Czarne Oceany

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarne Oceany, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarne Oceany
Название: Czarne Oceany
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 178
Читать онлайн

Czarne Oceany читать книгу онлайн

Czarne Oceany - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.

W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

5. Uwolnienie

Czarny zgasił ekran, przerwał wykład komputera, choć zdawał sobie sprawę, że jeszcze nie wszystko usłyszał -ale to za wiele na jeden raz, lepiej porcjami, tak łatwiej akceptować cuda i wszelkie nieprawdopodobieństwa.

Krzyknął na światło i w habitacie zapadła ciemność.

Przypiął się do posłania. Taak. Myślnia, psychomerny, monady… Zobaczymy.

Nigdy tego nie robił, nie było potrzeby, czerń zalewała go wszak nawet wbrew jego wysiłkom – teraz natomiast miał się świadomie otworzyć na zewnętrze. Umysł jak gąbka. Wyobraź to sobie: zasysasz, chłoniesz, wciągasz, absorbujesz…

Jest tam kto…?

… szszszszszszszsz…

Problem polegał na tym, że nie zawsze dawało się natychmiast wychwycić obce myśli – nie zawsze „pchały się przed oczy". Nieraz zdarzało się Czarnemu znajdować w środku swych po latach otwieranych wspomnień oczywiste „fałszywki": papużki nierozłączki hodowane przezeń w dzieciństwie (nie hodował); twarz siostry (nie miał siostry); obrazy miejsc, w których nigdy nie był. Stanowiło to dodatkową przyczynę, dla której nie ufał własnej pamięci – chociaż tę mniej ważącą, bo przecież dosyć łatwo było rozpoznać owe „kukułcze jaja". Teraz jednak, gdy usiłował „upolować" monadę, rzecz urosła do rangi problemu: monada może być tuż-tuż, monada może go dotykać, lecz on jej nie wyczuwa, ponieważ jej psychomemiczne macki omijają napowierzchniowy strumień jego myśli.

Co natomiast wyczuwał: dezintegrujące się powoli pozostałości po Numerze 4, coraz drobniejsze kompleksy jego psychomemów, jak ten z końmi. I własne, co zawsze gromadzą się w miejscu, w którym przebywał przez dłuższy czas. Komputer objaśnił mu to ogólną regułą: rzecz dotyczy wszystkich ludzi, lecz tylko telepaci zdają sobie sprawę. W przypadku ludzi o uzdolnieniach mediumicznych, czy też po prostu nadwrażliwych, czasami jeszcze dochodzi do pojedynczych „powrotów" psychomemów: znalazł się po jakimś czasie w tym samym miejscu i przyszły mu do głowy te same myśli, co przy pierwszej wizycie, lub pewien rodzaj deja vu: nigdy tu nie był, a zna okolic? – dzięki przyswojeniu sobie psychomemów z cudzymi reminiscencjami. Zresztą zależy to od zagęszczenia psychomemów w myślni, przy wyjątkowo wysokim niemal każdy jest już podatny. Tym się tłumaczy istnienie miejsc- ulic, budynków, pomieszczeń – charakteryzujących się specyficzną atmosferą: przygnębienia, przerażenia, smutku, radości. Więzienia są tak ponure nie tylko z racji barwy ich ścian.

Dla każdego człowieka istnieje bowiem jemu właściwy próg ciśnienia myślni, do którego umysł opiera się naporowi wolnych psychomemów, potem – bariera pada. Tak jak z systemem immunologicznym: są ludzie, które chorują każdej wiosny, i są tacy, którym żadna epidemia nie straszna.

Nagle – przez szybkie obrazowe skojarzenie – zdał sobie Czarny sprawę, jak by to jego „polowanie" wyglądało w komputerowej symulacji: samotne słońce wabiące swymi promieniami dookolną gęstą zieleń. Kto tu na kogo poluje? Przecież on pełni rolę żywej przynęty! Te czujniki, elektrody, którymi opięty był Numer 4 – to dlatego. Co za kontakt możliwy z neuromonadami? Zbliżą się, dotkną… Co zostanie z mego umysłu?

Poczuł się przerażająco nagi w owej zimnej pustce kosmosu i myślni, wystawiony na widok, bezbronny.

O co tak naprawdę chodzi Huntowi i pozostałym?

– Przynętą? Oczywiście, że jesteś przynętą, o to tu przecież chodzi, tłumaczyłem ci. Ale jeśli pytasz o to, czy jesteś przeznaczony na stracenie – to odpowiedź jest zdecydowanie przecząca. Pomijając wszystko inne, uwierz w nasz pragmatyzm: nie znaleźliśmy dotąd twego następcy. To znaczy: znaleźliśmy, lecz nie udało się go przechwycić, inni byli szybsi. Jesteś dla nas niezwykle cenny.

– Doprawdy? Nie wygląda mi na to. Wiesz, co się stanie, gdy uda mi się zwrócić na siebie uwagę neuromonady i zostanę przez nią naprawdę dotknięty? Potrafisz to sobie wyobrazić? Ja nawet nie próbuję.

– Posłuchaj mnie uważnie. Nauczysz się mantrycznej blokady medytacyjnej, to cię obroni, monada nie będzie miała do ciebie dostępu, gdy zapchasz sobie umysł psychomemami neutralnymi. Podłączysz się do aparatury, żebyśrny mogli monitorować wszystkie czynności twego organizrnu, także mózgu. Nie potrafimy chemicznie zablokować twej zdolności telepatii, bo to jest immanentna właściwość umysłu – jak biegłość w matematyce czy wyobraźnia przestrzenna – ale możemy aplikować ci wspomagające hormony i chemiczne stymulanty. Poza tym – my przecież nie chcemy, żebyś od razu pakował się z umysłem w środek neuromonady. Powolutku, powolutku. Urwiesz jej trochę psychomemów, potem znowu. Opowiesz, co pamiętasz, co myślisz, czujesz. Może też ona wchłonie twoje psychomemy. Ty masz tam być jak latarnia morska, nadawać Morse'em przez myślnię. Neuromonady są inteligentne, prędzej czy później się zorientują -a my dążymy właśnie do tego, do kontaktu, obustronnego kontaktu.

– Rodzice zamówili cię chyba jako idealnego sprzedawcę używanych samochodów, Hunt.

– Polityka chcieli, polityka. Pamiętaj: nie narażaj się. Nie musisz od razu brać monad szturmem. My jedynie chcemy się porozumieć.

– Kłamca, cholerny kłamca, otworzysz gębę i spada cena srebra. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

Przeklęty panie Hunt, zgrzytał Czarny zębami, ja ci tu jeszcze pokażę „porozumienie"! Totalne!

Co jednak mógł sam tu zrobić? To przecież był szantaż par excellence, szantaż tak doskonały, że nawet nie wymagał artykulacji groźby. Czarny wszak tak czy owak będzie tu na orbicie świecił dla monad niczym słońce, wybuchająca supernowa – i w tej sytuacji wszystkie zalecenia Hunta zgadzały się w stu procentach z podpowiedziami instynktu samozachowawczego Czarnego.

Uczył się „mantrować" na beztreściwych słowach, zapadać w trans medytacyjny, otwierać swój umysł, wypuszczać w myślnię protuberancje psychomemiczne. Popodłączał się własnoręcznie do całej zainstalowanej tu aparatury. Trafił przy tym na kilka starych skrzepów myślni z utrwalonymi w formie psychomemów wibracjami pamięci -jak tamci przylepiali sobie czujniki, przypinali iniektory, wbijali igły: Numer 4, Numer 3, Numer 2. Na psychomemy Numeru l nie natrafił ani razu, zapewne przydzielono mu inny lab. Albo po prostu wymiotły je i rozproszyły psychomemy późniejsze.

Podłączywszy się, trenował w sprzężeniu z kompem, który wykreślał na ekranie nad nim linie szybkości pulsu, ciśnienia krwi, fal mózgowych. Oficer dyżurny – ktoś nowy, nie znał Czarny tego głosu – odpowiednio zachęcał go do ćwiczeń bądź polecał chwilę odpoczynku. Lecz w istocie żaden odpoczynek nie był tu możliwy. Nawet nieprzytomny, wzbudzałby w myślni fale na kilometry naokoło. Co innego to było, jeśli nie wyrok w zawieszeniu?

Gdy wyciszał się, otwierał mentalnie – niemal fizycznie czuł, niemal widział zieleń przenikającą osmotycznie w fotosferę gwiazdy jego umysłu. Model zwyciężył.

Bombardowało go promieniowanie reliktowe myślni -stare, pojedyncze, zdegenerowane psychomemy: drgnięcie mięśni karku tyranozaura, krew ofiary w paszczy tygrysa szablastozębnego, kość wzniesiona do ciosu w mej włochatej pięści, widok krajobrazu sprzed ery człowieka, ciężkie myśli wielorybów, prawie nieprzystawalne do ludzkich analogi impulsów nerwowych organizmów prymitywnych.

Obmywały go wysokie fale białego szumu – chaotyczny potop psychomemów z gejzeru dzisiejszej biosfery Ziemi, ze szczególnym uwzględnieniem ludzkości: gnije zakuty w kajdany w chińskim więzieniu, dotyka jego skóry ciepło słońca na piasku plaży Lazurowego Wybrzeża, przynosi zimną ulgę ssanie mechanicznej dojarki na jego wymionach, dziesiąty ból krzyża, gdy zginam się, by wsunąć w błoto sadzonkę ryżu.

A sam także promieniował sobą na wszystkie strony, krzycząc, wabiąc, płonąc. Supernowa. Przyjdźcie, przyjdźcie, przyjdźcie. Nie przychodźcie, nie przychodźcie.

I czy to, co docierało do niego co jakiś czas, te dzikie, absurdalne połączenia psychomemów – gryźć czas, anabullga trosa, cap za żółto, skaczemy w otchłanie ciężaru,

lód

trawie mych oczu, podzielić się, podzielić na minus

dwa- czy to były właśnie te pierwsze dotknięcia macek

neuuromonad…?

W Nowym Jorku Hunt wrócił już z lunchu w „Santuccio". Nawet podczas jedzenia planował kolejne posunięcia w dialogach z Numerem 5. Facet był wymagającym graczem. Lecz stał na z góry straconej pozycji. Miał rację, miał całkowitą rację: stanowił żywą przynętę i był przeznaczony na straty. Ale i Hunt mówił prawdę: nie dysponowali kolejnym telepatą i Czarny był dla nich bardzo cenny. Lecz na czym polega ta drogocenność, skoro w myśl obowiązującej w Programie Kontakt doktryny zużywamy ich niczym jednorazowe flary sygnalizacyjne?

Nicholas nie zwierzał się z tego nikomu (zwierzać się! – aż taki głupi to on nie był), ale nie żywił wielkich nadziei na powodzenie projektu. Nawet istnienie owych neuromonad – zdefiniowanych właśnie jako monady „inteligentne" i „samoświadome" – wydawało mu się niezwykle mało prawdopodobne. Hunt nie posiadał tej łatwości wiary w abstrakcyjne modele i umiejętności dowolnego obracania nimi w głowie, którą Vassone tak dobrze rozwinęła. Dla Hunta elektron stanowił piłeczkę pingpongową wirującą dookoła siebie i jądra atomu. Z takim podejściem – z tak ukształtowanym umysłem – wypadał w rozmowach z naukowcami na nieuleczalnie chorego na astygmatyzm wyobraźni: pewnych rzeczy po prostu nie dostrzegał. Zdawał sobie jednak sprawę z tej ułomności i nie sądził podług siebie. Być może był to błąd – bo inni wszak również mogli znać jego ograniczenia i wykorzystać ślepca do własnych celów: nikt nie kłamie lepiej od przekonanych o prawdziwości wypowiadanych łgarstw…

Bez odczekania wszedł do gabinetu Mariny – pomieszczenia Centrali nie posiadały wymaganych przez Nową Etykietę indywidualnych blokad zamków drzwiowych.

Vassone malowała sobie właśnie usta. Zdziwił się: nawet do „De Aunche" przyszła prawie bez makijażu, czemu maluje się teraz? Na dodatek uśmiechnęła się do niego znad lusterka zupełnie nie po swojemu – niemal ciepło.

– Przesłuchała pani moją ostatnią z nim rozmowę? -spytał usiadłszy.

– Yhmy. – I co?

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название