-->

Tomek u zrodel Amazonki

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tomek u zrodel Amazonki, Szklarski Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tomek u zrodel Amazonki
Название: Tomek u zrodel Amazonki
Автор: Szklarski Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 154
Читать онлайн

Tomek u zrodel Amazonki читать книгу онлайн

Tomek u zrodel Amazonki - читать бесплатно онлайн , автор Szklarski Alfred

Cykl powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego obejmuje kilkana?cie pozycji przedstawiaj?cych barwne przygody g??wnego bohatera w r??nych miejscach ?wiata. Niniejsza pozycja jest jedn? z nich. Akcja powie?ci rozgrywa si? p??nocnej Ameryce u ?r?de? Amazonki. Ksi??ka jest niepowtarzalna okazj? dla czytelnika, aby m?c na kartach powie?ci znale?? si? w tym niesamowitym krajobrazie i wraz z bohaterami prze?y? co? niezapomnianego.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

– Zabiją pana, gdy stwierdzą, że uciekliśmy!

– Nie przerywaj mi, Tomku. Jako wódz biorę udział w składaniu ofiary. Dopilnuję, aby nie pomieszali wam szyków. Przez cały czas będę przy Sally i Nataszy. Potem, gdy was nie zastaniemy, powiem, że zostaliście porwani przez złe duchy.

– Przecież nie uwierzą w to!

– Jestem innego zdania. To duże, naiwne dzieci. W życiu codziennym nawet pogodni i weseli. Za to czarów i czarowników boją się jak ognia. Chyba tylko Kampowie zachowali jeszcze dawną religię Inków, czyli wiarę w Słońce. Nienawidzą białych ludzi, a wobec wrogów są bezwzględni i okrutni. Mnie sami tutaj sprowadzili i chociaż jestem ich więźniem, to przecież krzywdy mi nie robią. Mam nawet pewien wpływ na nich. Myślę, że po waszej ucieczce dam sobie jakoś radę.

– Czy pan zamierza tu pozostać na zawsze?!

– Ależ skąd! Jeśli nie schwytają was, później spróbuję umknąć. Sam już wcześniej się do tego przygotowywałem. Czy masz przy sobie mapę?

Tomek wyjął mapę Ameryki Południowej i szkic zrobiony przez siebie. Usiedli na ziemi przy kaganku. Smuga z zainteresowaniem przyjrzał się szkicowi.

– Twoja mapa jest naprawdę doskonała – pochwalił. – Uważnie rozglądałem się podczas pościgu po Grań Pajonalu. Teraz słuchaj uważnie, powiem ci, dokąd macie uciekać. Na Pachitei można czasem napotkać statki płynące do Limy, ale to dla was zbyt daleka droga. Znajdujemy się obecnie mniej więcej w tej okolicy Andów. Jeśli pójdziecie na południowy wschód, to w przeciągu kilku dni dotrzecie do Perene, skąd już przez Tarmę prowadzi droga kołowa do Oroyi. Stamtąd pojedziecie koleją do Limy [133]. Miałem kiedyś w Limie dobrego znajomego. Nazywa się Habich [134], jest tam profesorem, spróbuj go odnaleźć.

– A w którą stronę pan zamierza uciekać?

– Nie należy powtarzać tej samej sztuczki dwa razy. Jeśli mi się poszczęści, będę umykał wprost na południe ku granicy boliwijskiej.

– To niebezpieczna przeprawa dla jednego człowieka. Odprowadzę kobiety do miasta i natychmiast wyruszam z odsieczą dla pana. Zaopatrzeni w żywność i broń, tutaj będziemy czekali – mówiąc to nakreślił znak na mapie. – Pójdzie ze mną kapitan Nowicki, Zbyszek a także Haboku ze swymi ludźmi.

– Czy naprawdę masz zamiar to uczynić?

– Zrobię to, jak mnie pan tu widzi! – stanowczo odparł Tomek. – Będziemy czekali w pobliżu granicy boliwijskiej, choćby do końca życia. Tylko ze względu na Sally i Nataszę odejdę stąd bez pana.

Smuga w milczeniu coś rozważał, potem przyjrzał się mapie.

– Cóż, skoro tak postanowiłeś, daję ci dwa miesiące na odprowadzenie kobiet do Limy. Potem przybądź z wyprawą gdzieś w te okolice i czekajcie na mnie. Będę szedł tędy – Smuga kreślił znaki i linie na mapie, a następnie przenosił je na szkic zrobiony przez Tomka. – Jeśli nie schwytają was i nie przyprowadzą z powrotem, spróbuję umknąć równo w sześćdziesiąt dni po was.

– Rozumiem. Co trzeci dzień, zaraz po zachodzie słońca, będę nadawał znaki ogniowe z jakiejś wysokiej góry.

– No, Tomku, wkrótce świt, musimy się pożegnać – rzekł Smuga, chowając jedną z map. – Odprowadzę cię. Zapoznaj naszych przyjaciół z planem ucieczki. Najdrobniejsza niedokładność lub pomyłka może spowodować tragiczne następstwa. Do widzenia, drogi chłopcze! Uściskaj wszystkich ode mnie.

Tomek porwał Smugę w ramiona. Z trudem tłumił łkanie. Wiedział, że jeśli plan Smugi zawiedzie, to Sally i Natasza zginą straszną śmiercią, sam nie widział jednak innego wyjścia.

Smuga doskonale orientował się, co odczuwał jego ulubieniec. Chyba po raz pierwszy w życiu do nieustraszonego serca Smugi wkradł się podstępny lęk. Bez wahania oddałby własne życie za tych drogich przyjaciół, lecz nie mógł liczyć na litość i względy Kampów. Sam przecież był ich jeńcem! Toteż siłą woli stłumił własne obawy.

– Tomku, czeka nas wszystkich ciężka, okrutna próba. Trzymajmy się w karbach. Wierzę w ciebie, w Nowickiego i Haboku. Oby tylko Sally i Natasza nie załamały się w decydującej chwili!

Tomek smutno uśmiechnął się przez łzy i odparłŕ- Jestem pewny, że Sally odegra wspaniale swoją rolę. Wie pan, że ona wprost przepada za niezwykłymi przygodami i niebezpieczeństwami. Powinna urodzić się mężczyzną. Lękam się tylko o Natkę. Od chwili zaginięcia pana stała się bardzo nerwowa.

– Zapewnij ją, że będę przy niej do ostatniej chwili.

– To na pewno podtrzyma ją na duchu. Mocno uścisnęli sobie dłonie.

– Niech pan zapamięta, będę szedł z wyprawą wzdłuż wschodnich stoków Andów. Będziemy tutaj w pobliżu za sześćdziesiąt dni -jeszcze raz odezwał się Tomek.

– Skoro nie chcesz ustąpić, zgoda. Chodźmy już!

Ucieczka

Od samego rana wulkan grzmiał coraz potężniej, zionął czarnymi chmurami dymu, które zasłaniały słońce. Tłum mężczyzn, kobiet i dzieci zebrany na kamiennym placu miasta spoglądał z nabożną czcią i lękiem ku grzmiącej górze. Czy kapłani zdołają przebłagać rozgniewanych bogów? Kampowie z niepokojem wypatrywali swych wodzów i kapłanów.

Słońce właśnie stanęło w zenicie. W progu domu narad ukazał się tytularny władca wolnych Kampów. Był nim biały jeniec. Wodzowie uwięzili go w swej twierdzy, aby nauczył ich wojennej taktyki białych ludzi. Zamierzali wykopać topór wojenny przeciwko wszystkim białym i chcieli zadać im tak straszliwą klęskę, aby już nigdy więcej nie odważyli się wkraczać na ziemie wolnych Indian.

Początkowo traktowano jeńca z pewną wyższością, a czasem nawet z pogardą. Jednak w miarę upływu czasu odważny, rozumny i szlachetny biały jeniec zyskiwał uznanie i szacunek. Rady jego zawsze okazywały się dobre, umiał leczyć choroby gnębiące krajowców, a co najważniejsze był śmiałym wodzem, przed którym już drżeli wrogowie Kampów.

Zalękniony tłum gubił się w domysłach. Czy odważny władca nie sprzeciwi się poświęceniu na ofiarę zagniewanym bogom dwóch białych kobiet, które przybyły tutaj z jego przyjaciółmi? Gdyby nie jego prośby, a potem gwałtowny sprzeciw, wszyscy biali zginęliby jeszcze podczas drogi do zaginionego miasta. Czy teraz jednak uląkł się straszliwego gniewu bogów? Czy poświęci białych przyjaciół dla ocalenia od zguby swych prześladowców?

Władca dostojnym krokiem zbliżał się do złotego tronu ustawionego przy ofiarnym kamieniu. Długie, czarne włosy i gęsty zarost okalający jego twarz ostro odcinały się od białej jak mleko kuźmy, przetykanej złotymi nićmi. Usiadł na tronie, podczas gdy wodzowiejposzczególnych plemion stanęli za nim półkolem.

Z kamiennej świątyni wyszedł pochód kapłanów. W pełnej skupieniu ciszy ustawili przy ofiarnym kamieniu wizerunki bogów. Szczerozłoty, duży posąg mężczyzny wyobrażał Viracoche, czyli stwórcę wszechrzeczy i źródło wszelkiej boskiej mocy. Złota tarcza, z wyrytą na niej ludzką twarzą i promieniami, była symbolem Słońca, a więc boskiego przodka Inków. Bóstwo Księżyca obrazowała srebrna tarcza, podczas gdy grzmot miał postać mężczyzny w błyszczącej odzieży, z maczugą w jednej, a procą w drugiej ręce. Obok wizerunków i posągów bogów kapłani ustawili mumie czterech wodzów w ozdobnych sarkofagach.

Kilku kapłanów przytknęło do ust duże muszle. Rozbrzmiały głuche, jękliwe tony. Główny kapłan oraz jego pomocnicy stanęli przed tytularnym władcą. Pochylili się w niskim ukłonie, wyciągając przed siebie ręce z otwartymi dłońmi. Potem cmokali, dotykali rękami warg całując koniuszki palców.

Smuga poważnie skinął głową. Teraz wszyscy zaczęli głośno odmawiać modlitwę. Po jej zakończeniu kapłani składali na ofiarnym kamieniu dary dla bogów: kukurydzę, kartofle, liście koki i tytoń, którego używali jedynie jako zioła leczniczego. Dary spalono na ognisku.

Dziewczęta wyznaczone do służby bogom w świątyni przyniosły naczynia napełnione chichą. Najpierw zbliżyły się do władcy i podały mu złoty puchar.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название