-->

Nemezis

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Nemezis, Asimov Isaac-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Nemezis
Название: Nemezis
Автор: Asimov Isaac
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 137
Читать онлайн

Nemezis читать книгу онлайн

Nemezis - читать бесплатно онлайн , автор Asimov Isaac

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 80 81 82 83 84 85 86 87 88 ... 94 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Pierwszy odezwał się Jarlow:

— Czy na tych seminariach, Fisher, nie wspominano przypadkiem, ile czasu potrzeba na stworzenie takiego ekosystemu? Fisher rozłożył bezradnie ręce.

— Nie mam pojęcia, Jarlow. Powiedz nam, oszczędzimy na czasie.

— W porządku. Podróż do Sąsiedniej Gwiazdy zabrała Rotorowi dwa lata — zakładając, że wogóle tu doleciał. Oznacza to, że są tu prawdopodobnie od trzynastu lat. I teraz wyobraźmy sobie, że całe Osiedle, cały Rotor jest jednym wielkim glonem, i że po przylocie na miejsce wpada do oceanu, żyje, rośnie i produkuje tlen. Aby otrzymać obecny poziom tlenu w atmosferze, który szacuję na 18 % ze śladowymi ilościami dwutlenku węgla. Rotor potrzebowałby kilku tysięcy lat. Może kilkuset — gdyby warunki były niezwykle sprzyjające. Jednak z całą pewnością zajęłoby to więcej niż trzynaście lat. A poza tym ziemskie glony są przystosowane do ziemskich warunków; na obcej planecie mogłyby nie rosnąć lub rosnąć bardzo powoli do momentu całkowitej adaptacji. Trzynaście lat to za mało, to jest nic.

Fisher wydawał się nieporuszony.

— No, tak. ale na planecie jest tlen i mało dwutlenku węgla, jeśli więc nie wyprodukował go Rotor, to kto lub co? Czy nie zastanawia cię fakt, że jeśli wykluczymy Rotora, to pozostaje nam przyjęcie założenia, że na planecie jest życie pozaziemskiego pochodzenia?

— Ja przyjąłem dokładnie takie założenie — odpowiedział Jarlow.

— W takim razie my także musimy je przyjąć — powiedziała Wendel. — Na planecie istnieje fotosyntezująca roślinność, co absolutnie nie oznacza, że Rotor dotarł do tego świata czy do tego Systemu.

Fisher wyglądał na poirytowanego.

— No cóż, kapitanie — powiedział oschłym, formalnym tonem — muszę dodać, że przyjęte założenie nie wyklucza obecności Rotora na tym świecie czy w tym Systemie. Jeśli planeta posiada własną rośliność, oznacza to jedynie, że Rotor nie musiał niczego przygotowywać i mógł się wprowadzać natychmiast po przylocie.

— Nie wiem — powiedziała Blankowitz. — Wydaje mi się, że nie ma najmniejszej szansy na to, że obca roślinność rozwijająca się na obcej planecie może być wykorzystana przez ludzi jako pożywienie. Wątpię, by ludzie mogli ją strawić czy zasymilować nawet po strawieniu. Jestem przekonana, że obca roślinność jest trująca. A jeśli mówimy już o świecie roślin, to nie zapominajmy o zwierzętach i wszystkim, co jest z nimi związane.

— Nawet gdyby było tak, jak mówisz — powiedział Fisher — jest wielce prawdopodobne, że Rotorianie odgrodzili kawał gruntu, wybili wszystkie rośliny i zwierzęta, i zasadzili własną roślinność. Wyobrażam sobie, że z każdym rokiem zwiększaliby powierzchnię swoich upraw…

— Przypuszczenie na przypuszczeniu — wymamrotała Wendel.

— W każdym razie — dokończył Fisher — nie ma sensu siedzieć tutaj i wymyślać kolejnych scenariuszy. Jedynym rozsądnym wyjściem jest zbadanie tego świata i to tak dokładnie, jak tylko się da. Z możliwie najmniejszej odległości, a nawet z powierzchni, jeśli będzie trzeba.

— Całkowicie się zgadzam — powiedział Wu z niezwykłą siłą.

— Jestem biofizykiem — włączyła się Blankowitz — i jeśli na tej planecie jest życie, to musimy ją zbadać bez względu na okoliczności.

Wendel spoglądała po kolei na ich twarze. Zaczerwieniła się lekko i powiedziała:

— W takim razie chyba rzeczywiście musimy.

— Im bliżej jesteśmy — powiedziała Tessa Wendel — im więcej gromadzimy informacji, tym mniej rozumiemy to wszystko. Czy ktoś ma jakieś wątpliwości, co do tego, że ten świat jest martwy? Na nocnej półkuli nie ma żadnego światła; nigdzie zaś ani śladu roślinności czy jakichś innych form życia.

— Żadnych widocznych śladów — powiedział chłodno Wu. — Coś jednak tworzy tlen. Nie jestem chemikiem i nie przychodzi mi w tej chwili do głowy żadna prawdopodobna reakcja. Czy ktoś ma jakieś pomysły?

I nie czekając na odpowiedź, mówił dalej:

— Nawiasem mówiąc, wątpię czy nawet chemik byłby w stanie podać nam jakieś rozsądne wyjaśnienie. Mamy tlen i wiemy z całą pewnością, że powstał on w wyniku procesu biologicznego. Nie ma innego wyjścia.

— Mówiąc w ten sposób, odwołujemy się do naszego doświadczenia z jedną atmosferą zawierającą tlen: z atmosferą ziemską — powiedziała Wendel. — Któregoś dnia będą się z nas śmiali. Może okazać się, że Galaktyka pełna jest atmosfer tlenowych, które nie mają żadnego związku z życiem, a my przejdziemy do historii jako idioci, ponieważ urodziliśmy się na debilnej planecie, na której tlen powstał dzięki roślinności.

— Nie — odpowiedział jej gniewnie Jarlow. — Nie może pani tłumaczyć tego tak prymitywnie, kapitanie. Wszystko jest możliwe z jednym niewielkim zastrzeżeniem, że nie nagina się praw natury do naszych oczekiwań i wygody. Jeśli chce pani mieć atmosferę zawierającą tlen pochodzenia niebiologicznego, musi pani przedstawić mechanizm.

— Ale w świetle odbitym planety — powiedziała Wendel — nie ma śladu chlorofilu.

— Chlorofil nie jest konieczny — odparł Jarlow. — Wydaje mi się, że w promieniach światła z czerwonego karła mogła rozwinąć się zupełnie odmienną od znanych nam molekuła. Czy mogę coś zasugerować?

— Bardzo proszę — powiedziała z goryczą w głosie Wendel. -I tak nie robisz nic innego.

— Doskonale. Wszystko, co wiemy, opiera się na tym, że lądy tej planety wydają się pozbawione życia. A to nic nie znaczy. Czterysta milionów lat temu lądy Ziemi były równie jałowe, a jednak w atmosferze był tlen i kwitło życie.

— Morskie życie.

— Tak, kapitanie. Morskie życie. Oznacza to istnienie glonów lub ich ekwiwalentów — mikroskopijnych roślin będących fabrykami tlenu. Ziemskie glony produkują 80 % tlenu, który przedostaje się każdego roku do atmosfery. Czyż to nie wyjaśnia wszystkiego? Istnienia atmosfery tlenowej? Braku życia na lądzie? Oznacza to również, że możemy bezpiecznie zbadać planetę lądując na jej powierzchni. Zbadamy morze za pomocą posiadanych przez nas instrumentów, a kolejne ekspedycje zajmą się resztą.

— Tak, ale ludzie są zwierzętami lądowymi. Jeśli Rotor dotarł do tego systemu, to z całą pewnością usiłował skolonizować lądy, a nigdzie nie ma śladów działalności ludzkiej. Czy naprawdę konieczne są dalsze badania? — zapytała Wendel.

— Tak — odpowiedział szybko Wu. — Nie możemy wrócić z samymi przypuszczeniami. Potrzebujemy faktów. Możemy natknąć się na niejedną niespodziankę.

— Spodziewasz się jakiejś? — zapytała gniewnie Tessa.

— Moje oczekiwania nie mają tu najmniejszego znaczenia. Czy możemy wrócić na Ziemię i powiedzieć im. nawet nie sprawdziwszy, że wszystko jest w porządku, że nic tu nam nie grozi? Byłoby to bardzo nierozsądne.

— Wydaje mi się — powiedziała Wendel — że zmieniłeś swoje zapatrywania w bardzo drastyczny sposób. To przecież ty chciałeś wracać, zanim w ogóle zbliżyliśmy się do Sąsiedniej Gwiazdy.

— Jeśli dobrze pamiętam — odpowiedział Wu — nie brałem udziału w podejmowaniu decyzji. Tak czy inaczej, w obecnych warunkach musimy podjąć badania. Wiem, kapitanie, jak silna jest pokusa odwiedzenia kilku innych systemów gwiezdnych, ale teraz, mając przed sobą świat ewidentnie nadający się zamieszkania, musimy wrócić na Ziemię z maksymalną ilością informacji o tym globie, który jest daleko ważniejszy dla całego naszego gatunku w praktycznym sensie niż czysto teoretyczne, katalogowe wieści z innych gwiazd. Oprócz tego… — w tym momencie Wu wskazał ręką na okno, sam nie wiedząc dlaczego —…ja chcę przyjrzeć się temu światu. Czuję, że jest absolutnie bezpieczny.

— Czujesz? — zapytała ironicznie Wendel.

— Wolno mi mieć własną intuicję, kapitanie. Przerwała im Meny Blankowitz.

— Ja także mam pewną intuicję, kapitanie, i bardzo się martwię.

Wendel spojrzała na młodą kobietę z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

— Czy ty płaczesz, Blankowitz?

— Nie… nie płaczę, kapitanie. Jestem tylko bardzo roztrzęsiona.

— Dlaczego?

— Używałam DN.

— Detektor neuroniczny? Na tym pustym świecie? Po co?

1 ... 80 81 82 83 84 85 86 87 88 ... 94 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название