-->

Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy
Название: Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 158
Читать онлайн

Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy читать книгу онлайн

Trylogia o Reynevanie – II Bozy Bojownicy - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Rok nasta? Pa?ski 1427. Pami?tacie co przyni?s?? Wiosn? wonczas, og?osi? papie? Marcin V bull? Salvatoris omnium, w kt?rej konieczno?? kolejnej krucjaty przeciw Czechom kacerzom proklamowa?. W miejsce Orsiniego, kt?ry leciwy by? i haniebnie nieudolny, obwo?a? papa Marcin kardyna?em i legatem Henryka Beauforta. Beaufort aktywnie bardzo sprawy si? uj??. Wnet krucjat? postanowiono, kt?ra mieczem i ogniem husyckich apostat?w pokara? mia?a.

Gor?ce, skwarne by?o lato roku 1427. A co, pytacie na to Bo?y bojownicy? C??, kontynuuj? oni swoj? misj?. Po rejzach ich oddzia??w pozostaj? jeno zgliszcza i trupy. Reynevan, medyk z wykszta?cenia i powo?ania, bierze udzia? w krwawych bitwach. Jest wielokrotnie brany w niewol?, ale ze wszystkich opresji wychodzi ca?o. Z zadziwiaj?c? gorliwo?ci? nastaj? na niego wszyscy: i Inkwizycja, i z?owrogi Pomurnik, i pospolici raubritterzy, kt?rych nikt nie przekona, ?e Reynevan nie mia? nic wsp?lnego z napadem na wioz?cego znaczn? sum? pieni?dzy poborc? podatk?w. A tak?e wyj?tkowo na? zawzi?ty Jan von Biberstein, pan na zamku Stolz, obwiniaj?cy Reynevana o zniewolenie jego c?rki. Pan Jan obiecuje, ?e napcha gwa?ciciela prochem i wystrzeli w powietrze. U boku Bo?ych bojownik?w Reynevan walczy za prawdziw? wiar?, m?ci si? za doznane krzywdy, i odnajduje wreszcie mi?o?? swego ?ycia.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

– Pojmuję – twarz Kralovca ścięła się lodem. – Mów, z czym przybywasz. Reynevan wziął głęboki wdech. Jutto, pomyślał. Jutto, wybacz. – Jan Ziębicki idzie na was od północy z tysiącem ciężkozbrojnej jazdy. Zamierzają uderzyć na was w marszu. Sprawić wam drugie Kratzau. Kralovec zaciął zęby na dźwięk nazwy. Inni hejtmani zaszemrali głucho. Był wśród nich Jan Kolda z Żampachu. Był Matej Salava z Lipy. Był ktoś do Mateja podobny i noszący identyczny herb, a więc niewątpliwie jego brat Jan. Był siedzący na wielkim rycerskim siwku Brazda z Klinsztejna, jak zwykle obnoszący się z rodowymi ostrzewiami Ronoviców. Był znany Reynevanowi z widzenia Wiłem Jenik z Mieczkowa, hejtman Litomyśla. Był przezywany Polakiem Piotr z Lichwina, obecny komendant zdobytego wiosną zamku Homole. I to właśnie czarny jak kruk Piotr Polak odezwał się pierwszy. – Co jeszcze – spytał złym głosem – kazali ci powtórzyć Ziębicki i Puta? Do czego masz nas skłonić? – Miałem – odrzekł z naciskiem Reynevan, zwrócony twarzą nie do Polaka, lecz do Kralovca. – Miałem was skłonić do tego, co sami właśnie robicie. Do marszu na północ, w dolinę Ścinawki. Sami leziecie w zasadzkę, Janowi Ziębickiemu prosto w paszczę. Byłbym prowokatorem, jak sugeruje pan z Lichwina, wystarczyłoby mi milczeć. A ja was ostrzegam. Ratuję was przed klęską i zagładą. Nawet nie wiecie, jakim kosztem to robię. Jeśli macie mnie za szpiega, zabijcie. Nie powiem więcej ani słowa. – To Reynevan – powiedział Brazda z Klinsztejna. To jeden z nas! I ostrzega nas wszak. Co miałby osiągnąć przez to, że nas ostrzega? – To, że zatrzymamy się w marszu – rzekł wolno Wiłem Jenik. – Że damy wrogim wojskom czas, którego potrzebują. Że damy czas na ucieczkę z dobytkiem wsiom, które idziemy złupić. Ja tego człowieka nie znam… – A ja znam – uciął ostro Kralovec. – Rozkazuję zatrzymać kolumnę. Bracie Wilemie, patrole i podjazdy na północ i w stronę Kłodzka. Bracie Piotrze, bracie Mateju, sformujcie jazdę. – Stawiamy hradbę?

– Stawiamy – potwierdził Kralovec, stając w strzemionach i oglądając się. – Tam, za tą rzeczką, pod wzgórzem. Jak zwie się tamta wsina, którą mijaliśmy? Wie któryś? – Stary Wielisław.

– Tam więc się postawimy. Dalej, bracia! Żywo!

Ustawianie wagenburga, vozovej hradby, Reynevan widział już ładnych kilka razy. Ale nigdy w tak sprawnym wykonaniu jak teraz. Sierotki Kralovca uwijały się jak w ukropie, a ład i organizacja wzbudzały podziw. Wpierw utworzono centrum, nucleus, pierścień z wozów spyżnych, wewnątrz którego ukryto konie juczne i bydło. Wokół centrum szybko zaczęła tworzyć się właściwa hradba: czworokąt wozów bojowych. Woźnice sprawnie podprowadzali wehikuły na właściwe pozycje. Konie wyprzęgano i odprowadzano do centrum. Wozy ustawiano systemem "koło na koło", tak by lewe tylne koło wozu poprzedzającego móc związać łańcuchami z przednim prawym kołem następnego, przez co ściana wozowego szańca miała formę schodkową. W pozostawiane co kilka wozów przerwy wprowadzano artylerię – hufhice, taraśnice, małe puszki. Każdą ze ścian tworzyło pięćdziesiąt wozów bojowych, cały wagenburg tworzył kwadrat o boku długim na co najmniej dwieście kroków. Nim zaczęło zmierzchać, wagenburg stał. I czekał.

– Zdradą planowaliśmy Kłodzko brać – powtórzył Brazda z Klinsztejna, w zamyśleniu zamierając z łyżką nad garnkiem. – Jeno nic nie wyszło z tego. Naszych, co w mieście byli, wszystkich wyłapali. I na śmierć zamęczyli. Był wśród nich Rzehors, podobno strasznie katowali go na szafocie, na rynku. A plotkowano, że i tyś tam równie paskudny koniec znalazł. Rad jestem, żeś ocalał. – I jam rad – zacisnął zęby Reynevan. – A Bisclavret też nie żyje. Zabili go. To koniec Vogelsangu. – Ty zostałeś. Przeżyłeś.

– Przeżyłem.

Brazda wznowił siorbanie, ale tylko na chwilę.

– Jeśli Ślązacy nie nadciągną… Jeśli okaże się, że… Możesz mieć kłopoty, Reynevan. Nie boisz się? – Nie.

Milczeli, siorbali polewkę. Snuł się dym z ognisk. Chrapały konie w wewnętrznym pierścieniu wagenburga. – Brazda?

– Co?

– Nie widziałem przy sztabie żadnego kaznodziei. Ani Prokupka, ani Krejczirza… – Prokupek… – Ronovic smarknął, otarł nos. – Prokupek jest w Pradze, karierę robi. Gotów w biskupy pójść. Krejczirz poległ pod Kratzau, zarąbali go razem z tymi jego procarzętami, tak dostał, że nie było co zbierać. Mieliśmy jeszcze jednego księdza, ale niemocny był, słabował. Zmarło mu się. Pod Dusznikami go pochowalim. Będzie dwie niedziele temu. – Zostaliście… – Reynevan odchrząknął. – Zostaliśmy więc bez pociechy duchowej? – Jest wódka.

Dość szybko i dość raptownie – był wszak dwudziesty szósty grudnia – zapadły ciemności. I wtedy powróciły podjazdy, patrole, jazda Piotra Polaka. Na rozmigotany od ognisk plac wagenburga jęli wlewać się konni. – Idą! – zameldował Kralovcowi zdyszany Piotr Polak. – Idą, bracie! Niemczyk Reynevan prawdę gadał, idą! Samo rycerstwo, dobry tysiąc koni! Na chorągwiach śląskie orły, widać też znaki Opawy! Zeszli w kotlinę, są już pod Kłodzkiem! Przed świtem tu będą! – Uderzą? – spytał Jan Kolda. – Zamiarowali przeca, jak pod Kratzau, napaść na idącą kolumnę. A gdy się spostrzegą, żeśmy w pogotowiu? Uderzą? – Bóg jeden to wie – odrzekł Kralovec. – A my wychodu i tak nie mamy, czekać musimy. Pomódlmy się, Boży bojownicy! Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech…

Było zimno, zaczął prószyć drobny i suchy śnieg.

– Co to za wieś przed nami?

– Mikowiec, mości książę. A dalej to już będzie Schwedeldorf… – Czas tedy! Czas! Chorągwie naprzód! Pod znakami pójdziemy do szarży! Chorążowie wysunęli się na czoło. Pierwsza załopotała przed frontem wojska chorągiew Ziębic, z orłem w połowie czarnym, w połowie czerwonym. Przy niej wzniósł się znak biskupi, czarne orły i czerwone lilie. Obok zabłysnął bielą i czerwienią sztandar Opawy. Obok chorągiew świdnicka, czarne orły i czerwono-białe szachownice. I czarny orzeł Wrocławia. U boków odzianego w mediolańską zbroję Jana z Ziębic stanęli wodzowie. Młody Wacław, dziedzic Opawy, książę na Głubczycach. Dowodzący chorągwią biskupią Mikołaj Zedlitz z Alzenau, starosta Otmuchowa, ze złotą klamrą na czerwonej tarczy. Marszałek biskupi Wawrzyniec von Rohrau. Grodkowski starosta Tamsz von Tannenfeld. Dowodzący kontyngentem świdnickim podstarosta Hinko Stosz. Łatwy do rozpoznania po czerwono-srebrnym turzym łbie w herbie Jerzy Zettritz, dowódca wrocławian. – Naprzód!

– Mości książę! Młody Kurzbach, z podjazdu!

– Bywaj tu, bywaj! I gadaj! Jakie wieści? Gdzie husyci?

– Leżą… – odrzekł z siodła rycerzyk z trzema złotymi rybami na tarczy. – Leżą pod Starym Wielisławiem… – Nie są w marszu?

– Nie. Obozują.

Dowódcy zaszemrali. Hinko Stosz zaklął. Tannenfeld splunął. Jan Ziębicki zatoczył koniem. – Nic to! – zakrzyknął. – Nic to!

– Twój szpieg widomie zdradził nas, książę – orzekł sucho Jerzy Zettritz. – Z zaskoczenia nici. I co teraz? – Nic to, rzekłem! Uderzymy!

– Na wagenburg? – bąknął Wawrzyniec von Rohrau. Mości książę… Czesi są w gotowości… – Nie są! – zaprzeczył książę. – Bielawa nie zdradził. Nie potrafiłby! To tchórz i słabeusz! Wie, że mam go w ręku, że mogę strasznie go pognębić, jego i jego gamratkę… Nie odważyłby się… Kralovec, zaręczam, nic nie wie o nas, nie ustawił wagenburga, rozbił zwyczajny nocny obóz! Nasza przewaga wzrosła! Dojdziemy przed świtem, w mroku uderzymy na śpiących, rozproszymy ich i wyrżniemy. Nie dostoją szarży, rozniesiemy ich! Bóg z nami! Minęła północ, mamy dwudziesty siódmy grudnia, dzień świętego Jana Ewangelisty, patrona mego! W imię Boga i świętego Jana, naprzód, panowie rycerze! – Naprzód! – krzyknął Wacław Opawski.

– Naprzód! – zawtórował Mikołaj Zedlitz, starosta otmuchowski. Trochę jakby mniej pewnie. – Naprzód! Gott mit uns!

Na wozach wagenburga, między wozami i pod nimi, czekało w gotowości dwa i pół tysiąca Bożych bojowników. Tysiąc czekał w zwartym odwodzie, gotów zastąpić poległych i rannych. Pośrodku placu stłoczył się oddział szturmowy Sierotek, dwieście koni lekkozbrojnej jazdy.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название