Dzie? ?mierci
Dzie? ?mierci читать книгу онлайн
Andrew Ryan, detektyw z Wydzia?u Zab?jstw, znowu mo?e pom?c w rozwik?aniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotno?? doskwiera przecie? obojgu…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Usłyszałam gdzieś z tyłu głosy i przesunęłam jedno ramię do przodu, drugie do tyłu i wspięłam się na palcach. Moje ciało skręciło się i przez ułamek sekundy widziałam ich, zanim liny nie przekręciły mnie z powrotem. Rozpoznałam włosy i oko tego mężczyzny. Kto był z nim?
Głosy umilkły, potem znowu je usłyszałam, ale tym razem były cichsze. Kroki i cisza. Na pewno nie byłam sama. Wstrzymałam oddech i czekałam na ich powrót.
Kiedy stanęła przede mną, byłam przestraszona, ale nie zszokowana. Dziś warkocze spięła na głowie i nie wisiały po obu stronach głowy jak wtedy, gdy chodziła po ulicach Beaufort z Kathryn i Carlie'em.
Wyciągnęła rękę i otarła łzę z mojego policzka.
– Boisz się? – Miała zimne i twarde spojrzenie.
Strach nakręci ją jak podwórzowego psa!
– Nie, Elle. Ani ciebie, ani twojej bandy świrów. – Ból gardła utrudniał mi mówienie.
Przesunęła palcem po moim nosie i przez usta. Miała szorstką skórę.
– Żadna Elle. Je suis Elle . Ja jestem Ona. Kobieca siła.
Rozpoznałam ten głęboki głos.
– Najwyższa kapłanka śmierci! – parsknęłam.
– Trzeba było dać nam spokój.
– Trzeba było dać spokój mojej siostrze.
– Potrzebujemy jej.
– Nie wystarczają wam inni? A może zabijanie tak cię ekscytuje?
Niech mówi. Zyskasz na czasie.
– Karcimy nieustępliwych.
– To dlatego zabiliście Daisy Jeannotte?
– Jeannotte. – Jej głos przepełniała pogarda. -Ta zjadliwa, wtrącająca się do wszystkiego idiotka. W końcu da mu spokój.
Co trzeba powiedzieć, by podtrzymać tę rozmowę?
– Ona nie chciała tylko, żeby jej brat umarł.
– Daniel będzie żyć wiecznie.
– Jak Jennifer i Amalie?
– Ich słabość mogła nas powstrzymywać.
– A więc wybieracie słabych i patrzycie, jak są rozszarpywani na strzępy?
W jej oczach było coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. Gorycz? Żal? Oczekiwanie?
– Wyciągnęłam je z dna i pokazałam, jak przeżyć. Same wybrały.
– A co takiego zrobiła Heidi Schneider? Za bardzo kochała męża i dzieci?
Patrzyła zimno.
– Wskazałam jej drogę, a ona i tak wydała na ten świat zło! Podwójne!
– Jak antychryst.
– Tak! – wysyczała.
Pomyśl! Co mówila w Beaufort?
– Mówiłaś, że śmierć to przejście w procesie rozwoju. Wychowujecie mordując dzieci i stare kobiety?
– Nie wolno pozwolić na zepsucie w nowym porządku.
– Dzieci Heidi miały cztery miesiące! – Strach i złość zmieniły mój głos.
– One były zdeprawowane!
– To były dzieci! – Chciałam się na nią rzucić, ale liny trzymały mocno.
Za drzwiami słychać było innych ludzi. Pomyślałam o dzieciach z posiadłości na Świętej Helenie i pierś zaczęła mi falować.
Gdzie jest Daniel Jeannotte?
– Ile dzieci zabiłaś razem ze swoim towarzyszem? Jej oczy prawie niedostrzegalnie zwęziły się.
Niech mówi.
– Zamierzasz poprosić wszystkich swoich ludzi, by umarli?
Nadal nic nie mówiła.
– Po co ci moja siostra? Straciłaś pomysły na motywowanie innych? – Mój głos drżał i był co najmniej o dwie oktawy wyższy.
– Zajmie czyjeś miejsce.
– Ona nie wierzy w wasz Armagedon.
– Świat zmierza ku końcowi.
– Kiedy go ostatnio oglądałam, wszystko było w porządku.
– Zabijacie sekwoje i robicie z nich papier toaletowy, a do rzek i oceanów wlewacie truciznę. Czy to jest w porządku? – Jej twarz była tak blisko mojej, że widziałam drobne żyłki pulsujące na jej skroniach.
– Zabij siebie, jeżeli musisz, ale pozwól innym wybierać.
– Trzeba zachować porządek. Liczbę dopuszczonych.
– Naprawdę? I wszyscy są tutaj?
Odsunęła twarz, ale nic nie odpowiedziała. Coś błyszczało w jej oku, jak światło uciekające od zbitego szkła.
– Nie wszyscy przyjdą, Elle.
Nie odwracała oczu.
– Kathryn nie ma zamiaru umierać dla ciebie. Ona jest daleko stąd, bezpieczna ze swoim dzieckiem.
– Kłamiesz!
– Ma gdzieś twój kosmiczny przydział.
– Znaki mówią swoje. Czas apokalipsy jest bliski i wszyscy powstaniemy z prochów!
Jej oczy były jak czarne dziury w tańczącym świetle. Wiedziałam, co to jest za spojrzenie. Obłęd.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam warczenie i ujadanie psów. Dźwięk dochodził z głębi domu.
Poruszyłam się rozpaczliwie, ale liny tylko się zacieśniły. Mój oddech zmienił się w szalone łapanie powietrza. To był odruch, bezmyślna walka.
Nie mogłam tego zrobić! Nie mogłam się uwolnić! A nawet jeśliby mi się udało? Byłam wśród nich.
– Proszę – powiedziałam błagalnie.
Tylko patrzyła zimnym wzrokiem.
Wyrwał mi się szloch, szczekanie było głośniejsze. Nadal się szarpałam. Nie poddam się, nawet kiedy sytuacja będzie beznadziejna.
Co zrobili inni? Widziałam poszarpane ciało i przebite zębami czaszki. Szczekanie przeszło w warczenie. Psy były bardzo blisko. Zapanował nade mną niekontrolowany strach.
Okręciłam się, by coś zobaczyć, i rzuciłam okiem na okno. Moje serce stanęło. Czy na zewnątrz ktoś był?
Nie zwróć jej uwagi na okno!
Opuściłam wzrok i obróciłam się w stronę Elle, nadal walcząc, ale teraz myślałam o tym, co działo się na zewnątrz. Czy mogłam mieć nadzieję na uratowanie?
Patrzyła na mnie bez słowa. Minęła sekunda. Dwie. Pięć. Znowu przekręciłam się w prawo i rzuciłam okiem.
Przez lód dostrzegłam cień poruszający się od lewej do prawej.
Odwróć jej uwagę!
Utkwiłam w niej wzrok. Okno było po jej lewej stronie.
Szczekanie było głośne. Narastało.
Powiedz cos!
– Harry nie wierzy w…
Drzwi otworzyły się z hukiem i usłyszałam głębokie głosy.
– Policja!
Buty zadudniły na podłodze.
– Haut les mains ! Ręce do góry!
Warczenie i ujadanie. Strzały. Krzyk.
Elle najpierw wykrzywiła usta, a potem zacisnęła je mocno. Z fałd sukni wyciągnęła pistolet i wycelowała w coś, co znajdowało się za mną.
Jak tylko spuściła ze mnie wzrok, złapałam liny, poddałam biodra do przodu, kopnęłam i wygięłam się w jej stronę. Ból przeszył mi ramiona i nadgarstki, gdy ciało poszło do przodu. Kopnęłam ją jednak w rękę. Pistolet przeleciał przez pokój i zniknął z mojego pola widzenia.
Stopy uderzyły w podłogę i ulżyły napięciu w górnych kończynach. Kiedy spojrzałam w górę, Elle stała nieruchomo, a wylot lufy policyjnego pistoletu wycelowany był w jej pierś. Jeden ciemny warkocz opadł i wisiał na czole jak szarfa.
Poczułam na plecach czyjeś ręce i usłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi. Po chwili byłam wolna i nieznane silne ręce powiodły mnie na kanapę.
– Calmez-vous, madame. Tout va bien .
Moje ręce były ciężkie, a kolana miękkie. Chciałam się położyć i zasnąć na zawsze, ale z wysiłkiem wstałam.
– Ma soeur! Muszę znaleźć moją siostrę
– Tout est bien, madame . – Ręce przycisnęły mnie do poduszek.
Więcej butów. Drzwi. Wykrzykiwanie rozkazów. Widziałam Elle i Daniela Jeannotte odprowadzanych z kajdankami na rękach.
– Gdzie jest Ryan? Znacie Andrew Ryana?
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Spróbowałam się uwolnić.
– Czy z Ryanem wszystko w porządku?
– Tylko spokojnie.
Nagle obok mnie zjawiła się Harry, w półmroku widziałam jej szeroko otwarte oczy.
– Boję się – wymamrotała grubym, niewyraźnym głosem.
– Już dobrze. – Objęłam ją swoimi zdrętwiałymi rękami. – Zabieram cię do domu.
Jej głowa opadła na moje ramię, ja przyłożyłam do niej swoją. I przez chwilę tak siedziałyśmy. Potem zbierając wspomnienia ze szkoły, zamknęłam oczy, złożyłam dłonie przed sobą i cicho płacząc modliłam się do Boga, by darował życie Andrew Ryanowi.