-->

Tomek w grobowcach faraon?w

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tomek w grobowcach faraon?w, Szklarski Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tomek w grobowcach faraon?w
Название: Tomek w grobowcach faraon?w
Автор: Szklarski Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 175
Читать онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w - читать бесплатно онлайн , автор Szklarski Alfred

Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 52 53 54 55 56 57 58 59 60 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

*

Nowicki nie mógł zasnąć na niewygodnym łóżku w pokoju, który dzielił z Wilmowskim. Gdzieś koło północy usłyszał stłumiony głos przyjaciela:

– Tadku, śpisz?

– Nie – odparł.

– Sally przeżywa tę tragedię o wiele mocniej niż my.

– Owszem. Zamknęła się w sobie. Jest smutna. Nie wzruszają jej nawet ukochane pylony, reliefy i hypostyle… Milczy!

– Spróbuj ją trochę rozruszać…

– Ba, ale jak? – nie po raz pierwszy zatroskał się Nowicki.

– Zajmij się tym, Tadku, pomyśl. Porozmawiaj ze Smugą i Abeerem. Zabierz ją gdzieś razem z Patrykiem. Coś pokaż… Ty najlepiej to zrobisz.

– Ja? Przecież ja czuję się tak jak i ona – odrzekł zdławionym głosem. – Może lepiej Smuga?

– Smuga i Abeer niech organizują dalszą wyprawę. Oni najlepiej się tutaj orientują.

– Niech mnie wieloryb połknie, Andrzeju, jeśli zdołam dobrze wypełnić to zadanie.

– Podołasz, bo musisz… Sally marnieje w oczach. Nie można na to pozwolić. Wystarczy, że straciłem…, że straciliśmy jedno dziecko – Wilmowskiemu głos się załamał.

Kiedy świt zabarwił szare skały Elefantyny, a przeciwległą, wysoką skarpę objęły promienie słoneczne, nadając zieleni i willom odcień piasku, Nowickiego wyratował z trudnej sytuacji Patryk.

– Ciociu! – powiedział do Sally, z wyczekiwaniem patrząc jej w oczy. – Chodźmy na spacer.

– Dokąd, synku? – spytała łagodnie, ale bez cienia zainteresowania.

– Pochodzić troszkę…

– Idź może z kimś innym.

– To… Ja… Ja chcę z tobą. Chodźmy – nalegał zdecydowanie. Pomógł mu Wilmowski.

– Idźcie i weźcie Nowickiego. Jemu też się to przyda. A my pójdziemy do mamura [144] .

– Załatwcie tylko wszystko jak najszybciej – już bez protestów zgodziła się Sally.

Zaszli najpierw na suk. W centralnej części przykryty wysokim dachem, nie różnił się wiele od kairskiego czy jakiegokolwiek innego bazaru na Wschodzie. Patryka najbardziej zainteresowały towary z Nubii, których była tu cała masa. Pochłonęły go tarcze z rafii i słomy; chętnie wypróbował gliniane bębenki i nie oparł się pokusie kupna jednego z nich. Nowicki kupił Sally naszyjnik z lotosu i drugi, silnie pachnący, z sandałowego drzewa. Krzyki, gesty, rytmiczne piosenki miały zachęcić kupujących. Patryk głośno przełknął ślinę na widok chałwy, a Nowicki poprosił o duży kawał, bo nagle sobie przypomniał, że w dzieciństwie przepadał za tym smakołykiem. Sally nabyła trochę ziemnych orzeszków, daktyli i pomarańczy. Później na dłużej przyciągnął jej uwagę bardzo charakterystyczny kram z glinianymi garnkami, przywiezionymi tu z Asjut, znanego z solidnych garncarzy.

Nowicki, który przed wyjściem z hotelu długo rozmawiał z Abeerem, z zaangażowaniem i bardzo pewnie pełnił funkcję przewodnika.

– Podjedziemy do kamieniołomów. Zobaczymy ów sławny, nazywany nie dokończonym, obelisk.

Dorożka wiozła ich drogą wśród czerwonych granitów. Stanęli na miejscu, zadzierając głowy do góry, by ujrzeć czubek ogromnego słupa z granitu.

– Czemu jest nie dokończony? – Patryk stropił swoim pytaniem Nowickiego, który tego akurat nie wiedział. Pytanie zawisło w powietrzu.

– Bo po prostu zaczął pękać – krótko odpowiedziała, po chwili ciszy, Sally. – Przestali więc nad nim pracować.

Marynarz odetchnął. “Wreszcie przemówiła” – pomyślał i jakby nigdy nic zapytał:

– Ile toto może mieć wysokości?

– Ponad czterdzieści metrów – Sally wciąż odpowiadała krótko i niezbyt chętnie.

– No i po co toto budowano? – Nowicki nie ustępował, żartobliwie naśladując Patryka.

– Miało to związek z kultem słońca. Ale obelisków używano także jako wskazówek zegara słonecznego. Wykuwano te ogromne słupy w Asuanie i dostarczano do świątyń całego kraju.

– Co też ty wygadujesz, sikorko? Przecież takie cacko waży ze czterysta ton!

– Może i więcej – obojętnie odparła Sally.

– Ciociu, a ja to widziałem taki duży słup w Londynie!

– Pewnie, że widziałeś. Już w starożytności modne stało się wywożenie tych ogromnych obelisków. Czynili to Asyryjczycy, Rzymianie, no a całkiem niedawno Francuzi, Anglicy i Amerykanie. Właśnie w Londynie zainstalowano tę, jak ją nazywano, igłę Kleopatry w 1880 roku [145] .

– Wujku! – z zapałem rzekł Patryk. – Jak dorosnę, to przywiozę ci taki prezent do Warszawy.

– Nie trzeba, mój mały – odpowiedział Nowicki. – Warszawa ma swoją Kolumnę Zygmunta.

Na wspomnienie Warszawy Sally posmutniała jeszcze bardziej. I nic odezwała się więcej.

Podczas popołudniowego posiłku Smuga zrelacjonował wizyty u mamura.

– Był dla nas bardzo miły. Wystawił stosowny dokument, nazywany tutaj firmanem, zobowiązujący władze do udzielenia nam wszelkiej możliwej pomocy. Potem odesłał nas do agi, dowódcy miejscowego wojska egipskiego. Ten chciał przydzielić nam oddział żołnierzy, ale podziękowaliśmy.

Po południu wszyscy wyszli na promenadę wiodącą wzdłuż Nilu. Błękitne, czyste wody rzeki, spokojnie tu płynącej, odbijały słoneczny blask. Przy brzegach rosła jasnozielona trawa coraz częściej przeplatana łatami piasku pagórkowato odchodzącego w pustynię. Sally szła obok Wilmowskiego zatopiona w myślach. Patryk dokazywał z tyłu z Nowickim. Abeer i Smuga rozmawiali o czekającej ich wyprawie, która zapowiadała się na bardzo niebezpieczną. Zastanawiali się, czy zabierać ze sobą Sally i Patryka. Sally oczywiście zdecyduje sama, ale czy mieli prawo narażać chłopca bez zgody jego rodziców?

– Co z nim jednak zrobić? – martwił się Smuga.

– Na Allacha! Chyba wiem – odparł Abeer. – Mamy tu przecież przyjaciół.

– Masz na myśli…

– Tak, mam na myśli synów Jusufa Medhada el-Hadż – przerwał mu Abeer.

– Nie jestem pewien…

– Byłeś ich bohaterem. Uczyłeś ich strzelać! Noszą cię w sercu głęboko. Na pewno niczego nie zapomnieli.

– No, cóż! Może to i dobry pomysł.

– Na brodę Proroka! Uradujesz ich serca swym widokiem. A kiedy jeszcze dowiedzą się, że na stare rany położono balsam przebaczenia, przyjmą cię gorąco.

Smuga dał się przekonać. Postanowili odwiedzić synów Jusufa, mieszkających w Asuanie, nie tylko ze względu na Patryka. Obaj oni byli przecież kupcami handlującymi z Sudanem i prowadzili swe karawany w głąb lądu. Może udałoby się nawet wyruszyć wspólnie? Tak czy inaczej mogli stanowić źródło cennych informacji.

Najpierw jednak, następnego ranka, Smuga i Abeer pojechali dorożkami do Szellal, gdzie kończyła się linia kolejowa i mieścił port rzeczny. Musieli dowiedzieć się o miejsca na statku do Wadi Halfa i kupić nań bilety albo wynająć jakąś barkę. Z ochotą pojechałby z nimi Nowicki, ale zrezygnował, widząc znaczący gest Wilmowskiego. We czwórkę zatem, razem z Sally, która znów dała się namówić Patrykowi, udali się na przystań łodzi w Asuanie, skąd feluką z przewoźnikiem popłynęli do tamy przez pierwszą kataraktę na Nilu [146] .

– Nie można tamtędy – przewoźnik wskazał ręką na wschodni brzeg. – Woda mocna, wielka, bystra. Nie można.

Przemykając zatem między wysepkami i skałami, z przyjemnością chłonęli urok wycieczki. Dzień był nieznośnie upalny, ale orzeźwiał ich wiatr i chłód od wody. Nawet Sally nieco się rozchmurzyła, wystawiając twarz na wiatr i ocierając ją z wody. Wkrótce dotarli do czerwonoburej, legendarnej zapory asuańskiej [147] . Wędrowali jej grzbietem na zachód, mając po jednej stronie wodę cisnącą się kilkoma otwartymi śluzami i spadającą z hukiem w kilkudziesięciometrową przepaść, a po drugiej otwartą przestrzeń jeziora, uderzającego spienionymi falami w podstawę tamy.

– Podziwiam geniusz Anglików – powiedział Wilmowski.

– Z pewnością dobrze zarobili na tej budowie – odrzekł Nowicki.

– Niewątpliwie, ale zyskał jednak przede wszystkim Egipt.

Tuż przed południem dotarli do przystani łódek po wschodniej stronie, w pobliżu wioski Szellal, skąd razem ze Smugą i Abeerem mieli popłynąć na wyspę Fila. Przyjaciele już na nich czekali.

– Mam dobre wieści – od razu powiedział Smuga. – Pojutrze płyniemy do Wadi Halfa. – Tak będzie chyba najszybciej.

Wsiedli do łódki z trzema wioślarzami.

– Sam chętnie zobaczę, co zostało ze wspaniałego zespołu świątyń poświęconych Izydzie, wybudowanych w okresie ptolomej skini na wyspie File. Wszystko ma bowiem swoją cenę – smutno powiedział Abeer. – Budowa zapory spowodowała zalanie tej ślicznej wysepki. W lecie wyłania się ona z jeziora w całości. O tej porze roku widać jedynie kolumny.

– File! – westchnęła Sally. – Miejsce pielgrzymek starożytnych Egipcjan, Greków i Rzymian… Ostatni rzymski szaniec i schronisko dla Koptów uciekających przed prześladowaniem… File! File, zalana wodą – dodała z żalem.

– Ciekaw jestem czy wiecie, że przez miejsce gdzie stoi świątynia Izydy, biegnie zwrotnik Raka – Wilmowski na swój spokojny sposób starał się odsuwać smutne myśli. Na ogół zresztą z nie najlepszym skutkiem.

W drodze powrotnej zatrzymali się, by w pobliżu katarakty obserwować zawody pływackie, jakie urządzili sobie mieszkańcy pobliskich wiosek. Oto jakiś mały Berber chwycił gruby konar palmy, dosiadł go i runął w koryto porohu. Prąd porwał go niesłychanie gwałtownie, rzucił w górę, w dół, lecz on przytomnie i zręcznie utrzymywał się na powierzchni. Znikł w toni, lecz za chwilę pojawił się po drugiej stronie. Wkrótce wrócił i poprosił o bakszysz. Wnet pojawił się drugi, tym razem z wiązką trzciny w ręce. Był to Beduin z niedalekiego obozu Biszarów, plemienia koczującego w pobliżu Asuanu, żyjącego z -zebraniny i drobnego handlu.

Przyglądający się temu Nowicki wreszcie wpadł na pomysł – wydawało mu się, że świetny. Oto okazja, by rozproszyć chociaż trochę smutek Sally. Tak, wiedział co zrobić.

– Moment! – zawołał i skinął na Berbera, który nie zdążył jeszcze odejść. Poprosił Abeera o tłumaczenie.

– Spróbujmy zrobić międzynarodowe zawody. Kto jeszcze? – zawołał. Gromada chłopców, mniej więcej w wieku Patryka, otoczyła go natychmiast. Nowicki przyjrzał się im krytycznie i wybrał jeszcze dwóch. Czarnego jak smoła Nubijczyka i niewielkiego chłopca o hinduskich rysach twarzy. Potem podszedł do pozostałych, obejrzał ich pływające dziwactwa i wybrał rodzaj płytkiej, maleńkiej, jednoosobowej łódki. Od innego pożyczył wiosełka z łopatkami po obu stronach.

1 ... 52 53 54 55 56 57 58 59 60 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название