Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Umówiłem się z tym agentem Langnera – Pluszem. Na dziś na ósmą wieczorem.
– Gdzie?
– Na starej przystani.
– Dobrze. I nic więcej nie masz mi do powiedzenia? Wahał się chwile. Jak zagrać? Pozorowanie szczerości bywało opłacalne, ale… Nie zdążył podjąć decyzji.
– Dlaczego mnie wczoraj śledziłeś?
Kiedy spostrzegła? Wówczas, gdy wchodziła do domku? A może spojrzała przez okno? Za długo sterczał pod tą ruderą przy ulicy Rybnej 4.
– To chyba mój obowiązek – powiedział. – Ktoś cię musiał ubezpieczać. Jeśli sama tego nie rozumiałaś…
– Mówiłam ci już – ucięła – żebyś robił tylko to, co ci polecam.
– Pomyśl – jego głos był również chłodny. – Langner nie wybaczyłby mi nigdy, gdyby cię zlikwidowano. A mogło się zdarzyć, że tamten, ich prawdziwy agent, nawiązałby łączność wcześniej… Bałem się o ciebie…
Milczała, a Kloss czekał, czy powie o spotkaniu na dworcu. Nie, ani słowa… Było gorzej, niż przypuszczał.
Usłyszeli pukanie.
– Idź do łazienki – rozkazała Hanna. – Nie chcę, żeby cię u mnie widziano.
Wejście do łazienki było z korytarzyka. Kloss zamknął za sobą drzwi i niemal natychmiast usłyszał głos Gebhardta.
– Obiecała pani wypić ze mną kieliszek, panno Bösel.
– Obiecałam i jestem gotowa. Niech pan zejdzie na dół, za chwilę przyjdę.
Interesowała się więc Gebhardtem, ale jemu, Klosso-wi, nie napomknęła o tym ani słowa. Czy zdążyła już posłać jakiś meldunek do Berlina?
Rozważał to wszystko czekając na Plusza. Chmury zasłoniły księżyc i stara przystań pogrążona była w ciemnościach. Zerwał się wiatr, szumiały drzewa nad rzeką. Kloss zapalił papierosa i wiedział, że jego twarz, oświetlona teraz, widoczna jest zapewne ze ścieżki. Plusz nie nadszedł jednak ścieżką. Zjawił się obok niego nagle, widocznie istniała jakaś inna droga między kępami drzew. Podali sobie ręce, dłoń agenta była wilgotna i śliska.
– Generał wyraża panu podziękowanie – powiedział Kloss. – Pańskie informacje się sprawdziły i oddał pan duże usługi Niemcom. – Znowu zaszumiały drzewa. Kloss usłyszał szelest, rozejrzał się niespokojnie, ale wróciła cisza, przystań była pusta i ciemna.
– Muszę panu powiedzieć – zaczął nerwowo Plusz -coś bardzo ważnego…
W tej chwili padły dwa strzały, jeden za drugim, oddane z tak bliskiej odległości, że Kloss zobaczył płomień w krzakach nad rzeką… Plusz krzyknął i osuwał się na ziemię, najpierw jakby przyklękał, potem uderzył twarzą w piasek… Kloss również padł na ziemię, wyrwał z kabury broń, strzelił nie celując, zresztą strzelanie było czynnością bezsensowną, podobnie jak pogoń, nawet jeśli Kloss zamierzałby ścigać napastnika. Stali obok siebie, Plusz i on, obaj palili papierosy, obaj byli widoczni, celowano do Plusza, nie do niego. Kto? Ludzie Konrada? Nie mogli wiedzieć o spotkaniu na przystani. Chyba że śledzili Plusza, że podejrzewali go o zdradę… Mało prawdopodobne.
Pochylił się nad niemieckim agentem, namacał puls. Plusz nie żył i zapewne dobrze zasłużył na śmierć swą piętnastoletnią wiernością wielkiej Rzeszy, ale sytuacja Klossa stawała się teraz jeszcze trudniejsza. W jego obecności zamordowano agenta niemieckiego wywiadu. Trzeba się będzie gęsto tłumaczyć, a jeśli dodać podejrzenia Hanny Bösel!… Obmacał kieszenie Plusza, wyjął portfel, papierosy, nawet blok kelnerski – wszystko to trzeba będzie dokładnie zbadać. Ciało zostawił na ziemi, tak jak leżało, skręcone, z podkurczonymi nogami. Wyjrzał znowu księżyc i wydobył z nocy rzekę, łąkę, martwą przystań…
5
Przekręcił klucz w zamku i wszedł do swego pokoju. Był zmęczony, ale nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, oczekiwała go rozmowa z Hanną, tej rozmowy nie wolno było odkładać do jutra. Nie zapalając światła usiadł na łóżku. Jakie ma szansę w tej grze? Chodziło już nie tylko o Konrada i pokrzyżowanie planów Abwehry, chodziło o niego.
Przymknął oczy i w tej chwili usłyszał:
– Zapal światło, Hans. – Głos Hanny Bösel. Więc była tutaj? Zanim zerwał się, by przekręcić kontakt, pomyślał o walizkach. Czy nie było nic kompromitującego? Nie, chyba nie. Oczywiście szperała w jego rzeczach. W kieszeniach ubrań także. Pudełko juno. W bibułce jednego z papierosów znajdował się szyfr. Było nierozsądne rozstawanie się z tym pudełkiem: to nowy szyfr, nie zdążył się jeszcze nauczyć go na pamięć. Gdyby ją teraz zastrzelił? To oczywiście koniec, można by już tylko iść do partyzantki…
Przymrużył oczy, gdy zabłysły żarówki. Hanna Bösel stała w rogu pokoju, podchodziła do niego powoli. Była w szlafroku…
– Nie witasz mnie zbyt uprzejmie, Hans. Jesteś tylko zaskoczony.
– Wybacz, jestem bardzo zdenerwowany.
– Co zameldował Plusz?
– Plusz nic me zameldował – odpowiedział Kloss. – Plusz nie żyje…
– Co? Jakim cudem?
Zreferował dokładnie wydarzenia na przystani.
– Nie miałem żadnej szansy. Rozumiesz? Sprawca zniknął w krzakach, znał zapewne znakomicie teren.
– I to mówi oficer Abwehry! – krzyknęła Hanna. -Zabijają agenta w jego obecności. Komu powiedziałeś o spotkaniu z Pluszem?
– Tobie.
– Komu jeszcze?
– Nikomu, Hanno, ty mi nie ufasz.
– Ewo, nie Hanno! Naucz się wreszcie. Nie, nie ufam. Pracuję nie od dzisiaj w niemieckim wywiadzie…
Sięgnęła do kieszeni szlafroka i położyła na dłoni maleńki pistolet. Bawiła się nim jak zabawką.
– To mógł zrobić ten trzeci. – Kloss starał się zachować spokój. – Ten ich prawdziwy łącznik z Berlina, który miał dostęp do ministerstwa wojny. Tylko on.
Hanna milczała.
– Schowaj tę pukawkę – podniósł głos. – Nie cierpię, gdy kobiety bawią się pukawkami.
– A ja lubię. Niemieckim kobietom z tym do twarzy. A może mi jeszcze powiesz, Hans, co robiłeś dzisiaj na dworcu?
Wybuchnął śmiechem. Była to jedyna możliwa reakcja i ten śmiech mu się udał.
– Lubię prowincjonalne dworce. Czy coś w tym złego?
– I bardzo lubisz starszych panów na dworcach. Radzę ci, Hans, bądź ze mną szczery.
– Jestem szczery. O co ci właściwie chodzi? – Teraz on atakował. – Wolałbym, żebyś przychodziła do mnie prywatnie bez zabawek w kieszeni szlafroka.
– Nie lubię tracić zaufania do swoich współpracowników. Teraz krzyk, tylko krzyk.
– Jakim prawem mówisz mi takie rzeczy?! Dlatego, że jesteś kobietą?
Zmusił ją jednak do odwrotu. Jej podejrzenia widocznie były jeszcze dość mgliste.
– No dobrze, już dobrze – mruknęła. – W sprawie Plusza przeprowadzimy dokładne śledztwo.
– Kiedy umówiłaś się z Konradem? – atakował dalej.
– Dowiesz się we właściwym czasie, mój drogi. Usłyszeli pukanie do drzwi.
– Teraz ty schowaj się do łazienki – powiedział Kloss. Był to przynajmniej jakiś drobniutki rewanż.
W drzwiach stał kapitan Boldt, ten sam Boldt, który brał udział w ich berlińskiej naradzie u Langnera. Więc Langner nie ufa nawet Hannie, pomyślał Kloss, jeśli przysyła jeszcze jego, a może Boldt… Nie, to wydawało się zupełnie nieprawdopodobne.
Heil Hitler Boldta było przyjazne i radosne. Kloss nauczył się w Berlinie odczytywać rozmaite odcienie faszystowskiego powitania.
– Dziwisz się, Kloss, co?
– Dziwię się – odpowiedział natychmiast. Przyjechałeś mnie zastąpić? A może nowe zadania?
– Ani jedno, ani drugie, mój drogi. Przyjechałem po prostu na wypoczynek.
– Taki sam jak mój?
– Nie bądź zbyt podejrzliwy, Hans. A gdzie piękna panna Bösel? Nie zastałem jej w pokoju.
Hanna wypłynęła z łazienki.
– Jestem tutaj. -W jej głosie nie usłyszeli zakłopotania.
Boldt pochylił się nad jej ręką.
– Piękny szlafroczek, widać, że naprawdę wypoczywacie… Mam z tobą do pogadania, Hanno… Wybacz, Kloss, że zostawimy cię samego.
Został nareszcie sam. Usiadł przy oknie i patrząc na wejście do domu wypoczynkowego, pomyślał, że może to ostatni wieczór w niemieckim mundurze… Wiedział jednak, że nie zrezygnuje tak łatwo, a ucieknie dopiero wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia. Jeśli oczywiście ucieczka okaże się jeszcze możliwa. Po co przyjechał Boldt? Może Hanna złożyła już jakiś meldunek i, nie ufając Klossowi, prosiła generała o pomoc? Dlaczego Boldt chciał rozmawiać tylko z Hanną, a nie z nimi obojgiem? Jak Bösel przedstawi Boldtowi wydarzenia na przystani?
Minęły dwa dni, a on ponosił same porażki. Wiedział niewiele więcej niż w momencie przyjazdu do Liska. A Maciej? Zaklął. Znał ostrożność ludzi prowadzących wojnę podziemną i pojmował, ile trzeba czasu, aby skontaktować dwie siatki.
Na pustej teraz alejce prowadzącej w kierunku miasta zobaczył nagle znaną sylwetkę. Nadradca Gebhardt maszerował wielkimi krokami. Za chwilę zniknie w ciemnościach. Dokąd późnym wieczorem wybiera się pan Gebhardt?
Kloss chwycił czapkę i po chwili zbiegał już ze schodów. Szedł za nim ostrożnie, dziwiąc się coraz bardziej, bo pan nadradca nie zamierzał wcale iść do miasta. Z szosy skręcił na polną drogę wiodącą wzdłuż łąk i ściernisk prosto do lasu. Była to naprawdę zaskakująca odwaga. Niemiec idący samotnie nocą do lasu w Generalnej Guberni, tego Kloss jeszcze nie widział. A on znał widać drogę znakomicie, bo szedł naprzód śmiało, na skrzyżowaniu nie przystawał, skręcił w prawo, a potem piaszczystą ścieżką biegnącą wzdłuż linii drzew dotarł do paru mogił zapomnianych w polu i dopiero tutaj skręcił w las. Kloss mógł iść teraz bardzo blisko Gebhardta, słyszał nawet przyspieszone sapanie radcy, przesunął kaburę na brzuch i zapomniał o zmęczeniu, bowiem cel wycieczki urzędnika ministerstwa propagandy wydawał się coraz bardziej tajemniczy.
Ścieżka znikała chwilami wśród krzaków, objawiała się znowu wyżłobieniami kolein, aby wreszcie doprowadzić ich do obszernej polanki, gęsto porośniętej wysoką trawą. Księżyc wychylił się zza drzew i Kloss, stojący na skraju polanki, widział sylwetkę pana Gebhardta, który, wydawało się, odprawiał tutaj jakiś tajemniczy rytualny obrządek. Doszedł do samotnego rozłożystego drzewa, przyklęknął, zrywał korę z pnia, potem wyprostował się i starannie odmierzonym krokiem poszedł wprost na Klossa. Pod kątem prostym skręcił w lewo, wreszcie przystanął i spod płaszcza wyciągnął przedmiot, w którym Kloss w ciemności rozpoznał dopiero po chwili zwykłą łopatkę saperską. Nadradca z ministerstwa propagandy zrzucił płaszcz, kapelusz, marynarkę i dziarsko zabrał się do kopania. Sapał przy tym głośno i pracował tak niezręcznie, że Kloss z trudem wstrzymywał śmiech. Co pewien czas przerywał, klękał na trawie, grzebał w ziemi rękoma, jakby czegoś szukał… Zaczynał znowu kopać nieco dalej, pracował nawet coraz sprawniej, ale widać – bezskutecznie.