-->

We?misz czarn? kur?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу We?misz czarn? kur?, Pilipiuk Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
We?misz czarn? kur?
Название: We?misz czarn? kur?
Автор: Pilipiuk Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 203
Читать онлайн

We?misz czarn? kur? читать книгу онлайн

We?misz czarn? kur? - читать бесплатно онлайн , автор Pilipiuk Andrzej

Z k?ta recenzenta

Dzi?, w naszym wrednym k?cie kulturalnym literata ocenia literat. W filmowym skr?cie. „We?misz czarno kure…” to „Blade Runner” opisany w klimacie „Samych swoich” – podsumowuje Andrzej Ziemia?ski.

Hymn bimbrownika

Wytw?rnie p?ytowe ju? bij? si? o to nagranie. Po wczorajszej konferencji prasowej zwi?zanej z afer? pods?uchow? w stodole Jakuba W., znanego bimbrownika i wiejskiego egzorcysty, nasz reporter, na dyktafon wszyty w ucho, nagra? piosenk? nucon? pod nosem przez Rafa?a A. Ziemkiewicza. Oto tre?? zapisu:

Powtarza mi codziennie moja luba:

dlaczego ty nie przypominasz mi Jakuba?

A ty maszeruj, maszeruj, g?o?no krzycz:

Niech ?yje nam Jakub W?drowycz. (x2)

Jakub W?drowycz to wspania?y egzorcysta,

A jego bimber lepszy jest ni? w?dka czysta

A ty maszeruj… etc.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 49 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Oczywiście bezpodstawnie.

– Panie doktorze, a co to jest dwieście litrów? Zapas napół roku? – Jest pan alkoholikiem? – zaciekawił się lekarz. – Czy przebywał pan kiedykolwiek na kuracji odwykowej? – Miałem kiedyś wszyty esperal, ale wyprółem bagnetem, a resztki wypłukałem z organizmu spirytusem gorzelnianym. Dobrze. Przejdziemy teraz do pańskiego życiorysu. Proszę powiedzieć, co pamięta pan najlepiej. – Pamiętam, jak urżnąłem się po raz pierwszy – powiedział Jakub w rozmarzeniu. To było w pierwszą wojnę,miałem wtedy dziesięć lat. – A inne silne przeżycia?

– Raz mi mój tatko zabrał butelkę z piwem. A potem to z takich mocnych, to jak pierwszy raz uciąłem Szwabowi głowę, ale to było już we drugą wojnę. Trzymałem ją,a ona jeszcze żyła, to znaczy ruszała oczyma i ruszała,i w ogóle nie chciała przestać. – I co pan zrobił?

– A rzuciłem w cholerę. I jeszcze pamiętam, jak mnie ugryzł wampir – podwinął rękaw koszuli i zademonstrował dwie bardzo stare blizny. – Proszę opowiedzieć, jak to się stało.

– Poszliśmy z Józefem Paczenką, znaczy moim sąsiadem, do lasu. Robiliśmy do późna, a to był styczeń i zrobiło się ciemno. To nałamaliśmy jedliny, zapaliliśmy ogień iposzli spać. A rano już to miałem. Lekarz uśmiechnął się.Proszę mówić dalej.

– Ech walczyłem z różnymi upiorami. I tak przeżyłem.A teraz na stare lata pakują do wariatkowa. – Podobno odgrażał się pan, że spali sąd? A dlaczego by nie? Ukrzywdzili? Ukrzywdzili. Niech się smażą. – Dobrze. Na ile zna pan prawo?

– Raczej kiepsko, choć bez przerwy nękają mnie różnymi paragrafami. – Świetnie. Proszę posłuchać, co panu powiem. Sędzia nie miał prawa skazać pana na dożywotni pobyt w zakładzie. – O! – zdziwił się Jakub.

– Co więcej, sąd może zarządzić obserwację psychiatryczną. Ponieważ z racji pańskiego wieku praktycznie niemoże pan już odsiadywać kary więzienia, ja po stwierdzeniu, że jest pan zdrowy, mam pełne prawo pana wypuścić.Ale pod dwoma warunkami.Aha? Bimbru napędzić?Lekarz westchnął. Panie Jakubie. To jest klinika. Mamy laboratoryjny spirytus, gdyby było trzeba. Ale nie w tym rzecz. Zatrzymamy tu pana na obserwacji tak na wszelki wypadek. Poza tym oni będą się interesować, co z panem.Nie sądzę. Cieszą się, że się mnie pozbyli.Dlatego mogą być kłopoty po pańskim powrocie. No,nieistotne, to już moje zmartwienie. Po trzecie jako egzorcysta udzieli mi pan drobnych konsultacji. Pan prezes…

– Cóż, gdy się ma na co dzień do czynienia ze świrami,to czasami człowiek też zwariuje, a czasami można znaleźć przypadki, w których jest coś więcej. Pan rozumie? – Tak. Czasem ktoś zachowuje się jak wariat, chory naurojenie maniakalne, a w rzeczywistości jest w tym jakaśgłębsza, obca, ciemna logika. Lekarz zajrzał do karty pacjenta.

– Naprawdę skończył pan tylko dwie klasy szkoły podstawowej? Wojna przeszkodziła. Chciałem potem iść do wieczorówki, ale wybuchła kolejna wojna, a potem już się jakoś nie wybrałem. Zresztą, na co mi. Mam swój fach, trochę grosza odłożone. A piję, bo lubię. I ludzie czasami przychodzą do mnie po rady, to i odwdzięczyć się umieją.Co będzie potrzebne do odprawienia egzorcyzmu?Jakub wyliczał dość długo. Lekarz nie zadawał żadnych pytań, ale na końcu nie wytrzymał. – Spirytus laboratoryjny to rozumiem, może być potrzebny do dezynfekcji ran. Ale śledź? – Nu ni, spirytus do popicia po robocie, a śledź na zagrychę. Gdy Jakub wrócił do celi, wyczuł od razu zmianę nastroju. Dżalalladin siedział pod ścianą i koncentrował się. Koncentracja wypełniała pokój. Powietrze, mimo uchylonego okna, było tak gęste, że można w nim było zawiesić siekierę, ale akurat żadnej nie było pod ręką. Za to kapcie Indianina unosiły się w powietrzu. Jakub podszedł do nich i przydusił je do podłogi. Już tam zostały. Arab ocknął się.No i jak? – zapytał. Indianin przerwał obliczenia na kartce.

– Postęp geometryczny – powiedział. – Dziś koło północy będzie można podziałać. – Co mierzycie? – zaciekawił się Jakub.

– Badam zwiększanie się potencjału telekinetycznego naszego drogiego gościa. Przestał łykać tabletki i od razu pomogło. Zaczęło się od dwu sekund unoszenia kapci, teraz doszedł do minuty. – Aha – zrozumiał Jakub. – No nic. Ja będę jeszcze w nocy brany na zabieg. Tak więc uciekajcie beze mnie. – Nie zostawimy kumpla z celi…

– Poradzę sobie. Mają mnie za jakiś czas puścić – podał piłę. – Do dzieła. Do kolacji krata była przecięta. Pielęgniarz przyszedł po Jakuba w środku nocy.No, czeka cię zabieg – powiedział. W izolatce wszystko było przygotowane. Chory prezes leżał rozkrzyżowany na ziemi. Patrzył spode łba i, co uderzyło Jakuba na samym początku, oczy jarzyły mu się na czerwono. Jego ręce i nogi przywiązano do solidnych haków.Ciekawe – zauważył Jakub. Aha. Pamiątka po dziewiętnastowiecznych metodach – wyjaśnił doktor. – Wygląda na ciężki przypadek. – Nie ma ciężkich przypadków. Są tylko źli egzorcyści powiedział Wędrowycz z godnością. – Zanim mu się to zrobiło, czytał to – lekarz podał mu opasłą księgę w skórzanej oprawie zaopatrzoną w zamek. Jakub otworzył ją ostrożnie. Stronice były czyste.

– Przeczytał i treść wskoczyła mu do głowy – wyjaśnił rzeczowo. – Ale chyba da się przywrócić stan pierwotny. – Dobrze by było. Ta książka pochodzi z Biblioteki Śląskiej. Egzorcysta zabrał się do rzeczy z werwą i znajomością rzeczy. Na początek poświęconą kredą narysował krąg wokół leżącego, potem obok nakreślił pentagram i zmusił lekarza, żeby wszedł do środka.To dla bezpieczeństwa – powiedział. Wreszcie uznawszy, że wszystko jest w porządku, zapalił świece i otworzywszy pustą książkę, zaczął odmawiać jakieś zaklęcia po starocerkiewno-słowiańsku. Wokół leżącej postaci pojawiała się parokrotnie świetlista aureola, ale zaraz znikała. – Za silny – powiedział wreszcie Jakub.

– Nie da się? Już chyba nieźle szło…

– Zrobię inaczej. Wejdę do jego umysłu.

– Czy to na pewno bezpieczne?Nie. Ułożył nieduży stosik z ziół i zapalił je. Uniósł się paskudny, czarny dym. Jakub zdjął koszulę i zaciąwszy się w palec, wymalował na skórze skomplikowany wzór. Potem dotknął palcem czoła i natychmiast padł jak podcięty. Lekarz patrzył na niego przestraszony. Po długiej chwili wahania postanowił pospieszyć mu z pomocą, ale ledwie wysunął nogę poza pentagram, poczuł coś w rodzaju uderzenia prądem. Tymczasem Jakub Wędrowycz miał drobne problemy. W chwili, gdy dotykając czoła, otworzył połączenie, w jego umysł wtargnęło jakieś monstrum. Wbiło się jak kleszczami w jego myśli i zaczęło wysysać jaźń. Jakub nawet się nie bronił, nie musiał. Monstrum zjadało jego wspomnienia oraz myśli i puchło coraz bardziej, a potem nagle zwinęło się w sobie i zaczęło uciekać. Podążył za nim. Spotkali się na szarej równinie pośród zwojów mózgowych prezesa. – Nu i papai ty – powiedział Jakub.Stwór zwijał się w konwulsjach. – Nie smakowało? – zmartwił się egzorcysta.Potwór z pogardą bryznął jakąś mazią.Widzisz robaczku już raz taki jeden mentalny wampir we mnie wlazł. I co się stało? Zdechł. Ciebie też to czeka. Stwór już się nie ruszał. Jakub zarzucił go na ramię i wyniósł na zewnątrz. Rzucił go z rozmachem na betonową posadzkę i wskoczył w swoje ciało. Starł kropkę z czoła. Nu, gotowe – powiedział do oniemiałego lekarza. – Można wyjść. Lekarz pochylił się nad ciemnym, rozlanym kształtem na podłodze.Co to jest? – zdumiał się. Uporządkowana ektoplazma. Można to spalić na przykład – podpalił stwora świeczką. Po chwili została tylko garść popiołu. – I już. Po problemie. – A prezes?

– Żyje. Dojdzie do siebie.

– Ale co to było?

– Mentalny wampir. Siedział w książce i podczas czytania wylazł. Zjadał myśli. Stąd nastąpiła desynchronizacja zachowania. Zresztą, co ja będę tłumaczył. To pan jestpsychiatrą. – I jak go pan załatwił?Wlazł mi do głowy i nażarł się moich myśli. Widać zaszkodziły mu. Lekarz usiłował wyobrazić sobie myśli Jakuba. To musiało być niezłe, cuchnące bajoro. No, popracowaliśmy, to może teraz coś niecoś wypijemy?

– A książka?

– Zobaczmy. Książka była znowu zapisana. Nic z niej nie wylezie?Nic. Poszli do gabinetu doktora i raczyli się spirytusem laboratoryjnym skażonym eterem. Lekarz rozcieńczał i pił ze szklanki po herbacie, a egzorcysta pił nierozcieńczony prosto ze słoja. Gdzieś koło północy Jakub był właśnie w wesołym i trochę podniosłym nastroju wywołanym przez alkohol, a lekarz na najlepszej drodze do delirium tremens, gdy niespodziewanie ktoś zapukał do okna. Unieśli głowy i wlepili zdumiony wzrok w niepokojące zjawisko za szybą. Na wzorzystym, perskim dywanie siedzieli arabski czarownik i niedoszły Indianin. Dywan unosił się w powietrzu.

– No, ładną kurację przechodzi pan panie Jakubie – powiedział czarownik. – Na pewno nie chce pan lecieć z nami? Jakub wziął pod pachę słój.

– Podrzucicie mnie w rodzinne strony? Mam tam jedną sprawę do załatwienia. – Jasne, wsiadaj – Indianin popatrzył pożądliwie na słój. – Do zobaczenia – powiedział Jakub doktorowi, zakręcił słój i umieścił go troskliwie pod pachą, a potem z parapetu wgramolił się na dywan i odleciał. Psychiatra uszczypnął się w policzek. Był trzeźwy, no prawie trzeźwy, a nadal widział to samo. Oddalający się dywan z trzema osobami na pokładzie.Tak chyba zaczyna się obłęd – powiedział do siebie.A potem otworzył szafkę, w której trzymał środki odurzające. Gdzieś pośrodku miasta Chełma stoją sobie małe białe domki. Otaczają plac. Za domkami jest nieduża górka. Na placu trawa zaczyna porastać ruiny. Sądu już nie ma. Spalił się.

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 49 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название