-->

Zmijowa Harfa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Zmijowa Harfa, Brzezi?ska Anna-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Zmijowa Harfa
Название: Zmijowa Harfa
Автор: Brzezi?ska Anna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 264
Читать онлайн

Zmijowa Harfa читать книгу онлайн

Zmijowa Harfa - читать бесплатно онлайн , автор Brzezi?ska Anna

W Spichrzy, najpi?kniejszym mie?cie Krain Wewn?trznego Morza, nadchodzi czas karnawa?u. Zb?jca Twardok?sek liczy, ?e wreszcie wypocznie, posili si? i na??opie trunk?w na koszt ksi?cia. Czy mu si? to uda?

Na ulicach i w zau?kach Spichrzy narasta ?wi?teczny zam?t. Mieszka?cy, przera?eni wie?ciami o rzezi, zgotowanej przez szczurak?w okolicznym miasteczkom, topi? strach w winie i wyrzekaj? przeciw ksi?ciu i radzie miejskiej. Tumult przeradza si? w krwaw? ludow? rewolt?, kiedy rozjuszeni rzemie?lnicy zaczynaj? mordowa? patrycjuszy.

Tymczasem Szarka, niepomna na marzenia kompana, w towarzystwie wied?my i ?alnickiej ksi??niczki ugania si? po mie?cie w poszukiwaniu Ko?larza. Ciekawa, co tym razem zgotowali jej bogowie, zap?dza si? do wie?y ?ni?cego, gdzie w?r?d zwierciade? ukryta jest podobno przysz?o?? Krain Wewn?trznego Morza. A Zarzyczka, wypowiadaj?c ?yczenie, budzi przepowiedni? i stare legendy zaczynaj? si? wype?nia? na nowo.

"?mijowa harfa" – kontynuacja "Plew na wietrze" – to historia ?wiata w przededniu wojny, kt?ra zmieni zar?wno bog?w, jak i ?miertelnik?w.

Anna Brzezi?ska – mediewistka, jedna z najpopularniejszych polskich autorek fantasy, trzykrotna laureatka Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

I taka jej córka, pomyślał zbójca, popatrując ku Szarce. Słuchała z przygryzioną wargą. Skrzydłoń pieszczotliwie ocierał się łbem o jej ramię.

– Nie bardziej, niźli każda inna niewiasta, która z mężami na wiking chadzała! – wykrzyknął porywczo Suchywilk. – Łżecie, Czarny. Powtarzacie byle co, boście nigdy nie sprzyjali Selli. Ani wy, ani babka. I pospołu umyśliliście powiastkę o bożej klątwie!

– To nie byle powiastka – pokręcił głową Czarnywilk. – Za tą dziewką nieszczęście krok w krok chadzało. Od kołyski. Jeszcze matczyną pierś ssała, jak ją pomorcka niewolnica rzuciła w palenisko. Gadano potem, że Pomorka kołowata była, ale wedle mnie już wtedy bogowie dybali na Sellę. A małośmy potem podobnych trafunków oglądali? Trzeci rok dziewce szedł, jak się lody pod saniami zerwały. Samem potem przeprawę oglądał, lód był na cztery łokcie gruby, a przecie prysnął jako sen złoty, mnogość narodu wygubiwszy.

– Jeno nie Sellę – gniewnie rzekł Suchywilk. – Sami widzicie.

– Prawda, że dziewuszkę wodnice na brzeg wyniosły – przyznał siwowłosy Zwajca. – Goluśką, zestrachaną i ryczącą z przerażenia. Ale po jej rodzicielach jeno kręgi na wodzie pozostały. A młodzi jeszcze byli, mogli nowe potomstwo płodzić. Tyle, że bogowie nie dopuścili do pomnożenia rodu.

– Miałem niewiastę – z namysłem zaczął Przemęka. – Dawno temu, ledwo ninie jej twarz pomnę. Zima nastała. Surowa, jaka zazwyczaj na północy bywa. Moja niewiasta saniami wyjechała z dworca i nigdyśmy jej potem żywej nie oglądali. W oparzelisko wpadła, śniegiem z wierzchu przysypane. Ja wam, mości Czarnywilku, kłamstwa nie zarzucam. Przeciwna, wiele słyszałem o przekleństwie ciążącym nad rodem Iskry. Lecz zdawało mi się, że to jeno gadanie, bo ludzie zawsze cudowności chciwi. Jak moją niewiastę w przerębli łowili, tom takoż bogów wielkim głosem przeklinał. Jednak trza się było przemóc, tedy się przemogłem. Bo tak światy urządzone, że się lody rwą, ludzi w głębinę wciągając. Nic na to człek śmiertelny nie poradzi.

– Powiadacie? – uśmiechnął się cierpko siwowłosy Zwajca. – Tyle, że się rychło później nad Sellą bierzmo w pół rozpękło, domowników przy stole kupę ubiwszy. A ile razy jej wyspę Pomorcy najazdem trapili, trudno zliczyć, choć tam ani bogactw niezwyczajnych, ani niewolnika nie było.

– Tuście nas dopiero zadziwili! – prychnął Suchywilk. – Iście cud, że Pomorcy Zwajców tłuką, choćby bez przyczyny. Rzeknijcie jeszcze, że raz i drugi dworzec popalili, a będzie nowina wiekopomna.

– Frejbiterzy dla zysku napadają! – zaperzył się Czarnywilk. – I boją się skalnych robaków jako wszyscy w Krainach Wewnętrznego Morza. Tymczasem na małą Sellę zasadzali się pomorccy kapłani, nie zwyczajni rabusie. Pomorccy kapłani, kuzynie, z czołami napęczniałymi od skalnych robaków. I nader hojnie obdarzający owymi skalnymi robakami wszystko, co im na drodze do Selli stanęło. Strach wspomnieć, jaki widok się naszym oczom pokazał, kiedyśmy po ich napadzie dworzec otwarli. Ni żywa dusza na wyspie nie pozostała. Nic, prócz stoczonego skalnymi robakami ścierwa. I Selli, którą sorelki w grotach przechowały.

– Czy za to ich Zird Zekrun nienawidzi? – Wiedźma przechyliła głowę na bok, jakby czego nasłuchiwała.

Zbójca, który dobrze ją poznał podczas przeprawy przez Góry Żmijowe, pojął, że musi się jej teraz cosik ważnego przypominać. Może zabłąkane w pomąconym umyśle strzępy przepowiedni albo boskie słowa, nie wiedział.

– Czy dlatego przyzywa je na Pomort i wprzęga w Wężymorda?

Suchywilk niespokojnie popatrzał ku przewodnikowi, który siedział w pewnym oddaleniu i obojętnie obłupywał z kory gałązkę skarlałej olszyny.

– Idźcie dalej, dobry człowieku – rozkazał Koźlarz, najwyraźniej podzielając obawę zwajeckiego kniazia. – Cierń się pannie w nogę wbił, trza go wydobyć i ranę zaraz opatrzeć, bo nie wiedzieć, jaka w tym bagnisku zaraza siedzi. Rychło was dopędzimy.

Wieśniak zabulgotał pod nosem z niezadowoleniem, ale nie śmiał się głośno przeciwić. Podniósł się i poczłapał naprzód, z donośnym plaśnięciem wyrywając łapcie z błota.

– Co Zird Zekrun czyni sorelkom? – spytał przyciszonym szeptem zwajecki kniaź. – Gadaj, wiedźmo, śmiało, nic się nie lękaj.

Jasnowłosa niewiastka przysunęła się nieco bliżej Twardokęska, jakby szukając u niego obrony, i spuściła głowę. Nie pamięta, pomyślał zbójca. Zapomniała, ścierwo przeklęte.

– Nie męczcie jej – poprosiła Szarka, kładąc rękę na ramieniu wiedźmy. – Sama wam powiem. Mówiłyśmy o sorelkach w czas spichrzańskiego karnawału. Zaraz po tym, jak bogowie radzili na Tragance, a Fea Flisyon ułożyła się do snu. Myślę – dodała w zadumie – że Zaraźnica zesłała na wiedźmę własną wiedzę. Nie rozumiem dlaczego.

– Byłam tam – dumnie oznajmiła wiedźma. – Ja i inne wiedźmy też były, choć mnie jedną bogini wezwała. Może dlatego żadna z tamtych nie doczekała świtu, prawda? – popatrzyła pytająco na Szarkę.

Mężczyźni obejrzeli się po sobie, zatrwożeni wiedźmimi nowinami. Istotnie, pomyślał zbójca, nam ta niedojda wieszczy i drogę wskazuje, choć sama nieledwie obłąkana. Jednak najpewniej nie my jedni postanowiliśmy posłuchać wiedźmiej przepowiedni. Może być, że i Węży – mord ma na dworze podobne straszydło, co mu bogów szpieguje i wieści znosi.

– Tego nie wiem – Szarka potrząsnęła głową. – Nie wiem też, czy Zird Zekrun naprawdę nienawidzi sorelek, czy też są jedynym sposobem, by wypełnić obietnicę. Dla mnie to obojętnie. Zgoła bardziej trwożą mnie tamte wiedźmy, które przysłuchiwały się radzie bogów na Tragance. O nich nic nie wiem – uprzedziła pytanie.

– Jaką obietnicę? – Żalnicki książę wpatrywał się w nią z napięciem.

– Że uczyni go równym bogom – z prostotą odparła Szarka. – Zird Zekrun przyobiecał Wężymordowi bogactwo, panowanie nad potężnymi krajami, zemstę na rodzie żalnickich kniaziów. I nieśmiertelność. Tę ostatnią próbuje mu podarować poprzez sorelki. Poprzez ich zagładę – przygryzła wargę – choć nie śmierć prawdziwą, bo istoty podobne sorelkom niełatwo umierają. Potrafią się za to przemieniać, przyjmować pozór śmiertelników i więcej jeszcze niż sam kształt i pozór. Każdej jesieni, kiedy Wężymord płynie na Pomort, Zird Zekrun coraz mocniej przemienia go i splata z wodnicami.

– Ohyda – wyszeptał zbielałymi wargami kapłan. W jego głosie nie brzmiała zwyczajowa wściekłość, tylko zduszony strach i obrzydzenie. – Ohyda.

– Słyszałem ich płacz w Cieśninach Wieprzy – potrząsnął głową Suchywilk. – Każdy żeglarz słyszał. Ale mi w głowie nie postało, że to za przyczyną Zird Zekruna. Najpierw żmijowie, a teraz sorelki… Nie sądziłem, że tak daleko sięgnęła zgnilizna. Że się Zird Zekrun na podobną obmierzłość poważy.

– Powinniście mi tę rzecz wcześniej wyjawić – powiedział Koźlarz.

A juści, pomyślał zgryźliwie zbójca. Będziesz miał teraz, parszywcze, nad czym nocką podumać. Bo widzi mi się, że niełatwa będzie przeprawa z Wężymordem. Szykuje się nam nie marna wojenka z uzurpatorem, ale walka z hybrydą może bogom równą, nieśmiertelną. Nie wiedzieć, czy cię przed nim ten wielgachny miecz obroni.

– Nie pytaliście, książę – powściągliwie odparła Szarka.

– Zapytam – rzekł Koźlarz. – Bądźcie spokojni, zapytam.

Oj, chciałbym się przypatrywać, pomyślał Twardokęsek, jak będzie książątko wypytywać Szarkę o tajemnice bogów. Widzi mi się, że wnet od spytek przyjdzie do połajanek, bo dziewka milkliwa i niepokorna. A na koniec może i do miecza, a nie wiedzieć, czyje ostrze przeważy. Albo, pomyślał z niepokojem, albo po połajankach godzić się zaczną, co nie byłaby rzecz niezwyczajna. Że też musiał się ten parszywy żalnicki gołodupiec napatoczyć…

– Kto tam wyrozumie, czemu Zird Zekrun nienawidzi sorelek – wzruszył ramionami Czarnywilk. – Jemu, prawdę mówiąc, żadne przyczyny niepotrzebne. Tyle wiemy, że wodnice zawsze kochały Sellę. A ona od dziecka na brzeg biegała i bardziej lgnęła do morskiego ludku niźli śmiertelników. Po owej rzezi dworca na długo słuch o niej zaginął, mianowicie dla tej przyczyny, że wodnice wezwały na ratunek Mel Mianeta. Nie wiedzieć, czym go ubłagały, dość że Morski Koń dziewuszkę oddał do klasztoru Rożenicy – Wieszczycy, hen daleko, aż w Sinoborzu. Na własnych ramionach ją poprzez Morze Wewnętrzne przeniósł – rzekł dobitnie. – On, bóg potężny, co całym Morzem Wewnętrznym trzęsie. A przecie nie ocalił…

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название