-->

We?misz czarn? kur?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу We?misz czarn? kur?, Pilipiuk Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
We?misz czarn? kur?
Название: We?misz czarn? kur?
Автор: Pilipiuk Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 203
Читать онлайн

We?misz czarn? kur? читать книгу онлайн

We?misz czarn? kur? - читать бесплатно онлайн , автор Pilipiuk Andrzej

Z k?ta recenzenta

Dzi?, w naszym wrednym k?cie kulturalnym literata ocenia literat. W filmowym skr?cie. „We?misz czarno kure…” to „Blade Runner” opisany w klimacie „Samych swoich” – podsumowuje Andrzej Ziemia?ski.

Hymn bimbrownika

Wytw?rnie p?ytowe ju? bij? si? o to nagranie. Po wczorajszej konferencji prasowej zwi?zanej z afer? pods?uchow? w stodole Jakuba W., znanego bimbrownika i wiejskiego egzorcysty, nasz reporter, na dyktafon wszyty w ucho, nagra? piosenk? nucon? pod nosem przez Rafa?a A. Ziemkiewicza. Oto tre?? zapisu:

Powtarza mi codziennie moja luba:

dlaczego ty nie przypominasz mi Jakuba?

A ty maszeruj, maszeruj, g?o?no krzycz:

Niech ?yje nam Jakub W?drowycz. (x2)

Jakub W?drowycz to wspania?y egzorcysta,

A jego bimber lepszy jest ni? w?dka czysta

A ty maszeruj… etc.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 49 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Dom bez klamek

Gdzieś pośrodku miasta Chełma stały nieduże domki. Za nimi wyrastała niewielka górka. Pomiędzy domkami rozpościerał się plac, a na placu wznosił się budynek sądu. Budynek był nowy, wielki i wspaniały. Sala sądowa, też wielka i wspaniała, była tego dnia prawie pusta. Nie tak jak za dawnych dobrych czasów, gdy ławki dla świadków wypełniali kumple Jakuba. Zamiast nich siedziało kilku studentów prawa z kajetami i dyktafonami w rękach. Sędzia też siedział i miał już dość. Ostatecznie spotykali się dwudziesty raz. Gliniarze z Wojsławic zajmujący miejsce dla świadków byli zmęczeni. Posterunkowy Birski wyglądał wręcz fatalnie. Wieloletnia wojna podjazdowa z Jakubem Wędrowyczem uczyniła go zgorzkniałym. Sam Jakub, mimo że dobiegał dziewięćdziesiątki, wyglądał rześko. Nawet zbyt rześko. Był całkowicie pewien siebie. Przecież człowieka w jego wieku nie posadzą do mamra. Oparł brodę na nadgarstkach i słuchał w skupieniu mowy oskarżycielskiej. Zarzucano mu, jak zazwyczaj, pędzenie samogonu. Jakub nie miał adwokata. Zawsze sam tłumaczył się ze swoich postępków. Sędzia popatrzył na niego z odrazą. Gdyby choć raz mógł wydać wyrok uniewinniający i wysłać tego śmietnikowego dziada tam, skąd przyszedł.Czy oskarżony przyznaje się do winy? – zapytał wreszcie, gdy przebrzmiały słowa prokuratora. Jakub przywołał na twarz szeroki, szczery, słowiański uśmiech. Złote zęby wypełniające jego usta zabłysły w półmroku sali sądowej. – Nie przyznaję się do zarzuconego mi czynu – powiedział niemal radośnie. – Co oskarżony ma na swoje usprawiedliwienie?

– Wysoki sądzie, nawet wnajgorszych czasach stalinowskich, państwo pozwalało obywatelom produkować wino w domu. Pod warunkiem, że robili je na własny użytek. – Zgadza się.

– Tak więc nie złamałem prawa. Po prostu robiłem sobie wino z cukru. Studenci roześmieli się, ale zaraz umilkli.

– Co na to powiedzą świadkowie oskarżenia? – zagadnął sędzia, zezując w niedwuznaczny sposób na posterunkowego Birskiego. – Wysoki sądzie – zaczął gliniarz. – Po pierwsze niesłyszałem nigdy o winie z samego cukru… – Pożyj tak długo jak ja, to nie takie rzeczy poznasz powiedział Jakub życzliwie. Właściwie to nawet lubił tego tępego glinowinkę.Po drugie zaś, wysoki sądzie, analiza wykonana alkometrem wykazała, że to jego wino miało osiemdziesiątprocent alkoholu. Z ławek, gdzie siedzieli studenci, rozległy się stłumione dźwięki, jakby ktoś się krztusił. Sędzia popatrzył w tamtą stronę surowo. – Proszę zachować spokój albo opuścić salę – zagroził.Dźwięki umilkły. – Proszę o głos – zdenerwował się Jakub.

– Udzielam. Po pierwsze nigdzie nie jest powiedziane, że nie może być wina mocniejszego niż wódka. Po drugie… Proszę o możliwość ustosunkowania się do słów oskarżonego – zażądał prokurator. Udzielam. Dalsze argumenty przedstawi pan panie Jakubie za chwilę, o ile zajdzie taka potrzeba.Czy oskarżony wie, co to jest? – oskarżyciel podniósł ze swojego stolika jakiś przedmiot. Wioskowy egzorcysta popatrzył na niego ze zdziwieniem.

– No książka. Gruba książka.

– Czy oskarżony widzi ze swojego miejsca jej tytuł?

– Encyklopedia. Szósty tom. Czy ten obezjajec prokurator ma mnie za głupiego? – zwrócił się z pytaniem dostudentów. Nie mogli odpowiedzieć, bo trzymali twarze pod ławkami.

– Proszę zachować spokój, bo będę musiał wyznaczyć grzywnę za używanie wobec sądu wyrażeń obraźliwych odezwał się sędzia. – Wobec tego proszę wyznaczyć – zaproponował Jakub, ale kolejny wygłup pominięto milczeniem.Czy wie pan, co to jest encyklopedia?Oskarżony poskrobał się po głowie, udając zadumę. Ilekroć drapał się po głowie, robił to w sposób przywodzący na myśl starego, wyleniałego szympansa.Jak się czegoś dokładnie nie wie, to można tam poszukać odpowiedzi – powiedział wreszcie. – To taka bolszewicka Biblia. Trzech studentów musiano wyprowadzić z sali.Znakomicie. Proszę teraz posłuchać: Wino – napój alkoholowy (8 – 22% alkoholu) otrzymywany w wyniku fermentacji alkoholowej miazgi lub soku winogron a także innych owoców (wina owocowe). Czy oskarżony zrozumiał tą definicję? Jakub poczuł się niepewnie. Było to u niego rzadkie uczucie. Ostatni raz doświadczył go jakieś czterdzieści lat temu, gdy motor jego kumpla po rozłożeniu na części i złożeniu z powrotem do kupy jakoś nie chciał działać. – Oczywiście, co nie znaczy, że przyjmuję ją do wiadomości. – Sąd uda się na naradę – powiedział sędzia i opuścił salę. Wzrok Jakuba spotkał się ze wzrokiem posterunkowego. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy. Oczy Jakuba były jak porcelanowe kulki z wymalowanymi tęczówkami i źrenicami. Nie wyrażały nic. Większość krów w Wojsławicach miała bystrzejsze spojrzenie. Mimo to Birski nie mógł znieść tego wpatrywania się. Nie był pewien, czy jego wróg go widzi, ale gdy spuścił oczy, na jego twarzy spostrzegł wyraz pogardy. Wyraz ten zaraz zniknął, ustępując obojętności. Wrócił sędzia.Sąd uznał oskarżonego winnym wszystkich zarzucanych mu czynów. Jednocześnie, mając na uwadze zaawansowany wiek oskarżonego, zmuszony jest zrezygnowaćz umieszczania go w więzieniu. Jakub uśmiechnął się, a Birski zrobił się czerwony jak burak. – Biorąc jednak pod uwagę wysoką społeczną szkodliwość czynów oraz ogólny stopień zdemoralizowania oskarżonego, sąd postanawia skierować go na dożywotnie przebywanie w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. – Co? – zdziwił się Jakub. Posterunkowy Birski zerwał się z miejsca i zaczął rechotać tak straszliwie, że sędzia przez chwilę myślał, czy i jemu nie przydałoby się parę tygodni obserwacji "w wariatkowie".Dwadzieścia lat – krzyknął policjant. – Dwadzieścialat starań i oto udało mi się posadzić tą swołocz na dobre.Sędzia przywołał go do porządku, a potem odetchnął z ulgą. Jemu także było miło, że nie będzie musiał więcej mieć do czynienia z tym parszywym typem. A potem popełnił błąd. Popatrzył na podsądnego. Oczy Jakuba Wędrowycza straciły swoją obojętność porcelanowych kulek. Patrzyły z totalną, zimną nienawiścią. Sędzia odniósł paskudne, natrętne wrażenie, że w tych oczach odbijają się pożary wzniecone wiele lat temu, gdy Jakub jeszcze nie pozbył się paskudnego nawyku palenia gospodarstw swoich wrogów. – Przysięgam, że spalę ten budynek! – ryknął Wędrowycz, zgoła nie starczym głosem. – Spalę ten kurnik, a ruiny porośnie trawa. Studenci skrupulatnie notowali jego słowa. Na ich twarzach malował się zachwyt. Wepchnęli go do pokoju.To będzie teraz twoja kwatera – powiedział ten ponury wachman w fartuchu, który tu robił za szefa. – Za godzinę obiad. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Jakub zawył i przykopał w nie. Ani drgnęły. Rozejrzał się rozjuszony. Pod jedną ścianą tkwił w pozycji kwiatu lotosu prawie goły człowiek w turbanie na głowie. Na krzesełku, za biurkiem siedział może dwudziestoletni chłopak w pióropuszu. Ale było tu też okno. Jakub wydał z siebie potworny skowyt i rzucił się na nie. Niestety, siatka odrzuciła go z powrotem. Westchnął ciężko.Tędy nie da rady – powiedział Indianin. – Już próbowałem. Pan pozwoli, że się przedstawię jestem Maciej Borychowski. Student na SGGW.

– A ja jestem Jakub Wędrowycz, egzorcysta amator.Do jakiego plemienia…? – Wybaczy pan. Bierze mnie pan za wariata, nie okazując mi tego. Dziękuję. Jakub po raz kolejny poczuł się niezręcznie.

– Ten strój jest istotnie mylący, ale widzi pan to jest tak, że okropnie nie chciałem iść do wojska, więc postanowiłem udać wariata. Wóz albo przewóz. Albo dadzą A albo D. A ci wpakowali mnie na obserwację. No, a te konowały doszły do wniosku, że faktycznie mi odbiło. – A nasz towarzysz?

– Dżalalladin Ben Husajn – przedstawił się siedzący,nie otwierając oczu. – Jak by to na wasz język, czarownik?Arabski cudotwórca. Jakub wyraził żywe zainteresowanie.Przepraszam, ten Husajn Saddam od najazdu na Kuwejt to jakiś wasz krewny? – zagadnął z szacunkiem.Nie. Żaden krewny. Za co pan się tu dostał?Zrobili mi rewizję i wykryli w końcu bimbrownię w szopie pod podłogą – powiedział Jakub. – Za stary już byłem, żeby mnie sadzać do pudła to i tak trafiłem. Macie plan ucieczki?Prawie – powiedział Arab. – Muszę się trochę skoncentrować. Mój dywan jest w depozycie. Jeśli dotrę do niego myślą, to może przyleci. Ale siatka w oknie – zaprotestował "Indianin".Mieliśmy rozważyć, jak się jej pozbyć.Może mógłbym pomóc? – zagadnął Jakub, wyciągając spod odklejającej się podeszwy buta Żydowski Włoscieniutką złodziejską piłkę jeszcze przedwojennej produkcji ze specjalnie hartowanej stali. Brwi obu współtowarzyszy niewoli uniosły się. Indianin wykonał ręką ostrzegawczy gest.Nie teraz. Zresztą, nie opracowaliśmy planu do końca.

Jakub położył się na jedynym wolnym łóżku. To wy opracujcie, a ja się zdrzemnę. Nerwy sobie zszargałem. Walnął się na twardą leżankę i po chwili spał jak zabity. Obudził się dopiero na obiad. Po obiedzie powlekli go na rozmowę z naczelnym psychiatrą. Jakub musiał zdjąć kurtkę i położyć się na kozetce, a potem przyszedł ten najważniejszy.Jak pan się nazywa? – zagadnął przyjaźnie.Jakub odpowiedział uśmiechem.Moje nazwisko znajduje się na pierwszej stronie historii choroby leżącej na pańskim biurku. Na wypadek,gdyby nie umiał pan czytać, służę informacją, że nazywam się Jakub Wędrowycz, mam prawie dziewięćdziesiąt lat i chcę się widzieć z adwokatem. Zamierzam podać do sądu skorumpowanego sędziego i tego palanta posterunkowego, na skutek knowań których znalazłem się w tej godnej pożałowania sytuacji. Lekarz zamrugał oczami.

– Czym zajmował się pan przed aresztowaniem?

– Byłem wioskowym egzorcystą amatorem, słynnymw całej Polsce i poza jej granicami. Moje umiejętnościmoże potwierdzić prezes Polskiego Towarzystwa Ezoterycznego. – Który prezes?

– Pan Biedermeier.

– Ach. Tak. Może zdziwi to pana, ale siedzi u nas odtrzech miesięcy z objawami totalnego obłędu. Jakub usiadł. Opętało go! Mówiłem kretynowi, żeby nie czytał tych zafajdanych książek z Wrocławia. Ale to się dobrze składa. Leczyłem już opętania. Pozwoli pan, to się nim zajmę…

– Może pozwolę. A jakiego argumentu użyli ci dranie:sędzia i posterunkowy, żeby wsadzić pana tutaj? – Zarzucili mi, że pędzę bimber.

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 49 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название