Eldorado

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Eldorado, Orczy Baroness-- . Жанр: Исторические приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Eldorado
Название: Eldorado
Автор: Orczy Baroness
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 238
Читать онлайн

Eldorado читать книгу онлайн

Eldorado - читать бесплатно онлайн , автор Orczy Baroness

„Eldorado” jest dalszym ci?giem ksi??ki pt. „Szkar?atny kwiat”.

W Pary?u, w okresie najwi?kszego terroru rewolucji francuskiej dzia?a tajemniczy „Szkar?atny Kwiat”, kt?ry ratuje niewinnych ludzi od ?mierci. Policja du?o by da?a, aby wpa?? na jego trop. Owym tajemniczym, nieuchwytnym bohaterem jest m?ody Anglik, kt?ry wraz z grup? przyjaci?? utworzy? tajn? lig?. Jeden z jej cz?onk?w, Armand, zakochuje si? w aktorce i swym nieostro?nym zachowaniem naprowadza policj? na trop „Szkar?atnego Kwiata”. Dostaje si? on do wi?zienia oskar?ony o uprowadzenie syna Ludwika XVI aresztowanego przez rewolucjonist?w.

„Szkar?atny Kwiat” bestialsko torturowany zgadza si? na wydanie m?odego delfina. Komisarz policji w licznej asy?cie i w towarzystwie „Szkar?atnego Kwiata” i jego ukochanej jad? do rzekomej kryj?wki syna Ludwika XVI. Jest to jednak podst?p.

Czy naszemu bohaterowi uda si? uratowa? i czy Armand odzyska swoj? pi?kn? aktork?? O tym ju? opowie ta ksi??ka.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

To przywróciło mu przytomność.

Janka była uwięziona, a więc jego miejsce było przy niej. Nie przedstawiało to żadnej trudności.

Jeden okrzyk, potępiający rewolucję, otwierał podwoje Temple dla nowego gościa. Gorąca krew uderzyła do głowy Armandowi. W uszach mu szumiało i jak przez mgłę widział postacie mężczyzn, kobiet i żołnierzy, snujących się w ciemnościach po długich korytarzach, kręte schody, podwórza, a w końcu otwartą ulicę i rzekę. Zasłona nie schodziła mu z oczu: to była czerwona jak krew, to znowu biała jak całun.

Minął Pont_au_Change, na Quai de l'Ecole za St. Germain l'Auxerois zamajaczył róg domu, w którym mieszkał Blakeney.

Armand patrzył na to wszystko, ale nie widział, słyszał zgiełk pulsującej życiem stolicy, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Janka znajdowała się w Temple, a gdy zamkną wieczorem bramy ponurego więzienia, on, Armand, jej rycerz, jej obrońca, znajdzie się w jego murach i dotrze do celi 20 obietnicami, groźbami i błaganiami.

Stanął przed olbrzymią budowlą Temple. Ostrza wieżyc strzelały ku górze wśród panujących ciemności, jakby stalowe klingi mieczów. Straż postawiła zwykłe pytanie, ale on zatoczył się jak pijany i krzyknął z całych sił:

– Niech żyje król!

Usiłował przejść, ale skrzyżowane bagnety zamknęły mu drogę.

– Niech żyje król, śmierć republice! – powtórzył znów.

– Ależ ten człowiek jest pijany – rzekł jeden z żołnierzy, widząc, że Armand nie ma czapki na głowie, krzyczy, śmieje się i płacze na przemian. Ale gdy młodzieniec nie przestawał walczyć jak szaleniec, chcąc przedostać się przez bramę, żołnierz doprowadzony do ostateczności uderzył go ciężko w głowę.

St. Just runął na wznak oszołomiony uderzeniem. Czy był rzeczywiście pijany, czy śnił tylko? Podniósł rękę do czoła – było mokre, ale czy z deszczu czy krwi, tego nie wiedział. Starał się skupić myśli.

– Obywatelu St. Just – rzekł spokojny głos tuż za nim.

Obejrzał się; równocześnie uczuł czyjąś rękę na ramieniu, a ten sam spokojny głos dodał:

– Może nie poznajesz mnie, obywatelu? Nie miałem szczęścia znać cię tak dobrze jak twoją siostrę. Nazywam się Chauvelin. W czym mogę ci być pomocny?

Rozdział XVII. Chauvelin

Chauvelin! Obecność tego człowieka w tej chwili uczyniła wypadki ubiegłych dni podobnymi do snu. Chauvelin, najnieśmiertelniejszy wróg Armanda i jego siostry Małgorzaty! Chauvelin, zły duch republiki, arystokrata_rewolucjonista, dyplomata_szpieg, zwyciężony wróg „Szkarłatnego Kwiatu”, stał tutaj w świetle olejnej lampy przytwierdzonej do ściany. Krople deszczu na jego odzieniu błyszczały w migotliwym świetle jak cienka srebrzysta powłoka, gromadząc się na brzegu kapelusza i w fałdach płaszcza. Koronki u szyi i rąk były zmięte i przybrudzone.

Puścił ramię Armanda, ale utkwił blade, głęboko osadzone oczy ponuro w twarzy młodzieńca.

– Miałem nadzieję – ciągnął dalej Chauvelin – że spotkamy się choć raz podczas twego pobytu w Paryżu. Słyszałem od mego przyjaciela H~erona, że bawisz tutaj. On niestety stracił cię z oczu, i zacząłem się już obawiać, że tajemniczy „Szkarłatny Kwiat” zaczarował cię i uczynił niewidzialnym, co byłoby wielkim dla mnie zmartwieniem.

I znów ujął ramię Armanda jak przyjaciel, który pragnie zaciągnąć znajomego na miłą pogawędkę. Skierowali się ku bramie i straż zasalutowała na widok trójkolorowej szarfy, wyglądającej spod płaszcza Chauvelina.

Dyplomata zatrzymał się przed kamiennym przedmurzem. Tu mogli rozmawiać swobodnie.

Grupa żołnierzy stała u wylotu sklepionej bramy, ale słów dosłyszeć nie mogli, jedynie ich sylwetki majaczyły wśród ciemności.

Armand szedł odruchowo za swym wrogiem, jakby pod wpływem hipnozy i zupełnego zaniku woli.

Różne sprzeczne myśli krzyżowały się w jego mózgu, ale dominowało przeświadczenie, że wszystko skierowało się na lepsze tory. Zjawił się Chauvelin, człowiek, który nienawidził go, który pragnął z pewnością jego śmierci, będzie zatem łatwo, bardzo łatwo oddać życie za wolność

Janki.

Zaaresztowali ją jedynie na podstawie podejrzenia, iż ukrywała znanego zdrajcę republiki, a więc z jego uwięzieniem i śmiercią jej wina będzie zmazana.

Ci ludzie nie byli wrogo usposobieni przeciwko niej – sądzono zawsze bardzo łagodnie aktorów i aktorki. Przysłuży się Jance o wiele więcej, oddając się w ręce władz, niż pracując nad jej uwolnieniem.

Przez ten czas Chauvelin strzepywał deszcz ze swego płaszcza, przemawiając właściwym sobie ironicznym i uprzejmym tonem:

– Jak się miewa lady Blakeney? Mam nadzieję, że dobrze?

– Dziękuję panu – odpowiedział Armand bezmyślnie.

– A mój przyjaciel sir Percy Blakeney? Myślałem, że spotkam go w Paryżu, ale jest z pewnością bardzo zajęty, nie tracę jednak nadziei… Widzisz, jak fortuna mi sprzyja – dodał tym samym lekkim tonem – nie liczyłem na żadne miłe spotkanie, aż tu nagle, przechodząc koło posterunku u bramy tego uroczego zajazdu, kogoż spotykam? – mego wytwornego przyjaciela St. Justa, usiłującego dostać się w jego gościnne progi. Ale rozprawiam tylko o sobie, a nie pytam o stan twego zdrowia. Zemdlałeś przez chwilę, zdaje się; powietrze wkoło tej budowli jest bardzo duszne. Spodziewam się, że czujesz się Obecnie lepiej. Rozkazuj mój drogi, w czym mogę ci służyć?

Podczas tej rozmowy Chauvelin wciągnął Armanda do loży odźwiernego. Młodzieniec usiłował uspokoić się i zapanować nad swymi nerwami. Osiągnął, czego chciał: znajdował się w więzieniu Temple, niedaleko

Janki, i choć wróg jego był starszy i słabszy od niego, a drzwi zostawiono szeroko otwarte, wiedział, że jest faktycznie więźniem, jak inni skazańcy, których umieszczono już w numerowanych celach olbrzymiego budynku.

To przeświadczenie pomogło mu skupić się. Ani przez chwilę nie myślał o ucieczce przed oczekującym go losem. Z pewnością tak było najlepiej. Ach, gdyby tylko mógł zobaczyć się z Janką i upewnić się, że odzyska wolność, w zamian za jego życie! Ale przede wszystkim musiał trzeźwo patrzeć na rzeczy i przezwyciężyć niecierpliwość swej niepohamowanej krwi. Starał się myśleć o Percym, o jego spokoju wobec wroga i postanowił brać z niego przykład w podobnych okolicznościach.

Przypomniał sobie angielskich towarzyszy, ich niczym niezmąconą pogodę ducha wśród ciężkich przejść, a przede wszystkim wesołość lorda Tony'ego, zawsze gotowego do żartów i trafnej odpowiedzi. Armand zapragnął naśladować swobodę lorda Tony'ego i przyswoić sobie choć cząstkę nieustraszonego męstwa Percy'ego.

– Obywatelu Chauvelin – rzekł, usiłując przemawiać z najzimniejszą krwią, na jaką mógł się zdobyć – nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że choć trzymasz rękę na moim ramieniu, nie zmusisz mnie do powolności względem siebie. Mógłbym powalić cię jednym uderzeniem pięści, gdyż jestem młodszy i silniejszy od ciebie.

– Hm… – odparł Chauvelin, udając, że zastanawia się głęboko nad tym, co usłyszał – zdaje mi się…

– Nic łatwiejszego dla mnie – zapewniam cię…

– Być może… ale, jak widzisz, jest tu straż, a ów żołnierz jest potężnie zbudowany i…

– Ciemności pomogą mi, a człowiek, doprowadzony do ostateczności, zdolny jest do wszystkiego – pamiętaj o tym.

– Wiem o tym, i wiem również, że ty, obywatelu St. Just, jesteś w kiepskim położeniu.

– Mojej siostry Małgorzaty nie ma tu, obywatelu Chauvelin, a nie możesz brać mego życia w zamian za życie „Szkarłatnego Kwiatu”.

– Nie, nie – odparł żywo Chauvelin – nie za życie „Szkarłatnego Kwiatu”, wiem, ale.

Armand uchwycił się jego słów, jako tonący brzytwy.

– Za jej życie! – zawołał.

– Za czyje? – spytał tamten z widocznym zdziwieniem.

– Za życie panny Lange – ciągnął dalej Armand z samolubnym zapałem zakochanego, który myśli, że uwaga całego świata zwrócona jest na jego wybraną. – Panny Lange! Wypuścisz ją na wolność, nieprawdaż, skoro jestem w twojej mocy?

Chauvelin uśmiechnął się zagadkowo?

1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название