-->

Dzie? ?mierci

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dzie? ?mierci, Reichs Kathy-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dzie? ?mierci
Название: Dzie? ?mierci
Автор: Reichs Kathy
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 261
Читать онлайн

Dzie? ?mierci читать книгу онлайн

Dzie? ?mierci - читать бесплатно онлайн , автор Reichs Kathy

Andrew Ryan, detektyw z Wydzia?u Zab?jstw, znowu mo?e pom?c w rozwik?aniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotno?? doskwiera przecie? obojgu…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Usłyszałam gdzieś z tyłu głosy i przesunęłam jedno ramię do przodu, drugie do tyłu i wspięłam się na palcach. Moje ciało skręciło się i przez ułamek sekundy widziałam ich, zanim liny nie przekręciły mnie z powrotem. Rozpoznałam włosy i oko tego mężczyzny. Kto był z nim?

Głosy umilkły, potem znowu je usłyszałam, ale tym razem były cichsze. Kroki i cisza. Na pewno nie byłam sama. Wstrzymałam oddech i czekałam na ich powrót.

Kiedy stanęła przede mną, byłam przestraszona, ale nie zszokowana. Dziś warkocze spięła na głowie i nie wisiały po obu stronach głowy jak wtedy, gdy chodziła po ulicach Beaufort z Kathryn i Carlie'em.

Wyciągnęła rękę i otarła łzę z mojego policzka.

– Boisz się? – Miała zimne i twarde spojrzenie.

Strach nakręci ją jak podwórzowego psa!

– Nie, Elle. Ani ciebie, ani twojej bandy świrów. – Ból gardła utrudniał mi mówienie.

Przesunęła palcem po moim nosie i przez usta. Miała szorstką skórę.

– Żadna Elle. Je suis Elle . Ja jestem Ona. Kobieca siła.

Rozpoznałam ten głęboki głos.

– Najwyższa kapłanka śmierci! – parsknęłam.

– Trzeba było dać nam spokój.

– Trzeba było dać spokój mojej siostrze.

– Potrzebujemy jej.

– Nie wystarczają wam inni? A może zabijanie tak cię ekscytuje?

Niech mówi. Zyskasz na czasie.

– Karcimy nieustępliwych.

– To dlatego zabiliście Daisy Jeannotte?

– Jeannotte. – Jej głos przepełniała pogarda. -Ta zjadliwa, wtrącająca się do wszystkiego idiotka. W końcu da mu spokój.

Co trzeba powiedzieć, by podtrzymać tę rozmowę?

– Ona nie chciała tylko, żeby jej brat umarł.

– Daniel będzie żyć wiecznie.

– Jak Jennifer i Amalie?

– Ich słabość mogła nas powstrzymywać.

– A więc wybieracie słabych i patrzycie, jak są rozszarpywani na strzępy?

W jej oczach było coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. Gorycz? Żal? Oczekiwanie?

– Wyciągnęłam je z dna i pokazałam, jak przeżyć. Same wybrały.

– A co takiego zrobiła Heidi Schneider? Za bardzo kochała męża i dzieci?

Patrzyła zimno.

– Wskazałam jej drogę, a ona i tak wydała na ten świat zło! Podwójne!

– Jak antychryst.

– Tak! – wysyczała.

Pomyśl! Co mówila w Beaufort?

– Mówiłaś, że śmierć to przejście w procesie rozwoju. Wychowujecie mordując dzieci i stare kobiety?

– Nie wolno pozwolić na zepsucie w nowym porządku.

– Dzieci Heidi miały cztery miesiące! – Strach i złość zmieniły mój głos.

– One były zdeprawowane!

– To były dzieci! – Chciałam się na nią rzucić, ale liny trzymały mocno.

Za drzwiami słychać było innych ludzi. Pomyślałam o dzieciach z posiadłości na Świętej Helenie i pierś zaczęła mi falować.

Gdzie jest Daniel Jeannotte?

– Ile dzieci zabiłaś razem ze swoim towarzyszem? Jej oczy prawie niedostrzegalnie zwęziły się.

Niech mówi.

– Zamierzasz poprosić wszystkich swoich ludzi, by umarli?

Nadal nic nie mówiła.

– Po co ci moja siostra? Straciłaś pomysły na motywowanie innych? – Mój głos drżał i był co najmniej o dwie oktawy wyższy.

– Zajmie czyjeś miejsce.

– Ona nie wierzy w wasz Armagedon.

– Świat zmierza ku końcowi.

– Kiedy go ostatnio oglądałam, wszystko było w porządku.

– Zabijacie sekwoje i robicie z nich papier toaletowy, a do rzek i oceanów wlewacie truciznę. Czy to jest w porządku? – Jej twarz była tak blisko mojej, że widziałam drobne żyłki pulsujące na jej skroniach.

– Zabij siebie, jeżeli musisz, ale pozwól innym wybierać.

– Trzeba zachować porządek. Liczbę dopuszczonych.

– Naprawdę? I wszyscy są tutaj?

Odsunęła twarz, ale nic nie odpowiedziała. Coś błyszczało w jej oku, jak światło uciekające od zbitego szkła.

– Nie wszyscy przyjdą, Elle.

Nie odwracała oczu.

– Kathryn nie ma zamiaru umierać dla ciebie. Ona jest daleko stąd, bezpieczna ze swoim dzieckiem.

– Kłamiesz!

– Ma gdzieś twój kosmiczny przydział.

– Znaki mówią swoje. Czas apokalipsy jest bliski i wszyscy powstaniemy z prochów!

Jej oczy były jak czarne dziury w tańczącym świetle. Wiedziałam, co to jest za spojrzenie. Obłęd.

Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam warczenie i ujadanie psów. Dźwięk dochodził z głębi domu.

Poruszyłam się rozpaczliwie, ale liny tylko się zacieśniły. Mój oddech zmienił się w szalone łapanie powietrza. To był odruch, bezmyślna walka.

Nie mogłam tego zrobić! Nie mogłam się uwolnić! A nawet jeśliby mi się udało? Byłam wśród nich.

– Proszę – powiedziałam błagalnie.

Tylko patrzyła zimnym wzrokiem.

Wyrwał mi się szloch, szczekanie było głośniejsze. Nadal się szarpałam. Nie poddam się, nawet kiedy sytuacja będzie beznadziejna.

Co zrobili inni? Widziałam poszarpane ciało i przebite zębami czaszki. Szczekanie przeszło w warczenie. Psy były bardzo blisko. Zapanował nade mną niekontrolowany strach.

Okręciłam się, by coś zobaczyć, i rzuciłam okiem na okno. Moje serce stanęło. Czy na zewnątrz ktoś był?

Nie zwróć jej uwagi na okno!

Opuściłam wzrok i obróciłam się w stronę Elle, nadal walcząc, ale teraz myślałam o tym, co działo się na zewnątrz. Czy mogłam mieć nadzieję na uratowanie?

Patrzyła na mnie bez słowa. Minęła sekunda. Dwie. Pięć. Znowu przekręciłam się w prawo i rzuciłam okiem.

Przez lód dostrzegłam cień poruszający się od lewej do prawej.

Odwróć jej uwagę!

Utkwiłam w niej wzrok. Okno było po jej lewej stronie.

Szczekanie było głośne. Narastało.

Powiedz cos!

– Harry nie wierzy w…

Drzwi otworzyły się z hukiem i usłyszałam głębokie głosy.

– Policja!

Buty zadudniły na podłodze.

– Haut les mains ! Ręce do góry!

Warczenie i ujadanie. Strzały. Krzyk.

Elle najpierw wykrzywiła usta, a potem zacisnęła je mocno. Z fałd sukni wyciągnęła pistolet i wycelowała w coś, co znajdowało się za mną.

Jak tylko spuściła ze mnie wzrok, złapałam liny, poddałam biodra do przodu, kopnęłam i wygięłam się w jej stronę. Ból przeszył mi ramiona i nadgarstki, gdy ciało poszło do przodu. Kopnęłam ją jednak w rękę. Pistolet przeleciał przez pokój i zniknął z mojego pola widzenia.

Stopy uderzyły w podłogę i ulżyły napięciu w górnych kończynach. Kiedy spojrzałam w górę, Elle stała nieruchomo, a wylot lufy policyjnego pistoletu wycelowany był w jej pierś. Jeden ciemny warkocz opadł i wisiał na czole jak szarfa.

Poczułam na plecach czyjeś ręce i usłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi. Po chwili byłam wolna i nieznane silne ręce powiodły mnie na kanapę.

– Calmez-vous, madame. Tout va bien .

Moje ręce były ciężkie, a kolana miękkie. Chciałam się położyć i zasnąć na zawsze, ale z wysiłkiem wstałam.

– Ma soeur! Muszę znaleźć moją siostrę

– Tout est bien, madame . – Ręce przycisnęły mnie do poduszek.

Więcej butów. Drzwi. Wykrzykiwanie rozkazów. Widziałam Elle i Daniela Jeannotte odprowadzanych z kajdankami na rękach.

– Gdzie jest Ryan? Znacie Andrew Ryana?

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

Spróbowałam się uwolnić.

– Czy z Ryanem wszystko w porządku?

– Tylko spokojnie.

Nagle obok mnie zjawiła się Harry, w półmroku widziałam jej szeroko otwarte oczy.

– Boję się – wymamrotała grubym, niewyraźnym głosem.

– Już dobrze. – Objęłam ją swoimi zdrętwiałymi rękami. – Zabieram cię do domu.

Jej głowa opadła na moje ramię, ja przyłożyłam do niej swoją. I przez chwilę tak siedziałyśmy. Potem zbierając wspomnienia ze szkoły, zamknęłam oczy, złożyłam dłonie przed sobą i cicho płacząc modliłam się do Boga, by darował życie Andrew Ryanowi.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название