Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Książę czeka na pana – powiedział tamten, jakby zobaczył Klossa pierwszy raz w życiu.
Mżawanadze stał w drzwiach swego gabinetu w narzuconym na frakową koszulę kwiecistym szlafroku. Bez słowa przepuścił Klossa przodem, bez słowa wskazał mu głęboki fotel pod dużą lampą, w tej chwili zgaszoną. Starannie zamknął za sobą drzwi, nalał do dwóch szklanek ze stojącej opodal butelki i dopiero wtedy usiadł naprzeciw Klossa.
– Zapraszając pana, nie przypuszczałem, że dojdzie do tej wizyty tak prędko. – Wzniósł szklankę.
– Przepraszam, że pora nie jest zbyt stosowna na wizytę – odpowiedział mu unosząc swoją.
– Cieszę się, że Paulemu nie udało się pana zabić.
– Zęby pan wiedział, jak ja się cieszę.
Roześmieli się równocześnie.
– Obu nas poniosły nerwy – powiedział Mżawanadze.
– Omal drogo nie zapłaciłem za swoją pomyłkę. O mały włos, a pański Pauli przygwoździłby mnie do ściany, bo pan odpowiedział błędem na mój błąd. Sądziłem, że to Witte jest pańskim człowiekiem, więc żeby go osłonić…
– Kiedy pan przyjechał, kiedy dostałem to – rozsypał przed Klossem plik fotografii; wszystkie przedstawiały Klossa przed istambulskim dworcem – znałem tylko połowę pańskiej roli. Domyślałem się, że nie jest pan tym, za kogo chce uchodzić, ale też nie mogłem wiedzieć -uśmiechnął się – że ma pan osobowość tak skomplikowaną. Skąd mogłem wiedzieć, że pan zamierza osłaniać mojego człowieka.
– Jeden do jednego – zgodził się Kloss. -Jesteśmy na remis. Oczywiście wycofam wszystkie oskarżenia pod adresem panny von Tilden, doszedłem bowiem do wniosku, że osobą, która znacznie lepiej nadaje się na angielskiego agenta, jest radca Witte. Ale panna von Tilden musi zamilknąć. Przynajmniej na jakiś czas. Po prostu centrala w Berlinie musi zrozumieć, że zniknięcie Wittego oznacza koniec agentury w konsulacie.
– Rozumiem – powiedział książę. – Zabawne jest jedynie to, że panna von Tilden od bardzo długiego czasu nie zameldowała mi niczego, o czym bym sam nie wiedział. Nie zdziwiło pana, skąd tak szybko dowiedziałem się o pańskiej rozmowie z Grandelem, w której padło nazwisko panny von Tilden?
– Podsłuchiwała?
– Ona? Nie. Szkoda, że jest już za późno, ale spróbujemy. – Podszedł do wyłącznika, przekręcił go. Zapłonęła stojąca obok fotela Klossa duża lampa. Równocześnie Kloss usłyszał jakieś dźwięki, których pochodzenia nie potrafił sobie wyjaśnić. Jakieś skrzypy, jakby odgłosy kroków, coś, co przypomina ciężki oddech człowieka.
– Pan konsul jest zdenerwowany, nie może spać i to wszystko przez pana. – A potem tonem wyjaśnienia dodał: -W sumie jedenaście mikrofonów, trzy w samym gabinecie konsula. Rozumie pan teraz?
– Kiedy to zrobiliście?
– Och, jeszcze przed wojną. W całej dzielnicy montowano instalacje gazowe. Proste, prawda? Oczywiście urządzenie ma swoje wady, ponieważ konsul Grandel nie ma zwyczaju odczytywania na głos ściśle tajnych dokumentów. Dlatego potrzebujemy także panny von Tilden.
– Urządzenie ma jeszcze jedną wadę – uzupełnił Kloss. – Omal przez nie nie złamałem nogi. Jeśli nie każe pan zakopać przewodów w swoim ogrodzie, może je znaleźć nawet głupi Peters.
Dopiero przed chwilą Kloss uświadomił sobie, skąd wydał mu się znajomy ten dom w pseudoorientalnym stylu.
Dzisiejszej nocy przechodził koło niego dwukrotnie. Był jedynym budynkiem po prawej stronie w uliczce obok postoju taksówek. Tylko zapuszczony ogród dzielił go od konsulatu.
– Zabijecie Wittego? – zapytał Mżawanadze.
– Jestem tu sam – powiedział z naciskiem.
– Więc dobrze, zamierza go pan zabić?
– Czyżby miał pan coś przeciwko temu?
– Nie – odparł. – Chcę panu oddać przysługę. Po prostu zwykły handel. Pan zostawia w spokoju pannę von Tilden, a w zamian otrzyma pan kompletne dossier Wittego. Pańscy szefowie otrzymają kompletny materiał. Wtedy jego śmierć będzie miała jakiś sens. Nie pytam, kim pan jest naprawdę. Chcę tylko mieć gwarancję, że panna von Tilden…
– Drogi książę, człowiek, który przywiózł mnie do pana samochodem, a przedtem zapowiedział moją wizytę, wie o panu tyle, że…
Książę nie pozwolił mu skończyć.
– Zapomniał się pan. Przecież pan jest tutaj sam, zupełnie sam – roześmiał się głośno, potem wzniósł swoją szklankę. – Za sojusz, aliancie!
Wypili. Książę podszedł do okna, spojrzał na jaśniejące niebo.
– Długo pan zabawi w Istambule?
– Kilka dni. Moja misja jest właściwie skończona. Muszę tylko kupić kilogram kawy dla standartenfuehrera Resmanna, może nawet kupię mu dwa kilogramy…