-->

Eldorado

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Eldorado, Orczy Baroness-- . Жанр: Исторические приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Eldorado
Название: Eldorado
Автор: Orczy Baroness
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 234
Читать онлайн

Eldorado читать книгу онлайн

Eldorado - читать бесплатно онлайн , автор Orczy Baroness

„Eldorado” jest dalszym ci?giem ksi??ki pt. „Szkar?atny kwiat”.

W Pary?u, w okresie najwi?kszego terroru rewolucji francuskiej dzia?a tajemniczy „Szkar?atny Kwiat”, kt?ry ratuje niewinnych ludzi od ?mierci. Policja du?o by da?a, aby wpa?? na jego trop. Owym tajemniczym, nieuchwytnym bohaterem jest m?ody Anglik, kt?ry wraz z grup? przyjaci?? utworzy? tajn? lig?. Jeden z jej cz?onk?w, Armand, zakochuje si? w aktorce i swym nieostro?nym zachowaniem naprowadza policj? na trop „Szkar?atnego Kwiata”. Dostaje si? on do wi?zienia oskar?ony o uprowadzenie syna Ludwika XVI aresztowanego przez rewolucjonist?w.

„Szkar?atny Kwiat” bestialsko torturowany zgadza si? na wydanie m?odego delfina. Komisarz policji w licznej asy?cie i w towarzystwie „Szkar?atnego Kwiata” i jego ukochanej jad? do rzekomej kryj?wki syna Ludwika XVI. Jest to jednak podst?p.

Czy naszemu bohaterowi uda si? uratowa? i czy Armand odzyska swoj? pi?kn? aktork?? O tym ju? opowie ta ksi??ka.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Czy podejrzewam? – zawołał główny agent – nie podejrzewam, lecz mam pewność. Ten człowiek siedział przed dwoma dniami na tym krześle i pysznił się swymi zamiarami. Powiedziałem mu, że jeżeli porwie się na Kapeta, skręcę mu kark własnymi rękoma.

Długie jego sępie palce, o drapieżnych pazurach, zamykały się i otwierały jak u jastrzębia.

– O kim mówisz? – spytał krótko dyplomata.

– O kim? O kimże, jeżeli nie o tym przeklętym de Batzu! Ma wypchane kieszenie austriackimi pieniędzmi, którymi z pewnością przekupił Simonów, Cochefera i straże.

– I Lorineta, i Lasni~ere'a, i ciebie – dodał sucho Chauvelin.

– To fałsz! – wrzasnął H~eron, i pieniąc się ze złości, skoczył na równe nogi, gotów do walki na śmierć i życie w obronie swej niewinności.

– Fałsz? – powtórzył spokojnie Chauvelin – w takim razie nie bądź tak pochopny w rzucaniu podejrzeń na prawo i lewo. Nic na tym nie zyskasz. Trudna to sprawa i nie tak łatwo da się rozstrzygnąć. Czy jest ktoś obecnie w wieży? – dodał urzędowym tonem.

– Tak, Cochefer i inni są tam jeszcze; naradzają się pomiędzy sobą, w jaki sposób ukryć zdradę. Cochefer zdaje sobie jasno sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa, a Lasni~ere i jego towarzysze wiedzą dobrze, że spóźnili się o kilka godzin. Wszyscy zawinili. A co do de Batza – ciągnął dalej głosem drżącym z wściekłości – to zapowiedziałem mu z góry, że zginie, jeżeli porwie się na Kapeta. Jestem już na jego tropie i zaaresztuję go jeszcze przed nocą. Wezmę ja go w obroty!… Trybunał nie będzie się sprzeciwiał… Posiadamy pod więzieniem ciemny loch, w którym umiemy stosować męki najgorsze, jakie można sobie wyobrazić. Poddamy go takim torturom…

Ale Chauvelin przerwał mu ruchem ręki i wyszedł z pokoju.

Armand w myśli podążył za nim. Powstała w jego głowie niepohamowana chęć, aby uciec, korzystając z tego, że H~eron zatopiony we własnych myślach nie zwraca na niego uwagi. Kroki Chauvelina ucichły w korytarzu; daleko było do wyższego piętra na wieży, a nie tak prędko skończy się rozmowa z komisarzami. Była więc doskonała sposobność; wiedział, gdzie mógł połączyć się z wodzem, gdzie znajduje się róg ulicy, przy którym sir Andrew czeka z wozem węglowym i gdzie zagajnik na drodze do St. Germain. Miał nadzieję, że znajdzie towarzyszy, opowie im o losach Janki i ubłaga ich, aby mu pomogli w niesieniu jej pomocy.

Zapomniał, że nie posiadał już przepustki, że bezwarunkowo zatrzymają go przy bramie i odprowadzą za godzinę w to samo miejsce, gdzie się obecnie znajduje. Powstał z krzesła i skierował się ku wyjściu. H~eron nie podniósł nawet głowy. Ale w chwili, gdy otworzył drzwi, kilkanaście bagnetów skrzyżowały się przed nim, błysnąwszy w słabym świetle latarni. Chauvelin przewidział wszystko z góry i nie było najmniejszej wątpliwości, że Armand St. Just był więźniem. Rozdrażniony powrócił na swoje miejsce koło ognia.

W kwadrans później dyplomata znalazł się znów u H~erona.

Rozdział XX. Świadectwo bezpieczeństwa

– Możesz bezpiecznie zostawić de Batza w spokoju, obywatelu H~eronie – rzekł Chauvelin, zamknąwszy za sobą drzwi – nie przyłożył on ręki do ucieczki delfina.

H~eron zamruczał coś pod nosem niedowierzająco. Chauvelin wzruszył ramionami i spojrzał na kolegę z wyrazem najgłębszej pogardy.

Armand, który przypatrywał mu się pilnie, zobaczył w jego ręku zmięty skrawek papieru.

– Nie trać cennego czasu, obywatelu – rzekł – aresztuj de Batza, jeżeli chcesz, albo zostaw go na wolności – wszystko mi jedno; niebezpieczeństwo nie grozi nam z tej strony.

Nerwowymi, drżącymi palcami począł rozkładać zmięty papier. W rozpalonych jego dłoniach papier zamienił się w bezkształtny strzęp, a pismo zamazało się prawie całkowicie. Rzucił go ze złością na stół przed H~eronem.

– Mamy znów do czynienia z tym przeklętym Anglikiem – rzekł spokojniej. – Zgadłem to zaraz, gdy usłyszałem twoje opowiadanie. Zaprzęgnij do roboty cały swój zastęp szpiegów, obywatelu, inaczej nie dasz mu rady.

H~eron podniósł do oczu zmięty papier i usiłował odczytać pismo przy słabym świetle lampy.

Tymczasem Armand, mimo niepokoju o Jankę i własnych przykrości odczuwał w sercu głęboką dumę. „Szkarłatny Kwiat” zwyciężył, Percy wykonał nałożone na siebie zadanie!

Chauvelin, którego badawcze oczy spoczywały na nim, uśmiechał się z ironią.

– Zostaniesz niebawem obarczony ciężką pracą, obywatelu H~eronie – rzekł, zwracając się do kolegi, ale patrząc uporczywie na Armanda – i dlatego nie chcę przeszkadzać ci w wysłuchaniu dobrowolnej spowiedzi tego młodego obywatela. Pragnę ci tylko powiedzieć, że jest on zwolennikiem „Szkarłatnego Kwiatu”, a nawet jednym z jego najświetniejszych satelitów.

H~eron obudził się z ponurych myśli. Zwrócił na Armanda zjadliwe wejrzenie.

– Schwytaliśmy zatem jednego z tej bandy? – rzekł, jąkając się jak pijany.

– Tak – odparł Chauvelin – ale za późno dziś na formalną denuncjację i aresztowanie. St. Just nie może w żaden sposób opuścić Paryża, a jedyną rzeczą jest teraz strzec go pilnie. Gdybym był na twoim miejscu, obywatelu, odesłałbym go do domu jeszcze dziś wieczorem.

H~eron zamruczał coś, czego Armand nie zrozumiał, ale słowa Chauvelina napełniły go radością. Wypuszczą go na wolność dziś jeszcze – na względną wolność co prawda, skoro szpiegi śledzić go będą, ale w każdym razie na wolność! Nie mógł jednak zrozumieć taktyki Chauvelina i czuł się trochę dotknięty na myśl o tym, że ci ludzie tak mało wagi przywiązywali do jego osoby.

– A zatem żegnam cię, obywatelu – rzekł dyplomata ironicznie, zwracając się do Armanda. – Jak widzisz, główny agent komitetu bezpieczeństwa publicznego jest zanadto zajęty w tej chwili, by przyjąć ofiarę z twego życia, tak wspaniałomyślnie nam oddawanego.

– Nie rozumiem cię, obywatelu – rzekł Armand zimno – i nie prosiłem cię o żadną łaskę. Zaaresztowaliście niewinną kobietę pod mylnym zarzutem udzielenia mi schronienia. Przyszedłem tu dobrowolnie i oddałem się w ręce sprawiedliwości, aby ją uwolnić.

– Dobrze. Bardzo słusznie, ale dziś już późno, obywatelu – rzekł sucho Chauvelin – dama, o którą się tak troszczysz, śpi już niezawodnie w swojej celi; nie wypada jej niepokoić, a przy tym czas jest okropny.

– A więc, monsieur – rzekł Armand – czy panna Lange wyjdzie z więzienia, gdy oddam się w wasze ręce jutro rano?

– Bez wątpienia – odparł Chauvelin. – Jeżeli obiecasz nam swą pomoc, panna Lange zostanie uwolniona jutro rano. Nieprawdaż, obywatelu H~eronie? – dodał, zwracając się do kolegi.

Ale H~eron był tak przybity, że wyszeptał tylko niezrozumiałe słowa.

– Dasz mi na to słowo, obywatelu Chauvelin? – spytał Armand.

– Przyrzekam ci najsolenniej, że dotrzymam obietnicy.

– Nie wystarcza mi to jeszcze, daj mi nieograniczone świadectwo bezpieczeństwa, a uwierzę ci.

– Na co ci się to przyda? – spytał Chauvelin.

– Zdaje mi się, że pojmanie mojej osoby ma dla ciebie więcej znaczenia, niż uwięzienie panny Lange – odparł spokojnie Armand. – Użyję tego świadectwa dla siebie lub dla jednego z mych przyjaciół, jeżeli złamiesz dane słowo.

– Hm… to zupełnie logicznie pomyślane, obywatelu – rzekł Chauvelin z ironicznym uśmiechem. – Masz zupełną słuszność. Jesteś dla nas o wiele cenniejszym atutem, niż urocza pani, która, mam nadzieję, będzie przez wiele lat jeszcze czarowała wytworny Paryż swym talentem i pięknością.

– Amen, obywatelu, niech się tak stanie – rzekł Armand z zapałem.

– Wszystko zależeć będzie od ciebie, monsieur. Patrz – dodał, przeszukawszy papiery, leżące na biurku H~erona – oto świadectwo bezpieczeństwa. Komitet rozdaje bardzo mało takich świadectw. Jest to cena życia ludzkiego. Przy żadnej bramie w żadnym mieście to świadectwo nie może być odebrane. Pozwól, niech ci je wręczę, jako dowód prawdziwości mojej obietnicy.

Uśmiechając się dziwnie, z wyrazem jakby rozbawienia Chauvelin wręczył Armandowi doniosły dokument.

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название