Dworzec Perdido
Dworzec Perdido читать книгу онлайн
Metropolia Nowe Crobuzon to centralny punkt ?wiata Bas-Lag. Ludzie, mutanty i niezwyk?e obce rasy ?yj? tu obok siebie, w ponurym labiryncie wal?cych si? dom?w i wysokich komin?w, w wid?ach rzek nios?cych tony zanieczyszcze?, po?r?d fabryk i hut pracuj?cych dzie? i noc. Od ponad tysi?ca lat Parlament z pomoc? brutalnej milicji sprawuje kontrol? nad spo?eczno?ci? robotnik?w i artyst?w, szpieg?w i ?o?nierzy, uczonych i magik?w, a tak?e w??cz?g?w i prostytutek.
Lecz oto w Nowym Crobuzon pojawia si? kaleki przybysz z mieszkiem pe?nym z?ota i zleceniem, kt?rego niepodobna wykona?. Za jego spraw?, cho? bez jego udzia?u, miasto dostaje si? w szpony niepoj?tego terroru, a losy milion?w obywateli zale?? od garstki renegat?w…
To mocna, buzuj?ca energi? i pomys?ami powie??, dow?d ?wie?ej wyobra?ni, kt?ra nie uznaje ogranicze? ni autorytet?w. Kogo znu?y?y powtarzane w niesko?czono?? schematy fantasy tolkienowskiej i t?skni do ?wiat?w naprawd? innych, niepodobnych do niczego, co zna, powinien odwiedzi? Nowe Crobuzon Chiny Mievillea – t?dy prowadzi droga do fantastyki XXI wieku. Jacek Dukaj
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Yag – mruknął cicho. – Dobrze cię znowu widzieć, stary. Cieszę się… że nic ci się nie stało. – Uczony chwycił dłoń garudy i potrząsnął nią. Yagharek, choć zaskoczony, nie cofnął się i nie wyrwał ręki z uścisku.
Poczuł się tak, jakby nagle otrząsnął się z zadumy. Rozejrzał się, jak gdyby dopiero teraz po raz pierwszy naprawdę dostrzegł Isaaca i pozostałych. Czuł ulgę, widząc ich wprawdzie brudnych, posiniaczonych i podrapanych, ale żywych i zdrowych.
– Widziałeś, co tu się działo? – spytała Derkhan. – Dopiero co wyszliśmy z podziemi; całe wieki łaziliśmy po tych przeklętych kanałach ściekowych, ciągle słyszeliśmy te głosy… – Kobieta urwała i z odrazą potrząsnęła głową na samo wspomnienie. – Wreszcie znaleźliśmy właz i wyszliśmy na powierzchnię niedaleko stąd. A na ulicy chaos, totalny chaos! Żołnierze biegli w stronę świątyni… Widzieliśmy też tę… tę świecącą maszynę. Łatwo było tu dotrzeć, nikt się nami nie interesował… – Derkhan zawiesiła głos. – Ale właściwie nie wiemy, co się tu stało – podsumowała cicho.
Yagharek wziął głęboki wdech.
– Ćmy tu mieszkają – oznajmił. – Widziałem ich gniazdo. Zaprowadzę was.
Wiadomość zelektryzowała pozostałych.
– A te cholerne kaktusy nie wiedzą, że mają potwory pod nosem? – spytał Isaac. Yagharek pokręcił głową (był to pierwszy ludzki gest, którego się nauczył).
– Nie wiedzą, że ćmy sypiają w ich domach – odparł garuda. – Słyszałem, jak krzyczeli; myśleli, że przyleciały z zewnątrz, że to tylko atak. Nie mają pojęcia… – Yagharek urwał, myśląc o scenie paniki na najwyższym tarasie świątyni słońca; o starszych bez hełmów z lusterkami i o głupio odważnych żołnierzach, którzy na szczęście nie zdążyli zaatakować bestii, a tym samym uniknęli niechybnej i bezsensownej śmierci. – Nie mają pojęcia, jak sobie radzić z tymi potworami – dokończył szeptem. Na jego oczach wodnica Pengefinchess przesunęła się pod jej koszulą, mocząc wrażliwą skórę, a przy okazji zmywając brud z ciała i odzieży. Strój kobiety był teraz niedorzecznie czysty. – Powinniśmy pójść do gniazda – odezwał się po chwili Yagharek. – Chodźmy, ja poprowadzę.
Awanturnicy zgodnie skinęli głowami i odruchowo zaczęli sprawdzać broń oraz resztę rynsztunku. Isaac i Derkhan wyglądali na zdenerwowanych, ale panowali nad sobą, zaciskając szczęki. Lemuel uśmiechnął się sardonicznie i zaczął czyścić paznokcie czubkiem noża.
– Jest coś jeszcze, o czym powinniście wiedzieć – dodał garuda. Zwracał się do wszystkich, a w jego głosie była nuta niepokoju, której nie można było zignorować. Tansell i Shadrach przestali gmerać w plecakach i z uwagą popatrzyli na człowieka-ptaka. Pengefinchess odłożyła łuk, którego cięciwę testowała, a Isaac posłał Yagharkowi spojrzenie pełne bolesnej rezygnacji. – Trzy ćmy wyleciały przez wyrwę w sklepieniu, unosząc zahipnotyzowanych kaktusów. Ale my wiemy, że powinny być cztery. Tak twierdził Vermishank. Może się mylił, może kłamał, a może jedna z nich zginęła. Możliwe jest jednak i to – dodał garuda – że jedna z nich pozostała w gnieździe i czeka na nasze przybycie.
