S?uga Bo?y
S?uga Bo?y читать книгу онлайн
Najbardziej wstrz?saj?ca i blu?niercza wizja w historii polskiej fantastyki! Oto ?wiat, w kt?rym Chrystus zszed? z Krzy?a i obj?? w?adz? nad ludzko?ci?. ?wiat tortur, stos?w i prze?ladowa?. Czuwa nad tym, by Twoja wiara by?a czysta. Strze?e Twych my?li przed zgorszeniem. ?ledzi Twe uczynki, aby? nie zgrzeszy?. A je?li przyjdzie taka potrzeba, ofiaruje Ci bolesn? rozkosz stosu. To on – Inkwizytor Jego Ekscelencji Biskupa. Miecz w r?ku Pana i s?uga Anio??w. "S?uga Bo?y" to przeredagowane i uzupe?nione wznowienie tomu opowiada? o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie, zawieraj?ce mi?dzy innymi nigdy nie publikowany tekst "Czarne p?aszcze ta?cz?". W "S?udze Bo?ym" czarnoksi??nicy odprawiaj? blu?niercze rytua?y, demony zst?puj? na ?wiat, czarownice knuj? mroczne intrygi. A temu wszystkiemu musi przeciwstawi? si? cz?owiek, kt?rego serce jest tak gor?ce jak ogie? stos?w, na kt?re posy?a swe ofiary.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Epilog
Ta historia zaczęła się w Hez-hezronie i tam właśnie musiała się zakończyć. Do domu Lonny weszliśmy wczesnym rankiem. Ja, Kostuch, bliźniacy i trzech inkwizytorów w ciemnych płaszczach. Kiedy nas zobaczyła, krew odbiegła jej z twarzy.
– Mordimer – powiedziała głuchym głosem.
– Mordimer Madderdin w imieniu Inkwizycji – rzekłem. – Twój dom, córko, zostanie poddany inspekcji.
– Ja nic nie zrobiłam – powiedziała z rozpaczą w głosie. – Wiesz o tym, Mordimer!
– Przynależność do Kościoła Czarnego Przemienienia, obmierzłej sekty heretyków, to twoim zdaniem nic? – zapytałem. – A skupowanie dziewic w celu poddawania ich świętokradczym obrządkom? Nie mówiąc już o sprofanowanych relikwiach i heretyckich amuletach, które znajdziemy w twoim domu.
– Powiedziałeś, że jeśli stoisz po jednej strony barykady, a kto inny po drugiej, to można podjąć tylko jedną słuszną decyzję. I ja stanęłam po twojej stronie, Mordimer! Pomogłam ci!
– Nic ci nie obiecywałem, Lonna – wzruszyłem ramionami. – Takie jest życie. Pełne niegodziwości. Zresztą sama o tym najlepiej wiesz. W końcu to ty, perełko, wydałaś mnie ludziom kardynała. Łatwo było myśleć, że uprzykrzony Madderdin nigdy nie opuści już Gomollo, prawda? Ale zapomniałaś o nieoczekiwanym, perełko. O tym, że Goliat nie zawsze zwycięża Dawida. W końcu Mądra Księga mówi: „Albowiem Bóg jest sędzią. Tego poniża, a owego podwyższa”.
Lonna patrzyła na mnie i milczała. Bardzo dobrze, bo nie było nic do powiedzenia.
Kostuch zbliżył się do mnie i widziałem jego wygłodniałe oczy.
– Mogę, Mordimer? – zapytał pokornie.
– Możesz, Kostuch, ale ona ma przeżyć – odparłem.
Był jak wdzięczny psiak, kiedy porywał ją, i bezwolną, zrozpaczoną i oniemiałą prowadził na górę, do komnat. Potem słyszeliśmy przez dłuższy czas jej krzyk, ale później ten krzyk umilkł. Kiedy inkwizytorzy ją zabierali, miała zakrwawione uda, porwaną suknię i pustkę w oczach.
W dwie godziny potem otoczyliśmy dom Hilgferarfa. Przyjął nas zimno, spokojnie, i tak, jak my, wiedział, że jest już martwy.
– Nie trzeba było mnie oszukiwać, panie Hilgferarf – powiedziałem. – Dziewice z południa miały być wspólnym prezentem pana i Bulsaniego dla Diabła z Gomollo i jego gości, prawda? Pan dawał gotówkę, a prałat dojście do kardynała. Ale Bulsani postanowił pana przechytrzyć, czyż nie tak, i wręczyć prezent tylko we własnym imieniu? Wynajął mnie pan, doskonale wiedząc, gdzie jest Bulsani. Co to miało być? Próba?
– Nie. Nie wiedziałem, że Bulsani kupił dziewczyny, dopóki mi pan o tym nie powiedział. Przypuszczałem tylko, że mógł to zrobić.
– Tak, tak, wysoko grał nasz prałat. Tak jak i pan – powiedziałem serdecznie.
– To prawda – rzekł Hilgferarf. – O co jestem oskarżony?
– O herezję, łamanie zasad świętej wiary, spisek, profanację relikwii, rytualne morderstwa, przynależność do sekt nie usankcjonowanych przez Kościół – powiedziałem – i o co pan jeszcze tylko chce.
– Dlaczego mi to pan robi, Madderdin?
– Aby układanka pasowała – rzekłem. – Kardynałowie i ladacznica, poważany kupiec i słynący z frywolnego życia prałat. Wszyscy są heretykami, a to oznaczy, że herezja może być wszędzie. Tu i tam. W domu twojego sąsiada i w kościele twojego proboszcza. Może nawet w głowie twojej żony. Trzeba było zajmować się handlem, panie Hilgferarf, a nie mieszać do polityki. I niech pan pomyśli, kto był pańskim wspólnikiem, bo takie pytania pan na pewno usłyszy. A wtedy trzeba będzie odpowiadać szybko i logicznie, jeśli nie chce pan cierpieć ponad miarę.
– Mam przyjaciół – powiedział blady, nie wierząc we własne słowa.
Skinąłem mu głową i przywołałem skinieniem inkwizytorów. Wyszedłem, kiedy zakładali mu kajdany. Był już przecież martwy, a martwi ludzie nie mają przyjaciół.
Być może spytacie, co czuję, pozostawiając za sobą trupy? Co czuję, wiedząc, że sześciu kardynałów, Lonna, Hilgferarf, dworzanie i żołnierze kardynała Gomollo są martwi? Niektórzy zresztą jeszcze żyją. Ich serca biją ze strachu, ich gardła wydają okrzyki bólu, ich płuca duszą się w chrapliwym oddechu, ich mózgi starają się wymyślić historie, które zaspokoją ciekawość spokojnych ludzi w ciemnych płaszczach. Schodzę czasami tam, na dół. Do mrocznych piwnic, których ściany tętnią bólem i strachem. Widziałem Lonnę, widziałem Hilgferarfa i widziałem kardynałów. Pozbawieni godności i purpury wili się u stóp inkwizytorów, oskarżając samych siebie i swych towarzyszy. Nie odczuwam radości, ale nie odczuwam też smutku. Ci ludzie już teraz wierzą, że byli heretykami, spiskującymi przeciw Kościołowi i świętym zasadom naszej religii. A jeśli uwierzyli we własną zdradę, to znaczy, że ta zdrada była zawsze w głębi ich serc. Bo człowiek uczciwy nigdy nie straci zaufania do własnej prawości.
Jedyne, kogo mi żal, to sześciu dziewic z południa. Kazałem zabić je Kostuchowi i bliźniakom, a ich ciała ułożyć w wyrysowanych czarną kredą kręgach, potem podciąć żyły i krew zlać do szklanych retort. Kazałem na ich piersiach i brzuchach wypisać tajemne symbole, a między nogi włożyć odwrócone krzyże. Wiedziałem, że ten widok wystarczy, by inkwizytorzy z Hez-hezronu poczuli się jak gończe psy na tropie. Wiedziałem też, że będzie to powód aresztowania sześciu kardynałów-spiskowców, zwłaszcza iż do Hez-hezronu dotarły wieści o spisku knutym przy okazji heretyckich praktyk. Tak więc czuję trochę żalu. Pociesza mnie tylko jedno: wszyscy jesteśmy winni w oczach Boga, a pytaniem jest jedynie czas i wymiar kary. Tak powiedział mój Anioł, a ja nie znajduję powodów, by nie wierzyć jego słowom. I wierzę też, że mój czas nieprędko nadejdzie, a kara nie będzie surowa nad miarę.