Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 258
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Chciał przekonać się, co jest po drugiej stronie.

– Załóżmy, że nie bez powodu połowa korytarzy idzie w dół, a połowa w górę – powiedział. – Co to może znaczyć?

– Nie wiem. I ty też nie wiesz, więc skończ pierdolić i chodźmy.

Håkon uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na najbliższy korytarz odchodzący w górę, a potem ruszył ku niemu. Alhassan poszedł w ślad za nim.

11

Ellyse ostatecznie zrezygnowała z prób nawiązania kontaktu. Emitory Accipitera działały z pełną mocą, a ona wykorzystała każdy rodzaj fal, który potrafiły wygenerować – żaden nie spenetrował oktagonu. Tymczasem Gideon starał się odkopać informacje na temat Challengera, ale skutki były równie marne.

Nagle Nozomi dostrzegła znaczny, choć chwilowy wzrost promieniowania. Na moment zupełnie zdębiała, nie wierząc w to, co widzi.

– O cholera… – powiedziała cicho, otrząsając się. Czym prędzej przysunęła się do konsoli i przywołała zapisany przed momentem odczyt. – Gideon!

– Co jest? – zapytał główny inżynier.

– Sensory…

– Co z nimi?

– Promieniowanie Czerenkowa o gigantycznej sile emisji…

– O czym ty mówisz? – wyrwało się Gideonowi, gdy zerwał się ze swojego miejsca. Natychmiast znalazł się przy pulpicie Ellyse i wpił wzrok w wykres, na którym pojawiał się strzelisty kształt, świadczący, że Accipiter wykrył nagły skok promieniowania.

– Jak to możliwe? – zapytała Nozomi.

– To z tego budynku?

– Tak – potwierdziła, potrząsając głową. Uświadomiła sobie, że powinna zweryfikować wszystkie odczyty, by mieć pewność. Może to jakiś błąd systemu, może planeta zakłócała działanie czujników.

Hallford odgiął się do tyłu, ciężko oddychając. Przez kilka chwil trwał w bezruchu, po czym aktywował interkom.

– Panie majorze… czujniki statku wykryły promieniowanie Czerenkowa w natężeniu tak dużym, że może świadczyć jedynie o przekroczeniu prędkości światła – zaraportował.

Jaccard przez moment milczał. Potem nastąpiła długa litania pytań służących upewnieniu się, czy nie nastąpiła żadna pomyłka. Do tego czasu Nozomi udało się ustalić, że wszystkie odczyty były poprawne. Chwilę później Loïc zjawił się na mostku.

– Twierdzisz, że to tachiony? – zapytał od razu.

– Tak wynikałoby z odczytów.

– Przecież nie mamy żadnych sensorów, które byłyby w stanie je…

– Nie – wtrącił Gideon. – Ale poziom promieniowania Czerenkowa wyraźnie wskazuje na to, że wyzwolona została energia właściwa przekroczeniu prędkości światła. Tachiony musiały się pojawić, a my mamy zapis tego faktu. Gdybyśmy byli na Ziemi… gdybyśmy chociaż mieli połączenie z innymi statkami… Accipiter automatycznie przekazałby te dane dalej. Każdy okręt, nie tylko z misji Ara Maxima, ma wbudowany system ostrzegania pozostałych o takich emisjach energii.

Nozomi spojrzała na głównego mechanika, który perorował z wypiekami na twarzy. Nie miała wątpliwości, że dla kocmołucha wystąpienie tachionów jest niczym innym, jak spełnieniem marzeń. Naukowcy starali się potwierdzić istnienie tych cząstek, wygenerować je czy choćby postawić prawdopodobną hipotezę, ale gdy Kennedy opuszczał Układ Słoneczny, nikt nie był nawet blisko. Tymczasem tutaj, na Drake-Omikron, Håkon i Dija Udin najwyraźniej je wyzwolili.

– To namacalny dowód na to, że materia może podróżować szybciej niż światło – ciągnął dalej Hallford. – To zmienia wszystko… dosłownie wszystko. Podróże międzygwiezdne nie muszą się już opierać o hibernacje i długie lata w przestrzeni, a oprócz tego…

– Wszyscy wiemy, co znaczy wystąpienie tachionów, Gideon – odparł Jaccard, obracając się do ekranu. – Interesuje mnie, skąd się wzięły? I czy mogą powodować zakłócenia czasoprzestrzeni?

Ostatnie pytanie było kluczowe. Nozomi znała spekulacje, jakie snuto w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Wystąpienie tachionów niemal każda hipoteza utożsamiała z przesunięciem w czasie. Wedle obowiązującej teorii miały one poruszać się w kierunku przeciwnym do postrzeganego przez ludzi linearnego upływu czasu. Z przyszłości w przeszłość.

– Nie wydaje mi się, by cokolwiek nam groziło – odezwała się. – Bombardowałam tę strukturę wszystkim, co emitory Accipitera miały na podorędziu, ale nic nie przeszło. Najwyraźniej oktagon jest jakąś formą generatora z potężną osłoną.

– A ci dwaj tkwią w środku – rzekł Loïc.

– Być może już nie – odparła.

– Skąd taka myśl?

– Z czystego logicznego wnioskowania. Jeśli pojawiły się tachiony, to miało miejsce lokalne zagięcie czasoprzestrzeni. Innej możliwości nie ma, bo inaczej wszechświat nie trzymałby się kupy. Rezydualne promieniowanie Czerenkowa jest dowodem, bo uświadamia, że gdzieś musiała podziać się cała ta monstrualna energia tachionów.

– Otworzyli tunel.

– Tak. Do innego miejsca lub czasu… lub jednego i drugiego jednocześnie. Tego możemy być pewni.

Jaccard w milczeniu patrzył na wykres. Ellyse wiedziała, że kolejne minuty, godziny, a może nawet dni, spędzać będzie na wlepianiu spojrzenia w ekran i czekaniu, aż pojawi się kolejny skok.

Naraz stwierdziła, że nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie. Obróciła się do dowódcy.

– Proszę o pozwolenie na…

– Nie ma mowy – uprzedził ją Loïc. – I nie wiesz nawet, jak otworzyli tę bryłę.

Gideon wstał z miejsca.

– Jeśli oni na to wpadli, my też możemy – zauważył.

– Nie – rzekł stanowczo Jaccard i wziął głęboki oddech. – Być może jesteśmy ostatnimi przedstawicielami naszej rasy. W tej chwili pozostało nas czworo… to absolutnie minimalna liczba, przy której możemy w ogóle rozważać możliwość przetrwania gatunku. Nie pozwolę na żadne ryzyko. I powinniście być tego świadomi.

Po prawdzie, Ellyse musiała przyznać mu rację. Jakkolwiek by na tę sprawę nie spojrzeć, chodziło o przetrwanie ludzkości. I to musiała być wartość nadrzędna.

– Obserwujcie wskazania – powiedział Loïc, po czym skierował się do wyjścia.

– Panie majorze – odezwała się Nozomi. – Oni mogą wrócić za sekundę, ale równie dobrze może minąć kilka eonów. Czas może teraz nie grać dla nich roli.

– Rozumiem – odparł Jaccard, wchodząc do windy. – Mimo to wypatrujcie ich. Ja tymczasem poszukam planety, która będzie w stanie gościć nas na stałe.

Ellyse spojrzała na Gideona, który nadal wbijał wzrok w dowódcę. Gdy przy sterze był Reddington, sprawa była jasna – priorytet stanowiło odnalezienie odpowiedzi na piętrzące się pytania. Teraz jednak na szczycie piramidy wartości stanęło przetrwanie. I być może słusznie.

– Wracaj do pracy, Gideon – odezwała się. – Nic nie wskóramy.

– Do pracy? Mam szukać pieprzonego Challengera, kiedy pod moim nosem dwóch kretynów właśnie obaliło kilka dziedzin astrofizyki?

Spojrzała na niego, spodziewając się, że ujrzy zacietrzewienie i pretensję. Zamiast tego dostrzegła jednak blady uśmiech. Skinął głową z rezygnacją, a potem na powrót zasiadł na swoim stanowisku.

Nie pozostało im nic innego, jak cierpliwie czekać.

12

Bezwiednie wyłączyli latarki. Znaleźli się w miejscu, gdzie nie były potrzebne.

Stali na wielkiej kamiennej płycie, za nimi powiewała przezroczysta kotara, zniekształcająca rozpościerający się za nią widok. Håkonowi przemknęło przez myśl, że portal za moment zniknie, odcinając im drogę powrotną.

Skandynaw podniósł wzrok. Na granatowym nieboskłonie widniała planeta zbliżona do Saturna. Miała wyraźnie dostrzegalne pierścienie, składające się z miriadów cząstek, księżyców i mini-księżyców. Od jej powierzchni zdawały się odbijać promienie z pobliskiej gwiazdy neutronowej. Pulsar wypuszczał błękitną poświatę, raz za razem przesłaniającą cały nieboskłon.

Lindberg i Alhassan trwali w bezruchu, patrząc na osobliwą gwiazdę. Po kilku chwilach spojrzeli po sobie, ale żaden nie odezwał się słowem. Håkon omiótł wzrokiem okolicę, starając się ocenić, czym jest to miejsce.

Skały zdawały się być wypolerowane, niemal raziły, odbijając światło z migającej gwiazdy. Mimo to, kiedy zrobił krok, przekonał się, że kamienna płyta nie jest śliska, a chropowata.

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название