Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
– Co chcesz powiedzieć? – zapytała. – Że wszyscy ludzie z naszej siatki są wtedy skazani?
– Są skazani – rzekł – jeśli nie ustalimy, kim jest informator Gerollisa. Kto zdradził? -I zapytał o to, o co nie pytał nigdy. – Co wiesz o „Aptekarzu"?
– On mnie wciągnął do roboty – powiedziała. – Znał mojego ojca i gdy ojca zamknięto, zaczął przychodzić, pomagać… Lubię go. Wydaje się chłodny, ale to tylko pozór. Jest samotny, nie dba o siebie. Mieszka nad apteką, w małym pokoiku, parę razy u niego sprzątałam, bo już nie mogłam patrzeć… Jakby nie obchodziło go nic, co osobiste… Są tacy ludzie. Ta maleńka apteczka należała do jego brata, który zginął we Wrześniu. Obaj chodzili na farmację… Dochody ma żadne, bo wiem, że ludzie często dostają od niego lekarstwa bezpłatnie. Co jeszcze…
– Sądzisz, że mógł…
– Zdradzić? – Spojrzała na niego swymi dużymi oczyma. – Czasami myślę, że każdy… jeśli nie wytrzyma bólu… Ja się okropnie boję bólu… Ale on ma cyjanek. I ja też mam – szepnęła. – Dlatego czuję się spokojna i bezpieczna. Ale wiem, że o mnie nic by nie powiedział.
– Dlaczego?
– Bo wiem.
– Co mówił o mnie?
– Niedużo. Dał zadanie. Powiedział, że do Warszawy przyjechał człowiek bardzo ważny… że będę łączniczką… sposób kontaktu… Wiesz zresztą. Zapytałam kiedyś, dlaczego on nigdy bezpośrednio z tobą… Spojrzał na mnie, jak to on umie: „Nie należy czynić niczego, co zbyteczne".
– Co wiesz o radiotelegrafiście? Tym, który zginął pod ciężarówką?
Uśmiechnęła się.
– To był wesoły, młody chłopak. „Bartek" go przysłał. Bardzo go lubiłam. Ludwik, to znaczy „Aptekarz", posłał mnie parę razy do niego…
– Na ogół nie posyłał?
– Nie. Oddawałam mu twoje meldunki, a w jaki sposób przekazywał je do radiostacji, nie wiem. Ale zdarzyło się kiedyś, że dał mi adres i hasło… Może coś nawaliło? Ten chłopak mieszkał na Pradze w pokoiku za warsztatem szewskim. Miałam zapytać o Tadka. Spotkaliśmy się kiedyś wieczorem i poszliśmy na herbatę. Trochę się do mnie zalecał… Śmieszne! Wbrew zasadom konspiracji…
– Wiesz o punkcie zapasowym?
– Nie.
Z pewnością mówiła prawdę.
– „Aptekarz" nie wspominał?
– Nigdy.
– I jeszcze jedno – powiedział. – Czy kiedykolwiek…
– Wypij herbatę i coś zjedz – przerwała.
– Za chwilę. Czy kiedykolwiek mówił ci „Aptekarz" o nowym radiotelegrafiście?
– Ludwik… mówił niewiele. Wiesz zresztą, że byłam u niego tylko raz, po śmierci Tadka. Kazałeś mi przerwać kontakty i nie wiem, co on myśli… To okrutne. Powiedział, że jest nowy człowiek przysłany stamtąd.
– Powiedział: „stamtąd"?
– Tak.
– Jakie hasło obowiązuje teraz u „Aptekarza"?
Spojrzała na niego z pewnym zdziwieniem. – „Mam receptę od doktora Wibery. To lek, o który pytał już telefonicznie". I odpowiedź: „Wiem. Udało mi się dostać. Ta dawka jest nieco mocniejsza". „Uprzedzono mnie". Wyrecytowała to wszystko bardzo szybko.
– Byłaś kiedyś w aptece, gdy ktoś zjawił się z tym hasłem?
– Tak – szepnęła.
– Kto?
– Mężczyzna w średnim wieku, nieco toporny. Wręczył „Aptekarzowi" receptę…
– Czy mówi ci coś nazwisko „Toczek"?
– Nie. Kto to jest?
– Ktoś już aresztowany…
– Przecież – powiedziała – my musimy go ostrzec. Wiedział, że chodzi o „Aptekarza".
– A radiotelegrafista – ciągnęła. – Chcesz ich zostawić Niemcom? Teraz, gdy już wiedzą? A ten… zapasowy?
– Nic nie zrozumiałaś – szepnął Kloss. – Nikogo nie możemy ostrzec, bo nie mamy żadnej pewności. Musimy ciągnąć…
– Grę! – Wymówiła to słowo niemal z pogardą. Ale my nie gramy w ciemno, a Ludwik myśli, że wszystko jest w porządku.
– Powinien się zastanowić, dlaczego ty się nie zjawiasz…
– Ja… – szepnęła – telefonowałam do niego. Kloss zerwał się z krzesła.
– Prosiłem cię…
– Nie mogłam inaczej… Powiedziałam, że jestem chora, ale nie potrzebuję pomocy… Chyba…
– Zrozumiał, że coś nie tak?… On wie, gdzie ty mieszkasz?
– Wie.
– Jesteś tu po raz ostatni. Jeśli już nie jest za późno… Wrócisz od „Bartka" i wyjedziesz na wieś, do tej swojej ciotki pod Grójec…
– Mogę zamieszkać u Alicji na Sniadeckich. Ona znowu wyjeżdża, do Krakowa i… – Wydawała się teraz posłuszna.
Kloss zgasił światło i otworzył okno. Podwórze-stud-nia było puste. „On by o mnie nic nie powiedział. W żadnej sytuacji" przypomniały mu się słowa Krystyny. Czy jest jeszcze coś, czego o niej nie wie?
Usiadła na tapczanie. Wydawała się bardzo bezradna. Nie podniosła oczu, gdy podszedł do niej.
– Zostaniesz? – zapytała cicho. – Zostań! Przecież nic nie musisz mówić. Nic, zupełnie nic…
3
Oczekiwanie jest najgorsze. Krystyna wyjechała rannym pociągiem lubelskim, a Kloss rozpoczął działania przygotowawcze.
Z Lipowskym, agentem, który miał grać rolę J-23, spotkał się już w konspiracyjnym mieszkaniu na Wilczej. Był istotnie podobny do Toczka, dłoń, gdy podawał ją Klossowi, miał nieco wilgotną, a odznaczał się pewnością siebie budzącą od razu niechęć.
– Proszę mi wierzyć, panie oberleutnant, że nie nawalę. Znam dobrze Polaków. Będę takim
J-23 jak prawdziwy. W Bydgoszczy przed wojną byłem urzędnikiem magistrackim, należałem do OZON-u i jak zobaczyli mnie w mundurze SS, nie chcieli uwierzyć…
Kłos s w milczeniu wysłuchał tych przechwałek, a potem chłodnym tonem udzielał instrukcji. U „Aptekarza" rzekomy J-23 zjawi się dopiero wówczas, gdy otrzyma od Klossa sygnał. „Aptekarz" powinien, jeśli wszystko dobrze pójdzie, dać mu adres, pod którym spotka wysłannika polskiej centrali. I co wieczór ma się meldować tu, na Wilczej, i składać relacje.
– Nabraliśmy tych Polaków koncertowo – powiedział Lipowsky i usprawiedliwił się natychmiast. – Wiem, że pan oberleutnant zna polski, a oni tak mówią…
Kloss nie słuchał. Rozważał ciągle podstawowe pytanie: „Kto?" Od kogo von Gerollis ma się dowiedzieć, że wysłannik centrali już przybył? Od „Aptekarza"? Lipowsky mógłby się wtedy u niego nie zjawiać. Znacznie bardziej podejrzany wydał mu się punkt zapasowy. Miał szczęście, że nigdy z niego nie korzystał. Znał hasło, wiedział, że jest to gabinet lekarski i że człowiek, który tam pracuje, należy do najbardziej doświadczonych. Dlatego zapewne wysłannika z centrali skierowano do niego, a nie do „Aptekarza"… Kto jeszcze wchodził w rachubę? Jakimi łącznikami rozporządzały oba punkty? A radiotelegrafista? Człowiek „stamtąd". Kiedy go przerzucono? Najważniejszy był teraz kontakt z „Bartkiem" i niczego nie można było przedsięwziąć przed powrotem Krystyny. Należało natomiast wykonywać ściśle polecenia von Gerollisa. Major przydzielił Klossowi doświadczonych, mówiących po polsku, wywiadowców, którzy mieli obserwować aptekę, gabinet lekarski na Targowej i radiostację, mieszczącą się teraz w piwnicy na Wolskiej. Cała organizacja była pod kontralą Gerollisa i Kloss zdawał sobie sprawę, jak trudne i ryzykowne jest każde, dające się wyobrazić, przeciwdziałanie.
Nie spieszyć się, myślał, zachować zimną krew. Jeśli Krystyna dotarła do „Bartka", centrala już wie, że każda informacja stąd może pochodzić od wroga. Gerollis nikogo nie zamknie, póki nie ustali, z jakim zadaniem przyjeżdża wysłannik. Nie wolno dopuścić, żeby ustalił, trzeba mu więc podpowiedzieć nieprawdziwe. Jakie? Myślał o tym ciągle słuchając raportów wywiadowców, oglądając robione z ukrycia fotografie osób odwiedzających aptekę i gabinet lekarski, które wydały się szpiclom podejrzane. Myślał o tym także podczas rozmów z Gerollisem.
Major był pewny siebie i całkowicie spokojny o wynik akcji.
– Kneisel – powiedział – przygotowuje już meldunki, które J-23 przekaże „Aptekarzowi".
– Mam ciągle wątpliwości – rzekł Kloss – czy „Aptekarz" się nie zorientuje…
– Nie podoba się panu Lipowsky? – zapytał major.
– Jest niezły – mruknął Kloss. – Ale skąd pewność, że „Aptekarz" nie widział nigdy J-23! Jeśli porozumiewał się z nim za pośrednictwem łącznika, musi to wzbudzić jego podejrzenia…