-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 173
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie – przyznał szczerze Kloss.

– Nie możemy uratować Edwina. Zresztą nie wiem, czy on by tego chciał. W trzydziestym siódmym, kiedy w każdej chwili groziła wsypa, Edwin wybłagał na mnie obietnicę, że w razie wpadki nie wymienimy go. Czy oni wiedzą – zmienił nagle temat – co zawiera mikrofilm?

– Tak – powiedział Kloss.

– Tym lepiej – mruknął tamten. – Nie możemy uratować Wąsowskiego, ale możemy mu umożliwić zagranie jeszcze jednej roli, największej roli w jego życiu.

– Rozumiem – powiedział Kloss i rzeczywiście zaczynał rozumieć. – Chce pan, żeby Wąsowskł zaczął sypać.

– Tak – powiedział tamten. – Sypać wspólników, których pan mu podsunie. Wielka, gigantyczna siatka szpiegowska, w której będzie paru ich dygnitarzy, niech się zaczną żreć nawzajem.

– Mam coś lepszego – powiedział cicho Kloss. Poczuł nagły przypływ sympatii do Rucińskiego. – Mam coś znacznie lepszego – powtórzył. – Coś, co chwycą łatwiej. Spisek, wewnętrzny spisek. Co pan na to?

– Pamięta pan meldunek Edwina sprzed trzech miesięcy? Ten o próbie grupy generałów berlińskich szukania kontaktów via Sztokholm?

– Może się pan nie obawiać, nie myślę o prawdziwym spisku. Tych, którzy próbują spiskować przeciw Hitlerowi, zostawimy w spokoju, a dla Dibeliusa i Reinera przygotujemy coś ekstra.

– W porządku – tamten ożywił się. – Zawiadomię centralę. Poproszę o akceptację planu i listę kandydatów. -Odmłodniał w jednej chwili. – Najważniejsze, żeby Edwin zrozumiał, o co panu chodzi, żeby nie powiedział ani za wiele, ani za mało.

Kloss wracał z Wilczej podniesiony na duchu. Plan, który kilka minut temu skrystalizował się w jego umyśle, tylko na pozór wyglądał szaleńczo. Mechanizm terroru Trzeciej Rzeszy był tak skomplikowany, powiązania między poszczególnymi ogniwami tak zagmatwane, a podział kompetencji tak niejasny, że gra, jaką zamierzał podjąć, dawała szansę. Wąsowski już bezbronny, zamknięty w ciasnej celi, pozbawiony przyjaciół i stosunków, zdemaskowany jako wróg Rzeszy, może jeszcze razić nieprzyjaciół i będzie to robił.

Poczuł przypływ energii i postanowił, że choć od jutra dopiero ma przejąć współudział w śledztwie, nic nie stoi na przeszkodzie, by już dziś rozejrzeć się w sprawie. Złapał rikszę i kazał się wieść na Żoliborz. Zwolnił rikszarza na placu Inwalidów i sam ruszył w dół ku Wiśle wąskimi, ciemnymi uliczkami dzielnicy willowej. Rychło zauważył, że tu nic nie zdziała. Przed płaską, modernistyczną willą, która jak wiedział, należała do Wąsowskiego, dwóch granatowych policjantów grzało sobie ręce pod koszem z płonącym koksem. Zawrócił na pięcie, udało mu się złapać dorożkę, kazał się wieźć pod budynek Abwehrstelle Warschau.

W pół godziny później półciężarową skodą z sześcioma ludźmi obstawy jechał w kierunku Wąsowa. Zostawił ludzi na folwarku a sam, uzbrojony tylko w pistolet i elektryczną latarkę, ruszył ku pałacykowi. Wyciągnął z kuchni przestraszoną babę i kazał się prowadzić do gabinetu hrabiego. Ucieszyła go informacja, że odkąd zabrano pana hrabiego, nikt się jeszcze nie pojawił w pałacu. Prawdopodobnie Dibelius, każąc pilnować willi żoliborskiej, wychodził z założenia, że jedynie tam Wąsowski przechowuje interesujące go przedmioty.

Ogromne chippendalowskie biurko, takież fotele i szafy. Jedynym dysonansem w tym wnętrzu było proste amerykańskie krzesło obrotowe stojące przy biurku. Sprawdził, że szuflady biurka są nie zamknięte. Ich zawartość postanowił przejrzeć potem. Teraz chciał znaleźć przede wszystkim miejsce, gdzie Wąsowski przechowywał papiery godne, jego zdaniem, zabezpieczenia. Odsunął szafy od ściany, szukając jakiegoś schowka, kolejno podnosił obrazy, potem zwinąwszy dywan, przyświecając sobie latarką, metr po metrze lustrował podłogę, ale wszystko na próżno.

Kiedy już niemal zrezygnowany, usiadł na amerykańskim obrotowym krześle, gotów zabrać się do przeglądania zawartości szuflad – w końcu trzymanie wszystkiego na wierzchu pasowałoby nawet do niefrasobliwego stylu życia hrabiego Edwina Wąsowskiego – przypomniał sobie o dysonansie, który go uderzył zaraz po wejściu do gabinetu. Wstał, postawił krzesło na biurku, obmacał wyścielone skórą oparcie i siedzenie, ale tam nic nie było. Przewrócił krzesło do góry nogami, dostrzegł wkręty przytrzymujące stalową tarczę, do której przymocowana była śruba obracająca fotel. Wiedział, że jest na włamógł się ogolić, bielizny i odzieży na zmianę, a także przyzwoitego odżywiania. Bez spełnienia tych podstawowych warunków wszelkie próby przeprowadzenia ze mną jakichkolwiek rozmów skazane są z góry na fiasko. Zechce pan to powiedzieć mojemu przyjacielowi, standartenfuehrerowi Dibeliusowi. – Wstał i skłonił się lekko, jakby uznał rozmowę za skończoną. Za wszelką cenę chciał wyprowadzić tego małego grubasa z równowagi.

– Wstać! – ryknął Lohse. Zdaje się, że stracił już panowanie nad sobą. -Ty myślisz, świnio, że my tu z tobą na rozmowy! Przekonasz się zaraz, że to pomyłka. Pałki

moich chłopców zmiękczają nawet hrabiowskie tyłki! – nabrał powietrza, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale właśnie otworzyły się drzwi, stanął w nich oberleutnant Kloss.

To nagłe wejście tak zaskoczyło Lohsego, że dobrą chwilę stał jeszcze z półotwartymi ustami. Wąsowski odwrócił się i spotkał się wzrokiem z młodym oficerem Abwehry.

Nie drgnęła mu nawet powieka – pomyślał Kloss z satysfakcją.

– Nie denerwuj się, Adolfie – powiedział Kloss. Odwrócił wzrok od twarzy Wąsowskiego, jak od jakiegoś obojętnego przedmiotu. -Widzę, że zacząłeś robotę beze mnie. Mówiłem ci już, że bardzo się ucieszyłem, kiedy Reiner zakomunikował mi, że będziemy pracować razem. Jak twój pacjent? Sądząc z niezbyt dobrego humoru, nierozmowny, co? – Plotąc trzy po trzy, przechadzał się po pokoju. – Myślę jednak, iż pan Wąsowski zrozumie, że niekiedy jest lepiej mówić, niż milczeć. – Ostatnie zdanie wypowiedział w ten sposób, by znów na dłuższą chwilę spotkać się wzrokiem z Wąsowskim.

– Może spróbujesz ty? – Lohse nie ukrywał drwiny.

– Marzę o tym – rzekł Kloss. – Zechce pan spocząć, panie hrabio – zwrócił się do Wąsowskiego, wskazując

mu stojący w rogu pokoju wygodny fotel. Kątem oka dostrzegł, że twarz Lohsego nabiegła krwią.

– Co Wehrmacht, to Wehrmacht-powiedział Wąsowski siadając. – Od razu poznać.

– Nie zapomnij mnie zawołać, kiedy zacznie śpiewać – powiedział Lohse. Nie usiłował nawet kryć rozsadzającej go wściekłości. Z rozmachem zamknął za sobą obite materacem drzwi. Nareszcie zostali sami.

– Kieliszek koniaku, panie hrabio? – Kloss otworzył stojącą przy oknie szafę. Bał się, że Lohse podsłuchuje, a być może także obserwuje ich rozmowę. Zbyt dużo opowiadano o tajemnicach pokojów przesłuchań w alei Szucha, by wszystko miało być nieprawdą. Wąsowski powinien to zrozumieć.

– Na czczo? – zapytał Wąsowski.

– Nie dostał pan śniadania?

– Przynieśli jakąś bryję, me próbowałem nawet wziąć do ust. Usiłowałem właśnie wytłumaczyć pańskiemu przyjacielowi, poruczniku, że dopóki nie będę należycie traktowany…

– Sprytna postawa, przyznaję. I myślę, że można załatwić panu należyte traktowanie. Pańskie stanowisko społeczne, niedawne jeszcze wpływy, szerokie, bardzo szerokie znajomości upoważniają nas chyba do specjalnego trybu postępowania. Zresztą nie jest pan tuzinkowym szpiegiem.

– Posądzenie o szpiegostwo trzeba udowodnić nawet w Niemczech.

– Myli się pan, nie trzeba, nawet w Niemczech. Ale w skrytce w pańskiej łazience na znalezionych tam banknotach dolarowych i rolkach filmu „Agfa" (to bardzo dobrze, że nawet do celów wrogich Rzeszy używa pan niemieckich filmów) były odciski pańskich palców, hrabio. Bardzo nieostrożnie. Czy nikt pana nigdy nie ostrzegał?

– Tak – powiedział Wąsowski. – Byłem nieostrożny. -Uśmiechnął się. Wciągała go ta gra. Jeszcze nie wiedział, do czego zmierza ten człowiek ubrany w niemiecki mundur, którego odwagę i inteligencję zdołał był nieraz poznać, ale czuł, że tamten wciąga go w jakąś grę, swoją, a więc także i jego grę.

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название