-->

W Kraju Niewiernych

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу W Kraju Niewiernych, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
W Kraju Niewiernych
Название: W Kraju Niewiernych
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 180
Читать онлайн

W Kraju Niewiernych читать книгу онлайн

W Kraju Niewiernych - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 99 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W chwili gdy do bitwy włączył się Żelazny Generał, przy życiu pozostali wyłącznie ci urwici, którzy nocowali we wnętrzu „Jana IV". Jednak w owej chwili szpice konstruktów intruzyjnych sięgały już ostatniej powłoki czarów statku i nawet zamkniętym w nim żołnierzom należało liczyć czas do śmierci na ułamki knota; miecz jest zawsze silniejszy od tarczy.

Generał pierwszą swą myślą uaktywnił całość zartefakceń swego ciała. Ręka stanowiła bowiem jedynie najbardziej widoczny element dokonanego przekształcenia organizmu. To, co widzieli ludzie, nawet szkoleni urwici, nawet Zakraca: hrabia Kardle i Bładyga w polowym mundurze generała Armii Zero – nie było niczym więcej jak wysuniętą ponad lustro wody głową smoka, mętnym odbiciem potwora w płynącej wodzie. Czasami coś tam migało pod powierzchnią, jakieś wielkie, ciemne kształty – lecz zaraz zapominali, usuwali z pamięci, bo do niczego nie było to podobne, nie dało się nazwać, nie dało się porównać, kaleczyło wyobraźnię; poprzestawali na legendzie: nieśmiertelny Żelazny Generał, archetyp urwity. A on istniał naprawdę.

Ugiął czas i przestrzeń. Wszedł w chronosferę maksymalnego przyspieszenia. Tu ponownie ugiął czas i przestrzeń i otworzył drugą chronosferę. Powtórzył to jeszcze czterokrotnie. W końcu, zamknięty w temporalnej cebuli, tak wyprzedził resztę świata, że od uderzeń pojedynczych promieni światła pękała mu skóra. Zdał się więc w ekranowaniu zewnętrza na algorytmy ciężkich klątw ręki i otworzył im wejścia do swego żywodiamentowego tetradonu. Był to poczwórny nieskończony szereg żywych diamentów, sprzężonych fazowo co jeden wymiar wyżej. Kończył się i zaczynał w „kościach" palców lewej dłoni Generała; oprócz kciuka, którego rola była inna. Nieaktywny tetradon, jako układ zamknięty, był nie do wykrycia. Aktywny – powodował implozje kwazarów, eksplozje pulsarów.

Generał zacisnął lewą dłoń w pięść. „Jan IV" zwinął się w torus, zawirował, zmniejszył do ziarnka piasku i zniknął. Generał rozwarł lewą dłoń. Zdmuchnęło pierwszą warstwę cebuli temporalnej oraz wszystkie inne czary chronalne i entropijne. Zacisnął dłoń po raz drugi. Okolica, aż do horyzontu, odbiła się półsferycznie na ciele Żarnego i przeskoczyła na drugą stronę. Tysiące ton ziemi, powietrza, wody, roślin. Zgniótł je w swej ręce. Docisnął kciukiem: połknęła je czarna dziura jądra galaktyki.

Stał teraz na dnie wielkiego krateru zniszczenia, czarnej misy wnętrza planety, brutalnie oskalpowanej ze swej biosfery. Jeszcze osypywał się żwir, waliły skały, płynął piasek, grzmiała lawa. Promienie wschodzącego słońca z trudem przebijały się przez wiszący w powietrzu kurz i pył. Gdyby nie huragan, wzbudzony wybiciem nagłej dziury ciśnieniowej, nie dojrzałby nieba. Przez dymnik widział zimny płomień pulsującego boską częstotliwością tetradonu, jaśniejszy od krzywej pioruna, od nagiej gwiazdy.

Nim pierwsza z przełamanych skał dosięgła w swym upadku dna krateru – tak wolno, tak wolno spadały -Generał rozpostarł się na całą planetę, zamykając ją tym samym w lustrzanym odwróceniu swej temporalnej cebuli. Był teraz czasem czasu, zegarem zegarów. W jego dłoni obracało się robaczą ślamazarnością życie planety. Widział wszystko. Gigadymnik rozpisywał mu przed oczyma linie mocy. Generał spojrzał i zacisnął dłoń. Planeta implodowała. Zanim jeszcze obrał do reszty swą temporalną cebulę, czarna dziura wyparowała.

Generał rozwarł pięść. Wypluło „Jana IV". Zwinął się do jego wnętrza. Goulde wrzasnął na jego widok.

– Arr!! Co…?!

Generał czym prędzej przywrócił stałą iluzję swej postaci.

– Aa, to ty… – odetchnął pułkownik. – Boże drogi, Żarny, co tu się…

– Wiem. Ilu w środku?

– Jesteśmy w próżni! – krzyczał kinetyk z fotela pierwszego pilota. – Autohermetyzacja! Kraffc purpurowy! Schodzimy pod? Panie pułkowniku…?! Schodzimy pod?

– Potwierdzam. I Kosz/Piasek do oporu. – Wydawszy rozkazy Goulde odwrócił się z powrotem do Generała. -Co tu się, do ciężkiej…

Bilokował się do kopuły kinetyków Zakraca.

– Żyje pan, Generale! – odetchnął adiutant. – Kryształy popękały i…

– Jedenastu – oznajmił Żarny.

– Co?

– Policzyłem. Mamy jedenastu urwitów na pokładzie, łącznie z nami. Tylu ocalało.

– Panie pułkowniku, ta planeta implodowała! – krzyknął ktoś z zewnątrz pomieszczenia, być może przez czar foniczny.

– Jaka planeta? – odruchowo odwarknął mu zdezorientowany Goulde, macając po kieszeniach za fajką.

– Zdrada – rzekł Żelazny Generał.

– Nic innego. Zastanówcie się. Oni czekali na nas.

– Kto? Przecież kollapsował pan ten glob, Generale.

– Ni żywy duch… – mruczał Goulde. – To prawda, zdrada oczywista; ale teraz szlag trafił wszystkie dowody i nic nie wskóramy.

– Nie żywy, to martwy – rzekł Generał i otworzył ramiona do inwokacji. Pozostali natychmiast zamknęli umysły. Żarny rozciągał sieć swych myśli, wabiąc w pułapkę duchy. – Jesteśmy wystarczająco blisko – mówił równocześnie – i nie minęło jeszcze tyle czasu, by zdążyli zatracić swe osobowości.

– Ale to niebezpieczne – wtrącił Zakraca. – Bo jeśli to jednak nie byli ludzie i jeśli nie była to zdrada…

Lecz oto już zmaterializował się pomiędzy rękoma Żarnego chorąży lurga.

– Nie ty – szepnął mu Generał. – Odejdź, zapomnij, odejdź.

– Boli, boli, boliboliboli… -jęczał Iurga.

Żarny klasnął i widmo zniknęło. Potem ponownie rozłożył ramiona i powtórzył wezwanie.

Długo czekali. Wreszcie zakotłowały się cienie i skrzepły w sylwetkę człowieka. Twarz – jego twarz nie należała do żadnego ze zmarłych urwitów Imperium.

– Byłeś urwitą Ptaka? -

– Ja jestem… Byłem, tak.

– Ptak was tu wysłał?

– Czekaliśmy… były rozkazy. Zabić wszystkich; żeby ślad nie pozostał i świadek nie umknął. Wykonywaliśmy… rozkazy… Żeby was Bóg pokarał… Puśćcie!

– Skąd wiedzieliście, że przylecimy? Kto przekazał informację?

– Nie wiem… Nie wiem! Przyszło bezpośrednio z kancelarii Dyktatora. Ćwiczyliśmy… potem teleportowano nas… tysiąc stu zginęło… mieliśmy czekać i… Takie były rozkazy, ja nic nie wiem.

– Samobójcza ekspedycja – mruknął Zakraca. – Ptak nie ma statków międzygwiezdnych, musiał się zdać na loterię teleportacji. Z powrotem też by ich nieźle przesiało. Zresztą zapewne nie było w planie żadnego powrotu; jak bez świadków, to bez świadków. Najwyżej teleportowaliby ich w jądro gwiazdy.

Żarny klasnął; duch zniknął.

– Więc?

– Zdrada.

– Zdrada.

– Kto?

– Bruda. Lub Orwid – rzekł Zakraca. – To oczywiste. Orwid mówił, że dopiero co znaleźli tę planetę. A tamci mieli czas nawet na treningi.

– Wszystko z góry ukartowane – przytaknął Goulde.

– To był zamach na pana życie, Generale – stwierdził z przekonaniem major. – Innego wytłumaczenia nie widzę. Żaden z nas nie jest aż tak ważny, by angażować dla jego zgładzenia podobne środki. Natomiast zabić Żelaznego Generała – no, to nie w kij dmuchał. Zabezpieczyli się na wszelkie możliwe sposoby. Pozbawieni wsparcia Imperiurn, pozbawieni nawet łączności, wzięci z zaskoczenia… praktycznie nie mieliśmy szans. Ta pułapka nie miała prawa zawieść.

– A jednak – powiedział Goulde, spoglądając ponad fajką na milczącego Generała – a jednak zawiodła. Kim ty jesteś, Rajmund?

– Tym, kim muszę być, by przetrwać – odparł hrabia. – Nikim mniej. A coraz trudniej mi uchodzić w oczach kolejnych skrytobójców za bezbronnego starca. Następnym razem zapewne eksplodują Słońce, aby mnie zabić.

– Jaki jest plan, Generale? – spytał szybko Zakraca, by zmienić niezręczny dla Żarnego temat.

– A jaki może być? Podlatujemy na kontaktową z pełnym maskowaniem i podsłuchujemy. A potem się zobaczy.

Tymczasem Goulde, pykając spokojnie swą fajkę, otworzył telepatyczny kanał do Generała i obłożywszy go ciężką blokadą mentalną, zapytał:

– Co mianowicie się zobaczy? Przecież ty wiesz, że to spisek. Ptak w przymierzu z Zamkiem. Założysz się, że Bogumił już nie żyje? Nie powinieneś, nie powinieneś pozwolić się im wepchać w ten cały podbój.

– Rozkaz.

– Wiem, że rozkaz. Ale – z czyjej inicjatywy? No niech zgadnę: Birzinniego. Co? Mylę się może?

– Muszę mieć pewność.

– Pewność? To wszystko jest tak oczywiste, że aż chwilami nie chce mi się wierzyć w ich głupotę.

– Sugerujesz spisek pod spiskiem?

– Niczego nie sugeruję. Po prostu znam legendy o tobie; i oni też je znają. Jeśli Bogumił nie żyje…

– To co?

– Krew na ich głowy!

.

– Mów, Kuzo.

– Gdzie jesteście?

– Na tyle blisko, że możemy rozmawiać. Mów.

Major Kuzo na wielkim zdalnym zwierciadle mesy „Jana IV" otarł sobie pot z czoła. Był w swoim gabinecie na Trybie; widoczna za jego plecami przez okno koślawa skała Mnicha wyciągała przez szare trawniki krzywe pazury swego cienia.

– Zamach stanu, Generale. Birzinni się koronował. Ma poparcie Ptaka. Oddał mu Pogórze i całe Chajtowle. I Magurę ze wszystkimi sąsiadującymi wyspami. Ptak zabezpiecza nowe granice. Podpisali układ. W Armiach przymus nowej przysięgi: albo złożysz, albo wynocha.

– Już wyegzekwowany?

– Częściowo.

– Armia Zero?

– Nie.

– A co z Bogumiłem?

– Birzinni zaprzecza. Ale nikt króla nie widział od czasu przejęcia władzy. Najprawdopodobniej urwici Ptaka wyteleportowali go na śmierć.

– Jak u was na Trybie?

– Właśnie sobie o nas przypomnieli. Mamy termin za niecałe siedem klepsydr. Potem… Bóg jeden wie, pewnie zetrą nas na proch.

Generał obrócił się do Goulde'a.

– Za ile możemy najszybciej tam być?

– Najszybciej? – uśmiechnął się pułkownik. – Testowano ten statek już wielokrotnie, lecz górną granicę jego prędkości wciąż wyznacza jedynie strach testujących.

– Diamenty wywichnęły się podczas ataku na Zdradzie – zauważył jeden z urwitów.

– No to się wwichną.

– Trzymajcie się, Kuzo – rzekł do zwierciadła Żelazny Generał.

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 99 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название