-->

Czarne Oceany

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarne Oceany, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarne Oceany
Название: Czarne Oceany
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 174
Читать онлайн

Czarne Oceany читать книгу онлайн

Czarne Oceany - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.

W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Co: i co?

– Przecież to prawda – mruknął – oni są kamikaze. Vassone schowała kosmetyczkę.

– Pan nie wierzy w sukces Programu, panie Hunt -stwierdziła.

Nicholas sklął się w duchu. Tak to się właśnie kończy. No bo od czego są psychoanalitycy? Od czego teleconfessions? Dał plamę, nie da się ukryć.

Bezczelnie spojrzał jej w oczy.

– Monady roślinne i zwierzęce – okay, mam dowody, pośrednie, ale mam. Ale – neuromonady? To tylko elegancka ekstrapolacja. A nawet gdyby prawda – to jak odróżnić? Po czym?

– Po organizacji myśli. Monady pierwszej i drugiej kategorii nie myślą. Ulegamy tu złudzeniu spowodowanemu tym, iż ich „ciało" zbudowane jest z psychomemów. Podobnie – jeśli nie przeciążam tym porównaniem pańskiego aparatu imaginacyjnego – byty „myślące białkami" mogłyby brać całą florę i faunę Ziemi, ich biologię, za przejaw zaawansowanego życia psychicznego. Tak samo monady. Inteligencji i świadomości szukać trzeba u nich poziom wyżej.

Hunt zreflektował się i opuścił wzrok z twarzy na piersi, dłonie, nogi Vassone. Znowu przelotne zdziwienie: była w brązowym monosari i wełnianej kamizelce – nie jej barwy, nie jej styl, przez te pół roku ani razu nie widział jej podobnie ubranej.

– No dobrze – mruknął, szukając po kieszeniach beznikotynowców – ale co to jest, ten „poziom wyżej"?

Marina odchyliła się w tył w swym fotelu, spojrzała przymrużonymi oczyma na sufit.

– To też będą jedynie przybliżenia, modele, ekstrapolacj.- Na tym etapie nic więcej nie mogę panu zaproponować. Poziom wyżej… myśli jako forma organizacji psychomemów. Bo nie psychomemy jako takie: nie myśli pan przecież wszystkimi komórkami swego organizmu. W tym sensie nie przypuszczam, by neuromonady były w ogóle świadome treściowej zawartości psychomemów – to dla nich martwa materia.

– Zaraz-zaraz! Jak zatem możemy zwrócić na siebie ich uwagę? Co nam da wyłapanie przez telepatów fragmentów ich skrzepów myślni, ich ciał: kompleksów psychomemów – co? Nic!

– Wie pan – rzekła wolno Vassone z osobliwym uśmiechem – są na to sposoby. Cios młotem kowalskim i wulkan pod stopami każdy zauważy.

– Drukowanymi, proszę – warknął Hunt.

– Uśmiercenie w identyczny, bardzo bolesny sposób dużej liczby ludzi bądź zwierząt o dobrze rozwiniętym systemie nerwowym…

Nicholas mimo woli spojrzał jej w oczy.

– Czy my tu mówimy o zbiorowych, rytualnych mordach?

Vassone skinęła głową.

– Są precedensy w historii. Sądzi pan, że skąd się wzięła tradycja hekatomb dla obłaskawienia bogów?

– Bogów? Bogów? Czy nie zataczamy tym samym… Moment… Pani mi wtedy powiedziała: „Oni znajdą mi Boga". Co to wszystko…

– A wracając do „poziomu wyżej" – weszła mu w słowo Marina – rzec mogę następująco: istnieją pewne uprawnione przypuszczenia. Weźmy kwestię samej inteligencji. W standardowych sprawdzianach IQ stosuje się dla wyznaczenia umysłowych możliwości badanego testy na analogie, równoczesne operacje n-elementowe: A ma się do B tak, jak C do D, E lub F. Za maksimum dla Homo sapiens jako gatunku uznaje się około tuzina elementów, z uwagi na odchylenia w przypadku szczególnie ekscentrycznie rzeźbionych. Chodzi tu o liczbę tak zwanych „porcji informacji", którymi może pan jednocześnie obracać. W czasach telefonów klawiaturowych stosowano różne metody dzielenia długich numerów telefonicznych dla umożliwienia utrzymania ich w „polu operacyjnym" umysłu. Łatwiej zapamiętać „siedemnaście dwanaście trzysta dwa" niż Jeden siedem jeden dwa trzy zero dwa"; wiem, bo sama wciąż uczę się numerów na pamięć, już kilka razy okazało się to bardzo przydatne, panu też radzę. Zdolność do pracy na takich wieloelementowych zbiorach nazywamy właśnie inteligencją. Neuromonady natomiast -nie sądzę, by istniała dla nich jakakolwiek górna granica liczby owych elementów. To w ogóle nie jest inteligencja do pomieszczenia w naszych skalach, równie dobrze może pan ważyć głazy wagą aptekarską. Z tym aspektem wiąże się także umiejętność myślenia „nadmetaforami", to znaczy metaforami zbudowanymi z metafor, albowiem…

– Cisza! – szczeknął Hunt i Vassone zamilkła. – Ja nie o to pytałem. Pytałem, po cholerę my wysyłamy tam na orbitę telepatów, skoro mówi pani, że dla neuromonad są jak zimne hamburgery. No? Pani wprowadziła nas w błąd, pani doktor. Pani wprowadziła w błąd rząd i wyłudziła setki milionów! To jest kryminał.

– Och, bez przesady. Nic aż tak dramatycznego. Przecież sam pan wie, że porozumienie jest możliwe, no, może nie porozumienie – kontakt; a to na zasadzie wymuszanych, powtarzanych reakcji. Jeśli rzucać psu hamburgery, pójdzie za rzucającym. Myśli pan, że w jaki sposób czwarty wytrenował i nasłał na mnie animalną? Że skąd wzięły się Wojny Monadalne tego Schatzu?

– Pies. Animalną. Ale – neuromonady? Dopiero co dała pani do zrozumienia, że to my jesteśmy dla nich jak te psy.

Wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się, puściła oko.

– Tak. Ale mówimy tu o kontakcie. Czyż zresztą nie taka jest nazwa tego Programu? Kontakt. Co po nim – to już nie moja działka, nie jestem politykiem. A że do niego prędzej czy później dojdzie – gwarantuję. To już Pięciu. Każdy z nich czuje, widzi ich „ciało" i może na nie bezpośrednio wpływać. Regularność zwróci w końcu uwagę każdej inteligencji. To jest właściwie aż zaskakujące, iż my wiemy o nich, a one o nas – nie.

– A skąd właściwie ta pewność – skrzywił się szyderczo Nicholas – że neuromonady nie zdają sobie sprawy z naszego istnienia?

Trwoga. Trwoga aż oddech boli. Z jakiego powodu? Czy to jest strach przed czymś konkretnym? Przed czym?

Grał właśnie z komputerem w go, nie był nawet podpięty do czujników medmonitoringu. Co się dzieje? Tylko dlatego zadawał sobie te pytania, że był telepatą i potrafił rozpoznać, kiedy myśli przeskakują mu zupełnie bez powodu na inny tor. Natychmiast zaczął mantrować. Ale trwoga była już zbyt wielka, zdążyła go rozdygotać. To nie jestem ja! Nie moja pamięć! Nie moja wola! Nie mój lęk! – Tonę! – wrzasnął. Złapał za pasy sensoryczne, kaptur z elektrodami… nie poczuł ich, ręce zmysłem dotyku informowały go o czymś mokrym i gorącym, chropowatym, chociaż widział, że to nieprawda. – Tonę – powtórzył i poczuł, że przełyka jakiś twardy, kolczasty przedmiot, chociaż niczego takiego nie przełykał. Zakrztusił się. Pozbawiony punktów oparcia, zawirował w nieważkościowym piruecie. Otworzył się przed nim widok na łąki zielone, błękit przestrzeni ponad. Jasność letniego słońca na włosach i skórze nagich dziewcząt, które biegły ku niemu. – Nie moje niebo – rzekł padając na ziemię, znowu ciężki, tak bardzo ciężki. – Siódma brama, hurysy czarnookie, czy ja poległem w boju, ich Pan obwieści im radosną nowinę przez miłosierdzie od Niego i przez upodobanie i przez Ogrody, gdzie czeka ich nieustanna szczęśliwość. Będą w nich przebywać na wieki. O tak! – ustami pełnymi ciepłej gleby wołał w uniesieniu po arabsku, choć nie znał arabskiego. Te bitwy, gdy niewierni padali pod cięciami jego da-masceny, te wędrówki pod Księżycem pustym… Odsłonięte zostało przede mną algajb. Dostąpiłem… W otchłani! W otchłani. Pod pokrywą mroku. Jestem wężem, który pełznie prosto w otwartą paszczę jeszcze większego węża. Zapachy budują dookoła kunsztowne barbakany obietnic spełnienia. Mmmmmm. Doświadczenia ciała. Aż – aż – aż dotknę ściany i habitat obróci się pod mymi stopami. Błędnik szaleje. Gdzie jestem? Kim jestem? Kosmos -stacja – kaptur z elektrodami – ja, ja, ja. – Rozpuszcza mnie! – krzyczę, próbując uskoczyć przed meduzą, która podpływa i parzy mnie w nagie płetwy. – Trawi mnieeeaaaa… – Co w głazie, co w bierwiu, co w inhinsztonie. Alnaburga fangaza i siedem pręźl. Zasiumguję strzerwę, ona na lepach, wszystko świndruje pągowo. A niechaj trunch kradnie. Alnaburga fangaza, alnaburga fangaza. Przechodzę przez zamknięte wrota, mój cień został w tyle. Otaczają mnie aniołowie, których obecności doświadczam dziewiątym i jedenastym zmysłem – dotyk oczny, dźwięk ciężaru; jak płoną, jak oni płoną! Bliżej i bliżej. Czy to jest czerń? Ja już chcę, już chcę, chcę tego wszystkiego, taka jest moja wola, pożądam jedności, pamiętam całe tysiącletnie życie w cieniu tego pożądania. Obejmijcie mnie! Połknijcie! Obejmuję i połykam – bo to już jestem ja, ja, ja, ja-ja-ja-jajajaja ja ja a jaa a j ajaaj a a ja aa a aa a

– Puść to jeszcze raz – polecił Hunt kompowi.

– Od kiedy? – spytał dialogant.

– Od pierwszego krzyku. Tłumaczenie w oknie.

Na wyciemnionych szybach gabinetu doktor Vassone, gdzie doszła ich wiadomość, pojawiło się wnętrze Labu 13, a w nim – Numer 5 na posłaniu, wpatrzony w tapetę ekranową u góry. Zatrzymał rękę w pół ruchu, wytrzeszczył oczy. Krzyknął. TONĘ, obwieścił komp po angielsku w dolnym oknie dialogowym. Numer 5 usiłował przypiąć się pasami, nałożyć czepek z elektrodami – nic z tego mu nie wyszło, przedmioty wysuwały mu się z trzęsących się dłoni. TONĘ, powtórzył. Zakręcił się, zaczęło nim obijać o ściany, wyglądało, że stracił przytomność, nie panował Już nad ruchami kończyn: szmaciana lalka. A jednak mamrotał: NIE MOJE NIEBO. SIÓDMA BRAMA, HURYSY CZARNOOKIE, CZY JA POLEGŁEM W BOJU, ICH PAN OBWIEŚCI IM RADOSNĄ NOWINĘ PRZEZ miłosierdzie od niego i przez upodobanie i PRZEZ OGRODY, GDZIE CZEKA ICH NIEUSTANNA szczęśliwość. będą w nich przebywać na WIEKI. O TAK! Komputer znaczył innym kolorem część wypowiedzianą w farsi. Od razu wstawił adnotację, iż jest to cytat z czwartej sury Koranu, „Skruchy", Attauba, werrsety 21-22.

– On znał farsi? – spytał Hunt Marinę.

– Nie, w każdym razie mało to prawdopodobne – odparła.

Numer 5 tymczasem jakby częściowo oprzytomniał: złapał odruchowo dryfujący ku niemu kaptur, przyjrzał się mu ze zdziwieniem, rozszerzyły mu się źrenice. Znowu wrzasnął. ROZPUSZCZA MNIE! TRAWI MNIE! Potem zaczął coś bełkotać. Komputer oznajmiał czerwonymi gwiazdkami swą całkowitą niemoc translacyjną. W ciągu dalszych kilkunastu sekund Numer 5 przestał się poruszać. Na podstawie rytmu uniesień jego klatki piersiowej i pomiaru stężenia dwutlenku węgla w atmosferze habitatu, medanalizer zdiagnozował z sześćdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem komę analogiczną do czterech poprzednich przypadków.

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название