wszystko mi teraz opowiesz, przynajmniej do tego mam prawo. Myślisz, że Niemcy przegrały wojnę, tak?

Kloss milczał.

– Nie chcesz mówić, co? A skąd wiesz, czy nie zgodziłabym się… współpracować z tobą? Nie pomyślałeś o tym, Hans. Tylko mi powiedz, dla kogo?

Kloss ciągle milczał, wreszcie ruszył w kierunku Benity. Obserwował uważnie jej twarz i broń; strzeli czy nie strzeli? Cofała się tyłem, już tylko parę kroków dzieliło ją od wielkiej szafy.

– Jeśli nie powiesz mi natychmiast wszystkiego, zacznę krzyczeć. Albo strzelę.

Oparła się wreszcie plecami o drzwi szafy. Kloss podchodził do niej licząc sekundy. Za chwilę…

– Stój! – krzyknęła Benita i wówczas drzwi szafy otworzyły się gwałtownie. Wyskoczyła z niej Anna. Anna, przez cały czas milczący świadek tej sceny, wytrąciła Be-nicie pistolet, a obezwładnienie Niemki trwało już parę sekund. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Kloss pomyślał, że żal mu jednak, niepotrzebnie żal tej Benity von Hen-ning.

Leżała teraz związana na łóżku, usta miała zakneblowane, w jej oczach była tylko nienawiść i rozpacz, musiała patrzeć na Klossa i Annę kręcących się po pokoju, grzebiących w jej rzeczach. Patrzyła na Annę, która w jej sukience, w jej płaszczu, w jej okularach gotowała się do wyjścia.

– Anno – mówił Kloss na schodach, gdy opuścili mieszkanie – to bardzo niebezpieczne. Przejdziesz szybko obok wartownika, wartownik musi być pewny, że jesteś Benita. Znajdziesz się w pracowni Henninga, pamiętasz szkic Rupperta?

– Tak – szepnęła Anna.

– W rogu stoi szafa pancerna. Otworzysz szafę, zrobisz zdjęcia i potem wyjdziesz przez kuchnię… Będziesz mogła opuścić willę dokładnie w momencie zmiany warty… Ani na chwilę nie stracę cię z oczu… Będę cię ubezpieczał.

Pocałował ją, gdy znaleźli się w bramie.

– Pamiętaj, w którym miejscu są nieco niższe sztachety… Ale tylko w momencie zmiany warty… Wtedy wartownik nie patrzy na dziedziniec… No, idź już.

Noc była ciemna, ulica pusta. Przeszedł partol żandarmerii. Parę minut czekali jeszcze pod drzewem. Wreszcie Anna przebiegła jezdnię i potem wolnym krokiem podeszła do wartownika stojącego przed furtką willi Henninga. Kloss ukryty w cieniu drzewa ani na moment nie spuścił jej z oczu. Wyciągnął z kabury broń, zarepetował. Czekał, czując nieustanny łomot serca.

1 ... 34 35 36 37 38 39 40 41 42 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название