W Kraju Niewiernych
W Kraju Niewiernych читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Ba, żebym to ja wiedział czego – mruknął major odwracając ponury wzrok.
– Mnie, Kuzo, mnie.
Przebili się w ostatniej chwili. Ledwie zamknął się za „Janem IV" Kraft Mnicha, dookoła Tryba zatrzasnęła się potężna wyrwidusza. Duchy szpiegowskie Kuzo poszły wstecz po jej liniach mocy i dotarły do Dźwierzy, która była jednym z głównych miast Ligi – co stanowiło znak pomyślny, bo Tryba nie wymieniono w układzie podpisanym przez Birzinniego, najwyraźniej więc uzurpatorowi brakowało wiernych urwitów, skoro musiał się wysługiwać Ptakowymi, a wszak w ten sposób zaciągał u niego dług, okazywał swą słabość i tracił równorzędną pozycję. Wyrwidusza, jako automatyczny inwokator do wszelkich dusz w żywych ciałach, uniemożliwiała bezpieczne opuszczenie księżyca, ale zarazem uniemożliwiała też inwazję nań; przejść przez nią były w stanie jedynie poltergeisty, demony, dżinny, istoty niższe oraz, jako się rzekło, wyzwolone od ciała duchy.
– Chociaż… można ją obejść – zauważył podczas zwołanej rychło po jego przybyciu narady Żelazny Generał, w której, oprócz niego, Goulde'a, Zakracy, Kuzo i podporządkowanego mu minisztabu tutejszej imperialnej placówki Armii Zero, brało udział także dwoje przedstawicieli poddanej protekcji Mnicha załogi Krateru: re Quaz i kobieta cywil zwąca się Magdalena Lubicz-Ankh, ponoć krewna samego Ferdynanda. Reprezentowali oni dwieście osiemdziesięcioro byłych obywateli Księstwa Spokoju, którzy znajdowali się teraz w tej śmiertelnej pułapce i to poniekąd z winy Żelaznego Generała.
– A jeśli zaczną ją zaciskać…? – spytała Lubicz-Ankh, najwyraźniej zajęta własnymi myślami.
– Nasze diamenty powinny sobie poradzić – wzruszył ramionami Kuzo.
– Są może w stanie zablokować im transmisję energii ze Słońca?
– Za dużo zmiennych – pokręcił głową major. – Zawsze możemy przeskoczyć ich blokadę, nawet nie będzie zauważalnej przerwy w zasilaniu.
– Generał wspomniał, że zna sposób na obejście wyrwiduszy – podniósł głos Zakraca.
– Doprawdy? – uniósł brwi re Quaz.
– No przecież to oczywiste – rzekł Żarny. – Teleportacja.
– Uch.
– Loteria śmierci.
– Są lepsze pomysły?
– Zawsze można czekać.
– Przynajmniej żyjemy; jeszcze nas nie eksterminują. Po co z własnej woli iść na rzeź?
Generał spuścił krótki czar akustyczny.
– Ja będę teleportował – rzekł, gdy przebrzmiał dzwon.
– Daje pan gwarancję? – spytał re Quaz.
– Tak.
To zrobiło wrażenie.
Lubicz-Ankh aż pochyliła się nad stołem.
– Daje pan, Generale, stuprocentową gwarancję przeżycia teleportacji?
– Tak.
W jednej chwili atmosfera zmieniła się z ponurego fatalizmu w ostrożny optymizm.
– Czy taki właśnie jest plan? – spytał Zakraca. – Ucieczka?
– Plan czego? – prychnął re Quaz. Miast mu odpowiedzieć, Zakraca zwrócił się bezpośrednio do Żarnego.
– Czy pan się już poddał, Generale?
Żelazny Generał uśmiechnął się, bo Zakraca zareagował dokładnie według przewidywań: on jeden nigdy nie tracił wiary w swego boga.
– To nie jest kwestia do omawiania w tak szerokim gronie. Ilu mamy urwitów na Trybie?
– Trzydziestu dwóch łącznie z nami i książęcymi – odparł Kuzo.
– Wystarczy.
Re Quaz wybuchnął gromkim śmiechem.
– W trzydziestkę będziecie odbijać Imperium…?!
– Pamiętaj o tych wszystkich urwitach tam, na dole, którzy nie złożyli przysięgi Birzinniemu.
– Skąd pan wie, może już złożyli, może już nie żyją; nie mamy przecież łączności, nie wiemy, co tam się dzieje, zagłuszają wszystkie transmisje, zabrali się też za duchy.
– Przekonamy się. Gdzie was przerzucić? Na Wyspy?
– Chyba tak.
– Dobrze. W takim razie… widzimy się w hangarze numer cztery za dwie klepsydry.
Re Quaz i Lubicz-Ankh ukłonili się i wyszli.
Kuzo zablokował drzwi i uaktywnił konstrukt przeciw-Podsłuchowy sali.
– Da pan radę, Generale? Tyle osób, w pojedynkę? – Teleportowałem już całe armie, chłopcze. Przypomnieli sobie legendy.
– A więc – jaki jest plan? – powtórzył Zakraca.
– Przerzucę wszystkich stąd na Ziemię. Tam się zorientujemy w sytuacji. W zależności od postawy Armii Zero, zarządziłbym mobilizację w Baurabissie i atak z zaskoczenia. To jest jeszcze początkowa faza zamachu, struktury nie zdążyły się umocnić, rzecz wciąż wisi na kilkukilkunastu zdrajcach. Planuję jeszcze przed atakiem dopaść Birzinniego i resztę. Wtedy urwici zajmą Zamek i kluczowe punkty Czurmy. Przydałoby się też na przykład przycisnąć Pełzacza dla bezpośredniej transmisji.
– Dziwnie prosto to brzmi.
– W gruncie rzeczy cała sprawa polega na usunięciu Birzinniego i spółki. Wojska Ptaka są daleko od stolicy. Ludzie będą się musieli za kimś opowiedzieć. Z Zamkiem pójdzie najłatwiej, bo inercja biurokracji pomoże nam tak samo, jak pomogła wcześniej Birzinniemu. Co do motłochu, to tu nie można być niczego pewnym, ale nie sądzę, żeby ludzie pałali jakąś szczególną miłością do Birzinniego; Bogumił nie zdążył się jeszcze pospólstwu narazić, a Birzinni z pewnością musiał podczas przewrotu postępować zdecydowanie i możemy się tam spodziewać pewnej liczby świeżych trupów. A nawet gdyby nie, Pełzacz powinien temu zaradzić. Gdy ujrzą na niebie Birzinniego jako więźnia, upokorzonego… to wystarczy.
– To wciąż brzmi przerażająco prosto – kręcił głową Kuzo, ale i on się uśmiechał.
– Oni wcale nie przesadzili – odezwał się Goulde. -Powinni eksplodować gwiazdę Zdrady; to i tak byłoby tanio za twoją śmierć.
Birzinni wychodził właśnie z łazienki na królewskim piętrze Zamku, gdy ze ściennego zwierciadła o złoconej ramie wyskoczył przeciwko niemu Żelazny Generał.
Fantom! – pomyślał Birzinni.
– Żaden fantom – warknął Żarny, po czym złapał go lewą dłonią, ścisnął, wrzucił do ust i połknął. Następnie z powrotem wszedł w zwierciadło.
Miarkę później wybuchnął w swym gabinecie w Baurabissie. Zakraca czekał tu nań wraz z prawie całym sztabem Armii Zero. Żelazny Generał rozwinął się z punktowego błysku, w grzmocie rozprężającego się sferą powietrza.
Wymieniając z podwładnymi ukłony sprawdził konstrukty wieży. Nienaruszone. Tu mógł się czuć bezpieczny: od dobrych kilku wieków nieprzerwanie rozbudowywał je i ulepszał.
– Złe wieści, Generale – odezwał się pułkownik Ociuba.
– Mów.
– Może pan już wie. Birzinni rozkazał zabić Kasminę far Naglą, ciało spalić, prochy rozrzucić po sąsiednich wymiarach, a ducha skląć na natychmiastową dezintegrację osobowości.
– Tak.
– Podobnie zresztą postąpił z kilkuset innymi osobami.
– Tak. Wiem. – Splunął. – Tu macie Birzinniego. -Splunął. – Tu Orwida. – Spluwał dalej. Wybuchali do trójwymiarowych postaci i padali nieprzytomni. Urwici blokowali im po kolei wszystkie zmysły. – Zatrzymajcie ich żywych; póki co, mogą się jeszcze przydać.
Urwici skinęli głowami w pół-ukłonie, pół-salucie.
– Zakraca przedstawił wam plan?
– Tak jest.
– Nie ma zmian; wszystko według harmonogramu. Klepsydra zero: trzydziesta siódma i ćwierć. Dżinny i poltergeisty na smyczach?
– Tak jest.
– Gdzie Pełzacz?
Jeden z urwitów wydał telepatyczny rozkaz.
– Będzie za chwilę.
– Dobrze.
– Panie hrabio – odezwał się generał Wiga-Wigoń, po Żarnym najstarszy wiekiem i stopniem urwita – pan wie o Bogumile. Wie pan o Annie i małej Archimacji. Oni też byli na liście. Mamy potwierdzenie od Wysokich Niewidzialnych. Wszyscy nie żyją; nierezurektowalni.
– Więc?
– Birzinni jest skończony; dobrze. Ale co po nim, skoro tak dokładnie uciął dynastię? Kto, kto po nim? Ptak nam stoi na granicach. Może się upomnieć o swojego sojusznika, zwłaszcza gdy tron Havry będzie pusty.
– Więc?
– W pana żyłach, panie hrabio – pospieszył z pomocą Widzę-Wigoniowi Zakraca – płynie krew Warzhadów. Co prawda pokrewieństwo to pochodzi sprzed setek lat – ale i tym szlachetniejsza to krew.
W moich żyłach, pomyślał mimowolnie rozbawiony Żarny. W moich żyłach. Ani one żyły, ani w nich krew i doprawdy nic z Warzhadów.
– Major ma słuszność, przekonał nas wszystkich. -Generał Wiga-Wigoń zgiął się w pas, ukłonem zarezerwowanym dla monarchy; pozostali bez wahania powtórzyli hołd. – Po raz trzeci lud wkłada ci na głowę koronę i tym razem nie możesz, nie masz prawa jej odrzucić.
– Zakraca, Zakraca – westchnął Żarny – cóżeś ty najlepszego narobił? Trzeba mi było kollapsować cię razem ze Zdradą.
– Możesz mnie jeszcze kollapsować bez Zdrady, nic straconego – rzekł Zakraca. – Ale wpierw przyjmij koronę. Żelazny Generał machnął ręką.
– Nie teraz, nie teraz; za wcześnie o tym. Nie dzielmy skarbów żywego smoka.
– Potem może nie być czasu.
– Teraz też go za wiele nie ma. Koniec zebrania! Na miejsca!
Urwici wyszli. Wychodząc, uśmiechali się jednak do siebie ukradkiem: nie powiedział „Nie". Pełzacz minął się w drzwiach gabinetu z wynoszonym przez poltergeisty Birzinnim. Nie dał po sobie niczego poznać. Lecz wszedłszy, omal nie stanął na baczność; trwał w bezruchu i milczeniu, póki Żarny nie odezwał się pierwszy.
– Mam powody przypuszczać, że należałeś do spisku. Stary elf tylko zamrugał.
– Nie należałem.
– Dam ci okazję, by tego dowieść.
I tym razem jeno drgnięcie powiek.
– Dziękuję.
– Najlepsze, na co stać ciebie i twoich iluzjonistów.
– Na całą Czurmę?
– Na wszystkie miasta Imperium. -
– To niemożliwe.
– To możliwe.
– Tak. Oczywiście. Kiedy?
– Dziś w nocy.
– Tak. Oczywiście. Mogę odejść?
– Moje demony pójdą z tobą.
.
A noc trwała i trwała. Od przesunięcia się terminatora przez Czurmę, w którym to momencie Generał rozpoczął był serię szybkich teleportacji, aż do dwóch klepsydr przed świtem, gdy niebo zapłonęło Pełzaczową iluzją, na ulicach miasta, w zaułkach, w parkach, w porcie i we wnętrzach budynków toczyło się zwykłe nocne życie stolicy. Mieszkańcy przyjęli zmianę zaszłą na najwyższych piętrach Zamku z chłodem i spokojem właściwym starym wyjadaczom politycznego chleba. Postronny obserwator nie domyśliłby się z ich zachowania wydarzeń sprzed kilku dni – ani, tym bardziej, wydarzeń właśnie mających miejsce, jako że żadna z osób teleportowanych z Tryb a nie wysunęła nosa na ulicę aż do początku operacji „Przypływ", a sama operacja również nie trwała dłużej niż kilkanaście knotów i niewielu znalazło się bezpośrednich świadków poczynań urwitów. Przede wszystkim urwici z zasady preferowali działania nagłe a skryte; nadto w większości były one tak czy owak niedostrzegalne dla nie-urwitów lub osób pozbawionych artefaktycznych substytutów dymnika (jak, na przykład, popularne w wyższych sferach, choć bardzo drogie, „białe okulary").