-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 183
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 18 19 20 21 22 23 24 25 26 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Przykro mi – rzekł – twój stosunek do mnie sprawia mi przykrość. Rozumiem, że chcesz mnie widywać jak najrzadziej…

Spojrzała na niego łagodniej. Widocznie ten ton był właściwy.

– Muszę cię widywać tyle, ile powinnam.

– Wolałbym częściej.

– Cóż to? – major Hanna Bösel patrzyła na niego bez uśmiechu. – Oświadczyny?

Milczał.

– No dobrze już, dobrze… Zachowujesz się jak dzieciak, który nie dostał na kino. Mówiłam ci już, że jesteś przystojny chłopak, ale ja przypominam sobie, że jestem kobietą na ogół tylko wówczas, gdy tego wymaga służba.

– Wolałbym, żebyś to robiła także… poza służbą.

– A ty? – zapytała nagle. – Nie jesteś żonaty?

– Nie.

– Masz narzeczoną?

– Nie.

– Dziwne. Znam niewielu oficerów w twoim wieku nie mających dziewcząt w ojczyźnie.

Wolał jednak zmienić temat.

– Kiedy tam pójdziesz? – zapytał. Nie wiedział oczywiście „dokąd", ale musiała mieć przecież jakiś kontakt, jakiś adres, który umożliwi jej dotarcie do Konrada.

– Kiedy tam pójdę? – powtórzyła. I roześmiała się. -Oczywiście jak najszybciej, mój drogi. Mamy bardzo niewiele czasu, bo ten trzeci, ten ktoś, dla kogo pracowała Ewa Fromm, może zjawić się w każdej chwili.

– Mógł przyjechać razem z nami.

– Biorę to pod uwagę – odpowiedziała chłodno. -Jeśli przyjechał, zna to samo hasło co ja i wie, że prawdziwa Ewa Fromm została aresztowana…

Więc znasz jakieś hasło – pomyślał Kloss – i masz kontakt. Zapewne te informacje pochodzą także od Plusza.

– Nawiąż jak najszybciej kontakt z Pluszem – poleciła.

– Wolałbym cię ubezpieczać – powiedział Kloss. – Możesz znaleźć się w niebezpieczeństwie.

Roześmiała się.

– Nie trzeba. Daję sobie na ogół znakomicie radę sama. A teraz pozwól mi się ubrać.

Nic więc nie uzyskał. Pozostawało tylko śledzenie Hanny i oczekiwanie na Macieja. Zakładał, że panna Bösel postara się nawiązać kontakt z ludźmi Konrada w ciągu najbliższych godzin. Miał szczęście, bo z okna swojego pokoju widział wejście do domu wypoczynkowego, był to więc znakomity punkt obserwacyjny, którego nie wolno mu było opuścić nawet na minutę. Ruch był duży, oficerowie w mundurach, oficerowie po cywilnemu, sporo kalek, bezrękich i beznogich, jak tutaj mówiono: „bohaterów niemieckiego zwycięstwa". Zobaczył okazałą figurę radcy Gebhardta, który utknął przed wyjściem, zawierał nowe znajomości i co chwila wybuchał tubalnym śmiechem. Po raz pierwszy pomyślał o Gebhardcie z zawodowym zainteresowaniem, chociaż wydawało się mało prawdopodobne, by polski lub angielski wywiad mogły zwerbować kogoś takiego. Maska? Widział już tylu ludzi noszących maski… I znowu pomyślał o Hannie; nie ufała mu, co do tego nie miał wątpliwości. Chciałby tylko wiedzieć, czy nie ufała, bo takie było polecenie Berlina, czy też sama zaczęła podejrzewać?

Mrok już zapadał. Kloss cofnął się nieco w głąb pokoju i zapalił papierosa. Może jednak panna Bösel nie spieszy się tak bardzo, jak sądził? I wtedy ją zobaczył. Zbiegła po schodkach i szybkim krokiem szła w kierunku bramy parku. Coś go zaskoczyło w jej stroju i wyglądzie. Gdy znalazł się na dole i ruszył za nią ciemną alejką prowadzącą do miasteczka, wiedział już, dlaczego Hanna wydała mu się zmieniona; wyglądała po prostu tak, jak tysiące polskich dziewcząt. Nie ulegało więc wątpliwości, że szła „do pracy" starannie ucharakteryzowana, w dobrze przylegającej masce. Należało iść za nią tak, by tego nie spostrzegła, a było to zadanie niełatwe, bo przecież miał do czynienia z doświadczonym agentem… Liczył tylko na to, że Hanna nie spodziewa się i nie może się spodziewać, by ktokolwiek ją śledził…

Ulice miasteczka były oczywiście nie oświetlone. Wąskie i czarne przypominały korytarze z fantastycznego filmu. Pięty się pod górę, spadały krętymi przejściami w dół, kończyły się nagle na zagraconych podwórzach. Zorientował się, że Hanna kluczy, że jednak zachowuje ostrożność i jeszcze raz doszedł do wniosku, że ma do czynienia z wyjątkowo szczwanym przeciwnikiem. Wreszcie przystanęła, rozejrzała się uważnie. Kloss miał ledwo tyle czasu, by odskoczyć w cień parterowego domku, gdy zniknęła w mroku jakiegoś podwórza. Poczekał chwilę i podszedł bliżej… Cofnięta nieco od ulicy drewniana rudera. Hanna zastukała i zobaczył ją po chwili, gdy otwarto drzwi, w świetle padającym z wnętrza domu.

– Dobry wieczór – usłyszał. Mówiła świetną polszczyzną bez akcentu. – Przychodzę od Józefa.

Była to zapewne pierwsza część hasła i wszystko czego się dowiedział, bo drzwi natychmiast zamknięto i zaryglowano. W zasłoniętym oknie zobaczył tylko dwa cienie – panny Bösel i pochylony, zgarbiony – zapewne jakiejś starszej kobiety. Opanowała go bezsilna wściekłość. Cóż z tego, że zna adres kontaktowy? Panna Bösel rozpoczęła już swą grę, przeniknęła do polskiej organizacji podziemnej, nawiąże łączność z wysłannikiem z Londynu, a on, Kloss, nie ma żadnej szansy, by jej w tym przeszkodzić. Nie pójdzie przecież do ludzi, których nie zna i nie powie: „Strzeżcie się, to niemiecka agentka". Nie zaryzykuje zdemaskowania, bo tego mu nie wolno ryzykować, bo ma jeszcze przed sobą szmat roboty, zanim wojna się skończy.

W uliczce zaterkotał wóz z ogromną beczką; stara część Liska nie miała wodociągu, jego rolę spełniał woziwoda. Kloss słyszał ściszone głosy zza ścian, miasteczko jednak żyło, w ciemnych podwórzach, w domach o zasłoniętych szczelnie oknach byli ludzie z niepokojem słuchający odgłosów z ulicy. Nadchodził patrol i wszystko nagle ucichło, potem rozległ się gardłowy niemiecki krzyk. Oczekiwanie na pannę Bösel nie miało już sensu. Kloss ustalił wszystko, co mógł ustalić; zapalił papierosa i spojrzał na zegarek. Powinien zdążyć jeszcze poznać tego Plusza, „naszego agenta od piętnastu lat", jak mówił Langner.

Plusz pracował w jedynej dużej knajpie Liska, „Zdrojowej". Kloss trafił tam bez trudu, sala restauracyjna była obszerna i pustawa, kelnerzy kręcili się ospale między stolikami. Jeden z nich… Siadł przy stoliku, wyjął z kieszeni fotografię Plusza, którą wręczył mu w Berlinie Langner, i jeszcze raz przyjrzał się tej twarzy. Łysawy mężczyzna, zapewne już po czterdziestce, grube wargi, okulary… Zobaczył go po chwili i rozkazująco skinął głową. Podszedł natychmiast.

– Słucham, panie poruczniku. -Jego niemczyzna była niemal bezbłędna.

Kloss bawił się papierośnicą.

– Pan się nazywa Plusz, prawda?

Tamten potwierdził i niespokojnie spojrzał na sąsiedni stolik, przy którym siadło właśnie dwóch niemieckich oficerów. Rozprawiali krzykliwie o sytuacji na froncie wschodnim.

– Jestem od Kurta z Berlina – powtarzał Kloss hasło przekazane mu przez Langnera.

– Tu nie możemy rozmawiać – szeptał Plusz. – Zaraz podam kawę. A może coś mocniejszego?

– Może być kieliszek koniaku.

– Koniak mamy także francuski, panie poruczniku. Przyjechał już Konrad. Boję się, że zaczynają mnie podejrzewać. Mamy dobre befsztyki, jeśli chce pan poświęcić kartki… Jutro o ósmej na starej przystani. Wie pan, gdzie to jest?

– Znajdę – odpowiedział Kloss.

4

Do starej przystani szło się ścieżką przez łąki, wzdłuż wąskiej, krętej rzeczułki, która płynęła z gór i wiosną stawała się rwącym, groźnym potokiem. Kloss wyszedł wcześniej z miasteczka i miał teraz sporo czasu, by spenetrować dokładnie miejsce spotkania, obejrzeć podłużny drewniany barak, gdzie przechowywano kajaki, zajrzeć przez wąskie okienka do szatni, a potem usiąść na zmurszałej ławeczce, ukrytej pod drzewem, skąd można było widzieć dokładnie dróżkę wiodącą z miasteczka. Postanowił wycisnąć z Plusza możliwie jak najwięcej, także hasło i kontakt, którymi posługiwała się Hanna Bösel. Plusza trzeba będzie później zlikwidować, myślał o tym obojętnie i chłodno, zresztą zajmą się tym ludzie Konrada. Jeśli do nich dotrze… Bo sytuacja stawała się coraz trudniejsza, a ubiegły dzień nie przyniósł nic, co ułatwiałoby zadanie…

Zaraz po śniadaniu poszedł na dworzec, o ile można tak nazwać drewniany barak postawiony na gruzach spalonego budynku. Maciej był, jak zwykle, punktualny, stał pod rozkładem jazdy, w tym samym, co w Warszawie, kostiumie starszego pana… Kloss pomyślał, że to jednak nieostrożność, że należało przybrać inną postać, ale nic nie powiedział, zresztą nie mieli czasu na rozważania teoretyczne. Maciej oznajmił, że sprawa okazało się trudniejsza, niż przypuszczał. Do Konrada można dotrzeć tylko za pośrednictwem centrali, musi potrwać dwa – trzy dni, zanim uzyskają hasło i kontakt. Kloss odpowiedział z goryczą, że Bösel zdołała już rozszyfrować Konrada i jego ludzi w miasteczku, a oni muszą czekać…

Maciej oczywiście wysłuchał tego bez słowa, a potem oświadczył, że przyjedzie za dwa dni.

– Tylko ubierz się inaczej – rzucił ze złością Kloss. -Aha… I postaraj się dowiedzieć wszystkiego, co można, o niejakim radcy Gebhardcie z Berlina. Podobno był tu kiedyś…

Nie spojrzał nawet na Macieja i ruszył ku wyjściu. Gdy otwierał drzwi, w oknie wychodzącym na peron zobaczył twarz Hanny Bösel. Zniknęła natychmiast. Wtedy poczuł niepokój, który tym razem był w pełni uzasadniony. Hanna Bösel go śledziła. Na peronie w Warszawie było co prawda dość ciemno, ale charakterystyczną postać starszego pana mogła zapamiętać. A teraz zobaczyła go znowu tutaj… Gra stawała się niebezpieczna i Kloss poczuł, że wzrasta w nim napięcie.

W domu wypoczynkowym, nie zaglądając nawet do siebie, zastukał do pokoju Hanny. Była już, wróciła wcześniej. Wskazała mu krzesło, sama usiadła na poręczy fotela. Wyglądała bardzo ładnie, ale Kloss dostrzegał w niej już tylko niebezpiecznego przeciwnika, którego jeśli trzeba będzie…

– Jak ci poszło wczoraj? – zapytał.

– Poszło – odpowiedziała chłodno. – Hasło i kontakt były w porządku, przyjęto mnie za swoją. Niedługo dotrę do Konrada.

– Sądzisz, że tamten się jeszcze nie zjawił?

– Na pewno nie. Ale bądź spokojny, ustalę, kto to jest. – Powiedziała „ustalę", a nie „ustalimy". Kloss skwitował to skinieniem głowy. – A ty? – zapytała. – Co możesz mi zameldować?

1 ... 18 19 20 21 22 23 24 25 26 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название