Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Zaopiekuj się Rudim, dziadku – powiedziała i wyszła tak cicho, że nie usłyszał nawet klapnięcia drzwiami.
Hauptsturmfuehrer Poller czekał. Teraz pozostało właściwie tylko czekanie. W ciągu najbliższych paru godzin nie miał nic więcej do zrobienia. Potem – bezsenna noc. Ciekawe, czy ten człowiek będzie bardzo uparty? A może to kobieta? W chwili, gdy von Lipkę zameldował mu, że łącznik jego centrali wyznaczył spotkanie w pensjonacie „Elisabeth", Poller zrozumiał, że nareszcie sukces jest pewny. Dali się złapać! Jego metoda okazała się skuteczna. A standartenFuehrer już wyrażał swoje niezadowolenie, już polecał zdjąć tych ludzi… Teraz oczywiście zdejmie się wszystkich… A może jeszcze poczekać? Gdyby łącznik z tej polskiej centrali okazał się niezbyt oporny, istniałaby szansa ciągnięcia gry dalej. Wybuchnął głośnym śmiechem. Miałby do dyspozycji własną polską siatkę i kontakt z ich kierownictwem. Świetny kawał!
StandartenFuehrer opowiadał, że podobna robota udała się gestapo w Belgii, ale tam byli Anglicy, a Słowianie są twardsi. Głupsi, ale twardsi. Pollerowi przyszło na myśl, że von Lipkę jest jednak Niemcem. Kiedyś co prawda nazywał się Lipkowski, ale nie umie nawet po polsku. Zresztą to nie jest sukces pana von Lipkę, który… Poller nie będzie miał wspólnika w osiągnięciu sukcesu. Wspólników nie toleruje! Wypił jeszcze jeden kieliszek, dzisiaj mógł sobie na to pozwolić, i podniósł słuchawkę telefonu.
– Czy sprawdzono obstawę wokół pensjonatu „Elisabeth"?
– Mysz się nie wyśliznie.
Oczywiście – nawet mysz! Wkrótce rozpoczną się przesłuchania. Specjalny oddział gestapo zjawi się w pensjonacie z iście niemiecką punktualnością… Poller zgasił górne światło i zapalił nocną lampkę na biurku. Badał działanie reflektora: prosto w oczy temu, kto będzie siedział na stołeczku przy drzwiach. Ciekawe, jak się zachowa Fräulem Liza? A jej kochanek? Poller znowu wybuchnął śmiechem. Przy okazji wielkiej gry można przeprowadzić i małą rozgrywkę. Przekona się Berlin, jak mało odporni na szantaż wroga są oficerowie Abwehry.
A tymczasem Kloss jadł kolację w małej restauracyjce przy Lessingstrasse. Długo studiował kartę, rozmawiał z kelnerem, starannie odliczał kupony kartek żywnościowych. Zachowywał się tak jak oficer na urlopie, który przywiązuje dużą wagę do dobrego jedzenia, lubi posiedzieć w knajpie i popatrzeć na niemieckie dziewczęta, popijając powoli piwo i paląc cygaro. Ładnych dziewcząt co prawda nie było. Ale Kloss dbał o rytuał, o szczegóły. Grał swoją rolę ze świadomością, że gra rolę bez możliwości popełnienia błędu. Cena, którą zapłaciłby za błąd, była zbyt wysoka.
Punktualnie za kwadrans dziewiąta uregulował rachunek, dał kelnerowi napiwek, niezbyt co prawda duży, ale wystarczający, by starszy pan w białej marynarce solidnie, po prusku, stuknął obcasami. Wyszedł na ulicę i od razu stwierdził, że – wbrew przypuszczeniom – nie jest śledzony. Pomyślał, że przecenił jednak przeciwnika, ale postanowił nadal działać tak, jakby Poller był przynajmniej Klossem. Wszedł do kwiaciarni, zapłacił majątek za trzy cieplarniame róże. W kwiaciarni odwrócił się specjalnie twarzą w stronę wystawy, tak, by mógł być widziany z ulicy. Nikt jednak nie obserwował Klossa, nikt nie zatrzymywał się przed kwiaciarnią.
Nie wziął mnie pod uwagę – pomyślał Kloss – dla niego się nie liczę.
W bramie domu, w którym mieszkała Liza, również nikogo nie zobaczył. Zadzwonił, otworzyła mu natychmiast. Była w płaszczu, źle uczesana, pod oczyma czarne pręgi.
– Przykro mi – powiedziała jeszcze w korytarzu – ale nie będę mogła spędzić z tobą wieczoru. Bardzo się spieszę. Podał jej róże.
– Dziękuję ci – jej głos brzmiał sucho. -Jesteś bardzo miły. – Nie wiedziała, co zrobić z kwiatami. Położyła je najpierw na stoliku pod wieszakiem, potem wzięła stamtąd i otworzyła drzwi pokoju. – Włożę je tylko do wazonu.
Kloss usiadł na tapczanie. Zdjął płaszcz, zapalił papierosa. Nawet rozpiął mundur.
– Mówiłam ci przecież – w jej głosie usłyszał rozpacz – że nie mam czasu. – Kwiaty zostały na stole, podbiegła do niego. – Wybacz mi, kochany, musisz już iść.
– Dlaczego?
– Wychodzę, tak, za chwilę wychodzę – plątała się -jestem zajęta.
– Może ci w czymś pomóc?
– Nie, nic takiego – a widząc, że on nie zamierza wstać z tapczanu, powiedziała ostrzej: -Jestem zajęta służbowo, rozumiesz? Poller wyznaczył mi pewną pracę.
– Natychmiast do niego zadzwonię. – Kloss podszedł do telefonu. – Ostatecznie oficerom przyjeżdżającym z frontu coś się należy.
– Nie, nie dzwoń! – krzyknęła.
– Wiedziałem, że to powiesz. – Kloss był teraz zupełnie poważny. – Co się stało?
– Nie mogę inaczej! Zaufaj mi, Hans!
Domyślał się już, o co chodzi, ale nie mógł jeszcze odkryć kart. Nie mógł jej powiedzieć wszystkiego, bo czekał na potwierdzenie podejrzeń, co ostatecznie decydować miało o wszystkim. Ale czy otrzyma potwierdzenie? Może przeciwnik jest jednak mądry, może nie da się złowić w dość prymitywną przecież pułapkę? A wówczas? Będzie musiał stąd odejść i zostawić tę dziewczynę jej własnemu losowi. Chociaż to tchórzostwo, ale nie wolno mu przecież inaczej! Chodzi nie tylko o niego i nie ma prawa ryzykować.
– Muszę cię poprosić, Lizo, żebyś jeszcze chwilę poczekała – rzekł spokojnie.
– Dlaczego?
– Prosiłem kogoś, żeby zadzwonił do mnie na ten numer. To bardzo ważny telefon.
– Na mój numer? Jak mogłeś?
Spojrzał na zegarek. Wskazówka stała dokładnie na dziewiątej. Mężczyzna w mundurze organizacji Todt był zawsze punktualny. Usłyszał dzwonek i zanim Liza zdążyła go wyprzedzić, podniósł słuchawkę.
– Tak, to ja – powiedział. – Dobry wieczór. – Usłyszał parę zdań, które dla podsłuchującego ich rozmowę nic nie znaczyły, ot, koleżeńska pogwarka dwóch młodych ludzi, którzy przypadkowo spotkali się we Wrocławiu, ale dla Klossa miały ogromną wagę: zadanie zostało wykonane. Poller dał się wciągnąć w pułapkę; kazał otoczyć pensjonat „Elisabeth". Gestapo wyciąga w tej chwili z pokojów ludzi, których hauptsturmfuehrer będzie przesłuchiwał całą noc. Niech sobie szuka łącznika z centrali!
Kloss, odkładając słuchawkę, po raz pierwszy spojrzał na Lizę z nie tajoną czułością. Biedna dziewczyna, ile musiała przeżyci A Artur Drugi? Kloss ma jeszcze parę godzin, musi zdążyć się z nim rozprawić. Jeśli nie on, wykona to mężczyzna z organizacji Todt. Teraz trzeba się spieszyć! Liza musi natychmiast opuścić Wrocław. Wyobrażał sobie, jak się zachowa, gdy jej powie hasło.
– Lizo – zaczął. A jeśli jednak ryzykuje? Musi już ryzykować… Nieprawdopodobne, żeby także Liza… Podeszła do niego.
– Idź już, nie wiem, jak mam cię prosić…
W tej samej chwili klapnęły otwierane drzwi. Wszedł człowiek, który musiał mieć klucz do tego mieszkania.
Stał na progu, spokojny, nieruchomy, w kapeluszu na głowie.
– O co to zamierzasz prosić pana oberleutnanta, Lizo?
– O nic – powiedziała. – Już o nic.
Więc tak wyglądał z bliska profesor von Lipkę. Poinformował Pollera o pensjonacie „Elisabeth" i przyszedł tutaj? Po co? Czy jest sam, czy ma na dole obstawę? To interesowało Klossa najbardziej. Jeśli ma obstawę, jaka jest szansa, żeby Liza opuściła ten dom? Poller wie, że Kloss jest w mieszkaniu Lizy, jeśli więc zlikwiduje Artura…
– Teraz wszystko rozumiem, Lizo – powiedział -i przepraszam cię. Spodziewałaś się pana.
– Liza nas sobie nie przedstawiła – twarz Artura Drugiego była ciągle nieruchoma. – Nazywani się Erik von Lipkę. Pan Kloss, jeśli się nie mylę?
– Jest pan świetnie poinformowany.
– Moja uczennica, bo muszę panu powiedzieć, że Liza jest moją uczennicą, a ja emerytowanym nauczycielem muzyki, opowiedziała mi o pańskim bohaterskim wyczynie wczorajszego wieczoru.
– Przesada. – Kloss usiadł przy stole. Artur zajął miejsce naprzeciwko niego, nie zdejmując kapelusza. -Ja pana chyba gdzieś widziałem, profesorze. O, już wiem… W „Dorocie", pan grywa w domino.