S?uga Bo?y

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу S?uga Bo?y, Piekara Jacek-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
S?uga Bo?y
Название: S?uga Bo?y
Автор: Piekara Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 277
Читать онлайн

S?uga Bo?y читать книгу онлайн

S?uga Bo?y - читать бесплатно онлайн , автор Piekara Jacek

Najbardziej wstrz?saj?ca i blu?niercza wizja w historii polskiej fantastyki! Oto ?wiat, w kt?rym Chrystus zszed? z Krzy?a i obj?? w?adz? nad ludzko?ci?. ?wiat tortur, stos?w i prze?ladowa?. Czuwa nad tym, by Twoja wiara by?a czysta. Strze?e Twych my?li przed zgorszeniem. ?ledzi Twe uczynki, aby? nie zgrzeszy?. A je?li przyjdzie taka potrzeba, ofiaruje Ci bolesn? rozkosz stosu. To on – Inkwizytor Jego Ekscelencji Biskupa. Miecz w r?ku Pana i s?uga Anio??w. "S?uga Bo?y" to przeredagowane i uzupe?nione wznowienie tomu opowiada? o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie, zawieraj?ce mi?dzy innymi nigdy nie publikowany tekst "Czarne p?aszcze ta?cz?". W "S?udze Bo?ym" czarnoksi??nicy odprawiaj? blu?niercze rytua?y, demony zst?puj? na ?wiat, czarownice knuj? mroczne intrygi. A temu wszystkiemu musi przeciwstawi? si? cz?owiek, kt?rego serce jest tak gor?ce jak ogie? stos?w, na kt?re posy?a swe ofiary.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 47 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Czego budzisz ludzi, Kostuch? – spytałem cicho i podszedłem do niego. – Czego się skradasz?

– Tak tam cię szukałem – mruknął. – Czas już jechać, nie?

– Pewnie czas – odparłem i spojrzałem w stronę śpiącej kobiety.

– Zostawiasz ją tu? Zabierasz do Hezu?

Uśmiechnąłem się.

– Kostuch… do Hezu? Zwariowałeś, chłopie? Co ja tam z nią robił?

– Już ja wiem, co byś robił… – Widziałem, że nie może oderwać spojrzenia od jej nagiej nogi. Oblizał się bezwiednie.

– Może mógłbym, co, Mordimer? – wskazał Lorettę krótkim ruchem podbródka.

– Na miecz Pana! Zupełnie ci odbiło?

– Pilnowałem Gunda – mruknął naburmuszony. – Nakarmiłem go i odprowadziłem w krzaki, żeby się wysrał. Nawet palcem go nie tknąłem, Mordimer. Jest zdrowy, nażarty i wyspany.

– I co? W związku z tym uważasz, że ci się należy nagroda? – Rozbawiła mnie jego argumentacja, bo był jak dziecko.

Wzruszył tylko ramionami. Loretta znowu poruszyła nogą, gdyż jakaś mrówka spacerowała po jej łydce. Kostuch głośno przełknął ślinę.

– A w zasadzie, wiesz co – powiedziałem nagle. – Weź ją sobie, jak chcesz.

Spojrzał na mnie, a oczy mu się rozjaśniły.

– Naprawdę, Mordimer? Mogę?

– Naprawdę, naprawdę – odparłem. – Tylko, Kostuch – Podszedłem tak bliziuteńko do niego, że ostra woń jego skóry i potu zalała mi nozdrza. – Możesz się pobawić, ale nie wolno ci jej skrzywdzić, rozumiesz?

– Ej, no znasz mnie przecież…

– Właśnie dlatego to mówię, że cię znam, łobuzie. – Uśmiechnąłem się, ale zaraz spoważniałem. – Nie zawiedź mnie, Kostuch.

Milczał przez chwilę.

– Wiesz, Mordimer – powiedział cicho. – Myślę, że kiedyś mnie zabijesz…

– Co takiego?!

– Kiedyś mnie… – zmarszczył brwi, bo szukał właściwego słowa – poniesie. A ty mnie wtedy zabijesz… chyba.

– Co ty w ogóle, Kostuch, gadasz? – żachnąłem się, bo nie tylko zdumiały mnie jego przemyślenia, ale zastanawiałem się, czy przypadkiem nie ma racji. – Daję ci ładną dziewkę, więc się zabaw i nie zawracaj sobie głowy głupotami. Wiesz, że ty tu nie jesteś od myślenia.

– Wiem – odparł. – Dziękuję, Mordimer – dodał po chwili.

– Aha, Kostuch – odwróciłem się jeszcze. – Tylko nie zapomnij później mojego płaszcza.

– Jasssne – odmruknął, znowu wpatrzony w Lorettę.

Szybkim krokiem poszedłem w stronę obozowiska. Kiedy byłem mniej więcej w połowie drogi, usłyszałem przeraźliwy kobiecy krzyk.

– Nie, nie! Moooordimer!

Przystanąłem na moment, ale zaraz zagryzłem wargi i poszedłem dalej.

– Jeeeezu, proszę, nie! Moordimeeee… – Krzyk urwał się nagle, jakby ktoś zatkał jej usta.

Kiedy doszedłem do naszej polanki, zobaczyłem, że bliźniacy są już gotowi do drogi, a doktor Gund siedzi na siodle swego konia.

– Dobra, chłopaki, jedziemy – powiedziałem.

– A co tam niby z Kostuchem? – spytał Drugi.

– Zabawia się. – Uśmiechnąłem się, choć nie wiem czemu, ale wcale uśmiechać się nie chciałem. Minęła jednak już wieczność i było za późno, by wracać. – Dogoni nas.

– Z tą tam, niby czarownicą? – Czyżbym usłyszał zdumienie w głosie Drugiego?

– A co? Z dziuplą? – warknąłem – jedziemy!

Koło południa dogonił nas Kostuch. Zziajany i zadowolony.

– Pamiętałem o płaszczu – powiedział, podjeżdżając do mnie i wręczył mi zwinięty materiał.

– Dzięki – odparłem, a on uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę bliźniaków.

Rozwinąłem płaszcz i zobaczyłem smugę krwi. Wpatrywałem się przez chwilę w szkarłatny ślad na ciemnej materii, po czym przewiesiłem płaszcz przez siodło.

Odetchnąłem głęboko i ścisnąłem mocniej wodze. Nie miałem sobie nic do zarzucenia. Ostrzegałem ją, że nie pasujemy do siebie, mówiłem, aby za nami nie jechała i namawiałem, by powróciła do domu. Ale Loretta dokonała wyboru i musiała za ten wybór zapłacić. Miałem tylko nadzieję, że żyła, ale nie zamierzałem wracać i tego sprawdzać.

– Hej, Mordimer – wrzasnął Kostuch. – Pośpiewamy sobie?

– Czemu nie? – odparłem pytaniem i odetchnąłem głęboko.

A potem zaczęliśmy śpiewać, by umilić sobie nudną podróż i zapomnieć o miasteczku Thomdalz, do którego z całą pewnością nigdy już nie wrócimy.

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 47 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название