Chor zapomnianych glosow
Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн
Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.
Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.
Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.
Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.
Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Niedługo potem Accipiter wysunął podwozie płozowe, aktywowały się grafenowe zastrzały, po czym Gideon miękko posadził okręt na powierzchni planety. Podczas podejścia Ellyse starała się nawiązać kontakt z nowo przybyłymi statkami, ale bezskutecznie. Reszta załogi obserwowała zbliżającą się ziemię.
Håkon mógłby przysiąc, że w pewnym momencie dostrzegł jakąś konstrukcję. Nie naturalne formacje skalne, a kilkupoziomową bryłę. Nie zająknął się słowem, ale przypuszczał, że jeśli coś tam rzeczywiście jest, niebawem inni również to dostrzegą.
Rozdział 3
1
Trening w środowisku o zmiennej grawitacji Nozomi przechodziła w ciężkich, starych skafandrach. Kadeci pocili się w nich obficie, ruchy były ograniczone, a po kilkugodzinnych zmaganiach człowiek miał wszystkiego dosyć. Ilekroć wynurzała się z przemoczonego kombinezonu, miała wrażenie, jakby właśnie przebiegła półmaraton.
Accipiter miał na wyposażeniu nowsze modele, ale z jej perspektywy były przestarzałe o dobre pięćdziesiąt lat. Odbycie w nich dłuższego marszu wiązało się z niemałym wysiłkiem – choć daleko było do katorgi, jaką przeszła podczas szkolenia.
Po kilku kilometrach dowódca zarządził postój.
Nozomi usiadła na niewielkim murku skalnym, a tuż obok przycupnął Håkon. Zmierzali ku miejscu, które w systemach Hawkinga figurowało jako cel podróży.
Ellyse wyciągnęła datapada i sprawdziwszy, jak daleko się znajdują, potoczyła wzrokiem po okolicy.
– Widać to już na horyzoncie – odezwał się Lindberg. Uzmysłowiła sobie, że nachylał się ku niej i spoglądał na wyświetlacz. – To tamten pagórek. – Wskazał wzrokiem.
– Rzeczywiście.
– Ale nie wygląda, by cokolwiek tam było.
Nozomi potaknęła, wytężając wzrok. Reddington stanął obok, wyciągnął lornetkę, a potem przez moment przyglądał się wzniesieniu. W końcu podał ją Ellyse, a ta upewniła się, że w istocie niczego tu nie ma.
– Może powinienem wspomnieć o tym wcześniej – zaczął Lindberg. – Ale kiedy podchodziliśmy do lądowania, zauważyłem coś… cóż, chyba jakąś konstrukcję. Sprawiała wrażenie…
– Co? – żachnął się Alhassan.
– Wydaje mi się, że widziałem…
– Słyszę, co mówisz, patafianie – uciął Dija Udin. – Pytam, dlaczego wcześniej się o tym nie zająknąłeś?
Håkon spojrzał na Nozomi, jakby miała mu przyjść w sukurs.
– Bo nie jestem pewien, czy to nie omamy.
– Hę? – wydał z siebie muzułmanin.
Reddington nie odzywał się, ale jego wzrok mówił wszystko.
– Nadal nie wiem, czy widziałem kogoś na Hawkingu. Tamta postać mogła być wytworem mojej wyobraźni, tak samo ten budynek.
– Ach, no tak – odrzekł Alhassan. – To tylko potwierdza, że jesteś niezrównoważonym Szwedem.
– Jestem Skandynawem.
– Dobrze, że z epitetem nie polemizujesz.
Håkon spojrzał na niego spode łba.
– Co dokładnie widziałeś? – zapytała Ellyse.
– Na Hawkingu była to człekopodobna postać. Nic więcej nie jestem w stanie stwierdzić. Tutaj przemknęła mi konstrukcja przywodząca na myśl kilkupoziomową halę, wykonaną z kamienia.
Lindberg spojrzał po rozmówcach, oczekując, aż coś powiedzą.
– Nie można ufać waszym zmysłom – skwitował Reddington. – Cokolwiek z nami pogrywa, ingerowało w wasze umysły podczas diapauzy.
– To samo można powiedzieć o załodze Kennedy’ego – wtrącił Alhassan.
– A więc dochodzimy do słusznego wniosku, że żadne z nas nie powinno polegać na swoich zmysłach – oznajmił dowódca, po czym schował lornetkę i wskazał na wzniesienie. – Kontynuujemy marsz.
Ellyse rozmasowała uda i powoli się podniosła, czując, że będzie miała zakwasy.
– Kombinezony są konieczne? – zapytała.
– Zapytaj astrochemika. Podobno bez niego na obcej planecie ani rusz.
– Nie wróżę sukcesów, jeśli rzeczywiście chcesz się czegoś dowiedzieć – wtrącił Dija Udin. – Ten facet tylko udaje, że coś wie.
– To wina atmosfery – zaoponował Skandynaw. – Przez wiatry planetarne warunki wciąż się zmieniają i nie mogę dostać jednego pewnego odczytu. Po opuszczeniu Accipitera wszystko wskazywało na to, że nie można oddychać, a kawałek dalej sytuacja była już diametralnie inna.
– Przydałby się planetolog – bąknął Alhassan.
– I dobry nawigator.
– Wziąłbym nawet innego naukowca, byleby był rozgarnięty – perorował dalej Dija Udin. – Choć z drugiej strony, w obecnej sytuacji można się pocieszać, że gorzej już nie będzie.
– Będzie, jeśli siądziesz za sterami.
– Cisza – polecił Reddington, a Nozomi uśmiechnęła się pod nosem.
Dostrzegła, że Lindberg dobył kolejnej probówki do badania składu atmosfery. Otworzył ją na moment, zamknął, a potem wsadził do jednego z portów w skafandrze. Chwilę później aktywował HUD w kasku.
– Teraz mamy tlenu dwadzieścia dwa procent. Pięćdziesiąt sześć azotu, sporo ksenonu, śladowe ilości argonu i dwutlenku węgla – oznajmił.
– Czyli? – zapytał Dija Udin.
– Nie wiem, ściągnij kask i się przekonaj.
Reddington zatrzymał się, a wraz z nim reszta. Obróciwszy się do Håkona, zrobił krok w jego kierunku. Najwyraźniej jego cierpliwość dotarła do granicy, za którą kryła się reprymenda.
– Można oddychać – powiedział Lindberg. – Wygląda na to, że wiatry planetarne wieją w korzystnym dla nas kierunku.
Ellyse zmrużyła oczy i przez moment się zastanawiała.
– Wcześniejsze odczyty mogły zostać zniekształcone przez wyziewy z silników Accipitera – powiedziała, mając nadzieję, że nie zabrzmi to protekcjonalnie. – Pobierałeś próbki zaraz po wyjściu… te wiatry planetarne mogą wprawdzie wpływać na skład powietrza, ale nie sądzę, by do tego stopnia.
– Możliwe – przyznał Lindberg.
– Hipotezy już są, najwyższa pora na sprawdzian – powiedział muzułmanin, patrząc wymownie na przyjaciela. – Ściągaj hełmofon i bierz głębokiego sztacha. Jak nie padniesz trupem po minucie lub dwóch, zrobię to samo.
– Więc muszę tylko wytrzymać dostatecznie długo.
– Dosyć tego – wtrącił Jeffrey. – Jeszcze jedna uwaga, a poślę was z powrotem na Accipitera.
Skinęli niechętnie głowami, ruszając dalej. Chwilę później Nozomi dostrzegła, jak Håkon aktywuje swój HUD. Doskonale wiedziała, co ukazało się przed jego oczami – cała litania pytań o to, czy jest pewien, że chce odsunąć przesłonę hełmu.
– Czas się przekonać, czy można tu odetchnąć pełną piersią – powiedział.
Reddington popatrzył na niego badawczo.
– Jesteś przekonany?
– Wszystkie odczyty wskazują, że atmosfera jest bezpieczna.
Ellyse również wyświetliła serię pytań, a potem potwierdziła, że odsuwa przesłonę na własne ryzyko. Gdy naciskała ostatnie „akceptuję”, Lindberg ściągał już hełm. Ona zrobiła to zaraz po nim.
Przez chwilę wzbraniała się przed zaczerpnięciem powietrza. Potem wzięła płytki oddech, a kolejny był już głęboki – płuca wygrały w starciu z obawami.
– Capi – skwitował Dija Udin, mocując kask na plecach. – Capi zgniłymi jajami.
– Bo otworzyłeś paszczę – rzucił Lindberg.
Ellyse uśmiechnęła się, ale natychmiast spoważniała, czując na sobie ciężki wzrok dowódcy. Gdy wszyscy umieścili kaski na zaczepach kombinezonu, pochód ruszył dalej. Zapach unoszący się w powietrzu na Drake-Omikron przywodził jej na myśl nie tyle zgniłe jaja, co stary ser, który zbyt długo leżał w ciemnym zakamarku spiżarni, zapomniany przez domowników.
Podeszli pod niewielkie wzniesienie, wprowadzone jako cel podróży do komputera pokładowego Hawkinga. Nie figurowało w systemach Kennedy’ego ani Accipitera i trudno było na tym etapie stwierdzić, czy był to błąd, czy działanie celowe.
– Nic tu nie ma – powiedział Alhassan. – Pieprzony pagórek i nic poza nim.
– Może to kopiec królowej – zauważył Håkon.
Nozomi rozejrzała się po okolicy. Obcy świat przywodził na myśl Marsa, głównie za sprawą czerwonawego światła z pobliskiej gwiazdy oraz nieboskłonu, który w przeciwieństwie do tego widzianego z Ziemi, był szarawy – podobnie, jak na Marsie. Przeważała skalista rzeźba terenu, tu i ówdzie znajdowały się pagórki takie jak ten, z łagodnymi zboczami. Postrzępione formacje skalne sprawiały wrażenie, jakby zostały wyciosane piorunami.