Tomek w grobowcach faraon?w
Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн
Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– I cały czas tam byłeś?
Chłopiec przestał już jednak odpowiadać.
Zostawili go na razie w spokoju. Ubranego, nakarmionego i umytego zaproszono go wkrótce do kajuty kapitana, gdzie zebrani w skupieniu wysłuchali burzliwej historii jego młodego życia.
Chłopiec urodził się w Belfaście w noc sylwestrową na przełomie wieków. Rodzina była biedna. Wielu Irlandczyków emigrowało wtedy za ocean. Ojciec i dziadek “pasażera na gapę” popłynęli do Australii, gdzie znaleźli złoto. Wrócili do ojczyzny, ale dziadek chłopca, wycieńczony i schorowany, wkrótce umarł. Ojciec zaś wplątał się w jakieś tajne związki [34] i zginął w antybrytyjskich zamieszkach. I matka została sama, w biedzie, z gromadką dzieci.
– Ja to – kontynuował mały Irlandczyk -ja to byłem najstarszy… Tata i dziadek opowiadali mi, jak znaleźli złoto. Jak znaleźli złoto, to było w domu dobrze. Jak dziadek umarł i tata, to było niedobrze.
Smuga, zasłuchany jak i inni, szukał czegoś gorączkowo w pamięci. W pewnej chwili wstał i wziął do ręki fotografię, którą znaleziono w torbie uciekiniera. Długo się w nią wpatrywał. Zamknął oczy i skupił myśli, ukrywając twarz za osłoną dłoni. Tymczasem mały snuł dalej swe wspomnienia:
– To ja sobie pomyślałem, że też znajdę złoto w Australii i znów będzie u nas dobrze. I wyruszyłem w drogę.
I popłynęła opowieść o promie, którym dostał się do Anglii, o sprytnym wtargnięciu na pokład brytyjskiego parowca… Historia brzmiałaby niewiarygodnie, gdyby nie opowiadał jej naoczny świadek I bohater.
Smuga raz jeszcze spojrzał na fotografię. “Skąd znam te twarze?”
– koncentrował wzrok to na jednej, to na drugiej sylwetce mężczyzny. Obaj wysocy, smukli, z jasnymi brodami w ciemnych garniturach. Podobni do siebie niemal jak bracia.
– Gdzie, mówisz, znaleźli złoto? – przerwał chłopcu.
– W Australii – odparł tamten – to ja przecież mówiłem…
– W Australii… W Australii… – powtórzył w skupieniu Smuga. A czy ty… – w tonie, jakim wypowiadał te słowa, było coś takiego, że obecni odczuli, iż dzieje się coś niezwykłego. – Czy ty, chłopcze – powtórzył Smuga – nie nazywasz się… O’Donell? Zapanowało zdumione milczenie, które przerwał nie mniej niż inni zdziwiony mały Irlandczyk.
– To ja, proszę pana. Tak, to ja nazywam się Patryk O’Donell!
– A to twój ojciec i dziadek – Smuga wskazał na fotografię.
– Tak. A to mama i moi bracia, i moje siostry. A tutaj to ja! – dodał chłopiec.
Smuga zapalił fajkę, usadowił się wygodniej na twardym wąskim krzesełku i zaciągnął dymem.
– Cóż – zaczął – niezbadane są ścieżki ludzkiego losu. Widzisz, Patryku, znałem twojego ojca i dziadka. Poznaliśmy się w australijskim buszu, gdzie wraz z przyjaciółmi łowiłem dzikie zwierzęta dla ogrodu zoologicznego. Twoi bliscy zostali uwięzieni przez bandytów, którzy chcieli ich obrabować. Udało nam się im pomóc [35] .
Mały Patryk przysłuchiwał się temu z wypiekami na twarzy, wspominając wieczorne gawędy ojca i dziadka, którzy tak ciepło opisywali tajemniczych, życzliwych im łowców zwierząt.
Kiedy w porze kolacji Smuga przekroczył wraz z chłopcem próg jadalni, powitała ich huczna owacja na stojąco. Zatrzymali się, obaj nieco zażenowani. Gdy usiedli przemówił kapitan:
– Panie i panowie! Pragnę przedstawić bohaterów dnia. Oto panowie: Jan Smuga i Patryk O’Donell.
Po krótkich oklaskach uroczyście wniesiono specjalne danie.
– Nasz kucharz, Chińczyk z pochodzenia, przygotował to na cześć pana – wyjaśnił kapitan. – Rano byliśmy świadkami niezwykłego połowu. To jest żarłacz śledziowy [36] , rekin o niezwykle smacznym i delikatnym mięsie. Przez znawców bywa ono nazywane morską cielęciną – wyjaśniał dalej kapitan. – Zachęcam wszystkich do spróbowania. To prawdziwy smakołyk. Polecam zwłaszcza danie z płetw, specjał chińskiej kuchni.
Kolejnymi oklaskami nagrodzono kucharza, który tego wieczoru przeszedł samego siebie. Pod koniec kolacji pasażerowie zebrali dla małego Patryka wcale pokaźną kwotę na powrót do ojczyzny.