Tomek u zrodel Amazonki
Tomek u zrodel Amazonki читать книгу онлайн
Cykl powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego obejmuje kilkana?cie pozycji przedstawiaj?cych barwne przygody g??wnego bohatera w r??nych miejscach ?wiata. Niniejsza pozycja jest jedn? z nich. Akcja powie?ci rozgrywa si? p??nocnej Ameryce u ?r?de? Amazonki. Ksi??ka jest niepowtarzalna okazj? dla czytelnika, aby m?c na kartach powie?ci znale?? si? w tym niesamowitym krajobrazie i wraz z bohaterami prze?y? co? niezapomnianego.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Tomek niedowierzająco spoglądał na Smugę.
– Niech mnie pan uszczypnie, żebym był pewny, że to wszystko nie jest tylko snem – odezwał się po chwili.
– Wolałbym, aby tak było… – odparł Smuga. – Budowniczowie z czasów Inków posiadali wyobraźnię, rozmach i niezwykłą cierpliwość. Czy zdajesz sobie sprawę, ile czasu pochłonęło wykucie tego miasta w skale? A tajemne przejścia otwierane ukrytymi mechanizmami i drogi podziemne? Myślę, że tutaj właśnie Inkowie ukryli część swoich skarbów przed chciwymi Hiszpanami. Zaraz je ujrzysz.
Podszedł do skalnej ściany, przesunął rzeźbę symbolizującą słońce; po chwili wprowadził Tomka do podziemnej sali. Wzdłuż jednej ściany stały olbrzymie sarkofagi ulepione z gliny i żwiru, a z zewnętrznej strony obłożone bazaltowymi płytami. Każdy z nich posiadał wąski otwór.
– Oto staroperuwiańskie chulpas, czyli grobowce – rzekł Smuga oświetlając kagankiem bazaltowe sarkofagi. – Zwróć uwagę, że wejścia do grobowców zwrócone są na wschód, aby promienie wschodzącego słońca mogły przeniknąć do wnętrza. Inkowie czcili Słońce, Inti, które uważali za boskiego przodka swej dynastii. Zajrzyj do grobowców! Ujrzysz w nich mumie ludzi, którzy przed setkami lat władali tą rozległą i surową krainą.
Tomek wziął z rąk przyjaciela kaganek; z trudem wcisnął się w wąską szczelinę. Wnętrze grobowca miało kształt półokrągły i pomalowane było jasną farbą. W głębi siedziała w kucki mumia spowita w miękko wyprawione skóry lam, na które dopiero nałożono odświętne szaty. Na skórze zakrywającej twarz wymalowano oczy i usta. Jak wskazywały starannie uczesane i splecione długie, brązowe włosy, była to mumia kobiety. Zgodnie z modą elegantek peruwiańskich nogi od kostek do kolana były pomalowane czerwoną farbą. Obok mumii znajdowały się naczyńka z pudrem, czernidłem i pachnidłami, lustro z polerowanego kamienia, kolczyki, grzebienie oraz szczątki ubiorów i naczynia zjedzeniem, które miały służyć zmarłej w jej życiu pozagrobowym. W grobowcach mężczyzn leżała broń i ozdoby, natomiast obok dzieci ich zabawki.
Tomek onieśmielony przerwał zaglądanie do grobowców.
– No cóż? Przyjrzałeś się? – zagadnął Smuga.
– Tak, mumie doskonale zachowane. To zapewne dzięki suchemu, górskiemu powietrzu.
– Masz rację. Peruwiańczycy zazwyczaj zamurowywali wejście do chulpy. Tutaj jednak nie musieli tego czynić. Chodź, pokażę ci skarbiec.
Weszli do sąsiedniej sali. Smuga przyświecał kagankiem. Tomek w osłupieniu spoglądał na szczerozłote i srebrne posągi bogów i królów, symbole Inti wysadzane drogocennymi kamieniami, naczynia, tarcze, misy napełnione złotym piaskiem i perłami. Po długiej chwili odwrócił się do Smugi.
– A więc odkrył pan bonanzę [131]! – rzekł podniecony. – To pewno część skarbów, którymi Atahualpa chciał okupić swe życie [132].
– Ocalenie części skarbów kosztowało Inków oraz ich poddanych całe morze krwi. Gdyby teraz biali dowiedzieli się o tym złocie, kraina wolnych Kampów znów obficie spłynęłaby krwią – odparł Smuga, uważnie obserwując młodego przyjaciela.
– Jestem tego pewny! Chodźmy stąd, na tych skarbach ciąży klątwa podstępnie wymordowanych Indian. Nie mówmy o tym odkryciu nikomu, nawet naszym najbliższym.
– Cieszę się, Tomku, że propozycja ta wyszła od ciebie. My dwaj na pewno dochowamy tajemnicy. Chodźmy, mało już zostało nam czasu, a mamy jeszcze tyle do omówienia.
Smuga starannie zamknął wejście do grobowca, a potem otworzył prawe, tajemne przejście. Znaleźli się w niezbyt wielkiej pieczarze, której otwarty wylot leżał wprost pod ostrym występem skalnym.
W samym wylocie pieczary stały dwa szeroko rozstawione drewniane słupy. Pomiędzy nimi, nisko nad kamienną posadzką, zwisała duża owalna rama z bambusu, wypleciona w środku siatką z lian.
W pieczarze było dość widno, bowiem srebrzysta poświata księżycowa i krwawe błyski ognia z wulkanu oświetlały ją dostatecznie. Smuga postawił kaganek na posadzce, a potem poprowadził młodego przyjaciela do samego wylotu pieczary.
– Cóż to za dziwaczne urządzenie? – zapytał Tomek, przyglądając się wyplecionej lianami ramie.
– Wspomniałem ci, że pieczara ta znajduje się bezpośrednio pod występem skalnym, z którego strącano w przepaść ludzi jako ofiary na cześć bogom – odparł Smuga. – Otóż ofiarami były przeważnie młode dziewczęta, czasem córki wodzów, dostojników państwowych, a nawet władców. Przebiegli kapłani widocznie nie obawiali się zbytnio gniewu swych bogów, gdyż wynaleźli urządzenie, dzięki któremu czasem mogli ocalić od śmierci niektóre ofiary.
– Już domyślam się, jak to robili – powiedział Tomek. – Wysuwali tę sieć, a gdy dziewczyna w nią wpadła, wciągali do pieczary.
– Tak właśnie czynili, później zaś oznajmiali ludowi, że bogowie przebłagani ich modłami zwrócili ofiarę.
Tomek pochylił się nad siecią. Liany, z których ją wypleciono, były świeże i elastyczne. Potem wysunął ramę daleko nad przepaść. Urządzenie działało bez zarzutu.
– Dziwne, że urządzenie to przetrwało w tak doskonałym stanie tyle czasu – rzekł spoglądając na przyjaciela.
– To ja założyłem nowe wiązania i sieć – wyjaśnił Smuga. Tomek jeszcze bardziej przybliżył się do Smugi.
– W jakim celu pan mnie tu przyprowadził? Po co pan mi to wszystko mówi? – zapytał jakby nie swoim głosem.
– Pragnę za wszelką cenę uratować twoją żonę i Nataszę. Przed moim przyjściem do was rada wodzów postanowiła ułagodzić gniew bogów, składając ofiarę z dwóch białych kobiet. Gdyby nie ten przeklęty wulkan, może by do tego nie doszło. Byłeś w ruinach miasta w dolinie. Jak głosi legenda, zostało ono zniszczone przez trzęsienie ziemi, któremu towarzyszyły wybuchy wulkanu. Obecnie wulkan znów grzmi i dymi. Kampowie są przekonani, że wdzierając się do ich krain obraziliście bogów. Tak podszepnął radzie wodzów jeden z czarowników.
– Więc oni chcą strącić z tej skały Sally i Natkę?! – zapytał Tomek poruszony do głębi. – A co z Marą, żoną Haboku?!
– Właśnie miałem zapytać cię o tę Indiankę. Więc to żona tego dzielnego Haboku? Jej nic nie grozi. Ofiarą dla przebłagania bogów mają być tylko dwie białe kobiety. Mężczyźni natomiast, jeśli zgodzą się walczyć w szeregach Kampów, mogą ocalić swoje życie.
– Czy nie można ich odwieść od tego okrucieństwa? Może ja i Nowicki moglibyśmy zastąpić kobiety?
– Nie, one nie są im potrzebne tak, jak wy! Wasza odwaga podczas bitwy zjednała wam ich uznanie. Muszę zachować pozory lojalności wobec tego wyroku.
– Dzisiaj przed południem wszyscy, z wyjątkiem Sally i Nataszy, zostaniecie uwięzieni w moim mieszkaniu. Gdy słońce stanie w zenicie, nastąpi złożenie ofiary. Rozpoczną się modły i tańce; wtedy otworzysz ukryte przejście i sprowadzisz swoich do pieczary. Nie zapomnij tylko zamknąć rygla, gdy opuścicie moje mieszkanie. Z Nowickim przyjdziesz tutaj i będziecie czekali. Musisz umówić się z Sally i Nataszą, aby każda z nich krzyknęła, przed samym rzuceniem się w przepaść. Gdy usłyszycie krzyk, natychmiast wysuniecie sieć.
– Czy to nie będzie za późno?
– Na pewno nie.
– A cóż mamy uczynić później?
– Umkniecie podziemnym korytarzem poza obręb miasta. W pieczarze przygotowałem dla was kuźmy. Zarzucicie je na swe ubrania. Są tam również dwa karabiny, rewolwer, amunicja, dwa łuki ze strzałami i trzy noże. Uzbierałem trochę żywności, lecz starczy jej najwyżej na dzień lub dwa. Potem musicie coś ustrzelić z łuku. Z bronią palną bądźcie ostrożni. Echo roznosi huk po górach.
– Dlaczego pan tak mówi, jakby pan wcale nie miał zamiaru z nami uciekać?!
– Słuchaj, drogi chłopcze, w tej chwili czynię wszystko, co tylko w mej mocy, aby ocalić wasze życie. Gdybym umknął z wami, Kampowie podnieśliby na nogi wszystkie okoliczne, sprzymierzone plemiona wolnych Indian. Schwytaliby nas w przeciągu jednego dnia. A wtedy… już nie byłoby dla nikogo ocalenia. Jestem ich swego rodzaju maskotką-wodzem. Już kilkakrotnie dowodziłem nimi przeciwko Kaszybom i Amahuakom, z którymi są w ustawicznej wojnie.