-->

Wieza jaskolki

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wieza jaskolki, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wieza jaskolki
Название: Wieza jaskolki
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 225
Читать онлайн

Wieza jaskolki читать книгу онлайн

Wieza jaskolki - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Czwarty tom tak zwanej "Sagi o wied?minie".

Ciri staje przed swoim przeznaczeniem.

Drakkar wioz?cy Yennefer trafia w oko czarodziejskiego cyklonu.

Czy w?r?d przyjaci?? wied?mina ukrywa si? zdrajca?

Czwarta, przedostatnia od?ona epopei o ?wiecie wied?mina i wojnach, jakie nim wstrz?saj?. W zagubionej w?r?d bagien chacie pustelnika ci??ko ranna Ciri powraca do zdrowia. Jej tropem pod??aj? bezlito?ni zab?jcy z Nilfgaardu. Tymczasem dru?yna Geralta, unikaj?c coraz to nowych niebezpiecze?stw, dociera wreszcie do ukrywj?cych si? druid?w. Czy wied?minowi uda si? odnale?? Ciri? Jak? rol? odegra osnuta legend? Wie?a Jask??ki?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 67 68 69 70 71 72 73 74 75 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Słucham?

— Jarlu Crachu an Craite. Pomoc, której potrzebuję, jest przeliczalna na walutę.

*****

Zaczęło się nazajutrz, od świtu. W oddanych do dyspozycji Yennefer komnatach zapanował szaleńczy rozgardiasz, nad którym z najwyższym trudem panował przydzielony czarodziejce seneszal Guthlaf.

Yennefer siedziała za stołem, prawie nie unosząc głowy znad papierów. Liczyła, sumowała kolumny, sporządzała rachunki, z którymi natychmiast pędzono do skarbca i wyspiarskiej filii banku Cianfanellich. Rysowała i kreśliła, a rysunki i wykresy natychmiast trafiały do rąk rzemieślników — alchemików, złotników, szklarzy, jubilerów.

Jakiś czas wszystko szło sprawnie, potem zaczęły się kłopoty.

*****

— Przykro mi, mościa czarodziejko — wycedził seneszal Chithlaf. - Ale jeśli nie ma, to nie ma. Daliśmy wam wszystko, co mieliśmy. Cudów i czarów robić nie umiemy! A pozwolę sobie zauważyć, że to, co leży przed wami, to są diamenty o łącznej wartości…

— Co mi po ich łącznej wartości? — parsknęła. - Ja potrzebuję jednego, ale odpowiednio dużego. Jak dużego, mistrzu?

Szlifierz kamieni jeszcze raz popatrzył na rysunek.

- Żeby wykonać taki szlif i takie fasetki? Minimum trzydzieści karatów.

— Takiego kamienia — stwierdził kategorycznie Guthlaf — nie ma na całym Skellige.

— Nieprawda — zaprzeczył jubiler. - Jest.

*****

— Jak ty sobie to wyobrażasz, Yennefer? — zmarszczył brwi Grach an Craite. - Mam wysłać zbrojnych, by wzięli szturmem i ograbili tę świątynię? Mam zagrozić kapłankom moim gniewem, jeśli nie wydadzą brylantu? To nie wchodzi w grę. Nie jestem specjalnie religijny, ale świątynia to świątynia, a kapłanki to kapłanki. Mogę je tylko grzecznie poprosić. Dać do zrozumienia, jak bardzo mi zależy i jak wielka będzie moja wdzięczność. Ale to zawsze będzie tylko prośba. Uniżona suplika.

— Którą można potraktować odmownie?

— Tak jest. Ale spróbować nie zawadzi. Czym ryzykujemy? Płyńmy we dwoje na Hindarsfjall, przedstawmy tę suplikę. Ja dam kapłankom do zrozumienia, co należy. A potem już wszystko w twoich rękach. Negocjuj. Przedstaw argumenty. Próbuj przekupstwa. Drażnij ambicje. Odwołaj się do wyższych racji. Rozpaczaj, płacz, spazmuj, bierz na litość… Do wszystkich morskich diabłów, mam cię uczyć, Yennefer?

— To wszystko na nic, Grach. Czarodziejka nigdy nie dogada się z kapłankami. Zbyt ostre są pewne podziały… światopoglądowe. A w kwestii, by pozwolić czarodziejce użyć "świętego" reliktu czy artefaktu… Nie, zapomnieć trzeba o tym. Nie ma szans…

— Do czego ci właściwie ten brylant?

— Do budowy «okna». To znaczy, telekomunikacyjnego megaskopu. Muszę porozumieć się z kilkoma osobami.

— Magicznie? Na odległość?

— Gdyby wystarczyło wejść na szczyt Kaer Trolde i głośno wołać, nie zawracałabym ci głowy.

*****

Darły się krążące nad wodą mewy i petrele. Przeraźliwie piszczały gnieżdżące się na stromych skałach i rafach Hindarsfjall czerwonodziobe ostrygojady, chrapliwie skrzeczały i gęgały żółtogłowe głuptaki. Czarne czubate morskie kormorany obserwowały przepływający barkas uważnym spojrzeniem swych zielono połyskujących oczu.

— Ta duża zwieszona nad wodą skała — wskazał oparty o reling Crach an Craite — to Kaer Hemdall, Czatownia Hemdalla. Hemdall to nasz mityczny bohater. Legenda mówi, że gdy nadejdzie Tedd Deireadh, Czas Końca, Czas Białego Mrozu i Wilczej Zamieci, Hemdall stawi czoło złym mocom z krainy Morhogg, upiorom, demonom i widmom Chaosu. Stanie na Tęczowym Moście i zadmie w róg, na znak, że czas chwytać za broń i stawać w ordynku. Do Ragh nar Roog, Ostatniej Bitwy, która zadecyduje, czy zapadnie noc, czy nastanie świt.

Barkas zwinnie przeskoczył po fali, wpływając na spokojniejsze wody zatoki, między Czatownię Hemdalla a drugą skałę o równie fantastycznych kształtach.

— Ta mniejsza skała to Kambi — wyjaśnił jarl. - W naszych mitach imię Kambi nosi czarodziejski złoty kogut, który swym pianiem ostrzeże Hemdalla, że nadpływa Naglfar, piekielny drakkar wiozący armię Ciemności: demony i upiory z Morhoggu. Naglfar zbudowany jest z trupich paznokci. Nie uwierzysz, Yennefer, ale wciąż jeszcze są na Skellige ludzie, którzy przed pochówkiem obcinają zmarłym paznokcie, by nie przysparzać upiorom Morhfoggu budulca.

— Uwierzę. Znam siłę legend.

Fiord zasłonił ich nieco od wiatru, żagiel załopotał.

— Dmijcie w róg — rozkazał załodze Crach. - Przybijamy do brzegu, trzeba dać znać świątobliwym paniom, że przybywamy w gości.

Położony na szczycie długich kamiennych schodów gmach wyglądał jak gigantyczny jeż — tak obrośnięty był mchem, bluszczem i krzakami. Na jego dachu, jak zauważyła Yennefer, rosły nie tylko krzaki, ale nawet małe drzewka.

— Oto i świątynia — potwierdzi! Grach. - Gaj, który ją otacza, zwie się Hindar i też jest miejscem kultu. To stąd bierze się świętą jemiole, a na Skellige, jak wiesz, jemiołą przybiera się i dekoruje wszystko, od kołyski noworodka po mogiłę… Uważaj, schody są śliskie… Religia, he, he, mocno obrasta mchem… Pozwól, wezmę cię pod ramię… Wciąż ten sam rodzaj perfum… Yenna…

— Crach. Proszę cię. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.

— Wybacz. Chodźmy.

Przed świątynią czekało kilka młodych i milczących kapłanek. Jarl pozdrowił je uprzejmie, wyraził chęć rozmowy z ich przełożoną, którą nazywał Modron Sigrdrifą.

Weszli do środka, do wnętrza rozświetlanego słupami światła bijącymi z wysoko umieszczonych witraży. Jeden z takich słupów oświetlał ołtarz.

— Do stu morskich diabłów — mruknął Crach an Craite. - Zapomniałem, jaki on jest wielki, ten Brisingamen. Nie byłem tu od dziecka… Za to można by chyba kupić wszystkie stocznie z Cidaris. Razem z pracownikami i roczną produkcją.

Jarl przesadzał. Ale nie bardzo.

Nad skromnym marmurowym ołtarzem, nad figurkami kotów i sokołów, nad kamienną misą wotywnych darów, górowała statua Modron Freyji, Wielkiej Matki, w jej typowym aspekcie maternalnym — kobiety w luźnych szatach zdradzających przesadnie podkreśloną przez rzeźbiarza ciążę. Z pochyloną głową i zakrytymi chustą rysami twarzy. Nad złożonymi na piersi dłońmi bogini widoczny był brylant, element złotego naszyjnika. Brylant był lekko błękitny w zabarwieniu. Najczystszej wody. Duży.

Na oko jakieś sto pięćdziesiąt karatów.

— Jego nawet nie trzeba by było ciąć — szepnęła Yennefer. - Ma szlif w rozetę, dokładnie taki, jakiego potrzebuję. Akuratne fasetki do defrakcji światła…

— To znaczy, że mamy szczęście.

— Wątpię. Za chwilę zjawią się kapłanki, a ja, jako bezbożnica, zostanę zelżona i wyrzucona stąd na zbity pysk.

— Przesadzasz?

— Ani trochę.

— Witam, jarlu, w świątyni Matki. Witam i ciebie, szanowna Yennefer z Vengerbergu.

Crach an Craite skłonił się.

— Bądź pozdrowiona, czcigodna matko Sigrdrifo. Kapłanka była wysoka, prawie tak wysoka jak Crach — a to oznaczało, że Yennefer przewyższała o głowę. Miała jasne włosy i oczy, pociągłą, niezbyt ładną i niezbyt kobiecą twarz.

Gdzieś ją już widziałam, pomyślała Yennefer. Niedawno. Gdzie?

— Na schodach Kaer Trolde, prowadzących do portu — przypomniała z uśmiechem kapłanka. - Gdy drakkary wypływały z sundu. Stałam nad tobą, gdy niosłaś pomoc zaczynającej już ronić brzemiennej kobiecie. Na kolanach, nie troszcząc się o suknię z bardzo drogiego kamlotu. Widziałam to. I nigdy nie dam już ucha opowieściom o nieczułych i wyrachowanych czarodziejkach.

Yennefer chrząknęła, pochyliła głowę w ukłonie.

— Stoisz przed ołtarzem Matki, Yennefer. Niechaj więc spłynie na ciebie jej łaska.

— Czcigodna, ja… Chciałam cię uniżenie prosić…

— Nic nie mów. Jarlu, z pewnością masz wiele zajęć. Zostaw nas same, tu, na Hindarsfjall. My zdołamy się porozumieć. My jesteśmy kobietami. Nieważne, czym się trudnimy, kim jesteśmy: zawsze służymy tej, która jest Dziewicą, Matką i Staruchą. Uklęknij przy mnie, Yennefer. Pochyl głowę przed Matką.

1 ... 67 68 69 70 71 72 73 74 75 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название