Czarne Oceany
Czarne Oceany читать книгу онлайн
Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.
W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
14. Tłum na ulicach
To jest pan Julius Qurant, a to jego żona, pani Colleen Qurant. Uratują ci życie, Nicholas, więc nie utrudniaj.
Przez te trzy dni Hunt wykoncypował sobie, dlaczego właściwie Vassone zdecydowała się zapłacić także za niego i zabrać go ze sobą do enklawy. To proste: ponieważ była to decyzja najmniej radykalna. Zawsze przecież Marina będzie mogła rozkazać Cieniowi go zabić i Cień go zabije. Do wskrzeszeń natomiast trzeba zupełnie innych specjalistów. Sam by tak postąpił na jej miejscu – decyzje nieodwracalne, oto, czego naprawdę zawsze się obawiał
Przez te trzy dni zrozumiał Nicholas także to: nie ma już dla niego powrotu, i to nie tylko do Prawdziwego Życia (zapomnij!), ale nawet do tej sekretnej egzystencji w sferze cienia, jaką dotąd prowadził, w NSA i potem w Zespole. Tak więc dwóch śmierci dane mu było doświadczyć. Pierwszej, mniejszej, gdy wygnano go z ogrodów władzy, drugiej, ostatecznej, bo publicznej, gdy dokonano na nim mordu medialnego.
W istocie zrozumiał to w tej samej chwili, w której zobaczył się na ledekranie podpisanego poszukiwanym zbrodniarzem. Ale żeby zaakceptować ów stan także podrozumowo, żeby uwierzyć, potrzebował dnia, nocy i dnia. Wówczas poczuł dziwną ulgę. Wszystko przepadło, nie ma więc się już czym denerwować. Rechotał do Lucyfera: – Co się będę przejmował… Szlag trafił Nicholasa Hunta. Odtąd mów mi Nick. – No problemo, Nick.
Kiedy jednak stawał w jasny dzień przed odledowanym oknem, z wielkim miastem u stóp, co prawda nie na aż takich wysokościach, co w skyhouse'ie senatora czy w swoim mieszkaniu na Manhattanie, ale przecież zawsze była to perspektywa Ubermenscha; więc kiedy tak stał i patrzył, budziło się w nim irytujące drżenie, jakiś dygot wewnętrznych organów duszy, zupełnie jakby ktoś wsadzi mu tam do środka rękę i teraz rwał, kręcił, szarpał, potrząsał, niepowstrzymywalny w swym szale wściekłoś rozżalenia i żądzy zemsty. Nieświadomie zaciskał Hunt pięści, pochylał głowę, gryzł wąsa. Wżerało się w Nicholasa wspomnienie tamtej chwili sprzed paru dni, z niedzielnego popołudnia, kiedy to z pełną świadomością wszystkich konsekwencji – bo przecież spodziewał się był najgorszego – Hunt postanowił rzucić się w przepaść. No więc rzucił się, proszę! Zdobył się na odwagę i ma!
Odwracał się od okna, cały spocony, i wypuszczał powietrze, rozluźniał mięśnie, śmiał się do diabła. – W następnym życiu będę jeszcze głupszy…!
Kiedy Marina ich sobie przedstawiała, stali – enklawiści i Hunt – pod przeciwnymi ścianami pustej sali konferencyjnej, lecz Colleen Qurant od razu podniosła wzrok na Nicholasa i mruknęła:
– To dla niego żaden argnment, zdaje się, że już położył na sobie krzyżyk. Próbował się skądś rzucać? – spytała Vittoria.
Cień pokręcił głową.
W Huncie zaczęło się rodzić współczucie. Zmierzył gniewnym wzrokiem Vassone i enklawistów. Który to? Który?
– Darujcie sobie – warknął – żaden ze mnie samobójca, za dużo z tym zachodu bez kevorkianek.
Marina zerknęła na Vittoria.
– Działa jeszcze?
Cień wykonał wahadłowy ruch otwartą dłonią: może.
– W rzeczy samej – Nicholas zwrócił się w OVR do diabła – działa jeszcze to serum?
– Jeśli ty nie jesteś pewien, to co ja ci tu mogę powiedzieć? – obruszył się książę ciemności. – Skłam.
– Nie możemy po prostu wsiąść do samochodu i pojechać – mówił tymczasem Julius Qurant – bo wszystkie wozy cywilne są automatycznie blokowane na skrzyżowaniach, komp zaparkowałby nas po paru metrach. A jeśli nie, to tym gorzej, z miejsca mielibyśmy na karku policyjne UCAV-y. Maszerować sobie zwartą grupą przez miasto też nie bardzo można. Zarządzenie kwarantanny bardzo to wszystko utrudnia. Widzę teraz dwie możliwości: albo odczekamy, aż jabłuszko pęknie, co potrwa jeszcze jakieś trzy-cztery dni, albo pójdziemy nocą, rozdzieleni.
O trzech-czterech dniach mówili medialni eksperci. Głównyrn problemem było zaopatrzenie. Transport przejęło wojsko, ale że zamknięto wszystkie supermarkety, restaurację, McDonald'sy – trzeba było dostarczać żywność pod próg. Ludzie winni bowiem pozostawać w domach, w miarę mozliwości w oddzielnych pomieszczeniach, i jak najdalej od siebie. Oczywiście to też nie było idealne rozwiązanie – co ze slumsami, co ze starą, ciasną zabudów co z gęsto zaludnionymi dzielnicami etnicznymi? – ale chodziło o nie dopuszczenie do sformowania się ulicznych. tłumów. Hunt widział relacje z Brooklynu, te masakry krwawe. Tam niewielu zdecydowało się na wszczepkę. Miliony nie zagrzybionych, głowa przy głowie… Początkowo sądził, że z czasem ludzie się przyzwyczają, że to się jakoś uspokoi – teraz widział, że kwarantanna stanowi dla megapolii pokroju Nowego Jorku ostatnią brzytwę ratunku.
– Chodźmy teraz – rzekł. – Kiedy to wszystko wybuchnie, będziemy mieli jeszcze mniej szans. Wyobraźcie sobie, co tu się będzie działo.
Colleen i Marina równocześnie i w ten sam sposób wzruszyły ramionami. Julius skrzywił się i klasnął trzykrotnie. Colleen obejrzała się na męża. Ten spoliczkowai ją mocno z obu stron. Hunta zapiekła twarz, potarł ją odruchowo.
– Jeśli pójdziemy teraz – podjął Vittorio – musimy sią liczyć z tym, że zostaniemy rozpoznani. Noc, nie noc, nie da się przejść przez miasto tak, żeby nie wpaść w obiektyw paru tysiącom kamer. Poza tym tak czy owak w jedną dobę nie zdążymy. Metro zamknięte, taksówki tylko automatic i dla pojedynczych pasażerów, autobusy nie kursują, policja lub gwardia liże rączki co przecznicę.
– Oni przeszli.
– Szli w odwrotną stronę.
– Nie jesteśmy tacy sławni jak wy – wysapała Colleen. Biegała teraz jak szalona tam i z powrotem wzdłuż krótszej ściany sali.
– Muszę pomyśleć – mruknęła Marina i wyszła. Z poduszczenia diabła, Hunt zapytał Juliusa:
– Nie wiem, czy w ogóle jest sens uciekać do tej waszej enklawy… Jak się już zacznie – dlaczego was akurat miałoby ominąć? Obronicie się?
– Tak – odparł krótko Qurant i Nicholas poczuł na jezyku twardą pewność tego słowa.
Vassone wróciła po jakichś dwóch minutach.
– Dobra, idziemy.
Na to z miejsca Vittorio:
Zmienić ubrania. Luźne, dla deformacji sylwetek, najlepiej długie płaszcze. Twarze – coś, żeby zacięły się ich filtry- Ja to nie problem, ale ty i ten tutaj… Włosy, pigment. Rysy.
Poszedł w końcu po te płaszcze. Diabeł i Hunt bardzo się zdziwili, że zostawił tak Vassone bez opieki. Nicholas oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru atakować Mariny, ani też już nawet nie myślał informować kogokolwiek o swym położeniu – ale przecież Vassone nie mogła tego zakładać. Dlaczego zatem odesłała Cienia? (Vittorio z własnej inicjatywy na pewno by nie odszedł, musiała wydać mu taki rozkaz). Widać myślnia padła jej na umysł. Czernu nie chciała się zaszczepić? Grzyb Tuluzy 10 dałby jej przynajmniej jakąś minimalną ochronę. Z pewnością nie uodparnia ich na wpływ myślni – Hunt widział to po sobie – ale też nie dopuszcza do takich przepięć, jak u Colleen Qurant.
Kiedy spytał, dlaczego również Qurantowie nie wstrzyknęli sobie Tuluzy, Julius odparł krótko: – Konstytucja enklawy zabrania.
Przed zmierzchem byli już gotowi. Dostarczone przez Vittoria płaszcze były za duże zarówno na Nicholasa, jak i Marinę, poły sięgały ziemi, dłonie kryły się w całości w rękawach. Maskowały sylwetki, to na pewno. Vittorio przyniósł również pełny zestaw kosmetyczny. (Przecież tego nie kupił, najpewniej po prostu zaszabrował. Hunt nie dociekał). Wydepilował skórę czaszki Nicholasa i całą jego twarz, wyjąwszy brwi. Potem przyszła kolej na spray, iniekcje modelatorów mięśniowych, błony naoczne… Kiedy się przejrzał w lustrze, nie zobaczył Nicholasa Hunta, Nicholas Hunt poszedł do piekła.
Z Vassone było mniej zachodu, tu niewiele dało się zrobić poza ufarbowaniem włosów na czarno, lekkim wygięciem linii warg i poszerzeniem nozdrzy. Była zbyt ideał nie wyrzeźbiona, wszelkie większe deformacje rzucałyby się w oczy jako sztuczne.
Marina zwróciła Huntowi jego marynarkę, wraz z zawartoscią, którą przełożył do licznych kieszeni płaszcza.
Płytki z Modlitwą przypomniały mu po raz kolejny o Anzelmie. Powiedziała, że nie on, że nie mógł… Kto w taki razie?
Qurantowie obserwowali te przygotowania w milczeniu. Inna rzecz, że siedzieli tak blisko siebie, że najpew-niej nie potrzebowali niczego mówić.
Potem zresztą milczeli wszyscy, wyglądając przez wielkie okna sali konferencyjnej i czekając zmierzchu. Quran-towie i Marina siedzieli na składanych krzesłach (Marina wyciągnęła skądś i rozwinęła ledpad i teraz, zapatrzona w jego usztywniony ekran, machała w powietrzu dłonią w białej rękawiczce), Vittorio zamarzł zaś przy drzwiach. Tylko Hunt kręcił się po sali, bez przerwy gładząc nagą skórę czaszki pociągłym ruchem lewej dłoni z odgiętymi dwoma palcami. Przestał, gdy dojrzał swe odbicie w szybie i rozpoznał w tym geście zjadliwy mem wizualny z ostatniej kampanii Fruito.
W OVR kłócił się z diabłem:
– W ostateczności mogą nawet wejść siłą. Teoretycznie enklawy wciąż podlegają jurysdykcji sądów Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę powinienem uciekać w przeciwnym kierunku: na wschód, za Atlantyk.
– Na razie nie masz co nawet próbować. Najpierw musisz sobie wyrobić nowego cashchipa i podciąć DNAM. Vassone dobrze to wszystko dla siebie zaplanowała, nie pojechała do tej kliniki na ślepo. Na dłuższą metę to jedyna szansa.
– Wystarczy, że ktoś z enklawistów zadzwoni do FBI.
– Nigdzie nie uciekniesz z tym cashchipem, Nick – powtarzał diabeł.
To prawda: cashchipy, prócz funkcji bezdebetowych kart płatniczych, pełniły rolę powszechnych identyfikatorów w rozumieniu Clintonowskiej ustawy z roku 1996, pierwotnie wymierzonej przeciwko nielegalnym irnigrantom, która wszakże położyła pierwsze fundamenty prawne dla ogólnonarodowego systemu kart ID. System powstał w latach zerowych. Potem, gdy po przejściu na bezgotówkowy obrót pieniądza implantacje cashchipów stały się masowym obyczajem, zunifikowano nośnik. System inkorporował więc między innymi standardy Alien Identification Program, Machinę Readable Document National Program, Licence Identification System, National Registration Identity Card i UnoCard, stając się podstawą wszelkich infooperatorów, ostatnimi laty nawet korporacje medyczne zaczęły przesiadać się ze swymi medalarmami na cashchipy. Standaryzacji nikt nie zaplanował; jak zwykle – kierunek wskazały wektory rynku.