Wieza jaskolki
Wieza jaskolki читать книгу онлайн
Czwarty tom tak zwanej "Sagi o wied?minie".
Ciri staje przed swoim przeznaczeniem.
Drakkar wioz?cy Yennefer trafia w oko czarodziejskiego cyklonu.
Czy w?r?d przyjaci?? wied?mina ukrywa si? zdrajca?
Czwarta, przedostatnia od?ona epopei o ?wiecie wied?mina i wojnach, jakie nim wstrz?saj?. W zagubionej w?r?d bagien chacie pustelnika ci??ko ranna Ciri powraca do zdrowia. Jej tropem pod??aj? bezlito?ni zab?jcy z Nilfgaardu. Tymczasem dru?yna Geralta, unikaj?c coraz to nowych niebezpiecze?stw, dociera wreszcie do ukrywj?cych si? druid?w. Czy wied?minowi uda si? odnale?? Ciri? Jak? rol? odegra osnuta legend? Wie?a Jask??ki?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Yennefer milczała.
— To nie jest bajka — podjął Crach. - Sam to widziałem, na własne oczy. Trzykrotnie. Po śmierci Adalii Wróżki, po śmierci Calanthe… I po śmierci Pavetty, matki Ciri.
— Pavetta — zauważyła Yennefer — zginęła właśnie w czasie sztormu, trudno więc mówić…
— Pavetta — przerwał Crach, nadal zamyślony — nie zginęła w czasie sztormu. Sztorm zaczął się po jej śmierci, morze jak zwykle zareagowało na zgon kogoś z cintryjskiej krwi. Badałem tę sprawę dostatecznie długo. I jestem pewien swego.
— To znaczy, czego?
— Statek, którym płynęli Pavetta i Duny, przepadł na osławionej Głębi Sedny. Nie był to pierwszy statek, który tam przepadł. Z pewnością wiesz o tym.
— Bajki. Statki ulegają katastrofom, to rzecz raczej naturalna…
— Na Skellige — przerwał dość ostro — wiemy dość o statkach i żegludze, by móc odróżniać katastrofy naturalne od nienaturalnych. Na Głębi Sedny staki giną nienaturalnie. I nieprzypadkowo. To samo dotyczy statku, którym płynęli Pavetta i Duny.
— Nie polemizuję — westchnęła czarodziejka. - Jakie to zresztą ma znaczenie? Po piętnastu bez mała latach?
— Dla mnie ma — zacisnął usta jarl. - Ja wyświetlę tę sprawę. To tylko kwestia czasu. Będę wiedział… Znajdę wyjaśnienia. Znajdę wyjaśnienia wszystkich zagadek. Także tej z czasu rzezi Cintry…
— Jaka to z kolei zagadka?
— Gdy Nilfgaardczycy wdarli się do Cintry — mruknął, patrząc w okno — Calanthe rozkazała tajemnie wywieźć Ciri z miasta. Rzecz w tym, że miasto już płonęło, Czarni byli wszędzie, szansę na wydostanie się z oblężenia były nikłe. Odradzano królowej tę ryzykowną imprezę, sugerowano, by Ciri formalnie kapitulowała przed hetmanami Nilfgaardu, w ten sposób uratuje życie i cintryjską rację stanu. Na płonących ulicach niechybnie i bezsensownie zginie z rąk żołdackiej tłuszczy. A Lwica… Wiesz, co według naocznych świadków odpowiedziała?
— Nie.
— Niech lepiej krew dziewczyny popłynie po bruku Cintry, niż by miała być splugawiona. Splugawiona czym?
— Małżeństwem z cesarzem Emhyrem. Plugawym Nilfgaardczykiem. Jarlu, już późno. Jutro o świcie zaczynam… Będę informować cię o postępach.
— Liczę na to. Dobranoc, Yenna… Hmmm….
— Co, Crach?
— Czy nie miałabyś, hmmm, ochoty…
— Nie, jarlu. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Dobranoc.
— Proszę, proszę — Crach an Craite przyjrzał się gościowi, przekrzywiwszy głowę. - Triss Merigold we własnej osobie. Cóż za prześliczna suknia. A futro… to szynszyle, prawda? Zapytałbym, cóż to sprowadza cię na Skellige… Gdybym nie wiedział, co cię sprowadza. Ale wiem.
- Świetnie — Triss uśmiechnęła się uwodzicielsko, poprawiła swe piękne kasztanowate włosy. - Świetnie, że wiesz, jarlu. Oszczędzi nam to wstępu i wstępnych wyjaśnień, pozwoli przejść od razu do rzeczy.
— Do jakich rzeczy? — Crach skrzyżował ręce na piersi i zmierzył czarodziejkę zimnym wzrokiem. - Cóż to mielibyśmy poprzedzać wstępami, na jakież to wyjaśnienia liczysz? Kogo ty reprezentujesz, Triss? W czyim imieniu przybywasz? Król Foltest, któremu służyłaś, podziękował ci za służbę banicją. Choć w niczym nie zawiniłaś, wygnał cię z Temerii. Wzięła cię, jak słyszałem, pod skrzydła Filippa Eilhart, obecnie wraz z Dijkstrą sprawująca w Redanii faktyczne rządy. Jak widzę, odwdzięczasz się za azyl, jak możesz najlepiej. Nie wahasz się nawet podejmować roli tajnego agenta do tropienia twej byłej przyjaciółki.
— Obrażasz mnie, jarlu.
— Uniżenie przepraszam. Jeśli się pomyliłem. Pomyliłem się?
Milczeli długo, mierżąc się nieufnym wzrokiem. Wreszcie Triss żachnęła się, zaklęła, tupnęła obcasikiem.
— Ach, do diabła! Przestańmy wodzić się wzajem za nosy! Jakie teraz ma znaczenie, kto komu służy, kto z kim trzyma, kto komu dochowuje wiary i z jakich motywacji? Yennefer nie żyje. Nadal nie wiadomo, gdzie i w czyjej mocy jest Ciri… Jaki sens ma ta zabawa w sekrety? Nie przypłynęłam tu jako szpieg, Crach. Przybyłam tu z własnej inicjatywy, jako osoba prywatna. Powodowana troską o Ciri.
— Wszyscy troszczą się o Ciri. Ma dziewczyna szczęście.
Oczy Triss zabłysły.
— Nie drwiłabym z tego. Na twoim miejscu zwłaszcza.
— Wybacz.
Milczeli, patrząc w okno, na czerwone słońce zachodzące za lesiste szczyty Spikeroog.
— Triss Merigold.
— Słucham, jarlu.
— Zapraszam cię na kolację. Aha, kucharz kazał zapytać, czy wszystkie czarodziejki gardzą dobrze przyrządzonymi owocami morza?
Triss nie gardziła owocami morza. Przeciwnie, zjadła ich dwa razy więcej, niż zamierzała i teraz zaczęła się obawiać o talię — o te dwadzieścia dwa cale, z których była tak dumna. Postanowiła wspomóc trawienie białym winem, słynnym Est Est z Toussaint. Podobnie jak Crach, piła je z rogu.
— Tak więc — podjęła rozmowę — Yennefer zjawiła się tu dziewiętnastego sierpnia, spektakulamie spadając z nieba w rybackie sieci. Ty jako wierny lennik Cintry, udzieliłeś jej azylu. Pomogłeś zbudować megaskop… Z kim i o czym rozmawiała, oczywiście nie wiesz.
Crach an Craite tęgo pociągnął z rogu i stłumił beknięcie.
— Nie wiem — uśmiechnął się chytrze. - Pewnie, że nic nie wiem. Skąd ja, biedny i prosty żeglarz, mógłbym wiedzieć cokolwiek o poczynaniach możnych czarodziejek?
Sigrdrifa, kapłanka Modron Freyji, nisko opuściła głowę, jak gdyby pytanie Cracha an Craite przytłoczyło ją tysiącfuntowym ciężarem.
— Ona mi zaufała, jarlu — wymamrotała ledwie słyszalnie. - Nie wymagała składania przysięgi milczenia, ale w sposób oczywisty zależało jej na dyskrecji. Ja naprawdę nie wiem, czy…
— Modron Sigrdrifo — przerwał poważnie Crach an Craite — To, o co cię proszę, to nie donosieielstwo. Podobnie jak ty, sprzyjam Yennefer, podobnie jak ty pragnę, by odnalazła i ocaliła Ciri. Ba, ja złożyłem Bloedgeas, przysięgę krwi! Zaś co do Yennefer, to kieruje mną troska o nią. To kobieta niezwykle dumna. Nawet idąc na bardzo duży hazard, nie zniży się do próśb. Trzeba zatem będzie, nie wykluczam tego, pospieszyć jej z pomocą nieproszoną. Aby móc to zrobić, potrzebuję informacji.
Sigrdrifa odchrząknęła. Minę miała niewyraźną. A gdy zaczęła mówić, jej głos drżał lekko.
— Skonstruowała tę jej machinę… W sumie to wcale nie machina, bo nie ma tam żadnego mechanizmu, tylko dwa zwierciadła, czarna aksamitna kotara, pudło, dwie soczewki, cztery lampy, no i oczywiście Brisingamen… Gdy ona wypowiada zaklęcie, światło z dwóch lamp pada…
— Zostawmy detale. Z kim się komunikowała?
— Rozmawiała z kilkoma osobami. Z czarodziejami… Jarlu, nie słyszałam wszystkiego, ale to, co usłyszałam… Wśród nich są ludzie prawdziwie nikczemni. Żaden nie chciał pomagać bezinteresownie… Żądali pieniędzy… Wszyscy żądali pieniędzy…
— Wiem — mruknął Crach. - Bank poinformował mnie o przekazach, jakie uruchomiła. Ładny, oj, ładny grosz kosztuje mnie moja przysięga! Ale pieniądze to rzecz nabyta. To, co wydałem na Yennefer i Ciri, zrekompensuję sobie na nilfgaardzkich prowincjach. Ale mów dalej, matko Sigrdrifo.
— Niektórych — kapłanka spuściła głowę — Yennefer zwyczajnie szantażowała. Dawała do zrozumienia, że jest w posiadaniu kompromitujących informacji i że wobec odmowy współpracy ujawni je całemu światu… Jarlu… To mądra i w sumie dobra kobieta… Ale skrupułów to ona nie ma żadnych. Jest bezwzględna. I bezlitosna.
— To akurat wiem. O szczegółach szantaży natomiast wiedzieć nie chcę, a i tobie radzę jak najszybciej o nich zapomnieć. To niebezpieczna wiedza. Z takim ogniem postronni nie powinni igrać.
— Wiem, jarlu. Tobie winna jestem posłuszeństwo… I wierzę, że twoje cele uświęcają środek. Nikt inny nie dowie się ode mnie niczego. Ani przyjaciel w przyjacielskiej pogawędce, ani wróg na torturach.
— Dobrze, Modron Sigrdrifo. Bardzo dobrze… Czego dotyczyły pytania Yennefer, pamiętasz?
— Nie zawsze i nie wszystko pojmowałam, jarlu. Posługiwali się żargonem, który ciężko wyrozumieć… Była często mowa o jakimś Vilgefortzu…